Chciał zniszczyć Boga. "Filozof" Marx..
Wpisał: Krzysztof Gędłek   
05.05.2018.

Chciał zniszczyć Boga. "Filozof".

 Krzysztof Gędłek

http://www.pch24.pl/filozof--ktory-chcial-zniszczyc-boga,60005,i.html#ixzz5EbgYelNJ


Karol Marks to człowiek, który w życiu nie zrobił niczego sensownego, poza tym, że dużo myślał. A to, co wymyślił przeraża nie tylko na papierze, ale także w rzeczywistości.

 Co takiego stałoby się, gdyby Marks nie urodził się 200 lat temu? Można sobie to jedynie wyobrazić, śledząc cały ciąg zdarzeń, jaki nastąpił na skutek popularyzacji jego szkodliwych idei. Tym jednak, co najbardziej przeraża w Marksie – i marksizmie rzecz jasna – nie są wcale okrutne i masowe zbrodnie piewców materializmu. Zbrodnie bowiem nie bronią się w żaden sposób przed historią.

Najbardziej wstrząsające jest to, jak wielki wpływ Marksowa myśl wywarła na promocję wulgarności, rozmaitych mętów i patologii. Mówiąc w skrócie: najbardziej w marksizmie odpycha niesmak. Bo przecież w smaku są „włókna duszy i cząstki sumienia”, których próżno szukać w postaci brodatego myśliciela.

 

Nie ma Boga

Niczego specjalnie mądrego, ani budzącego zachwyt, nie mógł zresztą wymyślić ktoś, kto bardziej przypominał filozofa z popularnych żartów uniwersyteckich niż błyskotliwego kreatora idei. Marks odznaczał się bowiem jedynie tym, że godzinami przesiadywał w bibliotekach, a jako mąż i ojciec gromadki dzieci, żył utrzymywany przez zamożnego Fryderyka Engelsa. Głowę mieniącego się „obrońcą ludzi pracy” człowieka zajmowało więc przede wszystkim żerowanie na cudzej pracy, która pozwalała mu dowoli dyskutować i tworzyć coraz bardziej wulgarne kombinacje filozofii Hegla, Proudhona czy Feuerbacha.

 I co z tego? – zapyta ktoś, zdziwiony, że wątki z życia Marska powinny deprecjonować cały jego dorobek filozoficzny. Kłopot w tym, iż mówienie o „dorobku filozoficznym” w przypadku Niemca [Żyda. Takim się czuł, takim był. MD], stanowi – cytując oczywistego klasyka – semantyczne nadużycie. Jego kombinacje pełne są błędów i niedorzeczności, o których napisano już grube tomy mniej lub bardziej ambitnych dzieł. Nie ma więc sensu tego wszystkiego powtarzać. Dość powiedzieć, iż marksowskie wymysły dokonały jednego, szalenie istotnego cięcia – chodzi o negację istnienia Boga. To istotne, wszak mówimy o ciosie w samo Serce naszej kultury, której istotnym elementem, jak pisał Scruton, jest „spojrzenie na los człowieka z perspektywy Boga”.

 Czym to skutkowało na przestrzeni ostatnich dekad? Wystarczy prześledzić sobie nie tyle zbrodniczy charakter nazizmu, faszyzmu czy komunizmu (tak, tak Marks był akuszerem wszystkich tych ideologii), ale moralną ich degrengoladę. W Niemczech nie sposób było nie odróżnić arystokratycznego oficera od, pożal się Boże, członka NSDAP, w Rosji sowieckiej niemal na każdego delikwenta znajdywano „haka” w postaci moralnego wyuzdania, z pedofilią oraz sadomasochistycznymi skłonnościami włącznie, zaś o moralności Mussoliniego nie można zbyt wiele napisać, bo też trudno opisywać coś, czego właściwie nie było. Każdy więc, kto patrzy na marksizm przez pryzmat Gomułki, skrzeczącego jakieś krytyczne formułki o rozwodach, niech wyrzuci podobne obrazki z głowy. Marks stworzył wulgarną filozofię, wyzutą z resztek moralności i kodów kulturowych tej części świata.

 

Bezwstyd

Jeśli obecnie możemy obserwować którąś tam z kolei fazę zachwytu współczesnych elit kolejnymi mutacjami Marksizmu (w wersji Gramsciego i Adorno), to wystarczy spojrzeć, jaką zgniliznę cywilizacyjną nieustannie wyrzuca z siebie bagno moralnej degrengolady, jakim podlał Europę Marks, a jego czciciele uzupełnili słuszną ilością szamba.

 Europejska lewica doszła przecież nareszcie do wniosku, że podział na robotnika i właściciela środków produkcji przestał być aktualny, co oznacza, że rozpoczęła proces wielkiej emancypacji kolejnych grup społecznych. Przekładając to na realia polskie, przestano windować w górę margines społeczny w postaci Kiszczaków i innych ponurych, niewykształconych, moralnie zepsutych szumowin, a zaczęto oferować „wolność” rzekomo ciemiężonym grupom społecznym. Pozornie brzmi lepiej, ale wygląda podobnie, jak w przypadku awansu społecznego wspomnianych Kiszczaków.

To dlatego na salonach europejskich hołubiony jest Daniel Cohn-Bendit, człowiek przyznający się do seksualnego wykorzystywania dzieci, a poklask zyskują najbardziej obsceniczne typy i hasła, czego sami jesteśmy świadkami w Polsce, obserwując walkę feministek o aborcję. Wystarczy wybrać się na „czarny marsz” lub przyjrzeć się uważniej promocją jakich ideologii zajmują się kolejne instytucje ONZ czy Unii Europejskiej, by nabrać przekonania, zobaczyć, jak bardzo odrażający jest świat, zbudowany na marksistowskiej ideologii.

 Kolejne grupy pragnące „tolerancji” dla swoich odrażających pragnień (aborcja, eutanazja czy obniżenie wieku inicjacji seksualnej, zmiana płci u dzieci), dominująca nienawiść do „starego porządku”, określanego pogardliwym mianem rządów arystokracji i Kościoła, rugowanie religii z przestrzeni publicznej, walka z rodziną, jako opresyjną grupą lansującą jedynie słuszny model życia i wychowania.

Demontaż europejskiej kultury trwa nieustannie, a tym który go zaproponował projektując logikę materialistycznej dialektyki, był właśnie Marks. Nasze elity są tego świadome, wszak nie przypadkiem o świętowaniu urodzin filozofa zapewnił szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Junkers, tłumacząc swoją obecność na uroczystościach, wpływem, jaki brodaty filozof wywarł na współczesną Europę. I chyba niewielu zaskoczyły także oburzające słowa kard. Rienharda Marxa, który chwalił swojego imiennika za celną diagnozę społeczną, udzielając z okazji jego 200. urodzin specjalnego wywiadu.

 Absurd? Jasne, ale jak celnie zauważył niezbyt zresztą lotny w bon motach marszałek Śmigły-Rydz, „jeśli przegramy z Niemcami stracimy wolność, a jeśli z Rosją utracimy duszę”. Można słowa te odnieść do całej zachodniej cywilizacji, która pobiwszy Hitlera, zafascynowała się bez reszty lewackim utopizmem.

 

Zniewolenie i spustoszenie

Jeśli narzekamy współcześnie na zdziczenie obyczajów, alienację elit politycznych, moralną zgniliznę i kult brzydoty bądźmy świadomi, że tym co najbardziej oddziaływało na procesy, które doprowadziły do takiego stanu rzeczy, były kolejne dzieła Marksa. Filozofa obiecującego ludziom wolność, a w zamian oferującego „łańcuch tautologii”, pokarm „parcianej retoryki” oraz władców niczym „wnuczęta Aurory” – „chłopców o twarzach ziemniaczanych bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach”.

Z naszej wolności, rozumianej w sposób właściwy, pozostało więc niezbyt wiele. A winny temu jest oczywiście komunizm, którego twórcy urodziny przychodzi nam nieszczęśliwie wspominać. Jak stwierdził jeden z największych antykomunistów XX wieku, abp Fulton Sheen, komunizm zniewolił człowieka poprzez „usunięcie dwóch gwarancji ludzkiej wolności: przez zniszczenie własności prywatnej i przez ateizm lub prześladowanie religii”.

By to wszystko stało się możliwe, należało najpierw dokonać kolejnych rewolucji. A oblicza tych przewrotów okazywały się coraz bardziej przerażające. Świat Marksa miał być piękny, jednak okazał się być koszmarem. Spustoszenie – oto największy sukces człowieka, który gdyby dzisiaj żył, świętowałby 200 lat.

Zmieniony ( 07.05.2018. )