los świata spoczywa w rękach kurewek. Obracanych przez Trumpa
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
21.09.2018.

los świata spoczywa w rękach kurewek. Obracanych przez Trumpa

Stanisław Michalkiewicz https://nczas.com/2018/09/18/michalkiewicz-los-swiata-spoczywa-w-rekach-kur-k-obracanych-przez-trumpa/



Nie jest dobrze. Przede wszystkim dlatego, że prezydent Donald Trump, nasza duszeńka, Wielka Nadzieja Białych i przywódca Naszego Największego Sojusznika, wprawdzie nie został znokautowany, ale – jak zauważył dziennikarz z portalu „Onet” – był „liczony”. A był „liczony” za sprawą pana Michała Cohena, który – podobnie jak inni twardziele – puścił farbę, że Donald Trump dawał mu pieniądze, żeby jakimś tamtejszym kurewkom zapłacił na milczenie.


Te, według wszelkiego prawdopodobieństwa, pieniądze za milczenie wzięły, a następnie rozpuściły japę w nadziei, że dostaną jeszcze więcej – już nie tyle za milczenie, co za książkę z pikantnymi szczegółami, jak to Donald Trump je obracał, jak molestował od przodu i od tyłu, mając „prezerwatywy z gwoździem w środku”, i jak „na koniec dymał je w wychodku, a one na głowie wtedy stały i niebywałą rozkosz miały”.

Takie książki z pewnością zostałyby obcmokane przez tamtejszą żydokomunę niczym produkcje pani Olgi Tokarczuk przez żydokomunę naszą. Amerykańska żydokomuna bowiem na prezydenta Trumpa zagięła parol, chociaż bez szemrania, a nawet w podskokach podpisał ustawę nr 447 JUST, na mocy której Stany Zjednoczone zobowiązały się dopilnować, by żydowskie roszczenia wobec Polski zostały zaspokojone co do centa.

Ten przykład, podobnie jak wiele innych – ot, choćby pana mecenasa Giertycha, który usiłuje przeczołgać się na jasną stronę Mocy – pokazuje, że w takiej sytuacji delikwentowi nie pomoże nawet drobna operacja chirurgiczna. „Nie ten Żyd, co Żyd, ale ten, kogo Partia wskaże” – jak w roku 1968 perswadował koledze Antoniemu Zambrowskiemu współtowarzysz z więziennej celi.

Zgryzoty prezydenta

Na przykładzie zgryzot prezydenta Trumpa z panem Cohenem widać, jak w tej całej Ameryce upadają obyczaje. Jeszcze za mego dzieciństwa obowiązywała zasada, że „choćby cię smażono w smole, nie mów, co się dzieje w szkole”. Ale teraz czasy inne; wszędzie pełno zasmarkanych łajz, co to pozują na twardzieli, ale jak śledczy huknie na nich, to od razu popuszczają w spodnie i śpiewają jak z nut. Pan Cohen też się odgrażał, że dla Donalda Trumpa dałby się nawet zastrzelić, ale jak przyszło co do czego, to zaraz podkulił pod siebie ogon i poszedł na ugodę z prokuratorem. W ten sposób Nemezis dziejowa już dopełniła pomsty na Donaldzie Trumpie, który publicznie obiecywał Polakom, że ich „nie skrzywdzi”, ale jak Żydzi mu kazali („wiecie, rozumiecie Trump…”), to w podskokach podpisał wspomnianą ustawę.

Na tym zresztą upadek obyczajów się nie kończy, bo czy kiedyś słyszano, by kurwa, która wzięła pieniądze, biegała potem „z wydętymi żaglami” (zespół „Wilki” od lat wyśpiewuje piosenkę o panienkach, co to „potem biegały z wydętymi brzuchami, jak konie w galopie”) i relacjonowała publicznie swoje wrażenia? Ale co tu wymagać od kurewek, kiedy sławne celebrytki przechwalają się jedna przez drugą, kto to ich nie molestował i jak teraz w każdą rocznicę dostają orgazmu, niczym dzieci holokaustu, którym też dokuczają rozmaite traumy, tylko, ma się rozumieć, całkiem inne?

A do tego dochodzi afera z byłym szefem kampanii wyborczej prezydenta USA, któremu przedstawiono aż 18 zarzutów, a co jeden, to cięższy. Widać, jak tamtejsi policmajstrowie i niezawisłe sądy „powinność swej służby zrozumiały”, a skoro tak, to kto wie, czy wobec prezydenta Trumpa nie zostanie wszczęta procedura impeachmentu, zwłaszcza że, niczym miecz Damoklesa, nad amerykańskim prezydentem wisi śledztwo, prowadzone przez specjalnego prokuratora Roberta Muellera, na temat powiązań współpracowników Donalda Trumpa z zimnym rosyjskim czekistą Putinem. Co tu dużo gadać: nazbierało się tego sporo i jeśli żydokomuna w listopadowych wyborach doprowadzi do zwiększenia stanu posiadania Partii Demokratycznej w Izbie Reprezentantów, to prezydent może być nie tylko „liczony”, ale nawet zostać znokautowany.

Ale nawet to, że jest już „liczony”, pokazuje, że coraz więcej uwagi musi poświęcać ratowaniu własnej skóry, a czy w tej sytuacji może mieć głowę do zajmowania się sprawami nader światowymi? Najwyraźniej nie ma na to ani czasu, ani ochoty, toteż w powstałą w ten sposób próżnię wciskają się inni. Niedawno w Berlinie bawił zimny rosyjski czekista Putin, którego Nasza Złota Pani przyjęła z otwartymi ramionami. Entre nous, nie zazdroszczę rosyjskiemu prezydentowi tych uścisków, ale w tym przypadku nie o molestowanie przecież chodzi, tylko o potwierdzenie powrotu Niemiec do linii kanclerza Bismarcka, zgodnie z którą Niemcy zarządzają Europą w porozumieniu z Rosją. Potwierdzeniem jest nie tylko deklaracja strategicznego partnerstwa niemiecko-rosyjskiego, ale zdecydowana wola kontynuowania i zakończenia budowy gazociągu „Nord Stream 2”, przeciwko któremu tak ostro występował prezydent Trump, nie mówiąc już o dygnitarzach naszego bantustanu.

Co uczyni prezydent Stanów Zjednoczonych kiedy tym gazociągiem zacznie płynąć do Europy Zachodniej, Naszego Drugiego Sojusznika, rosyjski gaz? Jeśli będzie mu groził nokaut, to nie zrobi nic, a zresztą – co takiego miałby właściwie zrobić?

Na jednym półdupku

Tym bardziej że po szczycie w Helsinkach prezydent Trump właściwie wycofał się z Syrii, pozostawiając tam zimnego rosyjskiego czekistę Putina, z którym układać się musi izraelski premier Netanjahu – też zresztą siedzący na jednym półdupku, jako że i przeciwko niemu prowadzone jest energiczne śledztwo. Jakby tego było mało, właśnie Moskalikowie zapowiedzieli na 4 września konferencję w Moskwie na temat Afganistanu, z udziałem talibów, Chin, Pakistanu, Indii i Iranu. Stany Zjednoczone, które w Afganistan przez całe lata pompowały forsę, w porywach nawet 300 milionów dolarów dziennie, w tej konferencji nie będą uczestniczyły. Tymczasem wiele wskazuje na to, że zatwierdzi ona powrót do władzy talibów, których USA wcześniej uzbroiły po zęby przeciwko Rosji, no a potem próbowały tego muzułmańskiego dżina wepchnąć z powrotem do butelki, ale – jak widać – bez powodzenia. Teraz Amerykanie oskarżają Rosję, że przewidziana na 4 września konferencja „godzi w rząd w Kabulu”.

Ano, nie da się ukryć – żeby tylko Departament Stanu nie wpadł na pomysł, by przywilej obrony „rządu w Kabulu” do ostatniej kropli przypadł Polakom.

Zmieniony ( 21.09.2018. )