Szansa na ocalenie - Intronizacja
Wpisał: ks. Tadeusz Kiersztyn   
03.07.2007.

Adm.: W związku z brutalnym atakiem części hierarchii (pocz. lipca 2007) na Intronizację Chrystusa Króla Polski umieszczam artykuł ks. Kiersztyna [z Nowego Przeglądu Wszechpolskiego 3-4 , 2005] wyjaśniający sprawę. Proszę koniecznie wejść na stronę Rozalii, jest w moich link'ach. KAP?AN przed plutonem egzekucyjnym: Tam nazwiska, dokumenty!

Tadeusz Kiersztyn

O.P. "Polska Bogiem Silna"

Szansa na ocalenie

NPW 3-4, 2005

Dziękuję Stronnictwu Polska Racja Stanu, reprezentowanemu na tej sali przez pana prezesa Józefa Kureckiego, pana profesora Andrzeja Flagę oraz pana profesora Stanisława Kasprzyka, za zaproszenie mnie w celu przedstawienia Państwu tematu, który jest polską racją stanu tak ważną, że od niej zależy los naszego Narodu i wszystkich narodów świata. Chodzi o Intronizację Jezusa Króla Polski, do dokonania której jako Naród zostaliśmy wezwani przez Boga za pośrednictwem Sługi Bożej Rozalii Celakówny.

Na wstępie muszę dodać, że czuję się bardzo zaszczycony przemawiając do tak szanownego audytorium. Stanowicie bowiem tę cząstkę naszego Narodu, która nie uległa śmiertelnemu skażeniu liberalizmem, kosmopolityzmem oraz egoistycznym materializmem. Reprezentujecie Polskę praojców – katolicką i patriotyczną, i choć Wasze Stronnictwo w rankingach partii politycznych liczy się tyle, ile za czasów Chrystusa liczył się Nazaret – pogardzany przez ówczesnych przywódców, to wierzę, że zwycięstwo prawdy, sprawiedliwości i niepodległości przyjdzie do Polski przez Was. Polska Racja Stanu jako pierwsza zrozumiała doniosłość wezwania do Intronizacji i z tym wezwaniem związała swój dalszy byt i swój polityczny program. Drodzy Bracia i Siostry, z wielkim szacunkiem chylę przed Wami swe czoło.

Dziesięć lat temu Pan Bóg obarczył mnie niezwykłą misją, polegającą na podjęciu starań o wyniesienie na ołtarze Rozalii Celakówny, pielęgniarki pracującej przez swe całe dorosłe życie w Szpitalu św. ?azarza w Krakowie na oddziale skórno-wenerycznym, a także na głoszeniu Polsce jej posłannictwa – Intronizacji Jezusa Króla Polski. Wraz z tą misją Pan Bóg obarczył mnie wielkim krzyżem, który dzięki bohaterskiej pomocy wielu osób świeckich jakoś dźwigam dla dobra naszej Ojczyzny. Zyskując w Was nowych sprzymierzeńców w dziele Intronizacji, będzie mi o wiele raźniej.

W dniu 5 listopada 1996 r. doszło do otwarcia procesu kanonizacyjnego Sługi Bożej Rozalii Celakówny, a wkrótce potem do ujawnienia jej misji związanej z Intronizacją. Te dwa wydarzenia wstrząsnęły i z coraz to większą mocą wstrząsają elitami duchowymi i politycznymi naszego kraju, zmuszając je do wyraźnego opowiedzenia się za lub przeciw Jezusowi Królowi Polski. W misji Rozalii jest bowiem wezwanie do dokonania Intronizacji (uznania Jezusa Królem Polski), skierowane zarówno do władz kościelnych, jak i świeckich: Jest ratunek dla Polski, jeśli Mnie uzna za swego Króla i Boga w zupełności przez Intronizację, nie tylko w poszczególnych częściach kraju, ale w całym państwie z rządem na czele… (Rozalia Celakówna, Pisma). To żądanie Pana Jezusa, by Aktu Intronizacji w imieniu naszego Narodu dokonały razem i jednomyślnie władze kościelne (episkopat) i władze świeckie (prezydent z parlamentem i rządem), stanowi istotę posłannictwa Rozalii i w dziejach chrześcijaństwa jest absolutną nowością. Szczególnie zaskakuje fakt konieczności udziału w Intronizacji władz świeckich. Niezwykłość i rangę tego żądania wyraża ostrzeżenie Boga, skierowane do nas za pośrednictwem Rozalii, że na świat nadchodzi kara o wiele cięższa od kary potopu, a także zapewnienie, że Polska nie zginie, o ile uzna w wyżej opisany sposób Jezusa swym Królem. W ślady Polski, jak zostało to zapowiedziane Rozalii, pójdzie wiele innych narodów, które także uznają w Jezusie swego jedynego Króla i Boga; tylko one ocaleją z powszechnej zagłady. Widzimy więc, że w tych postanowieniach Bożych Polska odgrywa doniosłą i bardzo odpowiedzialną rolę wobec całej ludzkości.

W obecnym wystąpieniu chciałbym się głównie skupić na tym najbardziej niezwykłym wymiarze posłannictwa Rozalii, dotyczącym udziału w czysto religijnym akcie, jakim jest Intronizacja, władz świeckich. Trzeba dodać, że dla Intronizacji głoszonej przez Rozalię udział władz świeckich jest warunkiem sine qua non. Innymi słowy Intronizacja nie będzie ważna bez udziału w niej władz świeckich. Zastanówmy się, dlaczego pojawił się tak niecodzienny warunek, i to dopiero po upływie dwóch tysięcy lat działalności Kościoła.

Już przy pierwszej pobieżnej refleksji nad tym zagadnieniem można stwierdzić, że wezwanie do Intronizacji prowadzi do jawnej konfrontacji wiary z niewiarą, uległości z buntem, chrześcijaństwa z pogaństwem. Jednakże korzenie tej obecnej konfrontacji sięgają o wiele Sługi Bożej Rozalii, musimy w naszych rozważaniach cofnąć się do czasów bardzo odległych, do początków narodzin Królestwa Bożego w narodach pogańskich.


 

Jezus Król, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego, wstępując do nieba, by zasiąść na królewskim tronie po prawicy Ojca, daje apostołom rozkaz zaprowadzenia na całym świecie Królestwa Bożego. Misja ta polega na poddaniu królewskiej władzy Jezusa wszystkich narodów. Cały ówczesny cywilizowany świat dostępny apostołom tworzyło pogańskie, potężne Imperium Rzymskie. Poza nim żyły liczne plemiona barbarzyńskie, do których Apostołowie mogli dotrzeć po uprzednim zdobyciu dla Chrystusa Cesarstwa Rzymskiego. Stąd walka chrześcijan o zaprowadzenie Królestwa Jezusa przez okres trzech pierwszych wieków dotyczy głównie Cesarstwa Rzymskiego. Walka, do której stanęli apostołowie i ich następcy, nie polegała na podboju terytorialnym, lecz na pokonaniu w sercach i umysłach ludów pogańskich ich wierzeń i praktyk, które wyrażały się w uprawianiu magii, czarów i różnych misteriów, pozbawionych jakiejkolwiek moralności (zob. Rz 1, 18nn).

Dla lepszego zobrazowania tych zmagań musicie sobie, Państwo, przywołać w pamięci obrazy duchowej walki przekazanej nam na kartach Nowego Testamentu. Dotyczą one zmagań Jezusa i apostołów ze złymi duchami, które opanowały ówczesny świat i ludzi w nim żyjących. Mówiąc zatem o religiach pogańskich i związanych z nimi praktykach i misteriach, musimy pamiętać, że nie były one wytworem ludzkiej wyobraźni, lecz rzeczywistym kontaktem ze złymi duchami, a zwłaszcza z ich władcą, Lucyferem, który obdarzał swych wyznawców swą mocą i swą obecnością; chodzi o faktyczną skuteczność magii, czarów, wróżb.

Apostołowie, posłani jak owce między wilki, wyrywali diabłu ludzi za cenę straszliwych cierpień, jakie spadały na nich w formie licznych i niezwykle okrutnych prześladowań. Cesarstwo Rzymskie bowiem całym swym ustrojem strzegło nienaruszalności demonicznych kultów pogańskich. W tej walce dobra ze złem, miłości z nienawiścią, Kościoła z mocami ciemności chrześcijaństwo w końcu odniosło pierwsze wielkie zwycięstwo. W roku 313 współrządzący Cesarstwem Konstantyn i Licyniusz nadali chrześcijanom na terenie całego Imperium Rzymskiego prawo swobodnego wyznawania swej religii (tzw. edykt mediolański). W kilkadziesiąt lat później chrześcijanie odnieśli pełne zwycięstwo, gdy cesarz Teodozjusz I w 380 r. nakazał wszystkim obywatelom swego państwa wyznawać religię chrześcijańską. Dopełnieniem tego aktu był edykt cesarski z 392 r., zakazujący w całym Imperium Rzymskim wyznawania wierzeń pogańskich i uprawiania związanych z nimi demonicznych kultów.

By uprzytomnić sobie charakter tego zwycięstwa i jego doniosłość dla dalszych losów Europy, należy odsłonić towarzyszący mu wymiar duchowy: miliony ludzi i niezliczone narody zostały wówczas uwolnione spod władania złego ducha i poddane pod panowanie Jezusa Króla. Tak rodziła się chrześcijańska Europa i tworzyła się nowa cywilizacja. Ponieważ ewangelizacja jest procesem przeobrażeniowym, któremu podlega społeczeństwo zrośnięte z wytworzonymi przez siebie strukturami organizacyjnymi i prawnymi, kulturą i nauką, dlatego też chrześcijaństwo, przeobrażając ludzi, zarazem przeobrażało wszystkie dziedziny życia społecznego Cesarstwa Rzymskiego, nadając im wymiar ewangeliczny. Ten proces powodował w Europie dziejową przemianę. W miejsce cywilizacji grecko-rzymskiej kiełkowała i wzrastała cywilizacja chrześcijańska, stopniowo obejmując swym zasięgiem całą Europę i Azję Wschodnią. Rzeczą najbardziej charakterystyczną dla cywilizacji chrześcijańskiej było współdziałanie Kościoła i państwa, władzy duchowej i świeckiej, w umacnianiu w danym narodzie Królestwa Bożego i w strzeżeniu go przed wrogami.

Pomijam w tym wystąpieniu zagadnienie supremacji władzy papieskiej (papież namiestnikiem Jezusa Króla) nad władzą cesarską lub królewską i odwołam się tylko do egzemplarnego modelu funkcjonowania tej dwuwałdzy w cywilizacji chrześcijańskiej, by ukazać niezbywalność wynikającego z niej sojuszu (wspólnoty) tronu i ołtarza, czyli ścisłego współdziałania władzy państwowej z władzą kościelną.

Współdziałanie państwa i Kościoła w obronie religii chrześcijańskiej i w normowaniu życia obywateli według jej zasad, zaistniałe na przełomie IV i V w., w następnych wiekach było nieustannie pogłębiane nie tylko praktycznie, ale  i teoretycznie przez rozwój myśli teologicznej. U progu IX w. jawi się dojrzały model sojuszu (nierozerwalności Kościoła i państwa) tronu i ołtarza. W roku 800 miało miejsce doniosłe wydarzenie: król frankoński Karol Wielki, mieniąc się władcą chrześcijańskim, przyjął w Rzymie z rąk papieża Leona III koronę cesarską. Tak powstałe w Europie cesarstwo chrześcijańskie, związane ściśle z papieską władzą, było ukoronowaniem długoletniego wysiłku Kościoła, którego celem była konsolidacja i organizacja wspólnoty państw chrześcijańskich na nowych podstawach. Cesarz Karol Wielki, w nawiązaniu do chrześcijańskich cesarzy Cesarstwa Rzymskiego, stał się obrońcą Kościoła w tym zakresie, jaki należał do kompetencji władzy świeckiej. W ten sposób idea udziału w misji Jezusa władców świeckich zaprowadzała w Europie Królestwo Boże (Respublica Christiana) na ostatecznych zasadach. Cesarz jako pomazaniec Boży miał kierować w sprawach doczesnych całą chrześcijańską społecznością (Christianus populus) w nierozerwalnej wspólnocie (sojuszu) z władzą duchową, papieską.

Podkreślam bardzo dobitnie słowa „w nienaruszalnej wspólnocie”, gdyż od nienaruszalności tej wspólnoty uzależniony był cały, nowo ustanowiony porządek chrześcijańskiej Europy, stanowiący zarazem fundament cywilizacji chrześcijańskiej z dwóch racji.

Po pierwsze, przy modelu dwuwładzy w państwach chrześcijańskich jest rzeczą absolutnie niemożliwą, by któraś z tych władz znalazła się w duchowej opozycji do drugiej: Królestwo wewnętrznie skłócone nie może się ostać (por. Mt 12, 25) lub by służyła innym wartościom i innemu panu: Nikt nie może dwóm panom służyć (por. Mt 6, 24).

Po drugie, władza duchowa, by nie była zmuszona przekraczać swych kompetencji, musi mieć wiernego sojusznika w zarządzie rzeczami doczesnymi. Państwo i Kościół muszą wzajemnie i całkowicie na sobie polegać i uzupełniać się we wspólnym budowaniu i strzeżeniu Królestwa Bożego na tym świecie. Dla przykładu wspomnę tylko o kwestii administracji państwowej, prawa karnego, obronności itd., leżących w gestii władzy świeckiej, która w tym celu posiada odpowiednie środki i narzędzia, by uzmysłowić Państwu, jak ważna jest ta zasada pomocniczości państwa dla prawidłowego funkcjonowania organizmu narodu chrześcijańskiego. Zerwanie tej zasady oznaczałoby zburzenie całego porządku obowiązującego narody należące do cywilizacji chrześcijańskiej.

Dla lepszego zrozumienia nieodzowności sojuszu tronu i ołtarza musimy uświadomić sobie charakter zagrożeń, z którymi borykały się wówczas narody chrześcijańskie. Zagrożenie, to najbardziej widoczne, płynęło nieustannie ze strony plemion barbarzyńskich. W zwalczaniu tego zagrożenia współdziałanie Kościoła i państwa było nieuchronne i nikt tego nie kwestionuje.

Obok wroga zewnętrznego nieustannie ujawniał się wróg wewnętrzny – duchowy. Do niego zaliczyć należy wszystkich herezjarchów i inspirowane przez nich herezje. Jednakże o wiele większe zagrożenie duchowe dla chrześcijaństwa płynęło ze strony demonicznych kultów i praktyk, niosących z sobą śmiertelną zarazę dotykającą duszy. Trzeba przy tym odróżnić zagrożenie płynące z wierzeń pogańskich, właściwych dla plemion barbarzyńskich zamieszkujących Europę, od potężnych kultów i rytuałów demonicznych świata antycznego, których nieprzerwanym siedliskiem była Europa południowo-wschodnia i Azja. To drugie zagrożenie, szczególnie niebezpiecznie z racji wyrafinowanych praktyk i uwodzących idei, proponujące ludziom udział w „boskiej”, lucyferycznej wiedzy, mocy i władzy, było gorsze od najazdów wrogich armii i wymagało pełnej mobilizacji obronnej od Kościoła i państwa, strzegących razem duchowych granic chrześcijaństwa. Z tej potrzeby zrodziła się inkwizycja, oskarżana i ośmieszana dzisiaj przez burzycieli starego ładu.

By uzmysłowić Państwu skalę duchowego zagrożenia cywilizacji chrześcijańskiej i konieczność współdziałania Kościoła i państwa w jego zwalczaniu, przytoczę jeden z licznych faktów historycznych. Otóż rycerze Zakonu Templariuszy, założonego w Jerozolimie w 1118 r. dla obrony pielgrzymów, po upadku Królestwa Jerozolimskiego w 1187 r. wracają do Europy i osiedlają się we Francji. Wkrótce stają się potęgą ekonomiczną i zdobywają coraz większe wpływy polityczne na dworach królewskich. Jednakże ich działalność budzi wiele podejrzeń z innych racji. Są wielkim zagrożeniem dla chrześcijańskiej Europy z powodu swych heretyckich poglądów na życie i śmierć Jezusa oraz demonicznych praktyk, polegających na bezczeszczeniu krzyża, uprawianiu czarnej magii, magii seksualnej i kultu szatana.

W piątek 13 października 1307 r. król francuski Filip IV Piękny, w porozumieniu z papieżem Klemensem V, przeprowadza nagłą akcję militarną, której celem było uwięzienie templariuszy. W samym Paryżu zostaje uwięziony wielki mistrz zakonu Jakub de Molay wraz ze 140 rycerzami. Równocześnie dokonano aresztowań członków zakonu na terenie całej Francji. Proces templariuszy trwał kilka lat. W toku przesłuchań prowadzonych przez inkwizycję kościelną, której przewodniczył inkwizytor brat Wilhelm z Paryża, ustalono, że templariusze w czasie swego pobytu w Palestynie przejęli od ludów Wschodu gnostycką wiedzę i demoniczne misteria, czcząc Lucyfera w posągu zwanym Baphometem. Przedstawiał on skrzydlatego kozła z wielkimi rogami, z pięcioramienną gwiazdą na łbie, siedzącego na ujarzmionym globie jak na tronie. Inskrypcja „Baphomet”, czytana wspak, według kryptografii kabały żydowskiej znaczy: ojciec świątyni pokoju wszystkich ludzi. Templariusze czcili zatem w miejsce Boga Ojca innego ojca (Lucyfera), budowniczego nowej świątyni (nowego ładu), wszystkich ludzi (wymiar globalny). W roku 1310 spalono na stosie 54 templariuszy, a w 4 lata później zginął na stosie wielki mistrz Jakub de Molay z trzema innymi najbliższymi współpracownikami. Chociaż papież Klemens V bullą Vox clamantis zniósł Zakon Templariuszy, a następnie zakazał pod karą ekskomuniki w jakikolwiek sposób nawiązywać do jego tradycji, to jednak przywleczonej ze Wschodu zarazy okultyzmu nie udało się już z Europy usunąć. Kult Baphometa, nadal szerzony w głębokiej konspiracji przez zbiegłych templariuszy, odrodził się z całą siłą w Zakonie Różokrzyżowców, sięgającym swymi początkami XV w. Przypuszcza się, że ci protoplasci współczesnej masonerii, nieprzejednani wrogowie Kościoła katolickiego, nazwą swą nawiązali do czerwonego krzyża zdobiącego płaszcze templariuszy. Notabene jednym z ojców zjednoczonej Europy pod władzą Baphometa był różokrzyżowiec Jan Amos Komeński (1592-1670), zwany też Comeniusem. Pochodził on z Moraw, z rodziny husyckiej, i oficjalnie należał do groźnej sekty Braci Czeskich. Głównie działał w Polsce, w Lesznie, gdzie parał się szkolnictwem, opracowując zasady dydaktyki w zgodzie ze swymi przekonaniami. Obecnie projekt Comenius jest wcielany przez Unię Europejską w polskim szkolnictwie.

Spuściznę po różokrzyżowcach przejęła z czasem masoneria, a sam Comenius uważany jest przez J. Giertycha za jednego z głównych twórców masonerii. Tych parę faktów, podanych w wielkim skrócie, powinno Państwu uświadomić, jak wielkim zagrożeniem dla cywilizacji chrześcijańskiej, a obecnie dla naszego Narodu, jeszcze katolickiego, stanowiły zręby antykościoła, budowane już w średniowieczu przez wyznawców okultyzmu. Zasada bowiem walki o władzę nad światem między dobrem a złem jest zawsze ta sama. Jezus posyła apostołów z misją poddania pod Jego panowanie wszystkich narodów. Lucyfer działa także w podobny sposób, posyłając na świat swych apostołów okultyzmu z podobnym zadaniem. Walka o dusze ludzkie w razie przegranej jest dla chrześcijan o wiele groźniejsza w skutkach, niż wszystkie krwawe najazdy wrogów zewnętrznych i toczonych w ciągu historii wojen. Czy Kościół i władcy chrześcijańscy w tej walce na śmierć i życie wieczne nie mieli prawa uciekać się do środków ostatecznych, jakimi były tortury i płonące stosy?

Jeśli w walce z Saracenami czy Turkami nie przebierano w środkach, mordując setki tysięcy ludzi i paląc ogniem wielkie połacie ziemi wraz z osadami i miastami, to nikt nie podważa słuszności tych działań. Jeśli w walce o wiele bardziej bezwzględnej i straszniejszej, bo duchowej, prowadzonej w obronie narodów chrześcijańskich skazano na śmierć ludzi walczących po stronie Lucyfera, to współcześni tryumfatorzy nowego porządku świata nie znajdują dla tych działań granic potępienia.

Zapytajmy się, cóż takiego się stało, że w świecie nam współczesnym nastąpiła tak radykalna zmiana nastawienia do Kościoła i narodów chrześcijańskich, a wraz nią przewrotna ocena faktów historycznych?

Przyjmuje się, że cywilizacja chrześcijańska trwała w Europie od V do XV wieku. Cóż zatem ją zniszczyło? Nie najazdy barbarzyńców, lecz tajne stowarzyszenia i związki osób skupionych wokół Baphometa! Ludzie ci doskonale w nich zorganizowani przenikali stopniowo do władz państwowych i kościelnych, do urzędów i uniwersytetów, zwodzili filozofię i teologię, demoralizowali szkolnictwo, desakralizowali sztukę itd. Wszystko i wszystkich poddawali pod władzę Lucefera, szerząc, na ile się tylko dało, w danym okresie historii bałwochwalcze misteria, okultyzm, satanizm i wszelki zamęt społeczny. Dziś żyjemy w świecie astrologów, wróżek, magów, uzdrawiaczy, tarota, kabały, pośród wszelkich zwyrodnień seksualnych i równouprawnionych wszystkich religii. Gdyby w naszym czasie żyli i działali templariusze, cieszyliby się powszechnym uznaniem i szacunkiem, a niejeden z nich dostałby Nobla lub występowałby w telewizji jako wielki humanista i autorytet moralny. Bo dziś już nie ma kto bronić duchowych granic Królestwa Jezusa i chronić ludzi ochrzczonych przed śmiertelnymi wrogami ich życia i ich duszy. Za to nauczono ludzi Kościoła katolickiego wstydzić się i przepraszać za struktury i za owoc działań obronnych państw stanowiących niegdyś cywilizację chrześcijańską.

Demontaż cywilizacji chrześcijańskiej następował stopniowo, kierowany w sposób przemyślany i metodyczny od przeszło 300 lat przez światową masonerię, która wchłonęła w siebie wcześniejsze i działające do tej pory, niezależnie od siebie, wszelkie twory organizacyjne Antychrysta. Dla tego zwycięskiego pochodu zła barierę nie do przebycia wciąż stanowił sojusz Kościoła i państwa. Jak długo on trwał, tak długo prawo stanowione było zgodne z prawem Bożym, a administracja państwowa wymagała od obywateli przestrzegania norm kościelnych, stosując wobec opornych sankcje. Mimo licznych prób (wystarczy wymienić Rewolucję Francuską) przymierze tronu i ołtarza okazało się dla światowej masonerii twierdzą wyjątkowo trudną do zdobycia. Po wielu latach szturmu pierwszy wyłom dokonano w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. Na mocypPierwszej poprawki do konstytucji z roku 1798 zakazano uznawania religii katolickiej za oficjalną, to znaczy spójną z państwem. Następne zwycięstwo masoneria odniosła we Francji. Na mocy ustawy o stowarzyszeniach z dnia 2 lipca 1901 r. zlikwidowano we Francji setki klasztorów, a w konsekwencji doprowadzono do zamknięcia tysięcy szkół katolickich. Wkrótce potem na mocy ustawy o separacji Kościoła od państwa z dnia 9 grudnia 1905 r. pozbawiono Kościół katolicki osobowości prawnej – stan ten trwa do dziś.

W roku 1911 wielki mistrz masonerii portugalskiej, Magalhaes Lima, na kongresie masońskim w Rzymie był entuzjastycznie fetowany za wypowiedź: Przez 10 miesięcy naszych rządów uczyniliśmy to, czego inni nie mogli uczynić przez wiele lat. Wypędziliśmy jezuitów, zlikwidowaliśmy zgromadzenia religijne, wprowadziliśmy prawo rozwodów i oddzieliliśmy państwo od Kościoła. W innych krajach walka jeszcze trwała i dlatego w roku 1922, w czasie zjazdu lóż Wielkiego Wschodu, który odbył się w Genewie, ustalono dalszy program walki z Kościołem, obowiązujący wszystkie loże. W programie tym jeden z sześciu głównych punktów (oprócz popierania organizacji wolnomularskich i teozoficznych, ruchu sekciarskiego oraz zwalczania szkół religijnych) stanowił zapis o dążeniu do rozdziału Kościoła od państwa. Zdawano sobie bowiem sprawę, że Kościół pozbawiony osłony państwa zostanie wyrugowany z życia publicznego.

W obliczu tych ogromnych zniszczeń dokonanych w życiu wielu narodów przez masonerię chodzi przecież o zbawienie milionów, milionów ludzi, ówczesny Kościół walczył tymi środkami obronnymi, które były w jego dyspozycji. Masoneria została przez papieży dokładnie w licznych encyklikach opisana co do swego lucyferycznego pochodzenia i działania, i wielokrotnie obłożona klątwą. Wszyscy należący do masonerii lub ją popierający zostali przez Kościół ekskomunikowani, a sama organizacja na przestrzeni 200 lat została aż 400 razy potępiona przez papieży, co w stosunku do innych sekt stanowi absolutny rekord.

Nie mniej zdecydowanie przeciwstawiali się papieże próbom rozdzielenia Kościoła od państwa. Wystarczy wspomnieć encyklikę Vehementer nos, w której papież Pius X potępił rozdział Kościoła od państwa jako zasadę absolutnie fałszywą i niezwykle szkodliwą.

Szkodliwość tej zasady jest tej samej natury co działanie sił ciemności. Państwo, które w swym programie działania nie identyfikuje się z chrześcijańskimi wartościami i zasadami życia, z konieczności musi identyfikować się z ideologią lucyferyczną, a tym samym normować życie społeczne obywateli według jej zasad (komunizm, faszyzm, liberalizm, globalizm). Ponieważ poza Bogiem chrześcijan istnieje tylko jeden uzurpator – Lucyfer (ukrywa się on pod wieloma imionami, co czyni pozór wielości religii i bóstw), świat, wyłamując się z ram chrześcijaństwa, musi z konieczności dostać się pod jego władanie. Na pytanie: Jak mogli dopuścić do tego zwycięstwa szatana ludzie ochrzczeni? odpowiadam pytaniem retorycznym: Jak mogli powiesić swego Króla na drzewie krzyża ludzie obrzezani?

Zdrada dziesiątków milionów ludzi na przestrzeni ostatnich kilkuset lat, świeckich i duchownych, którzy przystali do masonerii, spowodowała, że we wszystkich narodach dotkniętych laicyzacją państwa następowała detronizacja Jezusa Króla.

Dla zobrazowania tego dramatu, który nadal rozgrywa się na naszych oczach, przytoczę kilka wypowiedzi papieskich:

– papież Leon XIII, cytując Psalm 2 i słowa Jezusa: Dana Mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi, stwierdza, że Jego panowanie musi być najwyższe, absolutne i od nikogo niezależne… i dodaje: Błagać będziemy, by Jezus Chrystus, którego władzy przecież podlegamy, rzeczywiście tę władzę nad nami wykonywał… Wtedy tylko będzie można uleczyć tak wiele ran, przywrócić powagę prawa, zaprowadzić ład i pokój, gdy wszyscy chętnie i z uległością przyjmą panowanie Chrystusa (encyklika Annum sacrum, 1899 r.);

– papież Pius XI: Taki potop zła rozlał się w świecie dlatego, iż większa część ludzi odsunęła Jezusa Chrystusa i Jego święte prawa od praktyki swego życia, od rodziny i spraw publicznych…Usunięto Boga, Jezusa Chrystusa, od prawodawstwa i spraw państwowych, i oświadczono, że władza nie pochodzi od Boga, ale od ludzi. To było przyczyną, że zachwiała się sama podstawa władzy (encyklika Ubi arcano, 1922 r.);

– papież Pius XI: Dziś, gdy rozkazujemy, by ogół katolików czcił Chrystusa pod imieniem Króla, tym samym uważamy, że podajemy jedno z najskuteczniejszych lekarstw na nasze czasy, a także i na zarazę, która społeczeństwo ludzkie nawiedziła. Zarazą naszych czasów nazywamy tzw. laicyzm, wraz z jego błędami i niegodziwymi dążeniami… Rozpoczęto od zaprzeczenia panowania Chrystusa na wszystkimi ludami. Powoli zrównano religię Chrystusa z religiami fałszywymi i zniżono ją haniebnie do ich rzędu. Następnie poddano ją władzom świeckim… Doprawdy, im bardziej pomija się w haniebnym milczeniu najsłodsze Imię naszego Zbawiciela, czy to w zgromadzeniach międzynarodowych, czy w parlamentach, tym głośniej trzeba je wielbić, rozgłaszając wszędzie prawa Jego Królewskiej godności i władzy (encyklika Quas primas, 1925 r.);

- papież Pius XI: Gdy jednak w ubiegłym wieku, a także i w naszych czasach podstępne machinacje bezbożnych ludzi doprowadziły do tego, że zaczęto się wyłamywać spod najwyższej władzy Jezusa Chrystusa i wypowiedziano otwartą wojnę Kościołowi, wydając prawa oraz ustawy niezgodne z prawem Boskim i naturalnym; gdy na publicznych zebraniach wołano: „Nie chcemy, żeby On był naszym Królem!” [jednym głosem wołamy]: „Trzeba, ażeby Chrystus królował!” (encyklika Miserentissimus Redemptor, 1928 r.);

- papież Pius XII: Uważamy za największą powinność Naszego urzędu i największy obowiązek wobec współczesności dać świadectwo prawdzie. (…) A więc głównym złem, z powodu którego świat współczesny popadł w duchowe i moralne bankructwo oraz ruinę, jest niegodziwe i zaiste zbrodnicze usiłowanie, by pozbawić Chrystusa Jego Królewskiej władzy, a także nieprzyjęcie nadanego przez Chrystusa prawa prawdy oraz odrzucenie prawa miłości, które jako Boskie tchnienie jest życiodajną treścią i mocą Jego władania.

Ratunek i zbawienie dla współczesnego człowieka znajduje się tylko w czci Chrystusa jako Króla, w uznawaniu uprawnień wynikających z władzy, jaką On sprawuje, oraz w doprowadzeniu do powrotu poszczególnych ludzi i całej ludzkiej społeczności do chrześcijańskiego prawa prawdy i miłości (encyklika Summi pontificatus, 1939 r.).

Powyższe nawoływania papieskie pozostały w świecie bez echa, a po śmierci Piusa XII umilkły. Europa kierowana przez oświeconych humanistów nadal się jednoczy w imię Baphometa, a cały świat zmierza ku globalizacji – jednego imperium królestwa ciemności.

Dopiero na tle tych dziejowych przemian, które ukazałem,  możemy właściwie odczytać posłannictwo S€gi Bożej Rozalii Celakówny. Jej wielkie orędzie, skierowanenajpierw do Narodu Polskiego, a wyrażające żądanie Pana Jezusa, jedynego Króla narodu ludzi ochrzczonych, a więc formalnie należących do Jego Królestwa, by dokonać Intronizacji, czyli publicznie uznać Go za swego  Króla, jest przez Boga daną Polsce i światu ostatnią szansą ocalenia.

Rozalia w wielkiej wizji dotyczącej zniszczenia świata widzi popękany glob ziemski i gorejącą lawę niszczącą niczym biblijny potop wszystkie kraje i narody, które odmówiły uznania Jezusa za Króla. Ta scena nie pozostawia niedomówień, a jej autentyczność potwierdzają słowa Pana Jezusa w bardzo licznych Jego wypowiedziach, zapisanych w Ewangelii. Jest ona ponadto całkowicie zgodna z Apokalipsą św. Jana, a także z ostrzeżeniem przekazanym światu przez Matkę Najświętszą w Fatimie w roku 1917, w czasie wielkiego tryumfu masonerii.

Drodzy Państwo, zastanówcie się tylko, czy Bóg może zachować świat w istnieniu, gdyby ludzkość upodobniła się do Lucyfera? Czy nie groziłby wtedy ludzkości ten sam los co diabłu (zob. Ap 19, 19nn)? Jezus Król nabył świat za cenę krwi przelanej i powracając, oczyści swą własność, karząc przeniewierców, bluźnierców i świętokradców. Przed dniem kary dał światu dzień miłosierdzia, czas na opamiętanie się za pośrednictwem św. Faustyny. Dziś przemawia do nas przez Sługę Bożą Rozalię Celakównę, wskazując nam ostatnią szansę ratunku – Intronizację. Zajmujecie się, Państwo, sprawami społeczno-politycznymi i macie całkowitą świadomość, jak wszystkie organy i dziedziny życia naszego Narodu zostały poddane władzy twórców antychrześcijańskiego ładu. Widzicie rozpacz w oczach milionów Polaków, oszukanych przez przywódców, ogłupionych przez media, odartych z godności dzieci Bożych, wydziedziczonych z majątku narodowego przez ludzi owładniętych duchem złym. Po ludzku myśląc, z tej opresji duchowej i materialnej, w jakiej znalazł się nasz Naród, nie ma wyjścia. Ale trzeba Wam uwierzyć, że Bóg wszystko może, trzeba uwierzyć w posłannictwo SługiBożej Rozalii Celakówny i uchwycić się tej jedynej szansy na nasze ocalenie. Wierzę, że Jezus Król Polski, nas obroni i że zgodnie z obietnicą objawioną wielu świętym polskim XX wieku wywyższy nasz kraj w potędze i chwale, jeśli tylko wypełni on Jego wolę. Bracia i Siostry, ciśnie mi się na usta tylko jedno słowo: Intronizacja!

Dlaczego moje nawoływanie, błaganie, kieruję do Was, ludzi świeckich? Nie chcę się żalić na oportunizm władz kościelnych, na opór, jaki wśród duchowieństwa napotyka sprawa uznania Jezusa za Króla Polski. Chcę natomiast w kontekście tego, co uprzednio powiedziałem, ukazać Wam Wasze zadanie w dziele Intronizacji. Ponieważ Bóg żąda, a należy to do istoty Jego żądania, by Aktu Intronizacji dokonały również władze świeckie, daje to Wam, politykom, powód i najwyższą rację do Waszego zaangażowania się w walkę o uznanie Jezusa za Króla Polski. Ukazałem Wam, jak powstawała cywilizacja chrześcijańska jak ważny dla jej istnienia był sojusz Kościoła i państwa i w jaki sposób ją zniszczono. Przejęcie przez antykościół w swe ręce władzy świeckiej w państwach chrześcijańskich, stało się powodem stoczenia się tych narodów z drogi stromej, prowadzącej do tronu Jezusa Króla. Dziś władza świecka stała się ostoją i protektorem duchowego panowania zła nad narodami. Żądanie zatem Boga, w pełni zasadne, by władza świecka ukorzyła się przed Nim w pokornym akcie Jego Intronizacji, który ma pociągnąć za sobą przywrócenie w państwie ładu Jego Królestwa, jest ultimatum! Niech ta prawda przynagla Was w dążeniu do odrestaurowania Królestwa Bożego w naszej Ojczyźnie.

Uznając prawo do królowania Jezusa w naszej Ojczyźnie i wierząc, że Intronizacja w Polsce nie dokona się ważnie bez udziału w niej władz świeckich, wypiszcie na swych sztandarach hasło „Intronizacja”. Umieśćcie go w swym programie politycznym i idźcie z nim do wyborów, a Bóg sprawi, że pod tym znakiem zwyciężycie. I nikt nie ma prawa zarzucać Wam koniunkturalizmu, populizmu i mieszania się w sprawy Kościoła. Jako katolicy, jako ludzie poczuwający się do odpowiedzialności za los tego Narodu, macie nie tylko prawo, ale jest to waszym świętym obowiązkiem,by  wziąć czynny udział w tym czysto religijnym akcie.

Na wstępie mego wystąpienia oświadczyłem, że Intronizacja prowadzi do jawnej konfrontacji z ludźmi i strukturami przeciwnymi Królestwu Bożemu. Sami dobrze widzicie palącą potrzebę wyzwolenia Polski spod ich wpływu. Trzeba odsunąć od władzy ludzi, którzy zdradzili Chrystusa, niezależnie od tego, czy noszą garnitur czy sutannę, czy swe szaty zdobią fartuszkiem czy purpurą. Trzeba oczyścić Królestwo Maryi z bałwochwalstwa, z niesprawiedliwości społecznej, z zakłamania, by w ten sposób przygotować drogę do tronu Polski dla Jezusa Króla. Intronizacja bardziej niż woda święcona sama z siebie ujawni zdrajców. W tej walce nie tylko o doczesność, ale także o szczęście i życie wieczne, niech przykładem dla Was będzie osoba świecka, na pozór nic nie znacząca, skromna pielęgniarka, Służebnica Boża Rozalia Celakówna.

Zmieniony ( 13.10.2007. )