500+ a zmniejszanie bezrobocia biurwów. Gdzieś tam w zamierzchłych czasach poprzedniego stulecia (1996 rok), kiedy Polską rządził Włodzimierz Cimoszewicz (jak wiemy komuch z pokolenia na pokolenie) pracowałam w banku. Mimo przyzwoitych dochodów otrzymywałam zasiłek rodzinny (na każde dziecko!), który wynosił wtedy 67zł. Przy minimalnym wynagrodzeniu 350zł kwota ta stanowiła 20% tegoż wynagrodzenia. Kto mógł dostać? Wszyscy, których dochód nie przekraczał 508zł na osobę w rodzinie! Zasiłek wypłacany był razem z wynagrodzeniem, a pracodawca o wypłacony zasiłek pomniejszał składki ZUS. Nie trzeba było stać 3 dni do pani z MOPS i odchodzić z kwitkiem, bo coś źle zostało wypełnione. Dzisiaj mamy nadal zasiłek rodzinny, który wynosi 4 % minimalnego wynagrodzenia. Przysługuje on tym, którzy udowodnią, że powinni zdechnąć z głodu z braku środków na życie. System obsługiwany jest przez pół miliona pań z MOPS. Dodatkowo PIS dał na każde drugie dziecko zasiłek tzw 500+, którego wartość to 20% minimalnego wynagrodzenia (sic!)
Do rozpatrywania wniosków o 500+ zatrudniono kolejne pół miliona pań w MOPS. Powiedzmy sobie szczerze- pomoc państwa polega na tworzeniu miejsc pracy w systemie dla posłusznych sobie urzędników, a finansowanie tej pomocy przerzucone jest na barki pracujących poza systemem. Aby otrzymać pracę w systemie trzeba być członkiem aktualnie rządzącej partii ewentualnie mieć tam członków rodziny.
500+ to taka atrapa do wywoływania szumu medialnego. Gdyby tak zrewaloryzować i przywrócić stare przepisy z 1996 roku, każdemu dziecku przysługiwałoby 500zł miesięcznie bez zbędnych formalności, jako dodatek do wynagrodzenia. Z czego to sfinansować? Ano z oszczędności zatrudnionych w systemie miliona gąb do rozpatrywania wniosków tzw mięsa wyborczego, które swoje ego głaska odmówieniem temu, czy innemu delikwentowi prawa do przyjęcia wymyślonych przez siebie papierków, mających udowodnić, że "się pracuje" ================= [czemu nie można powiedzieć „biurew”?? pytałem już polonistów.. MD]
|