"Ostatni z Wielkich" czyli pamięci Herberta
Wpisał: Tomasz J. Kostyła   
30.07.2010.

"Ostatni z Wielkich" czyli pamięci Zbigniewa Herberta

w kolejną rocznicę śmierci Jego...

Tomasz J. Kostyła 28 lipca 2010 http://www.konserwatyzm.pl/publicystyka.php/Artykul/6265

 

„Po deszczu gwiazd

na łące popiołów
zebrali się wszyscy pod strażą aniołów”

Zbigniew Herbert


„Co będzie, kiedy ręce odpadną od wierszy?” pisał Zbigniew Herbert, prorokując pustkę w literaturze polskiej, finis poezji wielkiego formatu, kiedy odejdą już ostatni Niezłomni.

Niezłomnych Poetów próżno dziś szukać. Pozostają po nich zapisane rękopisy, pożółkłe kartki na dnie szuflady, wytarte przedmioty, zapach kadzideł oraz tytoniu. Półmrok oraz cisza w gabinecie przywołuje jeszcze długo, nastrój wielkich czynów, spisywanych przy blasku tlącej się lampy. „Kiedyś był tu oddech na szybach, zapach pieczeni, ta sama twarz w lustrze. Teraz jest muzeum”(Dom Poety).

Czasy wielkich ludzi odchodzą do archiwum, na pamiątki przyszłych pokoleń, a tych sprawiedliwych, którzy ocaleli i przetrwali czas wielkiej wojny, którzy nigdy nie dali się sprzedać na wielkim targowisku niegodziwości ludzkiej; tych zaś - jest ciągle zbyt mało. Ich dzieci zagnane, umęczone, nieustannie w amoku miraży lepszej przyszłości; a znów jeszcze ich dzieci- spoglądające z niedowierzaniem na karty historii, skutecznie wyobcowani od świata, w którym żył Pan Cogito, a jeszcze inni wsłuchani w szczebiotanie tramwajów i jaskółczy dźwięk fabryk- odkrywają powoli słowa stare, jak najbardziej aktualne, choć już niekiedy na śmietniku historii. Odkrywają jak zaginione lądy to, co jest w stanie dać poezja, kiedy niczego już dookoła nie ma- dać nadzieję.

Zbigniew Herbert zostawiając po sobie zapisane kartki niezwykłych słów, trafił nimi do wielu z nas. Bez trudu zrozumieć można było przesłanie poety- wygnańca, depozytariusza losów Polaków, wpisanych w przełomy dziejowe. Urodził się we Lwowie, a więc serce swoje pozostawił w tym niezwykłym, magicznym mieście. I jak każdy z grodu Semper Fidelis, wplatał w swoje życie pasaże nadziei, miraże tęsknoty, ale takiej krzepiącej i twórczej z odro-biną romantycznego potentio. I chociaż już nigdy nie powrócił na ulicę Łyczakowską pod numer 20, to wielokrotnie przywołując Miasto w swoich utworach, powracał do Lwowa, za-pamiętanego czystym umysłem. To miejsce było jego przeznaczeniem, bagażem z dzieciństwa, wspomnieniem młodości. Miał odwagę, nie odwracać się za siebie, chociaż niewielu odważyło się „ponieść Miasto w sobie po drogach wygnania”. Nieliczni dostrzegli coś więcej, niż parę archaizmów z historiozofii. Nieliczni z wielkiego Narodu.

W mrokach wojny polsko- jaruzelskiej Zbigniew Herbert docierał poprzez usta barda Przemysława Gintrowskiego. Dwa programy: „Raport z Oblężonego Miasta” oraz „Pamiątki” stanowiły poetycko-muzyczny spektakl nasycony Jego utworami w tak znakomitej interpreta-cji. Pokolenia wychowane na Stachurze, Hłasce czy Jacku Kaczmarskim, odnajdują się w tym najlepiej. Do nich jest skierowane przesłanie Poety. Adresowane dla tych, którzy swoimi czy-nami udowadniają potrzebę istnienia Prawdy i Piękna.

Poezja Herberta, jak każde opus magnum, ma swój niepowtarzalny i specyficzny charakter. Nie stanowi ona deklaratywnego programu, manifestu sztuki dla czytającego i analizującego odbiorcy, nie zawiera ulotnych akcentów, niepowiązanych w jakiś tam sposób z rzeczywistością ani z dorobkiem dziejowym; obca jest masom. To przesłanie dla tych, którzy czerpią nieustannie siły z historii, nauczycielki życia. Tym bardziej, że wielu z naszych rodaków, podczas tej długiej, pojałtańskiej nocy nauczyło się Polski łatwej, nieodpowiedzialnej, zakłamanej, poniżonej i beztroskiej, takiej jakiej w rzeczywistości nie ma i nie będzie, a jaką nam wmawiają i starają narzucić wszyscy nasi odwieczni wrogowie.

Poeta Niezłomny nie marzył o takiej Rzeczpospolitej z dopisaną do nazwy kolejną cyfrą odsłony. Dokonując w swych utworach swoistej syntezy historii i filozofii, kultury i sztuki; przedstawił swoją wizję Ojczyzny, z której wypływa nauka bodaj najważniejsza: o Życiu, o Prawdzie i o Pięknie. Życie jest czymś nadrzędnym i największym współczesnym wyrzeczeniem - nie jest to jedynie przelewanie krwi naszej, ale umiejętność jej zachowania. Albowiem każdy, kto wiedzie nas bezmyślnie w krew i ogień, nie jest naszym bratem.

To przecież, niemalże całe, pokolenie Zbigniewa Herberta- pokolenie Kolumbów, przeszło przez morze pożogi oraz łez. Efekt takiej ofiary i poświęcenia jest tragiczny. Korzyści z owego bohaterstwa, tak teraz hucznie licytowanego przez niemal wszystkie opcje polityczne, są równe zeru. Spełniło się proroctwo Poety Niezłomnego: „i tylko sny nasze nie zostały upokorzone”.

Oto prawdziwe teatrum mundi, w którym ludzie nie odnajdujący się w podłości, tworzą dla siebie nową rzeczywistość. Oto scena ze śmietnika historii, na której symbole przemieniają się w „kości i blachę”. Upadły świat, w którym nieustannie samotni bohaterowie usiłują ocalić to, co jeszcze nie jest stracone. A majacząca w oddali postać Pana Cogito przypomina im ciągle, że jest nadzieja, która nas wyzwoli, bowiem nie wszystko na tym ugorze- ziemskim wysypisku, wynika jedynie z dialektyki- zabójczyni duszy.

„Cmentarze rosną maleje liczba obrońców”. Pozostają jak zawsze ci najwytrwalsi, niezłomni- nierzadko ofiary losu i historii. Z każdą chwilą tej nieustannej burzy jest ich coraz mniej i coraz krótsza jest o nich pamięć. Zbigniew Herbert spoglądał dalej niż w przyszłość. Oczami swej duszy sięgnął po wieczność. Przekroczył próg nadziei.

Jego przeznaczenie, rola tak niewdzięczna, jak i niezbędna, kiedy niesie się pochodnie polskich utraconych sumień, nie sięgająca po zaszczyty tego świata, bowiem to misja połączona z darem bycia ponad cynizmem, apostazją i pogardą. „Ostatni z Wielkich” powiedzą o Nim kiedyś ci, którzy noszą Miasto w sobie po drogach wygnania.

Zbigniew Herbert miał niewątpliwie świadomość tego, co nas czeka w najbliższej przyszłości. Polacy u schyłku wieku XX, to ludzie samotni w swoich czynach i marzeniach, rozrzuceni po mapie świata, moralnie niepewni, niepokrzepieni, szukający na siłę autorytetów tam, gdzie ich po prostu nie ma. Sprawy, które były oczywiste dla naszych przodków jawią się obecnie jako archaiczne abstrakty, a przecież bez nich nie sposób jest odnaleźć cokolwiek cennego, nie tylko siebie- dostrzec dobro, kiedy znajduje się ono w pobliżu. Współczesność to noc życia; dla Poety Niezłomnego stanowi okres przejściowy, albo ku apokalipsie, albo ku wybawieniu. Ale jego słowa stare, będą mieszkać w naszych umysłach, tych niezniewolonych, w czynach i marzeniach. Przywrócą nam „potęgę smaku, tak smaku”.

„To wcale nie wymagało wielkiego charakteru” mówi nam Poeta, jakoby chcąc usprawiedliwić swoja rolę we współczesnej historii. Jednakże wiemy sami z życia, że prawość odchodzi do śmietnika wraz z tragicznym wiekiem dwudziestym, czasem wielkich czynów, wielkich ludzi i wielkiej tragedii. A zatem „wyrzuć pamiątki, spal wspomnienia i w nowy życia strumień wstąp”, by żyć z nadzieją, spełniać testamenty ojców i poległych braci. Wybór, bowiem nie należy do człowieka. Ojczyzna i Naród, to obowiązek nakładany w momencie narodzin, dzieło, do którego jesteśmy powoływani przez Opatrzność, a więc kolejny sprawdzian naszej miłości. Egzamin dojrzałości przed Bogiem i historią. Poeta Niezłomny przekazał nam to, co sam otrzymał: „na taką miłość nas skazali, taką przebodli nas Ojczyzną”.

Ci, do których trafiła owa bodaj ostatnia „ewangelia” poezji, zostali wybrani „aby dać świadectwo”. Ci, którzy pojmują przesłanie „Pana Cogito”, „uparcie szepcą słowa stare, jedzą nasz gorzki chleb rozpaczy”. To oni złożą, po raz kolejny, ofiarę dla królestwa bez kresu, bez której nie ma zwycięstwa. Głos Niezłomnych Poetów: od Mickiewicza, Słowackiego i Norwida, po pokolenie „Sztuki i Narodu” do Ostatniego z Wielkich: Zbigniewa Herberta; niechaj będzie nam światłem ku wolności, tej ciągle się oddalającej, ale stale realnej i możliwej do zdobycia.

Tym była i pozostanie Jego poezja i drugiej takiej próżno szukać, pośród tych wszystkich barbarzyńców, buszujących w ogrodach. Poezja, która otwiera wrota uśpionego świata, która przenosi nas ponad labiryntem relatywnej doczesności oplatając blaskiem; to, co najpiękniejsze i niezmienne, a nade wszystko niosące nadzieję, niczym płomyk świecy w klasztornym oknie na świętej wyspie Iona.
On też pozostanie stale pośród nas, albowiem był wierny tej Drodze, krocząc pomiędzy skałą i źródłem. Jedyny, najszlachetniejszy obrońca Prawdy i Piękna, końca XX wieku.

Ostatni z Wielkich... Poeta Niezłomny.

Tomasz J. Kostyła

Zmieniony ( 15.03.2019. )