Niebezpieczny rozwój pierwiastka pogańskiego i antychrześcijańskiego w ukraińskim ruchu narodowym.
Wpisał: Tomasz D. Kolanek   
11.07.2018.

Polowanie na Polaków-katolików.

Kulisy wołyńskiej zagłady.

Niebezpieczny rozwój pierwiastka pogańskiego i

antychrześcijańskiego w ukraińskim ruchu narodowym.

https://www.pch24.pl/polowanie-na-polakow-katolikow--kulisy-wolynskiej-zaglady,61521,i.html



Św. Jan Paweł II zachęcał byśmy spisywali najnowsze martyrologium wschodu. Sprawiedliwi kapłani Ukrainy muszą zająć w nim zaszczytne miejsce, a ich nazwiska powinny być wpisane złotymi czcionkami w najnowszą historię Kościoła. Jest to obowiązek Polski, polskich katolików, ludzi dobrej woli! mówi w rozmowie z portalem PCh24.pl prof. Włodzimierz Osadczy.

 

Rzeź wołyńska to nie tylko mord, jakiego dokonali na Polakach Ukraińcy. To również, a może przede wszystkim spełnienie najstraszniejszych koszmarów bp. Grzegorza Chomyszyna oraz „marzeń” bp. Andrzeja Szeptyckiego. Dlaczego ci dwaj duchowni prezentowali tak skrajnie różne poglądy?

W związku z ukazaniem się książki „Dwa Królestwa” bł. bp. Grzegorza Chomyszyna sprawa etyki w ukraińskim ruchu narodowym wybrzmiała ponownie z wielką siłą. Jako Ukrainiec, pasterz ludności greckokatolickiej w diecezji stanisławowskiej, bp Chomyszyn zdecydowanie potępił pojawienie się i niebezpieczny rozwój pierwiastka pogańskiego i antychrześcijańskiego w ukraińskim ruchu narodowym. Stanowczo przestrzegał przed konsekwencjami bagatelizacji tego nurtu. Ostrzegał przede wszystkim Ukraińców przed dechrystianizacją i zbrodniczą ideologią, którą wprost nazywał herezją.

Metropolita Szeptycki z kolei nigdy stanowczo nie określił, że to przede wszystkim zło moralne i nie napiętnował go adekwatnie do skali zagrożenia. List pasterski potępiający nacjonalistycznych skrytobójców po zamordowaniu przez nacjonalistycznych bojówkarzy dyrektora gimnazjum ukraińskiego we Lwowie Iwana Babija, nie oddawał skali zagrożenia i był jedynie reakcją na konkretny przypadek, a nie potępieniem choroby, która podówczas przeżarła tkankę narodową.

  Według bp. Chomyszyna abp Szeptycki nie chciał narazić się opinii Ukraińców i stąd też unikał ostrych wypowiedzi. List pasterski „Nie zabijaj” z 1942 r. był zbyt enigmatyczny i również nie oddawał skali dokonujących się zbrodni.

 O tym że metropolita świadomie unikał potępienia zbrodni ukraińskich nacjonalistów świadczy jego korespondencja z abp. Bolesławem Twardowskim, łacińskim metropolitą lwowskim. Mimo próśb swego współbrata w biskupstwie, by zwrócił się do swych współwyznawców o zaprzestanie rzezi, Szeptycki wszelako podważał fakt dokonywania ludobójstwa przez nacjonalistów i przerzucał winę na komunistyczną partyzantkę i bandy żydowskie.

 Dlaczego to wizja bp. Szeptyckiego ostatecznie zwyciężyła?

Kult Szeptyckiego przetrwał na emigracji i po 1991 roku został przeniesiony na Ukrainę. Najbardziej wpływowe środowiska emigracyjne były orientacji nacjonalistycznej. Chcąc realizować projekt budowy państwa nacjonalistycznego emigracyjne elity opierały się na autorytetach i wzorcach, np. Bandera, Szuchewycz, Konowalec i (niestety) Szeptycki. Dla nacjonalistów był to „dobry pasterz”, który przymykał oczy na ich zbrodnie i nawet wdawał się w flirty jak chociażby przy okazji farsy z „powołaniem” banderowskiego państwa pod auspicjami III Rzeszy. Ugodowy biskup jest zawsze bardziej lubiany przez zdemoralizowany tłum, niż prorok karcący i napominający!

 Który z duchownych w latach 30. i na początku lat 40. XX wieku mógł liczyć na większe wsparcie wśród ukraińskiego kleru?

Kler był podzielony. Spora część poszła na lep ideologii nacjonalizmu. Nadmierne unarodowienie zawsze było plagą duchowieństwa ruskiego w Galicji i późniejszych księży ukraińskich.

 Chomyszyn dążył do wykształcenia „armii misjonarzy”, która pójdzie w lud ewangelizować, nieść Chrystusa. Dla tych wojowników Chrystusowych niewątpliwie był on przywódcą i dowódcą. Stanowili oni jednak mniejszość – większość szła za rutyną,  spełniała swe „rzemiosło”, z którego utrzymywano rodzinę, nie zadzierała z „opinią ludu”. Szeptycki był dla nich uosobieniem władzy, którą się szanuje i czci.

 Jak wyglądały działania, Msze Święte, homilie ukraińskich duchownych do roku 1943? Czy były przesiąknięte „bałwochwalczą herezją nacjonalizmu” czy też kapłani nie chcieli brać podczas Eucharystii udziału w nacjonalistycznym przechyleniu?

Sytuację doskonale obrazuje film „Wołyń”, gdzie dwie metaforyczne postaci duchownych ukraińskich dawały przykład wierności Chrystusowi w czasie powszechnego obłąkania oraz szczytu wypaczenie i zwyrodnienia, w postaci bluźnierczego nawoływania do rzezi i „święcenia” narzędzi zbrodni. Tych ostatnich niestety nie było tak mało, jakby się chciało.

 Zaparcie się Chrystusa było dość powszechne – znamy nader dobrze udokumentowane fakty nie tylko przemykania oczu, bagatelizowania zbrodni, ale i podżegania, nawoływania czy też bezpośredniego uczestniczenia. Kościół greckokatolicki nigdy się nie pokajał za tych kapłanów, nie potępił ich zaprzaństwa, nie osądził. Podobnie jak i nie pochylił się nad ofiarą księży i sióstr greckokatolickich pomordowanych przez banderowców.

 Czy duchowni zdawali sobie sprawę, co robią święcąc siekiery i inne narzędzia, którymi potem mordowano Polaków?

Trudno rozpoznać stan świadomości takich ludzi, specjalnie nie używam określenia kapłanów. Moim zdaniem osoba sprawująca Najświętszy Sakrament, będąca w szczególnie bliskich relacjach z Sacrum, popełniając tak straszne zbrodnie i dalej sprawująca bluźnierczo najświętsze obrzędy, w sposób jednoznaczny i radykalny opowiada się po stronie szatana. Trudno stosując racjonalnych kryteriów zrozumieć takie postępowanie. Prawdopodobnie w takich sytuacjach ma się do czynienia z osobami obłąkanymi poprzez które szatan działa wprost.

 Dlaczego banderowcy „tak chętnie” mordowali Polaków właśnie w katolickich kościołach?

Chodziło o ułatwienia w realizacji zbrodniczego planu. W niedziele da się w kościele unicestwić więcej istnień ludzkich niż wyrzynając wieś. W zamkniętym pomieszczeniu znajdują się ludzie, którzy dobrowolnie tam się skupiają, którzy się nie wydobędą stamtąd szczelnie otoczeni przez oprawców.

 Poza tym kościoły były symbolem zachodniej, łacińskiej cywilizacji kojarzonej z państwem polskim. Według otumanionych nacjonalistycznym czadem należało w sposób trwały zniszczyć wszelkie ślady po kościołach katolickich. Ten plan im się powiódł. Zniszczone zostały wszystkie świątynie katolickie na Wołyniu, będące poza obszarami miejskimi. Diecezja została ukrzyżowana.

 Do dziś nikt nie pamięta o tej zbrodni na Kościele, Kościele Polskim. Milczenie episkopatu polskiego w tej sytuacji jest szczególnie bolesne i niesprawiedliwe. Na pewno usłyszelibyśmy majestatyczny głos Prymasa Tysiąclecia, gdyby dożył do naszych dni. Ale niestety jego następcy kroczą drogą szeroką poprawności politycznej i niedostrzegania głębokich niezagojonych ran na ciele Kościoła.

 Czy którykolwiek z ukraińskich duchownych przyznał się do błędu? Czy którykolwiek z nich powiedział „przepraszam”?

Nie znam takich przykładów. Był ogólny głos kard. Lubomyra Huzara przepraszający „za synów i córki Kościoła greckokatolickiego”. Nie był to jednak akt skruchy, tylko formuła wypowiedziana w okolicznościach i miejscu, gdzie należałoby wypowiedzieć te słowa w ramach urzędowych obchodów i tzw. pojednania. Zabrakło tam potępienia ideologii nacjonalizmu, nazwania grzechu po imieniu.

 Niestety ten hierarcha w późniejszych publicznych wypowiedziach zachwalał OUN i podawał jako przykład formacji, którą należy naśladować. Mówił, że OUN to nie tylko historia, ale i dzień dzisiejszy i przyszłość narodu ukraińskiego. Trudno się dziwić, że greckokatolicki biskup Lwowa Woźniak nazywa Banderę skarbem narodu, a w tym roku – 2018 – unicki biskup kołomyjski nazwał Banderę „Mojżeszem Ukrainy”. Co warte zatem takie przeprosiny? Czy nie jest to kpina z samej idei przeprosin jako aktu skruchy?

 Jak wyglądała sytuacja z duchownymi po wojnie? Przecież wiemy m.in. z prac prof. Partacza, że masakry na Polakach nadal trwały.

Kościół greckokatolicki w 1946 r. został zdelegalizowany. Wielu duchownych, w tym współpracujących z banderowcami, zostało zesłanych przez Sowietów. Na emigracji mogli jak najbardziej nadal przebywać w środowisku nacjonalistycznym, wywierać wpływ na kształcenie emigracji ukraińskiej w duchu banderyzmu.

 Trzeba też pamiętać o tych duchownych ukraińskich, którzy ratowali Polaków, nieprawdaż?

Jest to wstyd, że ci cisi, dość często zabici za swoją postawę chrześcijańską krzewiciele wiary i tradycji Unii świętej nie są powszechnie znani. Jest to wielkie wyzwanie przed nami.

 Św. Jan Paweł II zachęcał byśmy spisywali najnowsze martyrologium wschodu. Ci sprawiedliwi kapłani Ukraińcy muszą zająć w nim zaszczytne miejsce, ich nazwiska powinny złotymi czcionkami być wpisane w najnowszą historię Kościoła. Jest to obowiązek Polski, polskich katolików i wszystkich ludzi dobrej woli!

 Jak dzisiejsze wspólnoty chrześcijańskie na Ukrainie podchodzą do rzezi wołyńskiej? Czy jest ona przez nie przemilczana, potępiona czy też gloryfikowana?

Jest to temat manipulacji i realizacji banderowskiego schematu propagandowego mówiącego o tzw. wojnie polsko-ukraińskiej. Tę tezę powielił niestety będąc w Polsce abp większy Swiatosław Szewczuk, dając to kłamliwe świadectwo na spotkaniu w siedzibie KAI.

 Nie ma mowy, żeby pochylić się nad ofiarami, zadbać o pochówek ofiar ludobójstwa, szczątki których porozrzucane dotąd narażone są na bezczeszczenie. Gloryfikacja banderyzmu jest zjawiskiem powszechnym wśród grekokatolików. Widok flagi banderowskiej zainstalowanej przy cerkwi należy raczej do standardu, niż do wyjątku.

 W seminariach uczy się wiary na przykładzie Bandery. Stopień nacjonalistycznego zaczadzenia jest tak przerażający, że nawet będący we Lwowie sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Parolin przestrzegał alumnów greckokatolickich przed nacjonalizmem, ubolewając, że „robak nacjonalizmu toczy ich środowisko”. Herezja nacjonalizmu przed którą przestrzegał bp. Chomyszyn znalazła w Kościele greckokatolickim na Ukrainie (i w Polsce) właściwe środowisko dla rozwoju. Jeśli można tak powiedzieć, Kościół Bandery wywyższa się nad Kościół Chomyszyna.

 Wiemy, że jest to zjawisko tymczasowe. Wierzymy, że Unia święta, za którą oddali życie św. Jozafat i św. męczennicy pratulińscy, wróci do swych zbawiennych korzeni wywodzących się ze słów Zbawiciela, abyśmy stanowili jedno. Obowiązkiem polskich katolików jest natomiast nie przemykanie oczu na chorobę w Kościele bliskim, rzekłbym „swoim”, ale raczej stanowcze potępienie herezji odnoszącej w tej chwili triumfy.

 Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

  

Zobacz także:

 

"Dwa królestwa" bł. biskupa Grzegorza Chomyszyna

 


Read more:
http://www.pch24.pl/polowanie-na-polakow-katolikow--kulisy-wolynskiej-zaglady,61521,i.html#ixzz5KyyKwkN5


Zmieniony ( 11.07.2018. )