Stop terroru ! marcinbrixen.pl http://naszeblogi.pl/48713-stop-terroru Hiobowscy dość dobrze znali sąsiadkę, mamę małego przedszkolaka o imieniu Wiktymiusz, natomiast prawie wcale nie znali jej synka. Aż tu któregoś dnia mama Wiktymiusza zadzwoniła do drzwi mieszkania Hiobowskich. Za rękę trzymała swojego syna, który w drugiej ręce ściskał plik jakichś papierków. - Mam do państwa olbrzymią prośbę - odezwała się mama Wiktymiusza. - Ja muszę zaraz wyjść na marsz Komitetu Obrony Dewiacji. A nie mam z kim zostawić małego. - To moja wina - wtrącił się Wiktymiusz. - Cieszę się, że tak mówisz - mama Wiktymiusza pokraśniała z dumy. - Moja szkoła! - Ach, czemu Łukasz taki nie jest... - westchnęła mama Łukaszka sięgając po szal. - A ty dokąd? - spytał tata Łukaszka. - Ja też idę na marsz. Walczymy z patriarchatem. - Właśnie, marsz! - przypomniała sobie mama Wiktymiusza. - No więc ja mam prośbę. Muszę iść, a nie mam z kim zostawić Wiktymiusza... - A mąż? - przerwał dziadek. - Partner jest w pracy - odparła lodowato mama Wiktymiusza. - Ja z nim posiedzę - westchnęła babcia Łukaszka. - Z nim nie trzeba siedzieć, z nim trzeba wyjść! Wiktymiusz ma nalepki do rozklejenia... Babcia skapitulowała i powiedziała, że nigdzie nie idzie. - Łukasz! - zakrzyknęli Hiobowscy. - Lekcje robię! - Nagle lekcje robisz! - krzyczała mama wyciągając go z pokoju. - Poza tym, czego ty się w tej reżimowej szkole nauczysz, co? - Trygonometrii. - To moja wina - wyznał Wiktymiusz. Łukaszek chciał coś jeszcze powiedzieć, ale machnął tylko ręką. - Nie naklejajcie na transformatorach! - zawołał tata Łukaszka. - To sprzeczne z prawem! - A czy coś w tym kraju nie jest sprzeczne? - powiedział gorzko Łukaszek, wziął Wiktymiusza za rękę i poszli. Nakleili kilka naklejek w zapadającym mroku. Kiedy podeszli do następnego bloku zobaczyli jakąś ciemną postać, która rozklejała coś na drzwiach transformatora. - Tam nie wolno - głos Łukaszka zadudnił głośno. Postać wydała cienki krzyk i podskoczyła. Kiedy się odwróciła, Łukaszek ją rozpoznał. Była to starsza pani, właścicielka punktu ksero na osiedlu, zwana Babcią Xero. - Aaaa! Aleście mnie nastraszyli! - To nasza wina - odezwał się Wiktymiusz. - Mów za siebie - ofuknął go Łukaszek. - Nie wolno naklejać plakatów na drzwiach transformatora! - To nie plakat! To walka o życie! Spójrzcie tylko sami! I Łukaszek przy świetle komórki odczytał: "Stop terroru!". - Tak się nie pisze... - Bo co, bo poprawność polityczna?! - zdenerwowała się Babcia Xero. - Właśnie, że trzeba o tym mówić! Pisać! Informować! Stop terroru w tym kraju! - Idzie ktoś - szepnął Wiktymiusz. Zalegli z krzakach. Alejką przeszedł mąż dozorczyni, pan Sitko. Szedł jakby walczył z ciężką wichurą, a co ciekawe, nawet lekki wietrzyk nie wiał. - Nie wolno naklejać na drzwiczkach, bo prawo tego zabrania - szepnął Łukaszek, kiedy otrzepywali się z liści. - W dupie mam takie prawo - zasyczała Babcia Xero. - A jak ci każą się zlustrować, to się zlustrujesz? Co? Gdzie w tym kraju solidarność, demokracja, wolność? - Hm - chrząknął Łukaszek. - Może w tym, że może pani mówić o braku demokracji. Bo gdyby jej nie było to by pani nie mówiła. Bo by panią zamknęli. - Wolność - powtarzała głucha na argumenty Babcia Xero. - Wolność polega na tym, że wolno robić co się chce. Wolno mi naklejać wezwania "Stop terroru" gdzie chcę i już! - A ja? - spytał zaciekawiony Wiktymiusz. - Ty też! - A jak będzie chciał nakleić pani na czole? - zaprotestował Łukaszek. Babcia Xero zamknęła oczy, odetchnęła głęboko i rzuciła: - Dawaj! - To świetny klej, szybko nie zjedzie - wtrącił się Wiktymiusz. - Dawaj, mówię! Łukaszek nie namyślał się długo. Przypasował Babci Xero jedną z naklejek na sam środek czoła. Babcia oddaliła się w kierunku jednego z bloków, gdzie nad sklepem paliła się latarnia. Tam zatrzymała się i przejrzała w szybie usiłując odczytać co ma na czole. - Co właściwie jest na tej nalepce? - mruknął Łukaszek i oświetlił komórką swoje egzemplarze. Było tam napisane "Świnka morska szuka partnera rozpłodowego". Rozległ się potworny krzyk i tupot. Babcia Xero odczytała treść naklejki i biegła do nich. - Uciekamy! - Łukaszek szarpnął Wiktymiusza za rękę. Ale Wiktymiusz się nie ruszył. - Mama mi powtarza, że zawsze trzeba się przyznać, wziąć winę na siebie i się wstydzić. Babcia Xero dopadła ich i zaczęła wrzeszczeć. - Sama pani chciała - bronił się Łukaszek. - To moja wina - Wiktymiusz pokornie pochylił głowę. - Walcz, nie poddawaj się! - zachęcał go Łukaszek. - Myślałeś co będzie jak się twoja mama dowie? Pewnie cię ukarze chodzeniem w sukience! Oczy Wiktymiusza zrobiły się okrągłe. - Ależ mama często w domu zakłada mi sukienkę. I nie jest to żadna kara, naprawdę... =================================
A tu- niby kobieta, ale anty -feministka, anty- zielona, pewnie faszystka – bije bohatera szpicrutą – aż siedemnaście razy! - a On by nawet zwierzątka nie skrzywdził - ani bakterii, ani tasiemca - szczególnie NIEUZBROJONEGO !! Co na to UE?? http://wolnosc24.pl/wp-content/uploads/2017/11/ekolodzy_mysliwi_anglia_rozroba_szarza_wolnosc24.jpg
|