Kolejna próba zniszczenia dowodów przez "stronę polską" | |
Wpisał: Niezależna.pl | |
04.08.2010. | |
Śledztwo smoleńskie: Kolejna próba zniszczenia dowodów przez „stronę polską” 200 kg rzeczy ofiar niszczeje w spalarni 2010-08-3 http://www.bibula.com/?p=25138 Około 200 kilogramów rzeczy znalezionych przy ofiarach katastrofy smoleńskiej gnije w zaplombowanych kontenerach w rzeszowskiej spalarni odpadów. Sąd zabronił ich utylizacji, ale prokuratura uważa, że nie mają znaczenia dowodowego. Rzeczy należące do ofiar tragedii trafiały do Polski w trzech partiach – jedna przyleciała ze Smoleńska, dwie z Moskwy. Były to najczęściej ubrania (zachowane w całości lub we fragmentach), bielizna, buty, teczki, książki, długopisy, rzadziej biżuteria. Wcześniej Rosjanie zwrócili stronie polskiej telefony ofiar oraz laptopy, ale one zostały przejęte przez ABW. Wniosek o utylizację części przedmiotów wystosował wojskowy inspektor sanitarny, a za nim warszawska Wojskowa Prokuratura Okręgowa, która prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy. Nie wiadomo, w jaki sposób prokurator przeprowadził selekcję rzeczy i zdecydował, które z nich wyjadą do spalarni, a które mogą być okazane rodzinom ofiar na ekspozycji w Mińsku Mazowieckim. To tam w sali gimnastycznej jednostki Żandarmerii Wojskowej na stołach i podłodze rozłożono otrzymane od Rosjan i wyselekcjonowane już w Polsce przedmioty. – Po otwarciu worków, które przyleciały ze Smoleńska i z Moskwy, rzeczy spisano, wysuszono i przepakowano – mówi płk Tadeusz Nierebiński, wojskowy inspektor sanitarny. Pilna utylizacja niepotrzebnych strzępów 12 maja dwadzieścia cztery pakiety z rzeczami ofiar trafiły do rzeszowskiej spalarni odpadów medycznych i przemysłowych Eko-Top, która ma koncesję na przetwarzanie mienia wojskowego. Tam zapakowano je do dwóch kontenerów i zaplombowano. – Nie wiedziałem, że Eko-Top to spalarnia. Słyszałem, że jest to instytucja, która przechowuje szczątki na okres postępowania administracyjnego. Ale może czegoś nie wiem – tłumaczy w rozmowie z Niezależną.pl rzecznik warszawskiej prokuratury wojskowej płk Zbigniew Rzepa, zapytany, dlaczego pakiety odwieziono do spalarni. Jednak wraz z 24 przesyłkami do Eko-Topu trafiła decyzja prokuratury o ich „pilnej utylizacji”. – To prawda, zwróciliśmy się do sądu o utylizację, bo mieliśmy informacje inspektora sanitarnego o zagrożeniu epidemiologicznym – przyznaje Rzepa. – Dlaczego akurat te rzeczy miały stanowić zagrożenie, a pozostałe zgromadzone w Mińsku Mazowieckim nie? – pytamy. – Bo to były rzeczy wyjęte ze szczątków ludzkich i zawierały części organiczne podlegające rozkładowi – odpowiada płk Zbigniew Rzepa. Zapytany, czemu prokuratura nie mogła ich od razu skierować na przechowanie jako potencjalnych dowodów w sprawie katastrofy, odparł: – Prokurator zobaczył je i uznał, że nie mają znaczenia dowodowego. – Zostały przez prokuraturę w jakikolwiek sposób zbadane? – Nie. Płk Tadeusz Nierebiński, wojskowy inspektor sanitarny, tłumaczy: –To były strzępki ubrań, chusteczki higieniczne, papierosy, wkładki higieniczne. Wszystko wymieszane. Nie mające żadnej wartości materialnej i dowodowej. – Skąd to wiadomo? Po katastrofie w Lockerby badano każdy strzęp ubrania – pytamy. – To już leży w gestii prokuratora – odpowiada inspektor. Bezterminowe przechowywanie Tymczasem wojewódzki wojskowy inspektor sanitarny, wydając polecenie utylizacji rzeczy, nie dochował procedur prawnych – nie poinformował o nim wszystkich stron postępowania, w tym osób najbliższych ofiar. A niektóre rodziny, zszokowane faktem błyskawicznej decyzji o spaleniu, domagały się zaprzestania podejmowania działań, które mogą mieć nieodwracalny charakter. – 9 czerwca wycofałem wcześniejszą decyzję nakazującą utylizację tych rzeczy – mówi główny wojskowy inspektor sanitarny płk Tadeusz Nierebiński. Równolegle spalenia rzeczy zakazał sąd, do którego trafił wniosek prokuratury. Prokuratura wysłała do Eko-Top pismo zmieniające zlecenie „pilnej utylizacji” na „przechowywanie bez określenia terminu”. Od tego czasu zaplombowanymi kontenerami w strzeżonym magazynie rzeszowskiej spalarni nikt się nie interesuje. Prokuratura nie zamierza poddać szczątków specjalistycznym badaniom. – Nie wiadomo, co dalej ma się stać z rzeczami zgromadzonymi w Rzeszowie – mówi płk Tadeusz Nierebiński. – Pełnomocnicy rodzin mają na tę kwestię różne spojrzenia. W tej procedurze uwzględnia się stanowisko rodzin, a żadne stanowisko oficjalnie nie wpłynęło. Podobnie jak nie ma żadnej informacji z Zespołu Parlamentarnego. Co więcej, jak sugeruje płk Nierebiński, nawet jeśli któraś z rodzin chciałaby odzyskać z kontenerów rzeczy ich bliskiego, byłoby to bardzo trudne. Nie wiadomo, czy prokurator zgodzi się, by je wyszukiwać, bo „nie można już obecnie ustalić, czyja rzecz do kogo należy”. (ig) |
|
Zmieniony ( 04.08.2010. ) |