Jak Karp międzynarodowym rynkiem zbożowym zatrząsł.
Wpisał: Karpiowie herbu własnego   
12.03.2019.

Jak Karp międzynarodowym rynkiem zbożowym zatrząsł.

KOSSOBOR - Niby z porządnej rodziny, a do komedyantów przystała. Ci artyści...

O polskiej własności i polskiej ziemi. Wszystkim czerwonym na usługach Szatana dedykuję.

 

Karpiowie herbu własnego byli w Litwie rodem znacznym i zamożnym. Przypuszczalnie nie byli pochodzenia litewskiego, gdyż ich herb jest wyraźnie nie horodelski: w błękitnym polu trzy gwiazdy sześcioramienne złote, dwie powyżej jednej, w klejnocie – cztery pióra strusie. Jeszcze w początkach XX wieku dobra karpiowskie liczyły powyżej 60 tysięcy hektarów, a przecież pomniejszone już o Birże, liczące 20 tysięcy hektarów, które wyszły od Karpi jako posag pani Tyszkiewiczowej. Dobra Karpi leżały na Żmudzi i w Ziemi Trockiej.

  Jeden z Karpi – poseł na Sejm Czteroletni lub jego syn - zniósł pańszczyznę w swoich ogromnych dobrach, „A Moskal ich /tych uwolnionych chłopów/ potrójnym podatkiem ogłodził”, jak pisał Mickiewicz.

Inny zwołał w swoich dobrach pospolite ruszenie i w sto koni przyłączył się do Dębińskiego  w wojnie 1830 roku. Po klęsce powstania zamknął się w swoich kurlandzkich dobrach, stając się odludkiem. Jego brat, władający połową karpiowskiej fortuny, był marszałkiem szlachty kowieńskiej. Był wielkim oryginałem, ale sam o sobie mówił: „Jestem oryginał – ale gdybym był biedny, to byłbym wariat”. Biedny, naturalnie, nie był, ale miast mieszkać w pięknym  barokowym dworze w Johaniszkielach, żył w małej Jasnogórce. Leżał w kożuchu na piecu, palił niezliczone fajki o długich cybuchach, a ogień do fajek przynosił mu posługacz w łapciach. Był przeciwnikiem powstania 1863 roku, lecz dzięki wielkim pieniądzom posiadał w Petersburgu wpływy, pozwalające mu ratować powstańców. Z Jasnogórki wyjeżdżał na chłopskiej furmance, w chłopskim kożuchu, mając pod nim wstęgę wysokiego, rosyjskiego orderu. Za furmanką szła jednak poszóstna kareta z herbami i liberyjną służbą – „dla oszołomienia Moskaluszków” – jak mawiał – gdyby zaszła taka potrzeba.

Na giełdzie zbożowej w Rydze pojawił się w kożuchu, bez orderów, z biczem w ręku i zawarł kontrakt na dostawę zboża do portu po określonej cenie, na określoną datę i „w określonej ilości”. Kupcy, sądząc, iż mają do czynienia z drobnym szlachcicem, zgodzili się na taką umowę. Karp w jednym dniu zwalił do portu ryskiego zbiory z wielu tysięcy hektarów i cieszył się, że "zachwiał międzynarodowym rynkiem zbożowym". Pyszną tę anegdotę przytacza x. Walerian Meysztowicz, spowinowacony z Karpiami.

Pola birżańskie nawoził beczkami śledzi. Karmił zimą sieje w swoim jeziorze  Rykijowskim, każąc sypać w przeręble wory grochu.

Z Rosjanami życzył sobie rozmawiać tylko po francusku. Gdy „Moskaluszkowie” nie chcieli mówić w tym języku – przechodził na mowę białoruską  w jej najdosadniejszych i „kwiecistych” formach tak bogatych, iż ponoć wywoływały rumieniec nawet na  obliczach żandarmów. Tenże Karp był w XIX wieku legendą rodzinną dla późniejszych pokoleń. 

W XX wieku, gdy bolszewia szła na Polskę, mordując polskich właścicieli i polskie elity, grabiąc i paląc polską własność, dwaj synowie Józefa Karpia - słabo już związani z polskością i słabo po polsku mówiący, wykształceni w Rydze, z matki Niemki /baronówny Drachenfels/ - Teodor i Maurycy Karpiowie ruszyli do pospolitego ruszenia Księstwa Litewskiego, którym dowodził legendarny Jerzy Dąmbrowski, zwany Łupaszką. Nie zdołali już dotrzeć do oddziałów Dąbrowskiego – wpadli w bolszewicką zasadzkę i zostali zamordowani.

=============================

Wspominając swoje życie w Litwie, Helena z Zanów  Stankiewiczowa mówi o wspaniałej pszenicy, uprawianej w rozległych dobrach w Poniemuniu i eksportowanej do krajów skandynawskich, z której to pszenicy wypiekano tam luksusowy, biały chleb. Mówi też o okresowych przepędach wołów bukatów do miejskich rzeźni. Była świadkiem takich przepędów, liczących sobie zazwyczaj ponad sto sztuk.

Przywołać też należy wszelką inną produkcję polskiego, wielkoobszarowego rolnictwa: sadownictwo, drobiarstwo, hodowla trzody, przetwórstwo mleczne, hodowla ryb etc..

Takie informacje należy zwielokrotnić poprzez liczbę polskich majątków ziemskich.  

A skądinąd, gdy Stankiewiczowa opisuje składy broni w dworach, używanej /skutecznie!/ gdy na przykład na polskie siedziby napadali litewscy szaulisi czy pospolici bandyci – czytającemu zapiera dech w piersiach.

===================================

Bez zniszczenia polskiej własności bolszewicy, czerwoni, socjaliści czy inni słudzy Szatana nie mogliby przyprawić nas o głód, bezbronność i kupowanie nędznego żarcia w biedronkach.

Więc jeszcze raz:  w 2016 roku słudzy Szatana uwalniają  polską ziemię rolną do sprzedaży na „wolnym rynku”.  I przed nikim i niczym tak się nie bronią, jak przed dawnymi właścicielami i ich spadkobiercami, i przed zwrotem Polakom zagrabionej własności, z ZIEMIĄ na czele.

Mądremu dość.

================================

Zobacz w oryginale:

Na fotografiach: dwór Karpi w Johaniszkielach; na zdjęciu wprowadzającym - stan przedwojenny, poniżej - fotografia współczesna.

Zmieniony ( 12.03.2019. )