O obudzonych sumieniach, o podziale znanym z PRL-u: my i oni
Wpisał: ks.St. Małkowski   
18.10.2010.

O obudzonych sumieniach, o podziale znanym z PRL-u: my i oni

Ginąc w Smoleńsku - zwyciężyli

Znów mamy jasną sytuację, jak w okresie PRL-u, gdy by­liśmy my i oni   ...władza chce ludzi oszukać, pozbawić refleksji, rozumu, moralności, sumienia...

...Niestety, rządzący stawiają na ho­łotę, na ludzi skundlonych ...

...Ludzie stopniowo odczują, że kraj opanowali złoczyń­cy...

 »O obudzonych sumieniach, podziale znanym z PRL-u: my i oni, oraz dlaczego z tragedii w Smoleń­sku wypłynie dobro dla kraju i Kościoła - z księdzem STANISŁAWEM MAŁKOWSKIM, socjologiem, przyjacielem księdza Jerzego Popiełuszki«

rozmawiają Leszek Misiak i Grzegorz Wierzchołowski Gazeta Polska, 7 paźdz. 2010

10 kwietnia 2010 r. zmienił nas, Polaków. Inny jest język debaty pu­blicznej, zaostrzył się podział: my i oni. Co uwydatniło te różnice?

W Smoleńsku zginęła elita polskie­go narodu, polscy patrioci. W konse­kwencji tego wydarzenia nastąpiła po­laryzacja postaw, która jest moralnie i ideowo korzystna. Tak powinno być. Od 1989r. żyliśmy w zamęcie, nie wie­dząc dokładnie - kto jest kim napraw­dę, kto jest polskim patriotą, a kto nie, kto jest prawdziwym katolikiem, a kto tylko udaje, że nim jest, kto ceni praw­dę, a kto uważa, że jest ona zagroże­niem dla władzy. Po tych latach ide­owego i moralnego chaosu („jestem za, a nawet przeciw", "są plusy dodat­nie i ujemne" itp.) znów mamy jasną sytuację, jak w okresie PRL-u, gdy by­liśmy my i oni. Niektórzy wprawdzie w czasach komunizmu szli na kolabo­rację z systemem, ale powszechnie by­ło wiadomo, że komunizm jest złem. Po "transformacji" niektórzy dawni działacze "Solidarności" przefarbo­wali się na liberałów, a dawni komuni­ści na biznesmenów. Polscy patrioci i uczciwi działacze dawnej. "Solidar­ności" , którzy nie poszli na współpra­cę z SB, zostali zepchnięci na margi­nes życia społecznego. I nagle wyda­rzyła się katastrofa smoleńska, powodzie, groźba zapaści ekonomicz­nej i politycznej. Te wydarzenia, przede wszystkim Smoleńsk, spowo­dowały polaryzację postaw. Są ci, któ­rzy chcą wolnej, dostatniej, katolickiej Polski, i ci, którzy takiej Polski nie chcą. Są tacy, którzy chcą wyjaśnić katastro­fę smoleńską, i tacy, którzy chcą tę prawdę ukryć. Co spowodowało, że ludzie, jak Bogdan Borusewicz, Jarosław Gowin, Stefan Niesiołowski, któ­rzy mieli w życiorysie piękną kar­tę działaczy niepodległościo­wych, zieją niechęcią, a niektórzy nawet nienawiścią do zmarłego prezydenta?

            Czyich karta była tak całkiem pięk­na, trzeba by porozmawiać z ich współpracownikami, ludźmi, którzy ich wtedy blisko znali. Ale to prawda, że dokonała się w nich jakaś przemia­na na niekorzyść z punktu widzenia dobra Polski. Ludzie się zmieniają - dobrzy stają się źli, wietrzą w tej przemianie swój interes, i odwrotnie, źli nawracają się, stają się lepsi.

Jeżeli ktoś robi coś z przekonania, np. niszczy kogoś, ale nie w afekcie, w stanie emocjonalnego wzburze­nia, lecz z rozmysłem, przygotowuje się do tego, to nie będzie żałował swo­jego zachowania. Tym bardziej jeśli ten czyn ma doprowadzić do osią­gnięcia konkretnego celu. Is fecit, cui prodest - uczynił ten, komu przy­ niosło to korzyść.

            Gdy syn Bronisława Komorow­skiego, Piotr, miał w mar­cu 2004 r. wypadek i groziło mu, że będzie sparaliżowany, znajo­mi Komorowskiego mówili, że bardzo cierpiał z powodu trage­dii ukochanego dziecka i podob­no to go zmieniło jako człowie­ka, jego spojrzenie na życie, wartości. Dziś - ten człowiek drwi z żałoby Jarosława Kaczyń­skiego, uśmiecha się, gdy trum­ny z ciałami ofiar Smoleńska lą­dują na Okęciu.

            Sumienie bywa bardzo selektyw­ne. Weźmy jaskrawy przykład - biografie różnych zbrodniarzy hitlerow­skich, którzy byli niejednokrotnie bardzo czuli w relacjach rodzinnych i przyjacielskich, wrażliwi na dobro swoich dzieci czy żon.

            Abp Głódź powiedział w homi­lii, że nikt z PO dotychczas nie przeprosił za lżenie prezydenta Kaczyńskiego. Tylko były polityk PO Jan Maria Rokita powiedział po tragedii: "W pierwszej chwili zastanowiłem się, czy nie za sła­bo go broniłem. Bo kampania przeciwko niemu była wyjątkowa. Th nie było krytyki, była peł­na histeryczna przesada. Poli­tycy; media, my po prostu, Pol­ska, źle go potraktowała".

Niestety, rządzący stawiają na ho­łotę, na ludzi skundlonych. Rezultaty widać gołym okiem. Ja tę skundloną młodzież, czerpiącą wzory z postaw polityków i z panów Wojewódzkiego czy Owsiaka, widziałem co wieczór pod krzyżem. Ci młodzi ludzie nie mają szacunku dla innych ludzi, dla wiary, Kościoła, narodu, dla Polski i dla samych siebie w gruncie rzeczy.

3 maja ub.r. Bronisław Komo­rowski w rozmowie 'z RMF FM powiedział: "Nie pretenduję do roli wieszcza czy proroka (....). Przyjdą wybory prezydenc­kie albo prezydent będzie gdzieś leciał ,i to się wszystko zmieni". Jaki lot mógł mieć na myśli, któ­ry miał wszystko zmienić? Py­tał go o tę wypowiedź Jarosław Kaczyński. Nie odpowiedział.

Nietrudno sobie wyobrazić, dla­czego nie odpowiedział na pytanie Jarosława Kaczyńskiego. Bo jaka może być odpowiedź?

            W tym samym stylu wypowiedział się poseł Palikot w Sejmie dla te­lewizji internetowej Gazeta.pl. w kwietniu 2009 r. Mówił, że roz­mawiał z marszałkiem Komorow­skim, czy powinien zwrócić się do niego o ocenę stanu zdrowia prezydenta Kaczyńskiego. Obaj doszli do wniosku, że nie będą wciągać w tę grę marszałka. A to dlatego, że "na wypadek, gdyby Lech Kaczyński nie był w stanie wypełniać swej roli do końca swojej kadencji, musi być ktoś, kto jest poza tą bieżącą grą, (...) w związku z rolą konstytucyjną marszałka Komorowskiego, któ­ry jest wskazywany jako ta osoba, która na wypadek śmierci musi zastąpić prezydenta Polski, to wskazane byłoby, by ludzie nie odebrali tego jako element gry, tyl­ko autentyczne konstytucyjne uprawnienie marszałka".

            Nic dodać, nic ująć. Są pewni sie­bie, uważają, że nawet gdyby pu­blicznie zostało dowiedzione, że są współodpowiedzialni za katastrofę, nie spowodowałoby to odsunięcia ich od władzy.

            Czy można porównać morder­stwa z czasów PRL, które były poprzedzone podobną jak w przypadku prezydenta Lecha Kaczyńskiego kampanią niena­wiści, z tragedią smoleńską?

            Tak, Widzę analogię między Katyniem I, zamordowaniem księdza Po­piełuszki i Smoleńskiem. Była propa­ganda nienawiści, szczucie, lżenie, a po tragedii zakłamanie prawdy o niej.

            Marek Wikliński, szef sztabu wy­borczego Grzegorza Napieralskie­go, powiedział po katastrofie: "Na Komorowskiego nie zagłosu­ję, bo na własne oczy widziałem jego drugą twarz, którą pokazał na posiedzeniu Prezydium Sejmu i Konwentu Seniorów 10 kwiet­nia. Była to twarz człowieka cy­nicznego i bezwzględnego". Wi­klińskiego przeraziło, że zaraz po tragedii Komorowski zaczął od procedur uzupełnienia składu Sejmu.

            On czerpie profity z tej tragedii, więc jakże miałby teraz czuć smu­tek? Może co najwyżej udawać ból.

            Jest nagranie z 18 kwiet­nia 2010 r., gdy na Okęciu lądu­je samolot z trumnami ofiar Smoleńska. Kamera pokazuje marszałka Komorowskiego, jak rozbawiony rozmawia z premie­rem Tuskiem.

            Tu ujawnia się cynizm pana Ko­morowskiego, pewność siebie. Pew­nie ma uczucia wobec swojej żony, dzieci. Tak jak mówiłem, sumienie bywa selektywne.

            Na Węgrzech odsłonięto po­mnik ofiar katastrofy pod Smo­leńskiem, podobnie w Gruzji i na Ukrainie nazwano imie­niem zmarłego Lecha Kaczyń­skiego ulice, a u nas, w stolicy, próbuje się zabić pamięć pole­głych, uniemożliwiając posta­wienie godnego pomnika i usu­wając Krzyż Pamięci.

            Właśnie tego krzyża trzeba bronić. To jest nie tylko krzyż pamięci i praw­dy, ale i krzyż sensu, zrozumienia, do czego to wydarzenie może dopro­wadzić w zamiarach Bożych. Bóg ma moc z każdego zła wydobyć dobro, ale przy naszym współudziale. Zło jest sprawą ludzi złych i złego ducha, któ­rzy nie szanują ludzkiej wolności, sta­rają się ludzi omotać, ubezwłasno­wolnić. Tak postępuje dziś władza wobec Polaków; chce ludzi oszukać, pozbawić refleksji, rozumu, moralności, sumienia, tak by bezwolnie szli za ich propagandą "sukcesu". Ale ka­tastrofa smoleńska przyczyniła się do obudzenia wielu sumień. Tak jak sprawiła to śmierć męczeńska ks. Je­rzego, która w świadomości Polaków jest zwycięstwem. Podobnie ci, któ­rzy zginęli w katastrofie smoleńskiej, ponosząc śmierć - zwyciężyli.

            Dlaczego prezydent Komorow­ski sugeruje, iż wolałby nie sprowadzać się do Pałacu Pre­zydenckiego?

            Bo przeszkadza mu krzyż, który jest znakiem zwycięstwa życia nad śmier­cią, prawdy nad kłamstwem, miłości nad nienawiścią, dobra nad złem. Tak jak ze śmierci Chrystusa wyniknęło dobro, drzewo krzyża po Jego śmierci stało się drzewem życia, a Chrystus zmartwychwstał, już na krzyżu śmierć zwyciężając, tak z katastrofy smoleń­skiej może analogicznie wyniknąć do­bro, ale trzeba je odnieść do Chrystu­sa, do krzyża, nie tylko na zasadzie pa­mięci i prawdy. Ludzie stopniowo odczują, że kraj opanowali złoczyń­cy. I odwołają się do Boga, do Chrystu­sa. Żądanie, aby oddzielić krzyż od po­lityki, jest równoznaczne z postulatem odłączenia polityki od krzyża, od Chry­stusa, od prawdy, od troski o wspólne dobro i życie ludzi i rodzin.

            Był ksiądz przyjacielem księdza Jerzego Popiełuszki. Jak ksiądz sądzi - po której stronie płotu na Krakowskim Przedmieściu stałby ksiądz Popiełuszko?

            To oczywiste, że po stronie obrońców krzyża. Dlatego ja czuję się solidarny z postawą księdza Jerzego, z jego całą kapłańską drogą i z tego względu stara­łem się wspierać obrońców krzyża, mo­dląc się razem z nimi. Także modląc się o oddanie Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi przez papieża w jedności z bisku­pami Kościoła Powszechnego zgodnie z wolą Matki Bożej Fatimskiej.

            Bez udziału Kościoła przemia­na duchowa i moralna Polaków, o której ksiądz mówił, będzie bardzo trudna. Czy komunikat abp. Michalika, przewodniczą­cego episkopatu, homilie abp. Głódzia, abp. Dzięgi podczas do­żynek czy bp. Ryczana tuż po ka­tastrofie można odebrać jako otwarcie hierarchów na naród?

            Tak uważam. Wypowiedzi takich bi­skupów jak Pieronek czy Życiński obecnie nie mają znaczenia. Oni nie nadają tonu wypowiedziom biskupów, na szczęście. Od Kościoła wychodzi stopniowo impuls przemiany ducho­wej narodu. Widzę to także wśród wie­lu młodych księży, kleryków. To kolej­ny korzystny rezultat smoleńskiej tra­gedii - drugiego Katynia.