"Magia świąt" i "Dostoyevsky"
Wpisał: Marcin Herman   
14.12.2017.

"Magia świąt" i "Dostoyevsky"

Marcin Herman 8 grudnia 2017

https://kresy24.pl/magia-swiat-i-dostoyevsky/


Coraz bardziej poniewierany jest język polski w mediach, marketingu czy internecie i czas już bić na alarm.

Parę przykładów: ostatnio, jak co roku, słychać czerstwy zwrot „magia świąt” w co drugiej reklamie. Do tego absurdalny, bo chrześcijaństwo i magia (czyli zabobon), stoją ze sobą w sprzeczności.

Jeszcze bardziej wkurza wstawianie wszędzie słowa „dedykowane” w znaczeniu angielskim, a przecież angielskie „dedicated” to nie znaczy „dedykowany” [a znaczy m. inn.: pełny poświęcenia lub wyspecjalizowany. md]

Na tym przykładzie widać, jak wielu jest ćwierćinteligentów, którzy nie znają dobrze ani języka polskiego, ani angielskiego.

A szczytem wszystkiego jest pisanie słowiańskich (rosyjskich, ukraińskich czy białoruskich) nazwisk i nazw w transkrypcji angielskiej.

Jeszcze piszemy „Dostojewski”, „Szewczenko” czy „Puszkin”, a nawet „Łukaszenka”, a nie „Dostoyevsky”, „Schevchenko”, „Pushkin” czy „Lukashenka”.

Ale już wielu współczesnych artystów, polityków czy choćby sportowców nie wiedzieć czemu zapisuje się coraz częściej z angielska. To, że oni sami tak siebie zapisują alfabetem łacińskim nie powinno nas obchodzić, mamy swój język i pisownię, które lepiej niż transkrypcja angielska nadają się do zapisywania słowiańskich nazwisk i nazw. Przypomnijmy, że np. w XIX wieku modny był język francuski i Rosjanie używając alfabetu łacińskiego zapisywali rosyjskie nazwiska czy nazwy w transkrypcji francuskiej (np. Romanoff). A mimo to, i mimo tego, że nie było państwa polskiego, nasi przodkowie obronili język polski przed tymi naleciałościami.

Dziś nasz język najwyraźniej nie potrafi się przed czymś takim bronić. To lawina, która wciska się coraz szerszym nurtem wszędzie. Nierzadko zwodząc i dezorientując inteligentnych ludzi albo, o zgrozo, urzędników, którzy np. rejestrując gości ze wschodu zapisują ich nazwiska w transkrypcji angielskiej, bo tak im podają, a urzędnikom nie przychodzi do głowy, żeby nazwisko zapisać po polsku albo nie wiedzą jak to zrobić. Jeżeli tej lawiny nie powstrzymamy, to za kilka dekad będziemy mieli nie tylko Dostoyevsky’ego, ale nawet Mickevych’a.

Zmieniony ( 14.12.2017. )