Męki twórcze nienatchnionych geniuszy
Wpisał: Prof. Jacek Bartyzel   
07.03.2018.
H1 { margin-bottom: 0.21cm; }H1.cjk { font-family: "Droid Sans"; }H1.ctl { font-family: "FreeSans"; }P { margin-bottom: 0.21cm; }

Męki twórcze nienatchnionych geniuszy

Prof. Jacek Bartyzel http://prawy.pl/67238-meki-tworcze-nienatchnionych-geniuszy/





Przynajmniej dwa z „marcowych” sloganów są niezależnie od kontekstu i uniwersalnie słuszne: „literaci do piór” i „studenci do nauki”.

Zostańmy tu przy literatach. Ktoś jeszcze przed wojną (nie pamiętam kto, ale to nie takie ważne) porównywał typowego pisarza francuskiego z typowym pisarzem polskim.

Pisarz francuski, jak wstanie rano, dokona higienicznych ablucji i zje śniadanie, to idzie do gabinetu, siada przy biurku i pisze. Stalówką, piórem, na maszynie – wszystko jedno, ale pisze. Pisze przez trzy, cztery, pięć godzin, w zależności od normy, którą sobie sam wyznaczył. Wykonuje więc swoją pisarską robotę tak, jak każdy rzemieślnik, który codziennie idzie do swojego warsztatu, siada na zydlu i bierze do ręki narzędzia i rzecz, którą ma do zrobienia. I regularnie, rok w rok, publikuje nową powieść, nowy esej czy co tam innego uprawia. Potem już może robić na co ma ochotę: iść na spacer, do kawiarni, do teatru, do kina, do restauracji, gdziekolwiek.

Pisarz polski – a za takiego uważa się już kogoś, komu Hoesick wydał cieniutki tomik wierszy nakładem własnym, albo „Wiadomości Literackie” opublikowały jedno opowiadanie, które pochwaliło dwóch znajomych krytyków i orzekło, że ma zadatki na geniusza – czeka na natchnienie. A że natchnienie przychodzi kiedy chce, a jak nie chce, to w ogóle nie przychodzi, pisarz polski cierpi męki twórcze, które musi jakoś ukoić.

Na przykład w burdelu albo wódą, a najlepiej jedno po drugim. Najczęściej po prostu chleje z innymi pisarzami o zadatkach genialności u „Joska na Gnojnej” czy w innej spelunie, więc wtedy przecież pisać nie może, a potem też nie, bo śpi, a jak się obudzi, to ma kaca, więc też nie, a kaca trzeba wybić klinem. I tak da capo al fine, aż w końcu zapija się na śmierć i żegnają go nekrologiem, że był tak dobrze się zapowiadający, ale zgasł przedwcześnie, nie wykorzystując całej potencji swojego geniuszu.