Narodziny IV Rzeszy. Niemiecka kanclerz Merkel chce powstania europejskiego superpaństwa.
Wpisał: kanclerz Angela Merkel   
10.01.2019.

Narodziny IV Rzeszy.

Niemiecka kanclerz Angela Merkel chce powstania europejskiego superpaństwa.

Ucieczka Niemców do przodu, czyli ratowanie kulejącej Unii Europejskiej przypomina leczenie syfilisu pudrem

Bogdan Konopka 5 styczeń 2019

https://warszawskagazeta.pl/swiat/item/6139-narodziny-iv-rzeszy-niemiecka-kanclerz-angela-merkel-oglosila-powstanie-europejskiego-superpanstwa

Dziś, gdy Niemcy głoszą konieczność przystąpienia Polski do strefy euro, to w uproszczeniu można stwierdzić, że chcą nam wyciągnąć pieniądze z portfela. Niemiecki pomysł na superpaństwo zakłada, że będzie one rządzone według wpływów gospodarczych. Czyli Niemcy, których PKB stanowi 29 proc. tego tworzonego w Unii Europejskiej, będą miały proporcjonalnie więcej do gadania niż Polska tworząca raptem 3 proc. PKB UE.

Państwa narodowe powinny być obecnie gotowe do oddania suwerenności ogłosiła niemiecka kanclerz Angela Merkel. Suwerenność, czyli prawo decydowania o własnym losie, miałaby zamiast w rękach demokratycznie wybranych władz skończyć w gestii brukselskich elit, oligarchów, których nikt realnie nie kontroluje. W uproszczeniu niemiecka kanclerz tak naprawdę zapowiedziała powołanie superpaństwa europejskiego, w którym – co nie dziwota – najwięcej do powiedzenia mieliby Niemcy. Zapowiadane od lat przekształcenie Unii Europejskiej w IV Rzeszę Niemiecką zaczyna być powoli faktem. W niemieckim superpaństwie nie działoby się dobrze. Wystarczy zobaczyć, jak Niemcy nie mogą sobie poradzić z problemem uchodźców-nachodźców, przyjeżdżających do Niemiec żyć bez pracowania i gwałcących, kradnących i mordujących pod ochroną niemieckich polityków, którzy – w ramach troski o poprawność polityczną – zakazują dziennikarzom opisywania prawdy. No, bo co ukrywać. Przecież każda relacja z gwałtu czy innej zbrodni powoduje wzrost niechęci do nachodźców, a przecież Unia Europejska to miał być wielokulturowy raj.

Niemieckie superpaństwo

Integracja europejska była powojennym pomysłem na zapobieżenie kolejnym wojnom. Dość szybko jednak doskonały pomysł stworzenia jednego wielkiego wspólnego obszaru gospodarczego zaczął być demolowany przez ideologię. Słynne brukselskie normy krzywizny bananów są sztandarowym przykładem socjalistycznych idiotyzmów. UE od czasu zjednoczenia Niemiec w 1990 r. staje się powoli projektem niemieckiej Europy. Przypomnijmy, że przecież cała wojna w 1939 r. wybuchła właśnie z powodu, iż Niemcy mieli ambicję rządzenia Europą. To, czego nie udało im się załatwić wówczas czołgami, dziś realizują, rządząc twardą ręką z Brukseli. Współpraca gospodarcza jest korzystna dla państw, gdy opiera się na dobrowolności i otwartości. Najlepiej działa, gdy mamy do czynienia z organizmami państwowymi o podobnym sposobie rozwoju gospodarczego. Romans mrówek ze słoniami, czyli małych, gorzej rozwiniętych państw i z tymi dużymi i bogatymi, źle się kończy dla mikrusów.

Dlatego w Unii Europejskiej wymyślono redystrybucję części dochodów za pośrednictwem UE. Chodziło o to, aby słabsi dostawali rekompensatę za to, że zgodzili się na otwarcie swoich rynków. Ta idea działała całkiem sprawnie, dopóki Niemcy nie wpadli na pomysł wspólnej waluty – euro. Waluta ta wydrenowała słabsze gospodarki i walnie przyczyniła się do niemieckiego wzrostu gospodarczego. Wzrostu sfinansowanego kryzysem w Grecji, Hiszpanii czy stagnacją we Włoszech. Dziś Niemcy decydują o polityce finansowej strefy euro.

Problem z euro jest taki, że to, co dobre dla dużego, rzadko kiedy dobre jest dla mikrusa. Dlatego w USA wprowadzanie wspólnej waluty trwało ponad 100 lat. A mówimy o jednym obszarze gospodarczym, gdzie mówiono tym samym językiem. W Europie to, co dobre dla Niemiec, okazało się katastrofą dla Grecji. Gdy normalne państwo z własną walutą ma kłopoty gospodarcze, to wartość jego pieniądza spada. Pozwala to gospodarce odzyskać konkurencyjność, bo poprawia się opłacalność eksportu, czyli wywożenia towarów za granicę. Gdy Niemcy wprowadzili euro, ten mechanizm przestał działać. Dlatego dziś, gdy Niemcy głoszą konieczność przystąpienia Polski do strefy euro, to w uproszczeniu można stwierdzić, że chcą nam wyciągnąć pieniądze z portfela. Niemiecki pomysł na superpaństwo zakłada, że będzie ono rządzone według wpływów gospodarczych. Czyli Niemcy, których PKB stanowi 29 proc. tego tworzonego w Unii Europejskiej, będą miały proporcjonalnie więcej do gadania niż Polska tworząca raptem 3 proc. PKB UE.

Geszeft Merkel

Dzisiaj Unia Europejska coraz bardziej przypomina przeżarty grzybem dom, w którym próbuje się udawać, że wszystko jest w porządku, bo grzyb się zamalowało kolorową farbą i zasunęło szafą. Projekt tworzenia nowego europejskiego społeczeństwa odgórnie poniósł fiasko. Próba dekretowania, że powstanie wielokulturowe społeczeństwo, które będzie wyznawać kosmopolityczne wartości (czyli żadne), w którym nie będzie miejsca dla chrześcijańskiego dziedzictwa kulturowego Europy, w którym zboczenia będą popularyzowane i przedstawiane jako norma (patrz: promocja homoseksualizmu i promocji praw mniejszości seksualnych), poniosła klęskę. Dziś pomysł niemiecki, aby ratować „IV Rzeszę” przez odbieranie praw państwom narodowym, jest już krańcową desperacją.

Przeistoczenie się Unii Europejskiej w IV Rzeszę zakończy projekt integracji europejskiej i doprowadzi do upadku tego, co w UE było fajne. Wspólnego rynku, możliwości poruszania się bez paszportów itp. Europejscy biurokraci i niemieckie elity wydają się nie rozumieć, że nie można integracji państw i społeczeństw realizować odgórnie. Pomysł, że Niemcy będą np. decydować o tym, czego mali Polacy będą uczyć się w szkolnych podręcznikach, nigdy nie przejdzie. Ta idea będzie jednak forsowana. Merkel i jej mocodawcy łudzą się, że zagrożenie globalną wojną, przemocą uchodźców itp. spowoduje, iż ludzie wyrzekną się prawa do decydowania o sobie w zamian za bezpieczeństwo.

Niemiecka IV Rzesza, jeżeli powstanie, to bardzo szybko upadnie. Wspólne państwo Europejczyków mogłoby powstać w wyniku bardzo powolnej, naturalnej i dobrowolnej integracji.

Zaordynowanie jej powstania przez Niemcy przypomina trochę próbę napisania arcydzieła na życzenie przez autora, który nie umie pisać. Jakkolwiek by się wysilił, to mu zwyczajnie nie wyjdzie. Ucieczka Niemców do przodu, czyli ratowanie kulejącej Unii Europejskiej przez zaordynowanie odgórnego jej wzmocnienia, przypomina leczenie syfilisu pudrem. Jak wiadomo, fakt, że procesu gnilnego nie będzie przez jakiś czas widać, nie wpływa na polepszenie stanu zdrowia pacjenta. Ratunkiem dla Unii Europejskiej jest powrót do korzeni. Do idei integracji europejskiej opartej na wspólnych chrześcijańskich korzeniach Europy i wolnym rynku. Jeżeli plan budowy IV Rzeszy udałoby się Angeli Merkel zrealizować, to w ostatecznym rozrachunku skończyłoby się jak z III Rzeszą Adolfa Hitlera. Może tylko upadek byłby mniej krwawy i spektakularny.


Zmieniony ( 10.01.2019. )