Izrael chce rewizji najnowszej historii?
Wpisał: Coryllus   
31.01.2018.

Izrael chce rewizji najnowszej historii?



Coryllus 29 Styczeń 2018

  https://coryllus.pl/czy-izrael-chce-rewizji-najnowszej-historii/


Od wczoraj wiemy już kto jest największym wrogiem demokracji, spokoju publicznego oraz wartości, na których opiera się nasza cywilizacja. Tym wrogiem są media społecznościowe, czyli wszystkie te portale, które nie mają certyfikatu wystawionego przez tajniaków poprzebieranych za moralne autorytety.

Zacznę jednak od pierwszej myśli, jaka wpadła mi do głowy po przeczytaniu wczorajszych rewelacji, które znalazły się w sieci, a dotyczących zagrożeń dla demokracji, jakie niesie nowa ustawa o karaniu za używanie nazwy polskie obozy koncentracyjne.

Oto Izrael dogadał się z Moskowią, że nie można krytykować działań Rosji w czasie II wojny światowej. Wojna ta, jak wiemy zaczęła się we wrześniu 1939 roku, a nie w czerwcu 1941 jak chcą Rosjanie. Izrael tego faktu zanegować nie może, bo to by znaczyło, że dobrowolnie oddaje dwa lata cierpień ludności żydowskiej w pacht w zasadzie nie wiadomo komu, jakiemuś kacapowi. To jest nie do pomyślenia. Jeśli jest tak jak myślę, to Izrael godząc się na taki deal, zgodził się także na uznanie konsekwencji traktatu Ribbentrop-Mołotow. Najważniejszą zaś konsekwencją tego traktatu była zagłada Żydów. Tym bowiem skończyła się likwidacja II Rzeczpospolitej i żadne pieprzenie o ławkowym getcie na Uniwersytecie Warszawskim tego nie zmieni. Podobnie jak nie zmieni tego faktu szczera i niekłamana miłość Szewacha Weissa do komunizmu, jako pięknej idei.

Mam wrażenie, że kolejną katastrofę narodu żydowskiego poprzedzi likwidacja mediów społecznościowych, a być może komunikacji w ogóle. Pycha bowiem kroczy przed upadkiem, a jeśli popatrzmy na ostatnie wyczyny polityków izraelskich wobec Polski i na tych, zainstalowanych tu u nas pastuszków, takich jak pan Weiss na przykład czy sierżant Daniels, to będziemy musieli zagwizdać z podziwem – fiu, fiu…Im się naprawdę zdaje, że rządzą światem.

Gadałem kilka tygodni temu z Józefem O, na temat spraw żydowskich, a to znaczy, że także jego osobistych. Wniosek był taki mniej więcej – sukces jaki organizacje żydowskie osiągnęły pomiędzy rokiem 1850 a rokiem 1918 był tak totalny i pełny, że spowodował zanik instynktu samozachowawczego. To jest stara pułapka, a przynętą w niej zawsze jest jakaś organizacja, która w jakiś tam sposób jest dla Żydów dolegliwa i oni ją koniecznie muszą zreformować, bo im ta dolegliwość spać nie daje. Tą organizacją może być na przykład Polska, albo coś innego. Oczywiście, pułapka nie zatrzaskuje się od razu, najpierw jest wrażenie sukcesu. To jednak nie zmienia niczego w mechanizmie działania pułapki. Dziś jesteśmy na tym etapie, że mamy jawne pozwolenie na oczywiste łgarstwo, które w dodatku jest oklaskiwane przez panią wiceminister Gawin. To niezwykłe z mojego punktu widzenia.

Zanim przejdę do dalszych rozważań, uprzedzę pytanie – skąd u mnie taka odwaga w stawianiu sądów i diagnoz? Być może to wszystko się już niebawem skończy, bo trzeba będzie raz na zawsze wpisać do podręczników i wbić ludziom do głów, że ZSRR stał na straży demokracji, a II RP wspólnie z Niemcami budowała obóz w Oświęcimiu, trzeba więc wyrażać jasno swoje stanowisko póki jest jeszcze na to czas.

Minister Brudziński napisał wczoraj coś absolutnie kuriozalnego. Ostrzegł użytkowników twittera, że ich wypowiedzi mogą spowodować antysemickie ekscesy. Miły panie ministrze, czy kim pan tam jest, antysemickie ekscesy, jak świat światem zawsze były starannie przygotowywane. Nie zanotowano chyba ani jednego przypadku w dziejach, który wskazywałby na spontaniczność tych ekscesów. Mogę się jednak mylić. Jeśli więc ktoś tej rangi co Brudziński mówi, że jakiś wpis na twitterze może spowodować ekscesy, to znaczy tyle tylko, że ma on pełne portki.

Co im wszystkim najbardziej przeszkadza? To, że my nie przyjmujemy do wiadomości ich wyjaśnień. Nie wierzymy w nie, ale to nie byłoby takie straszne. Nikt nie wierzył komunie i co z tego, komuna dalej funkcjonowała. My jesteśmy źli, bo rezonujemy, a najgorsze jest to, że rezonujemy w rejestrach dla wielu z nich niesłyszalnych i oni nie wiedzą co z tym zrobić. To znaczy przekazujemy jakieś treści, które wywołują reakcje, nieraz gwałtowną, powodują jakieś porozumienia, a oni nie mogą tego kontrolować z przyczyn najprostszych. Bo nie rozumieją…. Internauci komunikują się poza językiem mediów i językiem ekspertów, przynajmniej niektórzy i to jest największy sukces mediów społecznościowych.

To zaś ma konsekwencję następującą – okazuje się, że oni sami nie zdawali sobie sprawy z tego, w jak straszliwy sposób zakłamana jest historia. Z chwilą kiedy to zostało raz ruszone, próba zatrzymania tej lawiny może się oczywiście udać, ale koszta będą bardzo wysokie. Póki co mamy występy różnych uczelnianych i medialnych płaczek rozdzierających szaty nad upadkiem świata tego. Najlepszy jest oczywiście Mistewicz, drukowany w Teologii Politycznej http://www.teologiapolityczna.pl/eryk-mistewicz-czas-gasnacych-latarni

Człowiek wychowany w całkowitym zakłamaniu, pracujący dla kłamiących 24 godziny na dobę redakcji, które preparowały rzeczywistość na potrzeby reżimu, ględzi teraz o gasnących latarniach. – Autorytet się mu kruszy – jak śpiewał niegdyś wieszcz Młynarski – i on biedny nie wie co zrobić.

Na razie nie wie, ale być może wkrótce się dowie. Jeśli rzecz jasna Amerykanie wymyślą jakiś sposób na zakneblowanie części internetu, na jakimś obszarze, na przykład w Polsce. Póki co płacze, że nie ma już autorów będących gwarantem jakości informacji. To znaczy kogo? Kapuścińskiego? Czy może Krzeczkowskiego? O jakich autorów Mistewiczowi chodzi?

Wiadomo, że na tym etapie nie ma mowy, by jakakolwiek redakcja mogła utrzymać się bez wsparcia mediów społecznościowych. W każdym zespole ekspertów musi być jakiś bloger, albo właściciel portalu internetowego. Pan Otoka-Frąckiewicz były naczelny „Uważam Rze” jest przedstawiany jako bloger w TVP info. Galopujący major, którego wielu jeszcze pamięta z salonu24 ma stały felieton w gazowni. W momencie kiedy nie ma już właściwie blogosfery, media zasłaniają się blogerami, żeby poprawić sobie współczynnik autentyczności. Wszystko to zaś w oczekiwaniu, że ktoś coś zrobi i wreszcie będzie można powrócić do dawnych, dobrych czasów, kiedy to ukazywała się Trybuna Ludu i tygodnik Na przełaj. Za tym tęskni Mistewicz, cała Teologia polityczna, pewna, że kto jak kto, ale oni dostaną wszystkie potrzebne certyfikaty koszerności, a także wielu innych, Joachim Brudziński na przykład.

Nie ma zgody na używanie wyrażenia „polskie obozy koncentracyjne”. I nie ma sensu występować w tej sprawie z zestawem metafor, które mają komuś coś unaocznić, tak jak to wczoraj zrobił premier gawędząc o tych dwóch rodzinach mieszkających w jednym domu, napadniętych przez bandytów. Oni tam w tym Izraelu wszystko doskonale rozumieją i żadne metafory nie są im do niczego potrzebne.

Trzeba usztywnić stanowisko, bo to jest test na sojusznika, nic więcej. Jeśli można porozumieć się z Moskwą w sprawie pisania i mówienia o II wojnie światowej, można też porozumieć się z Polską w kwestii obozów koncentracyjnych. Potrzeba do tego tylko dobrej woli. Jeśli jej nie ma, to żadne ustępstwa niczego nie zmienią w stosunku naszych sojuszników do nas i nie poprawią naszej sytuacji. Mogą ją tylko pogorszyć.

Pytanie, jakie nasuwa się, kiedy patrzymy na polityków takich jak Brudziński, brzmi – wobec kogo oni będą lojalni i kto jest ich suwerenem? Cała ta bowiem sytuacja to jest rzeczywisty test na demokrację. Tu w Polsce, nie gdzieś tam daleko. Jeśli zaś komuś się ten tekst nie podoba, niech jedzie do Rosji i pogawędzi z tamtejszymi historykami o prawdzie.



Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”.


Zmieniony ( 31.01.2018. )