Kampania JK a śledztwo ws. ZAMACHU
Wpisał: Mirosław Dakowski   
09.07.2010.

Kampania JK a śledztwo ws. ZAMACHU

Ludzie z Krakowskiego Przedmieścia

http://www.wyszkowski.com.pl/index.php/component/content/article/27/1504-ludzie-z-krakowskiego-przedmiecia

            Jestem w gronie nieszczęśliwców, którzy na samym początku kampanii prezydenckiej mieli silne przeczucie, że zakończy się ona zwycięstwem kandydata PO. Niestety, przeczucie to dramatycznie zbliżało się do pewności wraz z upływem czasu. Wiele osób proponowało mi zakłady - gdyby nie fakt, że z zasady się nie zakładam, dziś pewnie moje konto zasiliłaby niezła sumka. Ale do rzeczy.

            Jarosław Kaczyński miał ogromną szansę na zwycięstwo. Większą niż jego śp. Brat pięć lat temu. Prawdą jest, że osiągnął dobry wynik. Jednak jest on faktem mimo kampanii, a nie dzięki niej.
            Bo działania otoczenia szefa PiS minęły się z oczekiwaniami jego elektoratu. Kampania Kaczyńskiego nakierowana była na coś, co można kolokwialnie nazwać udobruchaniem czy ugłaskaniem. Fakt - ludzie generalnie wybierają spokój. Jednak są sytuacje, gdy święta potrzeba spokoju ustępuje miejsca potrzebie dowiedzenia się.

            Nie ma najmniejszych wątpliwości, że ogromna część Polaków chciała i nadal chce dowiedzieć się, dlaczego zginął prezydent RP. Nie chciała słuchać rozpraw o tym, czym różni się komercjalizacja szpitali od ich prywatyzacji, miała w nosie ocenę Gierka na tle innych komunistycznych przywódców. Na dwa miesiące po niewyjaśnionej śmierci głowy państwa, szefów najważniejszych urzędów, dowódców WP!

            Dystansując się od tej potężnej potrzeby tysięcy wyborców, otoczenie Jarosława Kaczyńskiego stworzyło złudzenie, że jego kandydat i cała partia w ogóle ma do tej sprawy podobne podejście jak Komorowski i PO. Dał się przekonać, że mówienie o Smoleńsku i bezwzględne domaganie się wyjaśnienia tej tragedii będzie żerowaniem na śmierci. Tymczasem rzesze, które żegnały Lecha i Marię Kaczyńskich oraz innych pasażerów feralnego Tu, nie były spragnionymi zemsty typami spod ciemnej gwiazdy. To byli ludzie, którzy poczuli się odpowiedzialni za swój kraj jak nigdy dotąd po 1989 r. Energia i zaangażowanie każdego z nich były cenniejsze niż każdego niezaangażowanego. Bo to właśnie oni – ludzie z Krakowskiego Przedmieścia – byli najlepszymi emisariuszami obywatelskiej RP i to właśnie oni mogli najskuteczniej zarazić swoją aktywnością i postawą tych, którzy do tej pory stali obok wyborów.

            Tymczasem z zupełnie niezrozumiałych powodów dano im odczuć, iż są bez wartości, że swoją czynnością obciążają nawet konto kandydata PiS. Wiem z rozmów z nimi, że wielu skutecznie zniechęcono. Owszem - na wybory poszli - ale przez ostatnie tygodnie kampanii nie byli już ani orędownikami sprawy, ani emisariuszami swojego kandydata. W normalnych okolicznościach wynik wyborów można by skwitować prostym „sami na to zapracowali”. I tak bym zrobiła, gdyby nie świadomość ceny, jaką za tę przegraną zapłacimy - zablokowanie śledztwa w sprawie smoleńskiej katastrofy.
Katarzyna Gójska-Hejke Gazeta Polska • 2010.07.07 [km]