Hieny mają męczenników
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
12.11.2017.

Hieny mają męczenników



Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4070

Komentarz  •  tygodnik „Goniec” (Toronto)  •  12 listopada 2017



No nareszcie! Nareszcie Żywa Cerkiew będzie miała Pierwszego Męczennika. Dotychczas bowiem nie miała, a – powiedzmy sobie szczerze – co to za Cerkiew, niechby nawet i Żywa, bez męczennika, zwłaszcza Pierwszego? Wprawdzie na męczennika lansowany był przewielebny ksiądz Wojciech Lemański, ale jaki tam z niego męczennik, skoro tylko wyleciał ze stanowiska proboszcza, a poza tym nic mu się nie stało i cały czas sobie żyje, jak gdyby nigdy nic?

Toteż gdy pan Piotr Szczęsny z Niepołomic podpalił się pod Pałacem Kultury i Nauki im. Józefa Stalina w Warszawie, a następnie od doznanych poparzeń umarł, stare kiejkuty, a za nimi cała nieprzejednana opozycja, no i oczywiście Salon, któremu aktualne przemyślenia pracowicie sufluje żydowska gazeta dla Polaków, rzuciły się na nieboszczyka, niczym hieny. Wiadomo, że taki nieboszczyk, to najlepszy cymes; nic już nie powie, wobec czego można mu w usta włożyć wszystko – a tu w dodatku pan Szczęsny sporządził polityczny testament – wypisz, wymaluj, jakby wycięty z „Gazety Wyborczej”, z czego wynikało, że podpalił się jako płomienny szermierz wolności. Tak w każdym razie prezentuje go zagniewany lud, który, jak tylko pan Szczęsny zamknął oczy, zaraz urządził „Marsz Milczenia”, połączony z paleniem świeczek. Żaden z uczestników tego Marszu się nie podpalił, bo pan Szczęsny na szczęście zaapelował, by nikt nie szedł w jego ślady.

Tedy bojownicy o wolność, demokrację i praworządność z tym większą skwapliwością już tylko podpalali knoty w zniczach, co jak wiadomo, jest zajęciem całkowicie bezpiecznym. Jestem pewien, że na tym się nie skończy, bo skoro już trafił się taki tęgi Pierwszy Męczennik, to tylko patrzeć, jak zostanie opracowana stosowna liturgia, która przyćmi nawet smoleńskie miesięcznice, tym bardziej, że one już w kwietniu przyszłego roku się zakończą. Z kręgów płomiennych szermierzy wolności, demokracji i praworządności dobiegają wprawdzie pogłoski, że żadnych miesięcznic ku czci pana Szczęsnego nie będzie, ale być może tylko dlatego, że zamiast nich będą tygodnice, którym ceremoniał opracują emerytowani funkcjonariusze Komitetu Centralnego PZPR z Wydziału Ceremoniału i Obrzędowości Świeckiej, co to za pierwszej komuny lansowali „uroczystości nadania imienia” potomkom ubeckich dynastii, albo „pasowanie na obywatela”, co wiązało się z wręczeniem „dowodzików” - i tak dalej.

Ale Żywa Cerkiew nie może poprzestać wyłącznie na ceremoniale świeckim, więc jestem pewien, że emerytowanych funkcjonariuszy wesprze w razie potrzeby Jego Ekscelencja Tadeusz Pieronek, który najwyraźniej truchcikiem do Żywej Cerkwi dołącza. Świadczą o tym nie tylko splendory, jakimi jest obsypywany przez Salon, ale i deklaracje składane przezeń podczas przesłuchania, jakie niedawno przeprowadziła z nim resortowa „Stokrotka”, czyli pani red. Monika Olejnik. Jego Ekscelencja nie tylko na wszystkie pytania odpowiedział, jak się należy, to znaczy – prawidłowo, ale w dodatku uznał czyn pana Szczęsnego za „bohaterski”, a nawet złożył coś w rodzaju samokrytyki, że z powodu słabości charakteru nie byłby w stanie nieboszczykowi w umiłowaniu wolności, demokracji i praworządności dorównać.

Słowem – i odpowiedzi prawidłowe i podziw właściwie ulokowany, a wreszcie – objawiona znana na całym świecie skromność sprawiają, że Ekscelencja nie tylko spełnia wszystkie oczekiwania Żywej Cerkwi, ale qua biskup nadaje się na jej fasadę jak mało kto. Na fasadę, za którą ręcznie sterować będą całym interesem stare kiejkuty – ale na tym świecie pełnym złości nie ma rzeczy doskonałych.

Przekonał się o tym mieszkaniec Rzeszowa, który też się podpalił, ale nie przed warszawskim Pałacem im. Józefa Stalina, tylko przed niezawisłym sądem w Rzeszowie. Ponieważ wybór takiego miejsca na dokonanie osobistego holokaustu nasuwał wątpliwości, czy nie chodziło tu o protest przeciwko patologii w wymiarze sprawiedliwości, już następnego dnia żydowska gazeta dla Polaków poinformowała swoich mikrocefali, że rzeszowski holokaustnik miał „problemy zdrowotne i osobiste”, więc nie ma sobie co zawracać nim głowy. Widać wyraźnie, że jeśli ktoś pragnie zyskać herostratesową sławę, dokonując osobistego holokaustu jako szermierz wolności, demokracji i praworządności, to powinien najsampierw starannie wybrać miejsce, no i zdecydować się, z jakich właściwie pozycji zamierza się podpalić. Pan Piotr Szczęsny najwyraźniej wybrał lepszą cząstkę, toteż hołd mu oddają i partyjni i bezpartyjni, wierzący i niewierzący, a nawet jego pamięć minutą ciszy uczcił cały Sejm in corpore.

Tak się bowiem akurat złożyło, że tego samego dnia, kiedy Sejm „uczcił”, w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej zebrało się Biuro Polityczne gwoli namówienia się, co do rekonstrukcji rządu. Żydowska gazeta dla Polaków, podobnie jak i nieprzejednana opozycja już nie mogą się jej doczekać, a tymczasem pani Beata Mazurek oznajmiła, że pani premier Beata Szydło „na pewno” pozostanie na swym stanowisku. Ciekawe, który z Umiłowanych Przywódców zostanie wyrzucony z rządowej pirogi na pożarcie krokodylom. Przypuszczam, że starych kiejkutów i Salon najbardziej udelektowałaby dymisja złowrogiego Antoniego Macierewicza, nie tylko za prześwietlenie autorytetów moralnych w 1992 roku, nie tylko za rozwiązanie WSI w roku 2006, ale przede wszystkim – za anulowanie kontraktu na śmigłowce „Caracal”, przy którym – jak przypuszczam – pod stołem musiały pójść spore bakszysze, na domiar złego – chyba już wydane, więc nawet tego szmalcu zwrócić już się nie da – no i wreszcie – za kurację przeczyszczającą w naszej niezwyciężonej. Jak wiadomo, w jej następstwie „odeszło” co najmniej 30 generałów, którzy o swoim męczeństwie opowiedzieli panu red. Juliuszowi Ćwieluchowi z „Polityki”. W tej sytuacji pan Piotr Szczęsny nie będzie osamotniony, bo podąży za nim cały orszak męczenników i to wysokiej rangi.

Jeśli i tego byłoby za mało, to w kolejce czeka już cały Legion męczennic, co to właśnie przypomniały sobie, jak kiedyś bywały molestowane. Tym razem wszystko wskazuje na to, że moda na bycie molestowaną przybiera charakter trwały; jak któraś z pań nie może sobie takiej rzeczy przypomnieć („tyle mi czynił tę rzecz...” - jak pisał Brantome w „Żywotach pań swawolnych”), to nie ma co pokazywać się w porządnym towarzystwie. Toteż nawet pani Dorota Wellman postanowiła się pochwalić, że ona też była molestowana, a przy okazji przedstawiła swoje preferencje opowiadając, jak to złapała molestującego „za jaja” i tak długo kręciła mu wora, aż zmiękł. Najwyraźniej pani Dorota gustuje w rozmaitych torturkach, a ponieważ jest damą w mondzie dość popularną, to podejrzewam, że orszak męczenników może być nawet większy, niż nam się wydaje.

Najwyraźniej Żywa Cerkiew w naszym nieszczęśliwym kraju stoi u progu świetlanej przyszłości

Zmieniony ( 12.11.2017. )