Potęga smaku
Wpisał: Izabela Brodacka   
18.08.2018.

Potęga smaku

 

Izabela BRODACKA

Ukazała się ostatnio świetna książka Pani Hanny Karp pod tytułem „Media totalitarne”. Dla mnie ta książka ma szczególne znaczenie gdyż mając w przeszłości kontakty z różnymi środowiskami opozycyjnymi i katolickimi często cierpiałam na tak zwany dysonans poznawczy. Ludzie wydawali mi się niegodni zaufania, sytuacje nieprawdopodobne, atmosfera społeczna wokół pewnych zjawisk sztucznie wykreowana.

Niezwykle fałszywy wydawał mi się na przykład film „ Człowiek z marmuru” z miotającą się jak oszalała Krystyną Jandą. Zupełnie nie rozumiałam zachwytów znajomych, którzy do tego filmu mieli stosunek wprost nabożny. Chodzili oglądać go po kilka razy, a podczas towarzyskich spotkań opowiadali sobie nawzajem jego fragmenty, podobnie jak dzieci opowiadają sobie oglądany razem komiks. Czułam się w ich towarzystwie wyjątkowo nieadekwatna, nie na miejscu. Nie pierwszy zresztą raz.

Nieswojo czułam się również w towarzystwie księdza Niewęgłowskiego, kapelana środowisk twórczych. Nie budził mojej sympatii ani zaufania. Nie pasowała do niego sutanna, jak świecki człowiek emablował różne podstarzałe literatki i poetki przeświadczone o swoim wyjątkowym talencie i równie niezwykłych kobiecych walorach. Przez chrześcijańskie miłosierdzie nie podaję ich nazwisk- nikt zresztą już nie pamięta ani tych nazwisk ani tych dzieł honorowanych państwowymi nagrodami. Zupełnie nie rozumiałam wówczas zachowania księdza Niewęgłowskiego, teraz już wiem, że robił to służbowo. Niewiele to usprawiedliwia ale przynajmniej wyjaśnia. Zupełnie nie rozumiałam również zachwytów tak zwanej inteligencji nad Wałęsą. Pewni moi znajomi, ze środowiska naukowego mieli w mieszkaniu specyficzny ołtarzyk. Po jednej stronie obrazka Matki Boskiej umieścili zdjęcie Jana Pawła II a po drugiej Wałęsy. Dla mnie Wałęsa był w najlepszym przypadku prymitywnym cwaniakiem. Na pewno nie był opatrznościowym mężem stanu za jakiego go chciano widzieć. Nie mogłam jednak nic na ten temat wspominać, bo znajomi rzucali mi się dosłownie do gardła.

Podobnie reagowali na proste pytanie w jaki sposób Michnik siedząc w więzieniu mógł pisać i wydawać na zachodzie książki, podczas gdy przeciętny więzień nie mógł wysłać do rodziny nawet krótkiego grypsu. Tłumaczono, że Michnik ma taki autorytet społeczny, że nawet klawisze więzienni obsługują go na klęczkach i to oni przemycają z więzienia jego teksty. Pewien znajomy, uczciwy lecz naiwny człowiek postawił mi nawet diagnozę. Twierdził, że jestem jak Kaj z baśni Andersena „ Królowa śniegu”, któremu do oka wpadł kawałek diabelskiego zaczarowanego zwierciadła i odtąd widzę robaki i zgniliznę tam gdzie inni widzą piękne róże.

Było dla mnie oczywiste, że w ludziach tkwiła wówczas tak wielka potrzeba wzorców osobowych i autorytetów, że byli gotowi budować pomniki z guana i wbrew oczywistości upierali się przy swoim zdaniu nawet wtedy gdy spod cokołów zaczynała wypływać właściwa dla tych pomników substancja.

Niezwykle pouczającym przykładem są opisane w pracy Hanny Karp dzieje redakcji „ Przeglądu Katolickiego”. Jak pisze autorka tygodnik od samego początku obsadzony został gęsta siecią tajnych współpracowników. Tylko kilka z przedstawionych przez Karp pseudonimów udało się rozszyfrować.

TW Poeta to kryptonim Ks. Jana Twardowskiego zarejestrowanego jako tajny współpracownik wydziału IV MSW pod numerem ewidencyjnym 54617. Spotkania z księdzem odbywały się raz w miesiącu, zrezygnowano nawet z jego formalnego zobowiązania do współpracy. TW nie był wynagradzany ani nie otrzymywał prezentów okolicznościowych. Dlaczego współpracował, dlaczego donosił pozostanie jego tajemnicą. A przecież pisał takie ładne wierszydełka. Napis: „ Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” widnieje na niezliczonej ilości nagrobków w całej Polsce. Pojawia się podobno nawet i w Anglii jako: “Let us love people now they leave us so fast”.  Jak widać ksiądz Twardowski zyskał w tym życiu prawdziwą nieśmiertelność. Może więc opłaciło mu się donosić?

TW Recenzent to kryptonim księdza Wiesława Niewęgłowskiego. Zachowało się jego zobowiązanie do współpracy z 1965 roku z własnoręcznym podpisem. W przypadku księdza Niewęgłowskiego sytuacja była od początku jasna. Zależało mu na wyjazdach zagranicznych, chętnie udzielał informacji na temat sytuacji w Seminarium Duchownym w Siedlcach już w roku 1960. Decydującą rozmowę przeprowadzono z duchownym 26 lutego 1974 roku przy okazji wręczania mu wkładki paszportowej. W okresie opracowywania jego charakterystyki odbyto z nim osiem rozmów w trakcie których przekazał informacje o spotkaniu duszpasterzy akademickich w Siedlcach, o odprawie katechetycznej w seminarium, podał charakterystykę księży z diecezji warszawskiej. Otrzymał paszport do Anglii. Zaangażował się następnie w prace duszpasterstw akademickiego. Był określany przez prowadzących jako jednostka perspektywiczna. Został wyrejestrowany na przełomie 1981 i 1982 roku. Oczywiście zaprzeczał, że współpracował z SB, a Kościelna Komisja Historyczna wbrew dokumentom poparła to stanowisko.

TW „Marcinek” to ks. Dajczer charyzmatyczny założyciel Ruchu Rodzin Nazaretańskich. TW Marcinek był współpracownikiem SB czyli aktywnym donosicielem przez cały okres obiektowej sprawy „Koteria” . Był informatorem również w sprawach oznaczonych kryptonimami „ Dogmatyk” oraz „ Akademia”. Prawdziwy niesmak budzi fakt, że w rejestrze wynagrodzeń księdza znalazły się francuskie czekoladki, calvados, brandy i żubrówka. Donosić na swoich kolegów , donosić na księży i brać za to żubrówkę. Miał rację Herbert pisząc:

To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
nasza odmowa niezgoda i upór
mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku

Tak smaku

Miałam zatem rację trzymając się z daleka od tych wszystkich Rodzin Nazaretańskich i Duszpasterstw Akademickich posiadających charyzmatycznych przywódców na dwóch etatach i skutecznie służących kanalizowaniu społecznej energii i inwigilowaniu społeczeństwa. Moja niechęć do nich była wszak tylko kwestią smaku

 

Zmieniony ( 18.08.2018. )