Plan wymieszania - czyli druga fala migracyjna.
Wpisał: Konrad Rękas   
06.01.2019.

Plan wymieszania - czyli druga fala migracyjna.

Odruch Łazarza.

Konrad Rękas http://chart.neon24.pl/post/147075,odruch-lazarza-czyli-druga-fala-imigracyjna



Trzy wiadomości, wszystkie z jednego tylko miesiąca, z końca 2018 roku:

- 19. grudnia wieczorem imigrant z Ukrainy na warszawskiej ulicy pchnął nożem Polaka.

- Jednocześnie media zabiły na alarm, strasząc polskich pracodawców rychłym wyjazdem ukraińskich pracowników na otwierający się rynek niemiecki.

- I wreszcie na początku miesiąca MSZ RP poinformował o przyznaniu azylu politycznego  Silje Garmo, Norweżce obawiającej się, że tamtejszy urząd ds. dzieci, Barnevernet odbierze jej córkę.

 

Nierozwiązywalna sprzeczność imigracji

 Te pozornie niezwiązane zdarzenia - pokazują tragiczne zapętlenie polityki imigracyjnej i sytuacji socjalno-etnicznej i tożsamościowej Europy.  Z jednej strony europejskie gospodarki potrzebują taniej siły roboczej spoza europejskiego obszaru gospodarczego, z drugiej jej przybycie przynosi za sobą nierozwiązywalne konflikty między przybyszami, a członkami narodów-gospodarzy. Po trzecie zaś, zwłaszcza społeczeństwa zachodnie - załamują się pod ciężarem sprzeczności między dominującą ideologią „społeczeństwa otwartego”, a tradycyjnymi wartościami i skłonnościami, jak rodzina, poczucie wspólnoty narodowej i tradycja historyczna.

 Piszący o imigracji do Europy, niezależnie od tego czy reprezentują oficjalną wizję skupioną na kreowaniu współczucia do „uchodźców”, czy bardziej realnie rozumiejąc ekonomiczne i polityczne cele całego procesu - myląco opisują go jako zjawisko dość jednorodne, także geograficznie. Tymczasem trzeba zauważyć, że  w ciągu ostatnich czterech lat do Europy przybyło łącznie ok. 8,8 mln ludzi, z czego w samym 2017 r. the First Residence Permit w krajach UE uzyskało blisko trzy miliony przybyszów.  Wbrew więc zapowiedziom, uznającym rok 2015 za krytyczny, z pierwszym milionem docierających z kierunku blisko-wschodniego i afrykańskiego – fala ta bynajmniej nie opadła, przy czym po około pół miliona w każdym kolejnym roku, trafiło przede wszystkim do Włoch, Hiszpanii i Grecji, zmieniając sytuację tych państw z imigracyjnego kryzysu w imigracyjną katastrofę. Równolegle jednak,  niemal niezauważona wlewała się do Unii Europejskiej druga fala imigrantów, tym razem z kierunku wschodniego, z Ukrainy.

  Co więcej, w przeciwieństwie do południowców – w ich przypadku nie ma mowy o żadnej relokacji, a cała, liczącą już ok 1,8 mln przybyszów grupa – znajduje się w Polsce. A zatem w kraju dotąd przez pół wieku niemal całkowicie mono-etnicznym, którego mieszkańcy w żaden sposób nie są przyzwyczajeni do funkcjonowania wśród obcojęzycznych kelnerów, sprzedawców, sprzątaczek, mechaników i robotników rolnych. I nie tylko chodzi o dziwny akcent przyjezdnych. W grę wchodzą resentymenty dwóch narodów żyjących obok siebie przez stulecia, pełne momentów lepszych i gorszych, ale też z epizodami krwawych konfliktów, wojen, a nawet zbrodni. Dla nacjonalizmu ukraińskiego - Polska to historyczny wróg, dawna metropolia zgłaszające swoje roszczenia do ziem ruskich, a w każdym razie do pozostawionej na nich przez Polaków własności. Z kolei polski patriotyzm nie może w żaden sposób zapomnieć blisko ćwierć miliona Polaków zamordowanych podczas II wojny światowej i krótko po niej przez ukraińskich szowinistów spod znaku Stepana Bandery. Dziś jest on bohaterem narodowym państwa ukraińskiego, a przyjeżdżający do Polski pochodzą z pokolenia wychowanego w jego kulcie. To rodzi niepokój i stanowi zarzewie konfliktów między obiema nacjami.

 Chodzi nie tylko o historię. Podstawową słabością polityk imigracyjnych państw europejskich  jest konieczność znalezienia równowagi między praktyką zachęt dla imigrantów, mających skłonić ich do włączenia się do europejskich systemów gospodarczych (i emerytalnych) – a kryzysem systemów socjalnych, narastającym rozwarstwieniem dochodowym, no i wyraźnie niedocenionymi różnicami cywilizacyjnymi i kulturowymi

Mówiąc prościej – społeczeństwa Zachodu może i nie miałyby nic przeciw pojawieniu się na ich rynkach pracy przyjezdnych przejmujących najniżej płatne zajęcia, jednak w naturalny sposób buntują się przeciw obciążeniom systemów socjalnych choćby przez większą dzietność przybyszy. Elity gospodarcze Europy przeliczyły się… politycznie. Wydawały się przekonane, że społeczeństwa poddane kilkodekadowemu praniu mózgów w duchu polit-poprawności – przełkną bez oporu „ubogacenie kulturowe” ze strony imigrantów. Tak się oczywiście nie stało i nawet pozbawione znacznej części swego dawnego ducha narody Zachodu odczuwają wyraźny dyskomfort w związku z obecnością obcych. 

To coś, jak odruch Łazarza u osób już zmarłych – mięśnie i nawet nerwy jeszcze reagują, choć przecież organizm, a w każdym razie jego mózg umarł.  Paradoksalnie jednak, te nieskoordynowane zachowania w założeniu obronne – zamiast rzeczywiście pomagać broniącym się, tylko pogłębiają ich zniewolenie, usprawiedliwiając dalsze ograniczanie praw obywatelskich, swobód demokratycznych i „wojnę z terroryzmem”. A to przecież są zworniki współczesnego systemu globalnego, w którym kasyno – czyli globalne elity finansowe zawsze wygrywają, czy to mając do czynienia z oporem wobec imigracji czy biernym przyjmowaniem jej skutków.

Europejska schizofrenia

Europa pada też ofiarą wielopłaszczyznowej schizofrenii. Z jednej strony nie jest przecież szczytowym osiągnięciem logiki dziwienie się, że wśród przyjeżdżających dominują mężczyźni w wieku 20-35 lat, jakby europejski rynek pracy dysponował nadmiarem ofert dla kobiet i starców. Równocześnie jednak nie jest też szczególnie odkrywcze zauważenie, że  europejska polityka imigracyjna poniosła spektakularną porażkę. Przeceniono nie tyle zdolności adaptacyjne obu stron, co ich wykorzenienie. Eksperyment budowy nowych narodów – politycznego, skupiającego elity i prolskiego, złożonego z całej reszty, pozbawionych tożsamości tuziemców i wyalienowanych przybyszów - nie postępuje ani kroku naprzód. Ucieczka Silje Garmo z Norwegii do Polski jest właśnie symbolem bezradnego buntu autochtonów przeciw idei multi-kulti i praktyce „Open Society”, zamkniętego jednak dla zwykłych ludzi. Ludzi nie zdających chyba sobie do końca sprawy, że czeka ich kolejna faza tego procesu – tym razem właśnie oparta na eksperymencie polsko-ukraińskim.

 Chociaż relacje między Polakami i Ukraińcami, narodami pozornie bliskimi cywilizacyjnie układają się fatalnie, a incydenty takie, jak pchnięcie Polaka nożem przez ukraińskiego pracownika (czy trzymanie ukraińskich zatrudnionych w warunkach urągających ich godności) są na porządku dziennym – rządzący Zachodnią Europą chcą wpuścić gastarbajterów z Ukrainy. Mają oni zastąpić Polaków, Litwinów i Węgrów, których aspiracje zarobkowe, a także pozycja w społeczeństwach Zachodu powoli, ale rosną. Również przeżuwani obecnie Rumuni - na dłużej nie zaspokoją potrzeb gospodarki niemieckiej, holenderskiej i brytyjskiej. Obecnie poziom migracji ukraińskiej do Niemiec jest śladowy – to ledwie niespełna tysiąc fachowców rocznie.

Tymczasem polscy i niemieccy eksperci szacują, że  zaraz po liberalizacji rynku pracy RFN – przeniesie się nań z Polski od 250 do nawet 500 tysięcy Ukraińców.  Czyli tyle samo pracowników, ile przebywa rocznie z całego Południa do całej Europy Zachodniej. Łącznie gotowość opuszczenia Polski do Niemiec zadeklarowało ok. 60 proc. obecnie tu zatrudnionych, a wiadomo, że w ogóle chęć imigracji zarobkowej z Ukrainy deklaruje nawet 46 proc. czynnych tam zawodowo.  Łącznie może więc chodzić o co najmniej 6 milionów ludzi!

 Oczywiście, zasoby kadrowe Ukrainy również nie są niewyczerpane – jednak zgodnie kraj ten jest uznawany zaostatni zasób wolnej siły roboczej” w Europie. Wolnej, co jednak nie znaczy, że uniwersalnie nadającej się do zastąpienia przybyszy z Maghrebu czy Afryki. Przykład polski dowodzi, że nie można przeceniać zdolności adaptacyjnych Ukraińców. Przeciwnie, nawet z relatywnie bliskimi Polakami nie tylko nie nawiązali oni bliższych kontaktów – ale utrzymują narastający wręcz poziom wrogości. Pamiętajmy też, że mowa o ludziach zepsutych nazistowską ideologią, genetycznie przeciwną asymilacji, nadającą narodowości ukraińskiej cechy quasi-religijne, za to naładowaną nienawiścią do obcych. W tym także narodów-gospodarzy.  Czy naprawdę, są one gotowe na dzielenie życia z miłośnikami zbrodniarzy nie mniejszych od Hitlera?

 W poszukiwaniu Raju Utraconego

 Pojawienie się Ukraińców na Zachodzie nieuchronnie powiększy jedynie tamtejszy kryzys tożsamości – a ten systematycznie i tak się pogłębia. Wschodnim Europejczykom trudno zrozumieć, że polityczna poprawność nie jest tylko sloganem polityków, ale że wgryza się ją w każdy aspekt świadomości społecznej.  Ostentacyjne „otwarcie na imigrantów” idzie w parze z narastającą opresyjnością wobec własnych obywateli, pilnowanych na każdym kroku, których dzieci nie tylko (zwłaszcza krajach germańskich) są już uznawane za coś w rodzaju własności państwa, ale i które uczone są od najmłodszych lat donoszenia na własnych rodziców. 

Chęć ucieczki poza wszechobecne spojrzenie Wielkiego Brata staje się coraz powszechniejsza, przy czym zainteresowanie tych uciekinierów ze Starej Europy, potencjalnych imigrantów Starego Porządku sięga już poza kraje środkowo-europejskiej, dotąd – jak Polska i Węgry – cenione za bierny opór stawiany modernizacji. Dziś już wiadomo, że mimo różnych sztuczek miejscowych rządów – nowe porządki prędzej czy później dotrą też nad Dunaj i Wisłę. Uciekać trzeba więc dalej – dalej na Wschód, na Białoruś i do Rosji, szlakiem  Depardieu  i innych. Tak jak bowiem wcześniej nowego miejsca szukali dla siebie szukali dociśnięci zachodnim fiskalizmem zbuntowani przedstawiciele elit – tak dziś trend ten staje się udziałem klasy średniej, a nawet niższej – która po prostu chciałaby, aby powrócił… spokój.

  Na Zachodzie tymczasem spokoju już nie będzie, tamtejszy chaos wzrośnie wraz z rzeszami imigrantów, a przybycie milionów Ukraińców tylko stan ten pogłębi. Bójki z udziałem niebezpiecznych narzędzi będą przy tym jeszcze najmniejszym z problemów – zawaleniu ulega bowiem cała struktura społeczna i podstawy tożsamości tej części kontynentu

Europejczykom zostaje więc obudzić się, odzyskać własną tożsamość i obronić w oparciu o cały organizm eurazjatycki – albo samemu zaznać losu emigrantów, uciekając z własnych domów tam, gdzie rodzina znaczy jeszcze rodzina, płcie nie są opcjonalne, a relacje człowieka z Bogiem i wspólnotą mieszczą się w nurcie Tradycji.

Trzeciego wyjścia po prostu nie ma.

Xportal.pl Anglojęzyczna wersja tekstu ukazała się na portalu https://uwidata.com/



Zmieniony ( 06.01.2019. )