Sakra biskupia. Dziewica z pokolenia Dana.
Wpisał: Andrzej Juliusz Sarwa   
22.02.2019.

Sakra biskupia.


    [Umieszczam fragment książki będącej czwartą z cyklu. Pierwszą jest „Wieszczba krwawej głowy”. Dru wydaną jest „Cmentarz świętego Medarda”. Opowieść dotycząca dalszego pomyślnego wzrostu satanizmu za Ludwika XV i trochę dalej będzie treścią części trzeciej, właśnie na warsztacie.

    Cześć czwarta, dotycząca czasów zbliżonych do obecnie przez nas przeżywanych, właśnie wyszła w druku. (22 lutego 2019).

    Ta ciągłość historii ZŁA jest przerażająca... Mirosław Dakowski]


Andrzej Juliusz Sarwa, Syn Cienistej Strony, str. 104 i nn.


Nalał wódki do szklaneczki.

- Proszę. Wypij. Wzięła szklaneczkę, spojrzała na nią z obrzydzeniem, ale posłusznie wychyliła. I prawie natychmiast poczuła ulgę. Chrząknął.

- Słuchaj ...

Spojrzała na zakłopotaną minę mężczyzny. Ach tak, nie pamiętasz uśmiechnęła się kwaśno.

- Nooo... właściwie... nie pamiętam...

- Becky -

- Ach tak, oczywiście Rebecca, Becky... ale nic mu się w głowie nie przejaśniło. Roześmiała się, widząc jego zakłopotanie.

- Spokojnie ojczulku. Nie narozrabiałeś. Wypiłeś trochę więcej niż zwykle, a co nieco razem ze mną, potem mnie tu zaprosiłeś, a ja nie miałam nic przeciw temu. Lubię starszych panów. Ale jeśli cię niepokoi cośmy tu robili, to zapewniam cię, że nic. Poza tym, że rozebrałeś mnie i siebie do naga. A potem usnąłeś. To taka mało erotyczna przygoda.

- Tak czy inaczej... mruknął ksiądz i sięgnął po portfel do kieszeni leżących na podłodze spodni. Co ty robisz?

- Nooo... chcę ci zapłacić.

- Nalej mi jeszcze.

Nalał. Wypiła. Już całkiem rozluźniona zaczęła się śmiać.

- Nie trzeba! Nie jestem dziwką! Lubię starszych panów. Po prostu. Tyle że tym razem nie z tego nie wyszło.

Odetchnął z ulgą.

- Ale nie martw się. Może wyjść za drugim razem.

Białecki nie wiedział, co ma odpowiedzieć. W końcu wybąkał

-To kimże ty, Becky, jesteś?

- Studentka. I lubię się zabawić.

- Ach tak... Znów nalał wódki i machinalnie podniósłszy szklaneczkę do ust wypił. Opuściły go wszelkie lęki i wyrzuty sumienia.

- Może byśmy zjedli jakieś śniadanie?

- Świetny pomysł zgodziła się dziewczyna. A potem czas mijał im przyjemnie aż do wieczora...

***

A potem był poranek i dzień następny. l wieczór. I kolejny. I kolejny... Para kochanków nie opuszczała plebanii. Barek był obficie zaopatrzony, a posiłki przywożono im z całkiem przyzwoitej włoskiej restauracji...

***

Zadzwonił telefon.

- Bracie Bialecky! Pozbierałeś się już? zapytał sir Donald nieco żartobliwym tonem.

- O... Przypomniałeś sobie o mnie, bracie profesorze? Co za zaszczyt i niespodzianka zarazem!

- Skoro już odreagowałeś lęki i stresy, to może pora, żebyśmy się spotkali.

-Taak

- To może zaraz? Czy jesteś już na tyle trzeźwy?-

- I owszem. Od dwóch dni.

- A panna?

- Wyprowadziła się.

Welldone się roześmiał.

- Ale chyba nie na stałe?

Białecki nie wiedział co na to odpowiedzieć. Poczuł się zakłopotany

- Czy ty w ogóle wiesz, co się działo ostatnimi czasy?

- A niby co?

- No właśnie... Piłeś i... no, ehem.. no... dziewczyna... _

- Tak jakby.

Nawet raz nie włączyłeś telewizora?

Nie mam telewizora.

A Internet?

Nie nie włączyłem.

- No dobrze. Czekam. Ogarnij się trochę i przyjeżdżaj.

***

W gabinecie profesora było ciepło i przytulnie. Prostokątny okienny otwór powolutku zasnuwał mrok. Na razie ciemnoszary ale wkrótce mający przybrać granatową barwę zimowej nocy.

- Benedykt XVI zrezygnował powiedział Welldone.

- Słucham Białecki aż się poderwał z fotela.

- Zrezygnował... I czemuż to?

- Najwyraźniej musiał...

- Musiał... I co dalej?

- A dalej to będzie konklawe. Chyba jasne?

- I wezwałeś mnie po to, żeby mi przekazać coś, czego bym w końcu, bom już wytrzeźwiał, i tak dowiedział się z prasy czy Internetu?

- Nie, nie tylko.

- Więc po co?

Profesor milczał zapatrzony w pomrokę gęstniejącą z oknem. Dopiero po dłuższej chwili odwrócił głowę i wpił się oczami w oczy księdza.

- Mamy teraz czas sedewakancji.

- I co z tego?

- Otóż w takim stanie... Kościołem się nie rządzi, a jedynie administruje... można więc uznać, naginając odrobinę interpretację przepisów prawa, że możesz przyjąć sakrę biskupią bez zgody papieża, bo go nie ma i w związku z tym także bez zaciągania ekskomuniki.

- Ale przecież w takim wypadku zaciąga się ekskomunikę late sententiae! A poza tym to, po jaką cholerę mi ta sakra?

- Zależy z jakiej perspektywy na to spojrzysz. Kanon 1382 głosi: „Biskup, który bez papieskiego mandatu konsekruje kogoś na biskupa, a także ten, kto od niego konsekrację - przyjmuje podlegają ekskomunice wiążącej mocą samego prawa, zastrzeżonej Stolicy Apostolskiej ”. No i dobrze, tylko że teraz nie ma papieża, bo go jeszcze nie wybrano! To do kogo się tu zwrócić, a sprawa pilna ponad miarę? Zresztą, bywały już w dziejach Kościoła nawet bardzo długie okresy, kiedy Stolica Apostolska była pusta, a biskupów w tym czasie konsekrowano i nie pociągało to za sobą automatycznej ekskomuniki. I tego się trzymajmy. Jeśli mam być szczery, to ja Stolicę Apostolską mam... wiesz gdzie, chodzi mi jednak o to, żeby formalnie wszystko było, jak należy, albo żeby chociaż zachować pozór formalności. A co do twojego pytania, to może tobie sakra owa jest „po cholerę”, ale braciom „po cholerę” nie jest. Potrzebujemy biskupa. Swojego, o którym nikt, nawet inni członkowie Bractwa nie wiedzą, że jest biskupem. Pilnie potrzebujemy. I padło na ciebie. Taki pech. Bo ty, Bialecky, jakiś bardzo pechowy chyba jesteś. A może odwrotnie? Może to nie pech? Może to niebywałe szczęście. Może czeka cię nadzwyczajny zaszczyt? Zależy kto i z jakiej strony na to popatrzy.

- Ale przecież nie ma sytuacji, która by usprawiedliwiała takie działania! - krzyknął Władysław i zaraz zamilkł, zreflektowawszy się, iż wdał się w jakiś idiotyczny spór, nie wiadomo czego w tym wypadku dotyczący. A potem jeszcze głośniej wybuchnął:

- O jakiej ty sakrze do cholery mówisz, profesorze?! To jakiś złośliwy żart? Szydzisz ze mnie? Po co jestem potrzeby braciom jako biskup?

- Uspokój się. To nie żart. Absolutnie nie.

- To ja już nic z tego nie rozumiem...

- Przyjdzie czas, że zrozumiesz...

- I ja mam przyjąć sakrę? Nielegalnie?

- Owszem. Tyle że tylko pozornie nielegalnie.

- A kto tak zdecydował? Już ci mówiłem. Bracia...

A co na to Watykan? Pytano o zgodę?

- Pytano. Watykan milczy. Nie znasz ich starej urzędniczej śpiewki, że młyny Boże mielą wolno, a kościelne jeszcze wolniej? Dzięki temu lenistwu do niejednej schizmy doprowadzili.

- Ale na pewno Rzym został powiadomiony?

- Oczywiście .

Białecki podrapał się w czubek głowy i nic już nie rzekł.

***

W londyńskim anglikańskim kościele Wszystkich Świętych panował mrok. Jedynie świece płonące na wielkim ołtarzu rzucały nieco blasku na stojących przed nim dziewięciu biskupów.

Byli tam: stareńki, jakby wyciągnięty z trumny, kardynał katolicki, który sakrę biskupią musiał przyjąć jeszcze przed Soborem Watykańskim II, po jego prawej stronie stał biskup prawosławny, po lewej asyryjski, koptyjski, indyjski, ormiański a dalsze miejsca zajmowali: etiopski, anglikański i... mariawicki.

Przed tym mocno ekumenicznym zgromadzeniem stawił się ksiądz Władysław Leszczyc Białecki, przyodziany w szaty kapłańskie. W tej jego sakrze, w osobach tak różnych konsekratorów, symbolicznie, pokazać się miała prawdziwa jedność Kościoła...

Po co? Chyba tylko po to, by ktoś, kiedyś, w przyszłości nie mógł w żaden sposób podważyć legalności jego święceń i linii sukcesyjnych.... bo miał ich aż dziewięć i to wywodzących się z najróżniejszych tradycji kościelnych...

Główny konsekrator, przywdziawszy okulary, otworzył Pontyfikał Rzymski papieża Klemensa VIII, oryginalne XVI- wieczne wydanie, na odpowiedniej stronicy...

Gdy rozpoczęto obrzęd święceń biskupich, minęła północ z 28 lutego na 1 marca 2013 roku...

Cztery godziny wcześniej, o godzinie 20-tej Benedykt XVI ostatecznie zakończył swój pontyfikat. Stolica Apostolska zawakowała...

=====================

[A biskup potrzebny był BraciomΔ, by zgodnie z przepowiednią zapłodnić Żydówkę z pokolenia Dana, dziewicę, zakonnicę, by porodziła Antychrysta. MD]

Zmieniony ( 22.02.2019. )