Przyjąć proroka i nim być. [ks. St.M.]
Wpisał: Ks. Stanisław Małkowski   
06.07.2018.

Przyjąć proroka i nim być


Ks. Stanisław Małkowski Warszawska Gazeta 6 – 12 lipca 2018 r.

KOMENTARZ TYGODNIA


Pierwsza lekcja mszalna, czytana w niedzielę 8 lipca (Ez 2,2-5) mówi o prorockim powołaniu kapłana Ezechiela w piątym roku niewoli babilońskiej, rozpoczętej deportacją w roku 592 przed narodzeniem Chrystusa. Ezechiel zobaczył chwałę Bożą, padł na twarz i usłyszał wezwanie, aby stanąć na nogi, razem z poleceniem, aby iść do Izraelitów zbuntowanych przeciwko Bogu, nierozumiejących przyczyny ani znaczenia kary, która ich spotkała w postaci wygnania z ojczyzny i zniewolenia przez pogan.

Postawa Ezechiela wyraża pokorę i posłuszeństwo, a następnie odwagę i dumę wraz z gotowością przeciwstawienia się Izraelitom sprzeciwiającym się Bogu. Prorok przemawiający w imię Boga jest odpowiedzialny za ludzi, do których jest posłany, czy będą, czy nie będą jemu, a przez niego- Bogu – posłuszni.

Każde powołanie prorockie i dawne, i dzisiejsze oznacza ukazanie związku między nawróceniem i życiem, a zarazem między odstępstwem i śmiercią, wypełniane często za cenę prześladowania aż po śmierć męczeńską. Nieposłuszeństwem wobec Bożego powołania jest tchórzliwe unikanie sprzeciwu wobec zła dla osobistego spokoju. Odwaga i męstwo zapisane są w ludzkiej godności i w łasce chrztu.


Ks. prymas Stefan Wyszyński w kazaniu wygłoszonym w Warszawie 23 marca 1969 przedstawił osobistą i społeczną wierność pełnej prawdzie jako narodowe zadanie polityki polskiej, tak okrutnie wówczas zniewolonej i zdeformowanej, licząc się z nieskutecznością swoich słów: „Nic bardziej nie deformuje i nie zaniża naszej osobowości, jak wyrachowane tchórzostwo! Niech się dzieje co chce, ja bronię swej głowy! – Czyim kosztem? Kosztem swej osobowości i godności, swego bogactwa wewnętrznego, a może i kosztem narodu. Nie ma większego nieszczęścia w narodzie, jak umacniające się tchórzostwo i psychoza lęku. Jest ona nie tylko deformacją osobistą, ale też i błędem politycznym. Ludzie, którzy poddali się psychozie lęku, są także największym nieszczęściem życia narodowego i politycznego. Nie mają już odwagi powiedzieć, co myślą i pokazać swych możliwości w pełnej prawdzie”.


Te prorockie słowa nie utraciły dzisiaj swojego znaczenia. Naśladujmy więc proroków, padajmy na twarz i na kolana przed Bogiem, a następnie powstańmy i idźmy na własnych nogach drogą prawdy i życia.


Gdyby prorok opierał się jedynie na swoich siłach, popełniłby błąd, grożący próżnym samozadowoleniem i pychą. Mówi o tym Jezus do św. Pawła w drugiej niedzielnej lekcji: „Wystarczy ci mojej laski, moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12,9). Matka Teresa z Kalkuty napisała w liście do kapłana: „Bóg nie może napełnić czegoś, co jest pełne – może napełnić tylko pustkę – głębokie ubóstwo; a twoje „tak” jest właśnie początkiem bycia czy też stawania się pustym; nie chodzi o to, jak dużo „mamy” do dania, tylko na ile jest w nas pusto, abyśmy mogli w pełni otrzymać w naszym życiu i byśmy pozwolili Jemu żyć w nas. (…) Nie jest ważne, co ty czujesz – ważne jest, co On czuje w tobie”.


Ewangelia niedzielna mówi o lekceważeniu i powątpiewaniu, z jakim spotkał się Jezus w rodzinnym Nazarecie (Mk 6,1-6): „Przecież to cieśla, znamy Jego rodzinę. Skąd On to ma? Co to za mądrość?”.

Odrzucenie więc proroka może mieć postać niedowiarstwa, a nie tylko otwartej niewiary. Obie postawy są obecne w naszym dzisiejszym życiu. Jedni mówią prorockiemu orędziu i wezwaniu „nie”, a inni – „tak, ale nie”, „jestem za a nawet przeciw”, „jestem wierzący ale wątpiący i niepraktykujący”.


Blisko 40 lat temu Matka Teresa z Kalkuty powiedziała z okazji wręczenia jej Pokojowej Nagrody Nobla: „Największym zagrożeniem dla pokoju na świecie jest zabijanie dzieci poczętych w łonach matek”. To zagrożenie trwa także w Polsce. Warunkowe i wybiórcze traktowanie prawd wiary i Bożych przykazań prowadzi do relatywizmu, który staje się dyktaturą, gdy zawiera się w prawie stanowionym, opartym na zasadzie tolerancji i kompromisu w sprawach najważniejszych, podczas gdy „tak” mówi Pan Bóg (Ez 2,4), a ludzie w imię konformizmu i demokracji są innego zdania.

Lipiec jest miesiącem szczególnej czci Najdroższej Krwi Chrystusa, przelanej na krzyżu, obmywającej nas z grzechów, darowanej w czasie Mszy św. w Eucharystii, tworzącej pokrewieństwo Boga z ludźmi i ludzi między sobą w Bogu. Pokrewieństwo przekraczające rodzinne więzi zobowiązuje do wierności Chrystusowi we wspólnocie mistycznego Ciała Chrystusa, czyli Kościoła.

Obieg krwi w organizmie daje życie, przelanie ludzkiej krwi – dar życia odbiera, Krew Chrystusa życie przywraca, skoro krzyż ze znaku śmierci stał się mocą zbawczej ofiary na Kalwarii znakiem zwycięstwa życia.


Szczytem powołania proroka i dopełnieniem jego władzy jest przelanie krwi za wiarę. Czcimy w lipcu, w liturgii Kościoła męczenników: św. Tomasza Apostoła, św. Marię Goretti, św. Jakuba Apostoła, tych, którzy swoją krew ofiarną połączyli z Krwią Chrystusa, uczestnicząc w potrójnej władzy Syna Bożego: prorockiej, kapłańskiej i pasterskiej aż po życie wieczne.


Zmieniony ( 06.07.2018. )