Trotyl - na wraku, którego nie ma | |
Wpisał: civilebellum | |
15.04.2019. | |
Trotyl na wraku, którego nie macivilebellum - 12 Kwietnia, 2019 http://niepoprawni.pl/blog/civilebellum/trotyl-na-wraku-ktorego-nie-maRuch Uporu
Tytuł jest oczywistym lapsusem logicznym bo jak to niby w tej sytuacji ustalono, prawda. Ale to nie autor za ten lapsus odpowiada, gdyż propaganda stosuje tu chwyt pars pro toto: wrak jest umazany w trotylu, bo jest on na zbadanych kawałkach złomu lotniczego. O tym, że te kawałki oferowali ruskie za parę bagsów, że niektóre wywieźli nasi turyści potajemnie z terenu, który początkowo nie był pilnowany, że wreszcie nasi prokwoje zbadali sam wrak detektorami, które tak zapiszczały, że aż funkcjonariuszka FSB rzuciła się do telefonu; że coś tam sprawdziło Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji (i wyszedł im ten trotyl, przez co Czarek Gmyz wyszedł z redakcji Rzeczpospolitej na kopach) – wszyscy od dawien dawna wiemy, ale „na wraku”? Jakim wraku, bo przecież on w ruskiej tiurmie? I tu się zaczyna medialna heca, bo żaden z pismaków-redaktorów o to nie zapytał w dziesiątkach artykułów i wywiadów (jak np. ten w TVRepublice: nie zapytała pana Antoniego Kasia Gójska*, ta sama, której jej były szef, red. Sakiewicz, składał zaraz po „katastrofie” kondolencje z powodu „osobistej straty” - plotkowano, że chodziło o poległego szefa IPN), a z tym się wiąże kłopotliwe pytanie, dlaczego ruskie wraku nie oddają (a przecież nawet podobno chcieli, nasze trasę przejazdu szykowali!)? No znamy: „bo prowadzą śledztwo”. No bo „Putin nas rozgrywa”. Akurat. Na zdrowy rozum – po co im on, prawda. Bo trotylem z tej bomby cały umazany! - nasi mówią. Z bomby racja, ale czy w tym rzecz? A niby w czym? – zaperzą się nasi, żeby broń Boże nie doszło do kluczowego pytania – jak walnęło to się i umazało! Więc co tu gadać… Ale chodzi przecież nie o to, czy walnęło, tylko w co walnęło. We wrak czy w naszą tutkę – bo to dwie różne rzeczy, proszę Państwa, tutka była nasza, ale wrak – niekoniecznie jest naszą tutką… Bo wrak mógłby być ich tutką, podłożoną już kilka dni wcześniej (i ukrytą pod „śniegiem Cieszewskiego”) i w odpowiednim momencie „wybuchnięty” na pińćdziesiąt tysięcy kawałków; a jak wybuchnięto, to i trotyl się na nich znalazł, jasna sprawa. Chociaż nie do końca jasna. Co by szkodziło zapytać: skąd pewność, że te kawałki z trotylem pochodzą z naszej, a nie z ich (jakiejś tam pierwszej lepszej, a złomowanej po sąsiedzku, za płotem lotniska) tutki??? Czy właśnie dlatego nieoddaną? Proste pytanie, nikt nie zadał. Więc co oni tam, w Anglii, Stanach i gdzie jeszcze, badają, skoro wrak w Rosji? He, he, nie ma sensownej odpowiedzi („mamy prawie stuprocentową pewność” brzmi marniutko, czyż nie?), bo jakby tak podrążyć: na czym opartą – na tych, co sami przyznajecie, sfałszowanych czarnych skrzynkach? No może na tych danych lotu ze Szwecji i Łotwy? Na tych „taśmach z jak-a”? Na tych danych z ACARSU? Tych zdjęciach sat, co to nam Amerykanie podesłali? Na tych nagraniach z radarów ABW? Jak tak, to czemu ich nie chcecie, mimo szumnych, opozycyjnych jeszcze – ile to lat temu było – zapowiedzi? Co tam jest takiego tajemnego? Nie ma odpowiedzi, bo lepiej jest rozpuszczać półgłosem pogłoski, że to przez „geopolitykę” – niż powiedzieć, jak było. „Tak jest lepiej dla Polski”. Ale to już Tusk ustalił: lepiej znać prawdę i nie mieć wojny… - to mamy prawdę. Tę trzecią prawdę ks. Józefa Tischnera. Tylko w alternatywnej wersji. Ale wonieje tak samo. |
|
Zmieniony ( 15.04.2019. ) |