Uciekli z Norwegii pod osłoną nocy. Stracili wszystko, ocalili rodzinę. | |
Wpisał: Barnevernet | |
23.12.2018. | |
Uciekli z Norwegii pod osłoną nocy.Stracili wszystko, ocalili rodzinę.https://plus.expressbydgoski.pl/uciekli-z-norwegii-pod-oslona-nocy-stracili-wszystko-ocalili-rodzine/ar/13757956?fbclid=IwAR3FgIoeogCMroSv8c-O1ps9HogixJrhDyRTuKlJ75_AfDsH8-gGm9b-Aqw Zobacz: https://d-pt.ppstatic.pl/kadry/k/r/1/5d/12/5c1d4a0c3660f_o,size,1088x550,opt,w,q,71,h,5939f8.jpg To będzie pierwsza Wigilia Iwańskich w Polsce po ucieczce z Norwegii, gdzie przeżyli 13 lat ===================== Wiedli życie jak z bajki. Mieszkali w malowniczym domku nad fiordem, nieopodal Oslo. Łukasz miał dobrą pracę, Basia zajmowała się ich ośmiorgiem dzieci. Byli szczęśliwi i nagle w ich rodzinną bajkę wkroczył... zły wilk, czyli norweski urząd do spraw dzieci Barnevernet. To instytucja okryta złą sławą. Znana z tego, że pochopnie odbiera rodzicom dzieci, nierzadko pod błahym pretekstem. Zgromadzenie Parlamentarne Europy przyjęło niedawno rezolucję, wskazującą na godne potępienia i niemające nic wspólnego z dobrem dziecka praktyki norweskich urzędników z Barnevernet. Tego, jak działa ta instytucja, boleśnie doświadczyła 10-osobowa rodzina Iwańskich, która w marcu uciekła z Norwegii. Potajemnie, pod osłoną nocy i tylko z czterema walizkami osobistych rzeczy, by nie budzić podejrzeń. Stawka była ogromnaGdyby Barnevernet poznał ucieczkowy plan Iwańskich, odebrałby im dzieci: roczną Oliwię, 2,5-letniego Aleksandra, 3-letniego Juliana, 4-letnią Wiktorią, 7-letnią Ewę, 9-letniego Dawida, 12 -letniego Daniela i 16-letniego Wiktora. wskutek donosu pielęgniarki.
Pechowy okazał się dla nich dzień... 13 marca. 2,5 letni wówczas Julian tak niefortunnie skoczył ze stopnia schodów, że skręcił sobie rękę. - Myśleliśmy, że to stłuczenie - wspomina pani Barbara, bo to ona była wtedy z synkiem. Rodzice zaczęli się poważnie niepokoić, gdy w nocy Julian zaczął płakać. Bolała go ręka, nie pozwalał jej dotknąć, więc zdecydowali, że pojadą na pogotowie. Kiedy poprosiłem o protokół zakończenia postępowania, usłyszałem, że czekają na raport z policji, zamierzają też jeszcze porozmawiać z młodszymi dziećmi, przesłuchać żonę i obejrzeć nasz dom - wspomina pani Barbara Same kłamstwa!Ta kobieta, prywatnie, a nie jako pracownica pogotowia, bo to donosu pielęgniarki nie poparło, zasugerowała, że najpewniej to ja uszkodziłem dziecku rękę, bo wyglądam na furiata i despotę. Zapewne biję dzieci i żonę, bo matka Juliana wyglądała na zalęknioną i prawie się przy mnie nie odzywała, a kiedy ja opuściłem gabinet, żona wyszła ze mną - pan Łukasz przekazuje treść donosu. Wprawdzie usłyszał od pań z Barnevernet, że tam, gdzie sprawdzano jego rodzinę, uzyskano pozytywne opinie i będą zamykać sprawę, ale... - Kiedy poprosiłem o protokół zakończenia postępowania, usłyszałem, że czekają na raport z policji, zamierzają też jeszcze porozmawiać z młodszymi dziećmi, przesłuchać żonę i obejrzeć nasz dom - wspomina. - Córeczka naszej znajomej spadła ze schodów i podbiła sobie oko. Pani ze szkoły, w której dziecko się uczyło, poinformowała o tym Barnevernet i zaczęła się inwigilacja rodziny. Do czasu wyjaśnienia sprawy nie tylko zabrali jej córkę, ale i 16-miesięcznego synka. Wyrwali malucha z rąk opiekującej się nim babci i zostawili matce kartkę z pokwitowaniem przejęcia dziecka.
Matka 6 miesięcy toczyła batalię o zwrot córki i synka - wspominają Iwańscy. Wiedzieli, że mają do wyboru: natychmiast uciekać albo Barnevernet odbierze im dzieci. Upewnili się w tym po rozmowach z konsulem, prawnikami i duchownymi z parafii. Uprzedzono ich, że trzeba działać szybko i w tajemnicy. Spakowali cztery walizki, w Polsce kupiono im bilety na samolot. - Najmłodsze dzieci usłyszały, że jedziemy wcześniej na święta, o ucieczce wiedział tylko znajomy, który wiózł nas nocą na lotnisko i najstarszy syn Wiktor, który tak zareagował: „No, to jest ciężko i będzie ciężko, ale tam gdzie wy, tam i ja”- wspominają ze wzruszeniem. Wylądowali w Polsce i odetchnęli, choć Barnevernet nadal nie dawał im spokoju. - Telefonowali, pytali o adres, informowali, że jesteśmy w ich rejestrze. Dali spokój, gdy powiedziałem, by kontaktowali się z nami przez Sławomira Kowalskiego, polskiego konsula. To wspaniały człowiek, który pomaga polskim rodzinom, rozbijanym przez Barnevernet - mówią Iwańscy. Ich sytuację zna dobrze Artur Kubik, szef związku „Solidarność” w Norwegii. - Takie zachowania Barnevernetu wobec rodzin - imigrantów to codzienność. Pomagamy im przez naszych prawników. Dwa miesiące temu urząd ds. dzieci wszedł do polskiej rodziny i zabrał dziecko pod pretekstem rzekomej pedofilii. Dziecko zabrano na ginekologię i poddano narkozie, z której się nie wybudziło i trzeba je było wieźć helikopterem do innego szpitala. Jakoś z tego wyszło, a rodzinie, którą fałszywie oskarżono, przysłano rachunek na 50 tys. koron za... ratowanie dziecka respiratorem. Moim zdaniem, 95 proc. spraw prowadzonych przez Barnevernet opiera się na zarzutach wyssanych z palca, a Norwegia to kraj oparty na donosach i mało przyjazny dla rodzin. Nie tylko dla emigrantów, bo głośno o Norweżkach, ściganych przez ten urząd, które proszą o azyl w Polsce - ocenia Kubik. |
|
Zmieniony ( 23.12.2018. ) |