O lekarskiej resuscytacji - a EUTANAZJA TYLNYMI DRZWIAMI
Wpisał: Dr Jerzy Jaśkowski   
07.10.2010.

O lekarskiej „resuscytacji” i związkach z eutanazją

EUTANAZJA TYLNYMI DRZWIAMI

[polemika nie uwzględniona w piśmie fachowym [??? md] „Medycyna po Dyplomie”.

Czy z czasopisma szkoleniowego lekarzy zmienia się ono w czasopismo reklamowe przemysłu farmaceutycznego? ]

 Dr Jerzy Jaśkowski

Czy wykonywanie „skazanej z góry na niepowodzenie” resuscytacji krążeniowo- oddechowej jest zawsze niewłaściwe. 

 Robert D. Trung Childrens Hospital z Boston USA. W dziale Medycyny po Dyplomie koordynowanym przez prof.dr hab. med Tomasza Pasierskiego. sierpień 2010, vol19 nr [8]173 str 94-95. 

 Ostatnio coraz więcej ukazuje się w piśmiennictwie medycznych prac odnośnie rzekomych odstępstw od narzuconych lekarzom procedur zarówno w aspekcie etycznym jak i ekonomicznym. Konkluzja jest zawsze jednakowa, czy nam - oczywiście jako społeczeństwu a nie autorom?- to się opłaca

 Jedną z takich prac jest cytowana powyżej. Trudno w naszej cywilizacji łacińskiej, zgodzić się z takim podejściem do problemu i chorego. Już sam tytuł jest kontrowersyjny. Co to bowiem znaczy, cyt: ”Z góry skazanej na niepowodzenie”. Tego rodzaju sformułowanie świadczy o istnieniu nadczłowieka, który już z góry wszystko wie. Niestety ten pogląd, to dobre mniemanie o sobie jest z punktu widzenia medycznego patologią, tak przynajmniej twierdził na wykładach prof. Bilikiewicz [dla młodszych kolegów wyjaśnienie - jeden z najlepszych psychiatrów powojennych w Polsce]. To czy jesteśmy w stanie określić rezultat reanimacji zależy od wielu czynników takich jak nasza wiedza teoretyczna, doświadczenie praktyczne zdobyte w ciężkiej pracy dyżurowej przez wiele, wiele lat, permanentne zmęczenie itp. Zupełnie inaczej podchodzi do resuscytacji lekarz z 10 letnim stażem na internie, lekarz nawet z 20 letnim stażem na dermatologii i z tym samym 10 letnim stażem na chirurgii. Tak więc z góry to niestety nic przesądzać nie można. Gdybyśmy wszystko z góry znali to po pierwsze nasze życie byłoby bardzo nieciekawe, a po drugie po co się uczyć i zdobywać doświadczenie jak wszystko jest z góry wiadome? Jedna z sekt religijnych, czy jak kto woli filozofii opiera się na teorii determinacji życia. 

Zdobywałem wiedzę jeszcze w okresie kiedy anestezjologia nie była odrębną specjalizacją i chirurg musiał prowadzić znieczulenie. Mam więc “trochę” doświadczenia w prowadzeniu resuscytacji zarówno zdobytego w czasie dyżurów “pogotowiarskich” jak i na oddziale. Zupełnie wiec nie akceptuję toku myślenia i wynurzeń lekarza z USA. Wręcz twierdzę, że jego sposób myślenia jest typowym dla tzw. przemyśleń oświecenia gdzie rzekomo rozum miał decydować o wszystkim. 

Takie myślenie, np. w Holandii doprowadza do ok 15 zgonów dziennie, na życzenie. A ludzie starsi boją się udawać do szpitali państwowych i protestanckich, natomiast katolickie są przepełnione. 

Nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniami takimi jak cyt: “w niektórych sytuacjach doświadczeni lekarze mogą być pewni, że próby podejmowania resuscytacji będą nieskuteczne” Pamiętam wiele sytuacji, gdzie starszy lekarz prowadzący dyżur odstępował od prowadzenia czynności, ale młodzi nie chcieli się poddawać i reanimacja zastawała zakończona sukcesem

Pamiętam pielęgniarkę z wypadku samochodowego pod Elblągiem, którą przywieziono w stanie beznadziejnym, dwukrotnie reanimowana, 3 miesiące śpiączki i po 2 latach wróciła do zawodu. 

Tak więc właśnie upór i niestosowanie zasady – „już wszystko wiem”, pozwalało na utrzymanie życia. 

Co to znaczy cyt.: „W takich przypadkach szpitale powinny przyjąć strategię postępowania, która umożliwi lekarzom odmówienie podejmowania resuscytacji krążeniowo - oddechowej pomimo nalegań rodziny” 

Jest to zupełne pomieszanie z poplątaniem. Po pierwsze co to znaczy przyjęcie strategii? Już dzisiaj po 20 latach od przemian politycznych mamy procedury a nie pacjenta. Lekarze muszą się dostosować do wymyślonych przez urzędników procedur, a nie do swojej wiedzy. Wiadomo powszechnie, że lekarz to nie tylko rzemiosło, czyli powtarzanie wielokrotne tych samych czynności ale i tworzenie i wprowadzanie nowych metod i sposobów leczenia. Wiadomo nawet licealistom, że człowiek człowiekowi nie jest równy i statystyki bezpośrednio w życiu nie da się zastosować. Gdyby tak było, to studia medyczne trwałyby tak jak na politechnice 4-5 lat i szlus. W medycynie nauka trwa do końca życia. 

O tym oczywiście urzędnicy, także z dyplomami lekarzy zapominają, stwarzając procedury. Znam te sprawy od podszewki i wiem jakie czynniki pozamerytoryczne wpływają na taką czy inną procedurę. Przypomnę sprawę zakupienia szczepionki koreańskiej [ Euwax na WZW, celowo piszę “na” [spowodowanie choroby- ponieważ notowano nawet zgony] związanej z wyjazdem ministra zdrowia w 1996 roku do Korei. Lekarze zostali zmuszeni do jej stosowania, a skutki ponosiły rodziny. Innym przykładem bezmyślności procedur była tzw najpierw ptasia a potem świńska grypa. Celowo zmieniło WHO, a więc urzędnicy, definicję pandemii aby prowadzić system przymusu i nacisku na poszczególne kraje w zakupie szczepionki. Jak się oblicza wydano na te zakupy kilkaset miliardów euro. Zakładając tylko 30 % na prowizje, jakie to sumy zostały wyciągnięte z budżetu zdrowia do prywatnych kieszeni? Nawet w Polsce na rzekomą walkę z ptasią grypą, wydano ponad 50 milionów złotych a więc prawie 75 % tego co NFZ wydaje na walkę z nowotworami w województwie pomorskim [ a powinno wydać 20 miliardów ale to inny temat tzw. cichej eutanazji] 

Podaję te przykłady aby uzmysłowić jak wielka jest różnica pomiędzy postępowaniem urzędów i wymyślanymi przez nich procedurami a życiem. Niestety, czy na całe szczęście lekarz po to jest [może był] szkolony aby walczyć o życie. Nawet w czasach komunistycznych lekarz był wolnym zawodem, muszącym postępować zgodnie z sumieniem  chociaż komuniści nie wierzyli w Boga]. Obecnie podobno wierzyć już można, ale decydujący głos ma nie sumienie i doświadczenie lekarza, a przepis urzędnika, który najczęściej śmierć widział w kinie. 

 

Nie mogę zupełnie się zgodzić ze stwierdzeniem: „Po może 15 minutach poprosiłem personel o zakończenie resuscytacji ...” Dla mnie jest to nie do pomyślenia aby 15 miało być czasem, który jeszcze mogę poświęcić choremu, a tym którego mnie się już nie opłaca mu poświęcać. To jest rozumowanie podobne do tego, że no, na kwadrans na piwo to mogę iść ale dłużej nie... Mnie uczono, że w młodym wieku chorego to i 1-2 godziny warto poświęcić, ponieważ jak mówili starzy praktycy czasami się udaje.. a tutaj po 15 minutach, doskonale płatny pracownik, stwierdza, że mu się nie opłaca!!!! 

Jest to niedopuszczalne stwierdzenie. Zastanawiającym jest powód pójścia tego pana na medycynę, tylko z zysku? Jeszcze w dawnych czasach mówiło się, że to powołanie. Powołanie, które można zdobyć pod doświadczonym i mądrym okiem przewodnika nauczyciela. Jak widać w USA jest to niemożliwe, skoro takie opisy znajdują sie w publikacjach medycznych. 

Kolejny cytat : „Jedna z pielęgniarek powiedziała mi później, że była tak wstrząśnięta, że z trudem powstrzymywała wymioty.” 

Nie znajduję słów aby do tego się ustosunkować. Akcja reanimacyjna prowadzona przez profesjonalny zespół jest tak składna i szybka, że nikt nie ma czasu na myślenie oboczne. Jeżeli, ktoś jest „wstrząśnięty” to znaczy, że albo go tam być nie powinno, zdradza tym samym swoje nieprzygotowanie do zawodu, brak specjalizacji, albo było za dużo niepotrzebnych ludzi. Świadczy to o braku organizacji w szpitalu, albo nie była to reanimacja tylko pokazówka dla rodziny obserwującej akcję. 

Wszystko to nie najlepiej świadczy o profesjonalizmie szpitala, widocznie tak spacyfikowanego przez urzędników, ż e nikogo już nie interesuje pacjent tylko procedury. 

O takim podejściu świadczy następny akapit tej publikacji cyt:, “czy racjonalne jest odciąganie najstarszych i najbardziej doświadczonych lekarzy szpitala od ich obowiązków aby angażować ich w udawaną procedurę potencjalnie narażając innych” 

Przyznacie PT Koledzy, że takie sformułowanie jest karygodne. A co oni tam robią w tym szpitalu? Przecież ich psim obowiązkiem....

[z góry wyjaśniam ponieważ obecnie nie uczą frazeologii: Edupedia - psi obowiązek (Słownik frazeologiczny)  : trudne zadanie, które trzeba bezwzględnie wykonać : Psim obowiązkiem każdego kierownika wycieczki jest przygotowanie właściwego planu i trasy zwiedzania. www.edupedia.pl/.../476053_slownik_frazeologiczny-psi_obowiazek.html

 

...jest niesienie pomocy. Resuscytacja należy do takich zabiegów bez wątpienia. Jeżeli wyodrębnienie jednego czy dwu lekarzy do reanimacji zakłóca działanie szpitala to znaczy, że znowu urzędniczy pokpili sprawę. Dlaczego lekarz ma za to płacić.? 

Pamiętam wszystkie swoje reanimacje i każda odbiła się na psychice. Człowiek pokornieje coraz bardziej. Ale to nie znaczy, że po przeprowadzeniu ich [kilkudziesięciu] następnej nie mam prowadzić. 

Zupełnie nie rozumiem twierdzenia- “ resuscytacja dla dobra rodziny”. To znaczy Pan doktor na wszelki wypadek ubezpiecza się, rodzina widziała-- robiłem co mogłem. Zawsze mnie uczono, że resuscytacja jest dla dobra chorego. To jemu mam “przywrócić” życie. Reszta w tej chwili się zupełnie nie liczy. Wręcz niewskazana jest obecność osób trzecich w czasie zabiegu, ponieważ może powodować właśnie rozproszenie uwagi zespołu i niedopatrzenie czegoś. Zespół resuscytacyjny ma się zajmować przeprowadzaną akcją a nie tym co w danej chwili myśli o nim rodzina czy ktokolwiek inny. A więc zupełnie nie powinien się przejmować “rodziną” a robić to co dobre dla chorego. Dla osób nieobeznanych pewne zabiegi mogą się wydawać brutalne ale one są skuteczne, i muszą być stosowane. 

Zupełnie niedopuszczalne jest twierdzenie cyt.: „Niekiedy nie należy wykonywać nieprzynoszącej korzyści resuscytacji, która spowoduje znaczne cierpienie” . Jest to pomieszanie z poplątaniem. O jakich cierpieniach autor mówi. Jeżeli chory jest w stanie śmierci klinicznej i resuscytacja jest nieskuteczna, to kto ma niby cierpieć.? Przecież czucie bólu i jego pamięć zależy od świadomości a tej po śmierci już nie ma. 

O tym, że nie można zakładać z góry nieskuteczności reanimacji już pisałem, ale co PT Autor rozumie przez sformułowanie : ”nieprzynoszącą korzyści”? Komu?, szpitalowi?, rodzinie? 

Przecież w całej reanimacji w ogóle o to nie chodzi, ma ŻYĆ a moim obowiązkiem jest postarać się, o ile to możliwe, zapewnić to. O tym, że autor ma na myśli korzyści finansowe świadczy następne zdanie cyt: “Nie powinno się angażować pracowników szpitala w prowadzenie nieprzynoszącej korzyści opieki medycznej, jeśli istnieje realne zagrożenie dla zdrowia innych pacjentów” 

Przecież znowu autor myli pojęcia. Po pierwsze w swojej 40 letniej praktyce nie miałem sytuacji, aby dwu chorych jednocześnie potrzeba było reanimować. Po drugie na ogół na dyżurze “przyjęciowym” jest kilku lekarzy więc podział zadań jest możliwy. Po trzecie, Jeżeli lekarza zabrakło tak jak to się ostatnio stało z radiologiem w Warszawie to jest to wina urzędników a nie lekarzy. Czyli dokładnie stało się to o czym od samego początku mówię. 

            I najważniejsze zagadnienie- nauka. Zawód lekarza jest zawodem powstającym na konfrontacji teorii z praktyką . Innymi słowy praktyka jest niezbędna w opanowaniu zawodu lekarza, natomiast postępowanie zakładające z góry, że coś się nie powiedzie wyklucza możliwość takiej konfrontacji. Czyli teoretyk, po studiach, nie ma żadnej możliwości sprawdzenia w praktyce, czy przekazane mu zasady postępowania medycznego, się sprawdzają i w jakich warunkach, innymi słowy z góry skazuje się go na lekarza drugiej kategorii . W tej sytuacji ma on dwa wyjścia, pierwsze uczyć się samemu i być wciąż pod pręgierzem ‘prokuratury’ lub stać się urzędnikiem postępującym w myśl odgórnych dyrektyw. W jednym i drugim przypadku społeczeństwo- chorzy na tym tracą. Ten pierwszy osobnik, straci masę czasu aby wyrobić w sobie odpowiednią wiarę co można i jak to robić należy, ten drugi osobnik- nigdy nie nauczy się walczyć o życie chorego. 

W tej sytuacji wystarczy kilkanaście roczników aby spadł poziom edukacji, co obserwuje się w niektórych rejonach. Który z lekarzy internistów umie np. wykonać tracheostomię? a dermatolodzy czy psychiatrzy? 

A co się stanie jeżeli dany lekarz, po jednej czy drugiej reanimacji się załamie i nawet w sytuacji w której może pomóc znajdzie wytłumaczenie, że nie było warto? 

 Reasumując: zdziwienie budzi przedrukowywanie takich artykułów w Medycynie po Dyplomie. Miesięcznik generalnie zrezygnował, nawet w wersji elektronicznej, z możliwości komentarzy do artykułów. Zginęła rubryka listy do Redakcji. Natomiast zaśmiecany jest publikacjami co najmniej wątpliwej jakości [nie licząc reklam], czyli z czasopisma szkoleniowego lekarzy zmienia się w czasopismo reklamowe przemysłu farmaceutycznegoNA PRZESŁANE UWAGI NIE ODPOWIEDZIAŁ.

Dr Jerzy Jaśkowski
Zmieniony ( 07.10.2010. )