Kurzy Umysł rządzi TV - Propaganda a Granice Przyzwoitości
Wpisał: Krzysztof Pasierbiewicz   
29.03.2018.

Kurzy Umysł rządzi TV - Propaganda a Granice Przyzwoitości

Czyżby powtórka z rozrywki (?)

Propaganda jest przeciwieństwem artylerii - im lżejsza, tym dalej niesie.

Krzysztof Pasierbiewicz

http://naszeblogi.pl/50020-czyzby-powtorka-z-rozrywki

Październik 1957. Polska - Rosja 2 : 1

Pisałem już o tym, gdy Gerard Cieślik umarł, ale reaktywacja legendarnego Stadionu Śląskiego wręcz nakazuje mi przypomnieć to historyczne wydarzenie.

Jak nam w roku 1952 bezpieka wykończyła Ojca, Mama wpadła w czarną rozpacz i chcąc nas z bratem utrzymać pisała całymi nocami na maszynie, sprzedając po kolei biżuterię, obrazy, srebrne sztućce, a w końcu jej ukochany fortepian, na którym przygrywając sobie na cztery ręce, Rodzice mieli zwyczaj podśpiewywać sobie ich ulubione piosenki. Od śmierci Taty przez lata nie widziałem Mamy uśmiechniętej. Aż naszedł październik roku 1957. Pamiętam jak Mama przyszła z pracy jakaś inna niż zwykle i zakomunikowała synom, że jedziemy na mecz z Rosją do Chorzowa.
W rozklekotanym zakładowym autobusie panowała atmosfera jakbyśmy jechali na wojnę. Pamiętam, że po przyjeździe na miejsce spojrzałem odruchowo w niebo, bo myślałem, iż nadciąga burza. Ale niebo było czyste, a grzmiał Stadion Śląski. W miarę jak zbliżaliśmy się do trybun kultowego kolosa wzmagał się groźny pomruk zdradzonych w Jałcie Polaków, którzy przyjechali na mecz, ale tak naprawdę, by wykrzyczeć i zamanifestować nienawiść do sowieckiego ciemiężcy i zaprzedanej Moskwie komuszej władzy. Jako dwunastoletni chłopak nie do końca rozumiałem, co się dzieje. Po chóralnym odśpiewaniu Mazurka Dąbrowskiego na stadionie zawrzało jak w piekielnym kotle. To nie był doping, lecz desperacki krzyk protestu wydobywający się ze stu tysięcy gardeł, który przypominał huk rozszalałych fal na wzburzonym oceanie. Według mnie to była najgorętsza patriotyczna manifestacja w powojennej Polsce.

Aż nadszedł ów pamiętny moment, gdy przy wyniku jeden do jednego maleńki Gerard Cieślik pokonał po raz drugi Lwa Jaszyna strzelając główką zwycięskiego gola Ruskim. Myślałem, że się niebo rozstąpiło. Sto tysięcy ludzi zawyło ze szczęścia. Ludzie rzucali się sobie w objęcia, płakali z radości, poleciały w górę czapki, kapelusze, marynarki, torebki. Wszyscy krzyczeli niech żyje wolna Polska! Rozbrzmiewały toasty i bimber lał się strumieniami.

Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, że nie da się zabić naszej polskiej duszy. I raptem zobaczyłem, że moja mama się śmieje. Oszalała z radości wzięła mnie w objęcia wrzeszcząc mi do ucha: „Synku mój kochany! Wygraliśmy z Rosją!!! Pomściliśmy tatę!!!”. Do grobowej deski nie zapomnę dumy, jaka mnie wtedy rozpierała, że jestem Polakiem…, koniec opowieści.

Niestety życie pokazało, że ta patriotyczna manifestacja na niewiele się zdała, a ten mecz był jedynie wentylem upuszczającym ciśnienie buntu narastające w narodzie robionym przez komunistów w konia, zaś od tamtego pamiętnego dnia musiałem 32 lata czekać, aż się Polska wyzwoli spod buta sowieckiego. 

=======================

Gdy wczoraj na pięknie odnowionym śląskim kolosie kibice gromkim chórem odśpiewali drugą zwrotkę Mazurka Dąbrowskiego znów mi łzy stanęły w oczach, a po strzeleniu przez naszych zwycięskiego gola pod sufit z radości podskoczyłem, zaś 55 tysięcy Polaków zebranych w „kotle czarownic” ze szczęścia zawyło.

No Ale.

Z góry Państwa przepraszam za to skojarzenie, lecz jak po meczu oglądałem w rządowej TVP1 blok programowy o historii Stadionu Śląskiego i sukcesach tam odnoszonych przez polskich piłkarzy, a mówiąc dokładniej, gdy patrzyłem w jak bezczelny sposób Jacek Kurski zapisuje te sukcesy na rachunek własny i partii, której służy licząc na to, że ciemny lud to kupi i tym razem, - nie mogłem się opędzić od myśli, - czy aby ktoś nas znowu nie chce w konia zrobić?

Sorry. Ale urodziłem się pod koniec wojny i doskonale pamiętam, że prawie identycznie robiono propagandę za Bieruta, za Gomułki, za Gierka i tak dalej.



 Dlatego wiem, co mówię twierdząc, że wczoraj wieczorem granice przyzwoitości propagandy sukcesu zostały w drastycznie niesmaczny sposób przekroczone.

Tak się nie robi, Panowie!

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)



Post Scriptum
Jeden z komentatorów na Salonie24 pisze: za wiele zadęcia, pompatyczności, 'nachalstwa', bowiem jak ktoś światły to już zauważył: 'Propaganda jest przeciwieństwem artylerii -- im lżejsza, tym dalej niesie.'



Zmieniony ( 29.03.2018. )