Edukacja poprzez pieniądz. Propaganda sodomii i gomorii.
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
16.07.2019.

Edukacja poprzez pieniądz. Propaganda sodomii i gomorii.

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4509

Felieton  •  tygodnik „Najwyższy Czas!”  •  16 lipca 2019

Zwolnienie pracownika z pracy w firmie IKEA za to, że zacytował fragment Ewangelii, że kto z was zgorszy jednego z tych maluczkich, którzy we Mnie wierzą, lepiej będzie dla niego, aby mu zawieszono u szyi kamień młyński i utopiono go w głębokościach morskich.

Zaprotestował w ten sposób przeciwko propagandzie sodomii i gomorii, w której biorą udział nie tylko cudzoziemskie firmy działające w Polsce, ale również – ambasadorowie państw obcych, akredytowani w Warszawie. Propagandzie tej towarzyszy zgorszenie w rozumieniu ewangelicznym, bo skierowana jest ona na przekonanie tych, do których jest skierowana, że sodomia i gomoria powinna być nie tylko tolerowana, ale i akceptowana, zaś sodomitów i gomorytów należy „szanować”. Zwłaszcza ten ostatni postulat jest wyjątkowo głupi i bezczelny, bo na szacunek ludzki trzeba sobie zasłużyć wyświadczeniem ludziom przysługi w ważnej dla nich sprawie. To, że ktoś zaspokaja swoje erotyczne potrzeby, spółkując z osobą odmiennej, czy tej samej płci, nie jest jeszcze żadnym powodem do szacunku, nie mówiąc już o „akceptacji”.

Propaganda sodomii i gomorii rzeczywiście jest gorsząca, skierowana jest na obniżenie standardów moralnych i obniżenie poziomu wymagań skutkujących szacunkiem. W dodatku Ewangelia, a zwłaszcza Stary Testament pełen jest bardzo krytycznych ocen tych zboczeń i nawoływań do surowego ich karania. Ponieważ chrześcijaństwo na skutek postępującej sekularyzacji ulega postępującej erozji, to nikt, albo prawie nikt nie domaga się penalizacji sodomii czy gomorii, co sodomitów tak rozzuchwaliło, że domagają się już nawet nie szacunku, ale podziwu.

Ale sodomia czy gomoria, a nawet propaganda tych zboczeń, to jeszcze nic w porównaniu do „edukacji seksualnej”, zalecanej przez poprzebierana w białe fartuchy biurokratyczną międzynarodówkę, ukrywającą się pod patetyczną nazwą Światowej Organizacji Zdrowia. Pojawiły się wokół niej podejrzenia, że nie jest wolna od podatności na brzęczące argumenty i że za odpowiednie subwencje można kupić sobie u niej opinię na obstalunek. Jak tam było, tak tam było, ale rzeczywiście – prywatne subwencje, głównie ze strony koncernów farmaceutycznych, przewyższają wpływy ze składek państw, z których Światowa Organizacja Zdrowia powinna się utrzymywać. Przypomina to anegdotę, jak to Coca Cola zwróciła się do Stolicy Apostolskiej z prośbą, by za sowitą ofiarę papież zmienił tekst Modlitwy Pańskiej i zamiast słów: „chleba naszego powszedniego”, wprowadził słowa: Coca Coli naszej powszedniej. Rozpoczęły się podchody i negocjacje, które jednak rozbijały się o nieustępliwe stanowisko papieża – że mianowicie nie może on zmienić tekstu Modlitwy Pańskiej.

Nawiasem mówiąc, papież Franciszek właśnie nieznacznie zmienił tekst tej modlitwy – a skoro już precedens został stworzony, to pewnie na tej jednej zmianie się nie skończy – ale wtedy jeszcze takie rzeczy nikomu nie przychodziły do głowy. Tedy Coca Cola zaproponowała wydatne zwiększenie wysokości ofiary – ale znowu natrafiła na mur, którego nie mogła przebić najtęższa głowa. Zdesperowani negocjatorzy po wyjściu na powietrze zachodzili w głowę – to ile też mogli zaofiarować ci cholerni piekarze?

Skoro jednak jest rozkaz, by dzieci, młodzież, a i starsze pokolenie też, edukować seksualnie, to nie można zaniedbać żadnej ku temu sposobności. Owszem – edukacja za pośrednictwem przedszkola, szkoły i rozmaitych seks-edukatorów, którzy na stare lata chcieliby jeszcze doznać dreszczyków – to za mało. Jak wiadomo, dzieci w szkole jednym uchem słuchają, a drugim wypuszczają i niewiele z tej edukacji zostaje. Zresztą w przypadku szkoły uczniowie mają odruch sprzeciwu. Przyjaciel opowiadał mi, jak to za głębokiej komuny uczeń młodszej klasy podstawówki przeglądał podręcznik do nauki języka polskiego. Na pierwszej stronie było napisane: „Witaj Szkoło!” Ten niewinny napis tak tego ucznia wzburzył, że z wściekłością wykrzyknął: „A to k..., ruskie propagandy!

Można nie czytać gazet, można nie słuchać radia, ani nie oglądać telewizji – ale każdy, również, czy może nawet zwłaszcza dzieci – ma kontakt z pieniędzmi. Toteż zamiast jakichś motywów roślinnych na reszce i wizerunku orła na odwrocie, można by zamieszczać jakieś motywy edukacyjne na monetach. Na przykład na dziesięciogroszówkach oraz większych nominałach, można by po stronie dotychczasowej reszki umieszczać organy męskie, których rozmiar wzrastałby wraz ze wzrostem nominału, a na odwrocie umieszczać organy kobiece, których wielkość też skorelowana byłaby z nominałem monety. Na otoku monety mogłyby być umieszczane napisy zachęcające do edukacji poprzez praktykę – bo nic tak nie edukuje, jak dobry przykład.

Jeszcze większe możliwości otwierają się w przypadku banknotów i z tego powodu już nominały dwuzłotowe mogłyby być emitowane w postaci banknotu. Za pośrednictwem banknotów można by zadośćuczynić również kobietom, realizując przy okazji parytet płciowy, na razie między dwoma podstawowymi płciami. Zamiast brodatych królów, można by na banknotach z jednej strony umieszczać erotyczne sceny z kobietami, to znaczy – z gomorytkami – a po drugiej – z mężczyznami, czyli sodomitami. Już przy liczeniu pieniędzy można by uzyskać spory postęp w edukacji, nie mówiąc o pasji kolekcjonerskiej. Mimowolny postęp w edukacji mógłby też pojawić się u skąpców, którzy lubią pieniądze tezauryzować, zaś praca w bankach przestałaby być rutynowa i bezbarwna. Przeciwnie – każdy kontakt z pieniędzmi dostarczałby urzędnikom bankowym dodatkowych, ekscytujących przeżyć. A cóż dopiero podczas nabożeństw, w czasie których ma miejsce zbiórka pieniędzy na „tacę”? Wreszcie dodatkowe możliwości pojawiłyby się w kantorach wymiany walut, w których poszczególne banki emisyjne mogłyby licytować się na rozmaite ujęcia i pozycje.

Już te pobieżne uwagi pokazują, że edukacja seksualna z wykorzystaniem pieniędzy, musiałaby być skoordynowana na poziomie międzynarodowym. Z jednej strony koordynowaniem edukacji mógłby zająć się Międzynarodowy Fundusz Walutowy, ale z drugiej – Światowa Organizacja Zdrowia, która – co tu ukrywać – pierwsze wpadła na ten pomysł. Taka koordynacja wymagałaby licznego i fachowego personelu, zarówno na poziomie międzynarodowym, który musiałby mieć swoje odpowiedniki na poziomach narodowych, których działalność musiałby koordynować. Jak widzimy, rozszerzenie programu edukacji seksualnej na tereny dotychczas – nomen omen – dziewicze, sprzyja nie tylko edukacji, ale również – tworzeniu nowych, wesołych miejsc pracy, co działa na rzecz poprawy gospodarczej koniunktury. Skoro tak, to tylko patrzeć, jak słuszna myśl raz rzucona w powietrze, wkrótce znajdzie swego amatora – najlepiej w osobie starego finansisty Jerzego Sorosa, który mógłby przeznaczyć dodatkowe 18 miliardów dolarów na skorumpowanie, kogo tam trzeba.

Zmieniony ( 16.07.2019. )