W oczekiwaniu na śnieg. Na mocarstwowy.
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
19.01.2018.

W oczekiwaniu na śnieg

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4123

Felieton  •  tygodnik „Polska Niepodległa”  •  19 stycznia 2018



Za Gomułki było więcej śniegu, niż za Gierka – napisał w latach 70-tych red. Jerzy Wasilewski. Oczywiście cenzura zdjęła ten felieton, bo zgodnie z ówczesną linią partii i rządu, za Gierka wszystkiego było więcej, niż za Gomułki, a z kolei za Gomułki wszystkiego było więcej niż za Bieruta – bo tak głosiła obowiązująca wtedy teoria wzrostu gospodarki socjalistycznej. Skoro tak, to za Gierka nie mogło być mniej śniegu, niż za Gomułki, bo to zaprzeczałoby fundamentalnej tezie, że w socjalizmie dokonuje się nieustanny postęp. Gdyby za Gierka było mniej śniegu, niż za Gomułki, to by znaczyło, że nie ma żadnego postępu, a cała teoria wzrostu gospodarki socjalistycznej natychmiast by się od tego z hukiem zawaliła. Tymczasem to właśnie ona stanowiła naukową bazę propagandowej nadbudowy, a poza tym była wykładana na uniwersytetach w charakterze perły wiedzy. Zetknąłem się z nią osobiście na drugim roku studiów prawniczych i odniosłem wrażenie jakiegoś potwornego bełkotu, z którego jednak trzeba było zdać egzamin. O ile ekonomia polityczna kapitalizmu była logiczna i przejrzysta, to ekonomia polityczna socjalizmu przypominała chaotyczne kłębowisko, w porównaniu z którym Wszechświat w pierwszej sekundzie po Wielkim Wybuchu sprawiał wrażenie struktury uporządkowanej.

Teraz o śniegu w ogóle szkoda mówić, chociaż za sanacji przecież go nie brakowało. Pozostały nawet świadectwa literackie, np. w postaci wiersza „Zima z wypisów szkolnych”, w którym czytamy: „Któż to tak śnieżkiem prószy z niebiosów? Dyć oczywiście pan wojewoda!

Wojewoda, nie wojewoda – ważne, że z niebiosów prószyło, podczas gdy teraz – ani-ani, jak za sekretarza Kani.

Bo – jak głosił wierszyk popularny za pierwszej komuny -

Za Lenina – strzelanina.

Za Stalina – dyscyplina. Z

a Bieruta – Nowa Huta.

Za Gomułki – puste półki.

Za Gierka - trochę serka,

a za Kani – ani-ani.

Ale postęp nie musi przecież manifestować się wyłącznie w postaci obfitych opadów śniegu, chociaż z drugiej strony niepodobna nie zauważyć, że kiedy u nas śniegu jak na lekarstwo, to w Ameryce napadało go aż nadto. Ale „to jest Ameryka, to słynne USA, to jest kochany kraj, na ziemi raj!” - jak śpiewało się jeszcze nawet w latach 70-tych.

Z Ameryką nie ma się co porównywać; można tylko doganiać, a jak kto ambitny – to i przeganiać. Taki właśnie program: dogonić i przegonić Amerykę – przedstawił Nikita Chruszczow na spotkaniu z kołchoźnikami. („Jak wam się żyje? - zażartował towarzysz Chruszczow. - Bardzo dobrze – zażartowali kołchoźnicy.”).

[Gdy jechałem w latach 70-tych do Dubnej, instytutu jądrowego powstałego na bazie „szaraszki”, to przy drodze czytaliśmy właśnie: dogonić i przegonić Amerykę !! A za następnym zakrętem drogi ostrzeżenie GAI [drogówki]: Не уверен - не обгоняй . Z radością pokazywał nam to kierowca. MD]

Toteż pan premier Morawiecki, oczywiście unikając licytowania się z Ameryką, właśnie ogłosił program podobny, obiecując, w razie powodzenia, każdemu obywatelowi elektryczny samochodzik.

Chodzi o to, by nikogo bezmyślnie nie naśladować, tylko obrać własną, polską drogę do socjalizmu, o której wspominał towarzysz Wiesław podczas słynnej rozmowy w więziennej kartoflarni z ukraińskim poetą Tarasem: „Nie chcę budować w stepie baraków; będę więzienia wznosił z pustaków.” Oczywiście teraz nie pora na więzienia, niechby nawet i z pustaków, teraz pora na rozwinięcie imponującego frontu inwestycyjnego, który wzbudzi podziw całego świata.

Toteż w swoim exposé pan premier Morawiecki naszkicował program inwestycyjny z niespotykanym rozmachem, niczym Towarzysz Szmaciak, pragnący olśnić robotnika Deptałę: „Ty myślisz; Pcim, to zwykła dziura. A ja tu zaplanuję uran, siłownię-gigant, port, lotnisko, muzea, uniwersytet – wszystko!

Za tymi deklaracjami idą czyny w postaci Centralnego Portu Lotniczego, a jakby tego komuś było za mało, to pan premier zapowiedział utworzenie Polskiej Grupy Lotniczej z kapitałem 1,2 miliarda złotych. To jest ponad 10 razy więcej, niż dotacja wicepremiera Glińskiego na renowację żydowskiego cmentarza przy ulicy Okopowej w Warszawie, ale jestem pewny, że i wicepremier Gliński też nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i na żydowskie cmentarze już wkrótce spadnie złoty deszcz, na podobieństwo manny, która Izraelitom dostarczyła w przeszłości tyle wigoru.

Toteż z okazji Nowego Roku wypada tylko życzyć wszystkim Rodakom, by jakoś podołali finansowo tym wszystkim gigantycznym wizjom i nie poszli z torbami.

Ale gdyby nawet tak się stało, to czyż goryczy nie osłodziłaby nam świadomość sukcesu? Młodsze pokolenie tego nie pamięta, ale starsi wiedzą, że nawet gdy Titanic tonął, to orkiestra grała do końca.

Podobnie było i za Gierka; nawet gdy w roku 1976 pojawiły się kartki na cukier, mogliśmy się nasładzać świadomością, że oto jesteśmy 10 potęgą gospodarczą świata! Co tu ukrywać; rządowa telewizja potrafiła stworzyć znacznie piękniejszy wizerunek naszego kraju, niż ten, jaki obywatel postrzega własnymi oczyma. Ale – powiedzmy sobie szczerze – obywatel „takie widzi świata koło, jakie tępymi zakreśla oczy”, podczas gdy odpowiednio zadaniowany operator kamery telewizyjnej potrafi wydobyć z codzienności uroki niedostępne zwykłemu obserwatorowi.

Jeśli zatem komuś to i owo jeszcze się tu i ówdzie nie podoba, to niech obejrzy sobie telewizyjne „Wiadomości” i od razu poczuje, że „żyje się lepiej, żyje się weselej!” - jak zauważył Józef Stalin. To jest właśnie ta misja publicznej telewizji – żeby krzepiła serca i umacniała wiarę.

Nigdy jednak nie jest tak dobrze, żeby nie mogłoby być jeszcze lepiej – i pewnie dlatego pan prof. Andrzej Zybertowicz postuluje zbudowanie Maszyny Bezpieczeństwa Narracyjnego, dzięki której do optymistycznego wizerunku naszego kraju przekonaliby się nie tylko tubylcy, bo oni mają telewizję; jedni rządową, a drudzy – nierządną, która faszeruje ich wizerunkiem czarnym – ale przede wszystkim – cudzoziemców, od których przecież zależy powodzenie gigantycznych wizji.

Ale zamiast budowania jakichś Maszyn, lepiej wykorzystać pomysły sprawdzone i wynająć kilka żydowskich ośrodków propagandowych. One teraz pracują przeciwko rządowi, ale jakby tak sypnąć groszem, to mogłyby pracować na rzecz rządu. Wtedy również nieprzejednana opozycja, a nawet nierządna telewizja musiałaby ćwierkać z tego samego klucza, co sprzyjałoby przywróceniu jedności moralno-politycznej narodu, a także ugruntowało w masach świadomość sukcesu, zwłaszcza w braku jakichś konkretnych dowodów. Oczywiście to będzie musiało trochę, a właściwie nie „trochę”, tylko całkiem sporo kosztować, ale skoro alternatywą ma być – jak ostrzega pan prof. Zybertowicz - „wykolejenie” dobrej zmiany, to nie ma co się wahać.

Zmieniony ( 19.01.2018. )