Czekają nas mroczne czasy. Jak przetrwać nawałnice neopogaństwa?
Wpisał: Łukasz Adamski   
01.06.2018.

Czekają nas mroczne czasy. Jak przetrwać nawałnice neopogaństwa? Poczekajmy z budową Arki

Łukasz Adamski https://wpolityce.pl/kultura/396783-czekaja-nas-mroczne-czasy-jak-przetrwac-nawalnice-neopoganstwa-poczekajmy-z-budowa-arki



Zbyt radykalna to odpowiedź na kryzys. Mam zabrać dziecko z publicznej szkoły? Nauczać je wyłącznie w domu? Przeprowadzić się do „wioski” ( czytaj: zamknięte osiedle) z samymi chrześcijanami? W tym religijnym getcie mam natomiast wprowadzać w życie regułę Benedyktynów wypełniając słowa Benedykta XVI o przyszłości Kościoła w katakumbach?


  Zgadzam się, że przegraliśmy walkę ( wojna będzie toczyć się aż do Paruzji) o duszę zachodniego świata. Europa zamordowała Boga. Wypełniono postulat Nietzschego. Polska nie jest wyjątkiem. Skończymy jak Irlandia trochę później niż prędzej. Wygodna drzemka, samozadowolenie sytej hierarchii, pusta rytualizacja, powierzchowność, letniość- nasza wiara zamyka się coraz częściej w śpiewaniu Barki. „Mamy jedynie trochę więcej czasu na przygotowanie bariery immunologicznej przeciw wirusowej chrystofobicznej dewastacji”- zauważa ks. Robert Skrzypczak. Ma rację. Przecież antropocentryzm to fundamentalny grzech, którego nie wyeliminujemy bez totalnego przestawienia myślenia. Najwybitniejszy intelektualista na tronie Św. Piotra w XXI wieku mówił o „zacieraniu priorytetu Boga”. Ratzinger to wszystko przewidział.

Potop sekularyzacji, wszechobecne neopogaństwo zawłaszczające chrześcijańskie reguły życia. Uwielbienie ciała, dla którego stosujemy posty radykalniejsze niż te dla ducha. Postawienie człowieka w miejscu Boga. „Człowiek religijny rodził się, żeby zostać zbawiony. Człowiek psychologiczny rodzi się, aby być zadowolonym” – pisał interpretator Zygmunta Freuda, Philip Rieff. Wolność jednostki stała się w zachodniej cywilizacji religią. Wolność bez odpowiedzialności. Wolność bez ograniczeń moralnych. Ponura „Ewangelia samospełnienia”.

Czy jednak naprawdę odwrócić się od świata, czekając aż ten zblazowany własnym hedonizmem spojrzy na pełną miłości twarz uczniów Jezusa z Nazaretu? David Brooks z „New York Timesa” uznał „Opcje Benedykta” za najważniejszą religijną książkę dekady. Przesadził, choć bez wątpienia jest to pozycja bardzo ważna i obowiązkowa dla trzeźwo patrzących na świat chrześcijan. Rod Dreher to radykał. Postuluje zbudowanie nowych Ark, które pozwolą przetrwać mroczne czasy powszechnej apostazji. „My, zwolennicy „Opcji Benedykta” nie próbujemy odwrócić siedmiuset lat historii, co, jak wiadomo nie jest możliwe. Nie staramy się też ocalić Zachodu. Próbujemy jedynie zbudować życie chrześcijańskie, które stanie się wyspą świętości i stałości wobec powodzi płynnej nowoczesności. Nie staramy się stworzyć raju na ziemi. Szukamy po prostu sposobu zachowania silnej wiary w czasie wielkiej próby”- pisze amerykański autor.

Nie interesują go półśrodki. Uważa, że umarła Europa i umierają USA. Zwycięstwo Donalda Trumpa o niczym nie świadczy. „Rubasznie wulgarny”, „moralnie kompromisowy” prezydent USA może spowolnić upadek wiary przez odpowiedni nominacje do Sądu Najwyższego. Jednak, zdaniem autora, „Trump nie podniesie kultury amerykańskiej z upadku, bo jest jego objawem”. Miasto na górze jest dziś spętane poprawnością polityczną i oderwaniem „prawa do dążenia do szczęścia” od zasad moralnych. Przestrzegał przed tym nawet taki guru liberałów jak Alexis de Tocqueville.

Odpowiedzią na kryzys jest porzucenie złego świata. Nie totalne odwrócenie się od niego, ale zaznaczenie przez chrześcijan swojej inności. Zaproponowanie światu alternatywy dzięki Świadectwu wiary. Wiary niezmąconej i czystej. Kościół jest dziś w uścisku świata. „Jeśli mamy być dla świata, jak chciał Chrystus, to musimy się od niego oddalić, by pogłębić modlitwę, życie wspólnotowe i rozumienie Pisma Świętego”. Dreher zaznacza, że mnisi od św. Benedykta z Nursi tak ocalili wiarę. Przenieśli ją „poza sferę barbarzyństwa”. W 1969 roku, a więc w apogeum rewolucji seksualnej i globalnego buntu pokolenia 68, które przewalcowało całą cywilizację, Joseph Ratzinger mówił, że z kryzys wiary wyłoni się nowy „Kościół jutra”. „Będzie niewielki i będzie musiał zacząć od nowa.” Bez społecznych przywilejów, politycznych koneksji, bogactwa. Dopiero wtedy pogrążeni w samotności ludzie odkryją „w małej owczarni wierzących coś zupełnie nowego; nadzieję dla siebie, odpowiedź, której zawsze szukali.”
Opcja Benedykta” to szalenie inspirująca lektura. Bezkompromisowa, radykalna, zasmucająca. Nie zgadzam się jednak z Dreherem, że trzeba wsiąść do Arki i płynąć do krainy mlekiem i miodem płynącej, oczekując, że zagubieni nas odnajdą. Musimy zostać „tu i teraz”. Przejmować język młodych ludzi i kolonizować ich przestrzeń publiczną. Zgadzam się jednak z autorem, że musimy dawać świadectwo wiary. Żarliwej, będącej w kontrze do mainstreamu. Musimy być przy tym pozbawieni przywilejów i politycznej protekcji. Musimy być realną kontrrewolucją. Odciętą od współrządzenia z „mainstreamem”. Dreher nie jest infantylnym romantykiem, więc wie, że nie da się porzucić zupełnie polityki. Postuluje by znaleźć płaszczyznę, na której można walczyć o swoje prawa. W USA taką płaszczyzną jest gwarancja wolności religijnej. Dziś jest ona łamana. Poprawność polityczna stała się nową religią z silnymi dogmatami i inkwizycją, która pilnuje by chrześcijanin nie miał prawa odmówić nikomu usług z powodów religijnych.

Szczególnie jeden fragment „Opcji Benedykta” do mnie trafia. Są w nim wskazówki dla chrześcijańskich wspólnot toczących batalię na „swoim podwórku”. Dreher podkreśla, że należy uwypuklać kwestię wolności religijnej. Współpracując ( mamy być uprzejmi, pełni szacunku dla oponenta) z dalekimi chrześcijanom środowiskami, które cenią szeroko pojętą wolność. Nie możemy jednak stracić sprzed oczu głównego celu. „Chrześcijanom nie wolno zapomnieć, że wolność religijna nie jest celem samym w sobie, leczy tylko środkiem do celu, czyli do pełni życia chrześcijańskiego. […] Jeśli ochrona wolności religijnej wymaga od nas odrzucenia zasad moralnych, które określają nas jako chrześcijan, wówczas wszelkie odniesione przez nas zwycięstwa będą bezwartościowe”- pisze autor.

Nie zapominajmy, że pisze to z jankeskiej ziemi, gdzie nieufność do rządu centralnego jest wyssana z mlekiem matki. Łatwo tam zabrać dziecko ze szkoły i w domu kształtować go według własnych zasad. Celebrująca przeklęty państwowy ( nie chodzi o wspólnoty wyrosłe oddolnie) kolektywizm Europa takich możliwości nie daje. Drehner niech nas inspiruje i wznieca w nas ogień. Poczekajmy jednak z wejściem na Arkę. Mamy jeszcze sporo do namieszania, będąc w samym jądrze tego świata.

„Opcja Benedykta”, wyd: AA 


Zmieniony ( 01.06.2018. )