Europa dwóch prędkości. Ściśle według Goebbelsa i Rauschinga.
Wpisał: Lech Jęczmyk   
13.05.2018.

Europa dwóch prędkości.

Ściśle według Goebbelsa i Rauschinga.


Lech Jęczmyk, 2016 rok


Jestem przekonany, że za 50 lat ludzie nie będą już myśleli w kategoriach ojczyzn. Będą myśleli w kategoriach kontynentów i umysły Europejczyków będą zajmowały całkiem inne, możliwe że znacznie większe, zagadnienia”.

Słowa te wypowiedział nikt inny, jak hitlerowski minister propagandy Joseph Goebbels 11 września 1940 roku na spotkaniu z czeskimi intelektualistami.

Włochy, które poczuły się wzmocnione wystąpieniem z Unii Wielkiej Brytanii, zorganizowały w sierpniu 2016 roku spotkanie przywódców Włoch, Niemiec i Francji na wyspie Ventotene, na której znajduje się grób Altiero Spinellego, autora „Manifestu na rzecz Europy wolnej i zjednoczonej” z roku 1941, propagującego zjednoczoną Europę bez suwerennych państw. To spotkanie trzech rządów bez reszty pomniejszego tałatajstwa to ruch w stronę nagłośnionej (potem wyciszonej) idei Europy dwóch prędkości. W czasach Spinellego, w czasach Europy pod niemiecką okupacją, mówiło się o „twardym rdzeniu” i reszcie.

Niemcy muszą się bardzo gimnastykować, żeby unikać terminologii z czasów pierwszego, hitlerowskiego zjednoczenia Europy, co ujawniałoby w sposób zbyt oczywisty kontynuację i tożsamość tego samego projektu imperium europejskiego pod przewodem Niemiec.

1 września 1994 opublikowano dokument, przedstawiający punkt widzenia CDU (partii, z której wywodził się kanclerz Kohl) na przyszłość Europy. Dominowały w nim dwie główne idee:

1. niemieckim priorytetem jest rozszerzenie Unii na Wschód;

2. utworzenie na bazie Niemiec „twardego jądra” z odpowiednimi instytucjami. To termin wprost z języka hitlerowskich zjednoczycieli Europy.

Unia Europejska, Rzesza Europejska, jak się zwał, tak się zwał. A co oznacza Europa dwóch prędkości? Tyle, że rządy trzech największych państw chcą możliwie szybko, bez komplikacji ze strony pogardzanego planktonu, zjednoczyć się w jedno coś. Raczej nie państwo, może cesarstwo, co Niemcy już przerabiali. Daj im Boże dziecko, choć jak na razie Włochy mają kłopoty ze zjednoczeniem Północy z Południem, które miało inną historię i jakoś nie może się od niej uwolnić. Niektórzy specjaliści twierdzą, że wiele problemów by znikło, gdyby Południe miało swoją odrębną walutę.

Niemieckie (hitlerowskie) plany budowy zjednoczonej Europy omawia Hermann Rausching w książce „Rewolucja nihilizmu (przełożył Stanisław Łukomski. NOW, 1996. Str. 206 i nast.) Poglądy geopolityków niemieckich (Haushofer i inni) mówiły o nieuniknionym biegu historii:

Dla izolowanych, zastygłych we własnym indywidualizmie małych państw istnieje, jak widać, jedna tylko droga ratunku; pozorna samodzielność w łonie jakiegoś obejmującego wielkie przestrzenie zespołu pod wodzą jednego z wielkich państw, okupiona przyjazną opieką i poddaństwem”.

Z tego przekonania wynikały plany, w których mowa już o nierównoprawności, którą dziś nazywa się „dwiema prędkościami”.

Sprawdzianem zdolności do tworzenia prawdziwych, nowych, obejmujących wielkie przestrzenie formacji imperialnych będzie siła wielkiego państwa, zezwalająca mu, żeby oplotło wokół siebie jako trzonu wieniec państw, których będzie bronić i którym będzie przewodzić… W owej sferze nie ma swobodnego rozwoju, zespolenia federacyjnego, lecz tylko rdzeń potęgi jako ośrodek hegemonii i wieniec podrzędnych narodów wokół niego…”

Tamte Niemcy mówiły szczerze, dzisiejsze Niemcy kontynuują po dziesięcioleciach tę samą politykę metodą faktów dokonanych, uważając, żeby ich język nie przypominał tamtego, z poprzedniej, nieudanej próby:

Europa będzie wówczas stanowiła jedność, ale tylko z niezniszczalnym jądrem woli w postaci niemieckiej połaci Europy… koncepcja ta jest po prostu przezwyciężeniem zasady państwa narodowego przez nową zasadę ładu imperialistycznego”. (Dziś powiedziano by globalistycznego. Przyp. L.J.)

Nauczone przykrym doświadczeniem Niemcy zrezygnowały z buńczucznego języka, realizując te same cele w przebraniu Unii Europejskiej, najchętniej w ogóle nie wspominając o celu całego przedsięwzięcia. Polaków i przedstawicieli innych mniejszych narodów zachęcano, żeby czym prędzej wsiadali do pociągu, w zamieszaniu nie wspominając, dokąd ten pociąg jedzie.

Geopolityka znajduje potwierdzenie swojej sensowności w rozważaniach Haushofera na temat przyszłości Ukrainy, wyprzedzających wydarzenia o prawie sto lat. [Przeciwieństwem są tu uroszczenia pseudonauki ekonomii, która świetnie rozważa wydarzenie przeszłe, ale nie potrafi przewidzieć najbliższego kryzysu.] Pisał on o kwestii „Ukraińców, Rusinów, mieszkańców Małorosji lub Rusi Czerwonej. Znaczeniem swym przypomina to znaczenie Polski, podzielonej niegdyś między Rosję, Austro-Węgry i Prusy… Albowiem 40 milionów Ukraińców, których część zniknęła już w Polsce, Czechosłowacji i Rumunii [nie na długo, jak się okazało], większość zaś pędzi pozornie samoistny żywot w obrębie Związku Sowieckiego, odegra jeszcze rolę w pewnych odległych planach wielkich mocarstw, godzących w Sowiety.”

To zapowiedź Majdanów, ale dalej Haushofer formułuje myśl ważną dla Polski:

Kto chce oddalić na stałe niebezpieczeństwo, zagrażające Niemcom ze strony Rosji, ten musi kierować uwagę ku Ukrainie, aby ją przebudzić do samodzielności; pod tym warunkiem wszakże, iż w żadnej postaci nie połączy się ona z Polską”.

Ciekawe, czy nasi politycy, z takim zapałem podkarmiający banderowską Ukrainę kosztem naszych dzieci, zdają sobie sprawę, jak te zaloty muszą denerwować Niemców.

Dalej Haushofer omawia plan, który udało się po latach zrealizować w pełni:

Potem rozbiór Jugosławii, która znów zostanie przykrojona do granic starego jądra małoserbskiego, a której poszczególne części przypadną z powrotem Niemcom i Węgrom, bądź też uzyskają pozorną samodzielność w postaci protektoratu niemiecko-węgierskiego (Chorwacja)”.

W znacznie późniejszym rozwoju ekspansja na Wschód posuwać się będzie naprzód, aby spowodować rozbiór Rosji Sowieckiej i włączyć w obręb panowania niemieckiego poszczególne jej człony, które uzyskają samodzielność: Ukrainę, niemiecką Republikę Nadwołżańską (tymczasem znikła z mapy), Krym, Gruzję i inne”.

Widzimy, że plany pozostają, natomiast Niemcy stały się mocarstwem drugorzędnym i plany ich przejęły Stany Zjednoczone, które wciąż uważają, że są wszechwładne i zastanawiają się, czy najpierw zaatakować Rosję, czy Chiny.

Rauschning omawia tradycyjne plany niemieckie, w których „niemieccy wielcy posiadacze ziemscy uprawialiby ziemię, posługując się robotnikami obcej rasy”. Dalej wspomina, że to samo mogłoby się odnosić do wielkich zakładów przemysłowych, w których Niemcy zajmowaliby tylko stanowiska kierownicze. Czasy się zmieniły i dziś ta rola kierownicza obejmuje będące wtedy w zalążku wielkie sieci handlowe i lokalną prasę. Ten podbój nie musiałby się dokonywać drogą przemocy, państwa podrzędne mogłyby wyrzec się praw politycznych w zamian za korzyści gospodarcze – i to chyba jest przypadek dzisiejszej Polski.

W tych rozważaniach pojawia się hasło „całkowicie nowego ładu światowego” a więc tego, co amerykańscy kontynuatorzy niemieckiej myśli geopolitycznej nazywają New World Order.

Rauschning nie zgadza się z Goebbelsem co do miejsca Polski i przy okazji ujawnia myślenie o niej niegdyś Niemców a dziś Amerykanów.

Skoro polityka niemiecka nadal pragnęła rozwijać stare swe wpływy na Wschodzie, powinna dążyć poważnie do pozyskania sobie Polski, aby zapobiec powstaniu pomiędzy Rosją a Niemcami wielkiego, kierowanego przez Słowian bloku, który liczbą ludności dorównywałby Niemcom, a może by nawet ich przewyższył”.

I to wyjaśnia całą naszą sytuację, zależność od Stanów Zjednoczonych, które zastąpiły Niemcy (Niemcy wielce się dąsają, że ponad ich głowami wybraliśmy silniejszego hegemona) i ciągłą, nieuzasadnioną propagandę antyrosyjską.

Nieustające ataki polskich polityków i dziennikarzy na Rosję zawsze były komuś na rękę. Oto, co pisał Fryderyk II do swojego ambasadora w Warszawie:

Gdy Rosja jest niezadowolona z Polaków, to nam może to tylko dogadzać. Stajemy się przez to niezbędnymi dla tego państwa. Życzyć więc bardzo należy, aby tam u was ludzie robili wszystkie możliwe głupstwa, aby drażnili Rosję i ściągali na siebie jej zły humor”.

Wtedy było to na rękę Prusom, dziś, kiedy Stany Zjednoczone przejęły politykę niemiecką, służy to amerykańskiej polityce kopania rowu między Rosją a Niemcami. To obawa przed jakimkolwiek związkiem między tymi dwoma państwami skłoniła Stany do udziału w obu wojnach światowych.

A Polska? Chętnie odgrywa rolę tego rowu, a przecież nikt nie oczekuje, żeby rów wyrażał jakieś swoje zdanie. To by było nawet śmieszne.

Zmieniony ( 13.05.2018. )