Rozbieramy z uwagą orędzie
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
10.12.2017.
Rozbieramy z uwagą orędzie

 

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4091

Komentarz  •  tygodnik „Goniec” (Toronto)  •  10 grudnia 2017



Bracie! Pogódźmy się! Jesteś cięższy ode mnie. Nie rób mi krzywdy!” - perswadował bokser, który wtedy chyba nazywał się jeszcze Cassius Clay – bo potem został Muhammadem Alim bokserowi Foremanowi, a kiedy ten pod wpływem tych perswazji opuszczał gardę, Cassius Clay natychmiast wymierzał mu straszliwe ciosy. Kiedy zaś Foreman próbował mu się rewanżować, Cassius Clay krzyczał: „biją Murzyna!” - co Foremana, który też był Murzynem, podobno strasznie deprymowało.

Pan prezydent Andrzej Duda, postanowił zaprezentować się jako „Prezydent Wszystkich Polaków”, co to ponad podziałami służy Polsce, i wygłosił przed zwołanym specjalnie z okazji urodzin Józefa Piłsudskiego Zgromadzeniem Narodowym orędzie do naszego, mniej wartościowego narodu polskiego, a konkretnie – do „plemion politycznych” - żeby zaniechały potępieńczych swarów i zaczęły służyć Polsce, która – według pana prezydenta – jest „naszą własnością”.

Takie podniosłe słowa wypada sobie rozebrać z uwagą, nawet jeśli wypowiada je polityk, który po 45 -minutowej rozmowie telefonicznej z Naszą Złotą Panią postanowił stanąć dęba swemu wynalazcy i podjął próbę politykowania samodzielnego. Żeby jednak politykować samodzielnie, musi szukać sobie sojuszników poza szeregami „plemienia politycznego”, którego propaganda wyniosła go na to stanowisko.

Jedno z wpływowych „politycznych plemion”, czyli stare kiejkuty natychmiast zaczęły mu się stręczyć ze swoją przyjaźnią – ale oczywiście nie za darmo. Trawestując słynną balladę Janusza Szpotańskiego o Łupaszce można tę ofertę określić następująco: „a kiejkut powiada: rachunek zapłacę, gdy z Macierewicza przyślecie mi macę” (w oryginale chodziło o Rotszylda, który depeszował Michnikowi, że „rachunek zapłacę, jeżeli z Gomułki przyślecie mi macę”).

Czy jednak pan prezydent nie był w stanie przerobić na macę złowrogiego ministra Macierewicza, czy też zreflektował się, że stare kiejkuty każą mu robić jeszcze gorsze rzeczy, niż robił na polecenie pana prezesa Kaczyńskiego, czy wreszcie zwyczajnie z okazji rocznicy urodzin Józefa Piłsudskiego postanowił zakadzić mniej wartościowemu narodowi tubylczemu, jaki to on wielki i w ogóle – dość, że zaapelował do „plemion politycznych” o pokój. A co to są te „plemiona polityczne” i o co właściwie wojują?

Z pozoru chodzi o plemiona skupione z jednej strony w obozie zdrady i zaprzaństwa, a z drugiej – w okopach nie tyle może „Świętej Trójcy”, co płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm – ale to tylko powierzchnia zjawisk.

Tak naprawdę walka toczy się między trzema stronnictwami, które naszym nieszczęśliwym krajem rządzą rotacyjnie – w zależności od tego, które mocarstwo zyskało akurat przewagę w tym zakątku Europy: Stronnictwem Ruskim – obecnie w głębokiej defensywie, ale nie daje za wygraną, Stronnictwem Pruskim, które nie ustaje w wysiłkach przywrócenia w naszym nieszczęśliwym kraju wpływów niemieckich, no i Stronnictwem Amerykańsko-Żydowskim, co to postawiło na Amerykę i Izrael.

Ta polityczna wojna toczy się za pośrednictwem politycznych ekspozytur wszystkich trzech Stronnictw, a skoro tak, to już na pierwszy rzut oka widać, że apel pana prezydenta Dudy jest skierowany w próżnię. Rzecz w tym, że decyzja o kontynuowaniu lub zaprzestaniu politycznej wojny nie zależy ani od poszczególnych Stronnictw, ani – tym bardziej – od ich politycznych ekspozytur, tylko od mocarstw, którym Stronnictwa oraz ekspozytury służą.

Po drugie – celem tej politycznej wojny nie jest polski interes państwowy, tylko realizacja przez nasz nieszczęśliwy kraj interesów Stron Wojujących. Ponieważ pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda, to i tutaj Wysokie Wojujące Strony starannie swoje cele wojenne ukrywają z jednej strony a to pod płaszczykiem moralnego odrodzenia, jakie podobnież nadciąga nad Europę od Wschodu, a to walki o demokrację i praworządność – na ten kamuflaż stawia Stronnictwo Pruskie z satelitami w rodzaju panienek z Nowoczesnej no i oczywiście – folksdojczów – a to wreszcie pod płaszczykiem płomiennego patriotyzmu, czyli „dobrej zmiany” pod egidą pana Danielsa i banku Morgana, dzięki któremu zbudujemy w Polsce „drugie Filipiny”.

Już na pierwszy rzut oka widać, że każdemu chodzi o co innego, więc jakże „polityczne plemiona” miałyby porzucić potępieńcze swary? Niechby tylko któreś spróbowało, to jego mocodawca zdmuchnąłby je w jednej chwili, jak gromnicę. Różnica między rokiem 1918 i czasami obecnymi polega przede wszystkim na tym, że wtedy politycy, jeśli nawet wykonywali zadania jeśli nie wprost zlecone, to przynajmniej oczekiwane przez ich protektorów – to z chwilą ich upadku przerzucili się na polski interes państwowy.

Tymczasem dzisiaj trudno oczekiwać realizowania polskiego interesu państwowego przez absolwentów Szkoły Liderów przy Departamencie Stanu. Jak wiadomo, Szkołę tę ukończyła i panna Hanna Suchocka i pan Aleksander Kwaśniewski i pan Kazimierz Marcinkiewicz i pan Bronisław Komorowski i pani Beata Szydło, a za głębokiej komuny – nawet późniejszy premier Mieczysław Rakowski.

Okazuje się, że absolwenci wysuwani są na fasadę jak nie obozu zdrady i zaprzaństwa, to obozu płomiennych dzierżawców. Trudno, by o takich rzeczach nie wiedział akurat pan prezydent Duda, wygłaszający pięknie brzmiące orędzia, że Polska „jest naszą własnością”. To akurat nieprawda, bo w ramach uwłaszczenia nomenklatury Polskę zawłaszczyły sobie najpierw stare kiejkuty. Ale stare kiejkuty nie bardzo nadają się do biznesu, już prędzej – do rozkradania i sprzedawania fantów paserom – no i tak właśnie się to wszystko odbyło.

Teraz „dobra zmiana” polega na renacjonalizacji znacznych obszarów gospodarki, co oznacza tylko tyle, że z rąk starych kiejkutów, albo ich kontrahentów zarządzanie gospodarką przejmują urzędnicy, to znaczy – pan Józef, pani Zosia i pan Franciszek, którzy wiedzą, że za te posady, o których w młodości nie śmieliby nawet marzyć, muszą się odwdzięczyć tym, którzy zrobili z nich ludzi stojących na czele starych rodzin. Tak było za pierwszej sanacji i nie może być inaczej za sanacji drugiej tym bardziej, że stanowi ona gorsze wydanie, jeśli wręcz nie karykaturę tej pierwszej.

A tu jeszcze w tle orędzia pana prezydenta Dudy mamy zdumiewającą kłótnię między Żydami. W emocjonalnym wystąpieniu biegający za filozofa pan prof. Jan Hartman zarzucił niektórym Żydom „zdradę”, bo zaczęli bywać u ojca Tadeusza Rydzyka, który został przecież zatwierdzony przez wszystkie możliwe sanhedryny w charakterze Szatana. Tymczasem pan Daniels, u którego na szabasowej kolacji z udziałem izraelskiego ministra byli („obecni byli: punkty dwa tu:”): pan wicepremier Morawiecki, pn wicepremier Gliński, pan wicemarszałek Adam Bielan, pan wiceminister Dziedziczak i pan poseł Mularczyk, bardzo Polakom kadzi, jak to ratowali Żydów i w ogóle.

Tymczasem zgodnie z zatwierdzonymi i skoordynowanymi politykami historycznymi: niemiecką i żydowską, Polska, to legowisko „nazistów”, których ostatnio aż „60 tysięcy” przemaszerowało przez Warszawę, budząc zgrozę rabina Michaela Schudricha, który aż z tego powodu potrzebował pójść na skargę do samego prezesa Kaczyńskiego. Ten wątek podjął też w orędziu i pan prezydent Duda, zwracając uwagę na „fałszywe ideologie”, jak „nihilizm”, czy „rasizm”. Znaczy – dopuszczalne są tylko ideologie prawdziwe.

A skąd wiadomo, które są prawdziwe, a które nie? To nam powie albo pan prof. Hartman, albo pan Jonny Daniels, których spór bardzo przypomina przedstawienie z udziałem ubeka „złego” i „dobrego”.

Zmieniony ( 10.12.2017. )