Żywokost lekarski. Fundament i szkielet !
Wpisał: Marek Dudek   
24.07.2019.

Żywokost lekarski


     Kiedy próbujemy coś zbudować, niezależnie od tego, co to miałoby być, potrzebne są minimum trzy składniki.

       Pierwszy z nich to plan, bez którego możemy nie tylko się pogubić, ale też zabrnąć w niejedną ślepą uliczkę. Dwa kolejne - to klasyczne elementy budowania a więc: fundament i szkielet! Teorii na temat budowania jest więcej i są bardzo różne: od archaicznych po eksperymentalne, ale ta, klasyczna wydaje się być nie tylko sprawdzona przez wieki, ale też gwarantująca równowagę. A przecież jest to stan, do którego dążymy, bo daje nam komfort stabilności.


Kiedyś, sam proces budowania był procesem wolniejszym niż obecnie. Wynikało to nie tylko z potrzeb, ale przede wszystkim z technologii i możliwości. Dzisiaj wyznacznikiem cywilizacji jest tempo, w jakim rośnie słupek wyników.

Spośród wielu pytań, które stają na drodze współczesnego człowieka, wiele jest skrajnie biegunowych: mieć czy być, zaufać czy samemu dochodzić do prawdy, być specjalistą w wąskiej dziedzinie czy też kontynuować linię maksymalnej samodzielności?

W zasadzie wszystko rozbija się o poszukiwanie prawdy. Bo ona, sama w sobie jest wartością, na której zbudowane jest najpiękniejsze królestwo.

W świecie dzikich roślin budowanie jest oparte na systemie klasycznym, który w tym wypadku wypowiada bardzo prostą zasadę: zbuduję, ale dajcie mi niezbędne składniki. A są to minerały, woda i światło słoneczne oraz równowaga warunków pogodowych. W zależności od tego, w jakim stopniu składniki te są dostępne, w takim samym tempie przebiega proces budowania. Tak najkrócej można by naszkicować proces wzrostu i rozwoju dzikich roślin.

W świecie upraw przemysłowych nastąpiła rewolucja w postaci intensyfikacji nawożenia, nawadniania, i niestety opryskiwania. Ilościowo rzeczywiście plony wzrosły, ale jakość z upraw przemysłowych jest uboga. Widzimy to np. po efektach nawet krótkotrwałego przechowywania, czujemy to po zapachu, smaku i zachowaniu się produktów rolnych w czasie obróbki. Intensywne uprawy zawężają nawożenie do podstawowych składników gwarantujących przyrost: N,P,K i czasami Mg, a jednak gleba a potem roślina potrzebuje więcej, dużo więcej! Po zachwycie nawożenia pól uprawnych sztucznymi nawozami, przyszedł zachwyt manipulacji genetycznych roślin. Z pewnością są piękniejsze, kolorowe soczyste, itd., ale z podobną pewnością nie są zdrowe, bo aby wyrosły cały czas muszą być chronione środkami ochrony roślin – a to zdrowe nie jest!


Jeśli przyjąć, że zdrowie, to stan równowagi w podstawowym bilansie to te cztery pierwiastki /N,P,K,Mg/ tego nie gwarantują. Już dawno zostało złamane podstawowe równanie, które gwarantowało dobre samopoczucie. Ciało ludzkie składa się i potrzebuje około 100 pierwiastków. Podobna liczba pierwiastków znajduje się w oborniku. Takie porównanie może niektórych razić, ale rośliny uprawiane na glebach nawożonych obornikiem są pełnowartościowe i ich różnorodność gwarantuje zaopatrzenie człowieka we wszystkie niezbędne pierwiastki. Obornik może być różny w zależności od tego, od jakich zwierząt pochodzi. Ta niewielka różnica nie miała w zasadzie znaczenia, bo bilans podstaw był zachowany. Dzisiaj, bardzo wiele osób jest niedożywionych mimo tego, że codziennie zjada kilka posiłków. Cóż z tego, kiedy w zasadzie są one prawie jałowe a czasem nawet toksyczne! Jemy dużo, czasami za dużo, ale jakość tej żywności jest mizerna. Klasycznym przykładem może być chleb.

Takie odżywianie w dużym stopniu odbija się na jakości naszego zdrowia, bo braki minerałów pociągają za sobą proces obrony organizmu przed niedoborami. Jeśli więc jest gdzie pożyczyć i można, to taka pożyczka następuje jako próba ratowania organizmu przed kłopotami. Często niedobory takie uzupełniane są na drodze syntezy z tego, co jest dostępne, ale nie zawsze jest to możliwe. Klasycznym przykładem takich problemów są coraz bardziej powszechne braki m. innymi wapnia w organizmie. Kiedy więc nie ma go dostarczonego w pożywieniu albo jest, ale w formie nieprzyswajalnej - organizm czerpie go z kości, pożyczając i transportując tam, gdzie jest niezbędny. Kości w swojej strukturze słabną, stają się ażurowe do tego stopnia, że mechanicznie nie są w stanie przenosić tak dużych obciążeń jak ciężar ciała ludzkiego a szczególnie podczas intensywnego ruchu. Czasem ruch ten przebiega poza naszą wolą i świadomością np. upadki, potknięcia i próby ratowania się z opresji, szczególnie w późniejszym wieku, kiedy reakcje nie są tak szybkie jak w młodości.


Taki to łańcuch myśli przechodzi mi przez umysł, kiedy tego lata podlewam moje ogrodowe krzaczki żywokostu lekarskiego. Lato gorące, prawie tropikalne – wymagające wsparcia w postaci uzupełniania wilgoci w glebie i powietrzu.

Żywokost lekarski jest niezwykle ciekawą i pożyteczną rośliną. Jest przy tym rośliną ozdobną, bo potrafi przyciągnąć wzrok ludzi, którzy go nie znają a z wyglądu jest bardzo atrakcyjny. Przyciąga wzrok zarówno swoimi mięsistymi, lancetowatym liśćmi, jak również delikatnym omszeniem łodyg i obfitym kwiatostanem. Ale od zawsze, żywokost znali i cenili jego właściwości Ci, którzy pomagali innym. Żywokost to roślina przywracająca zdrowie w kłopotach z potłuczeniem i połamaniem kości. Już w średniowieczu św. Hildegarda z Bingen określiła go jako Consolida – a więc coś, co ma umiejętność łączenia i wzmacniania. Nie było w tym żadnej przesady, bo kilka wieków później w niemieckiej telewizji, pokazano bardzo ciekawy program. Dwóch sportowców z podobnymi urazami stawów trafiło do kliniki. Jeden z nich leczony był dostępnymi farmaceutykami a drugi właśnie żywokostem lekarskim. Czy wynik doświadczenia był zaskakujący? Trudno powiedzieć, bo przecież tak przez wieki postępowano. A jednak szybciej do formy powrócił ten sportowiec, który leczony był żywokostem! Skąd taka skuteczność?

Korzeń ten zawiera 1% alantoiny, 10-15% substancji śluzowych, garbniki, triterpeny, pektyny oraz niewielkie ilości alkaloidów pirolizydynowych. To właśnie alantoina, która jest pochodną mocznika - odpowiada między innymi za pobudzanie, regenerację i granulację tkanek. Przyspiesza również gojenie się ran, nawet tych, które goją się trudno.

Obecnie we współczesnej farmacji składniki uzyskane z tego korzenia wykorzystywane są do produkcji wyciągów, maści, past i zasypek, które przyspieszają gojenie się trudno gojących się ran, odmrożeń i owrzodzeń. Prawie każdy z nas korzystał z popularnej zasypki Alantan, która w dużej mierze powstaje na bazie tego właśnie surowca. Sam korzeń, a więc wykopany, umyty i rozdrobniony, lub też zakupiony w aptece czy sklepie zielarskim gotowy surowiec, wciąż używany jest jako antidotum po stłuczeniach, skręceniach stawów i naciągnięciach.

Korzeń żywokostu używany jest powszechnie w przemyśle kosmetycznym, gdzie na jego bazie produkuje się preparaty do pielęgnacji skóry, kremy, pasty do czyszczenia zębów, ale też kremy do golenia.

Po odkryciu, alkaloidów pirolizydynowych w korzeniu, nastąpiło zawężenie jego używania tylko do działań zewnętrznych. Obecność tych alkaloidów bardzo negatywnie wpływa na wątrobę człowieka, w skrajnych przypadkach powodując jej uszkodzenia. W wielu krajach wciąż używa się liści żywokostu do potraw – np. robi się z nich formy naleśników - zawijając w nie farsz a całość potem zapieka się w wysokich temperaturach.

A do czego możemy jeszcze użyć żywokostu?

Jest znakomitym surowcem dla działkowców, którzy uprawiają rośliny potrzebujące do wzrostu potasu. Właśnie ten pierwiastek występuje w nadziemnej części rośliny. Kiedy więc uprawiamy np. pomidory - między innymi po to, aby wspomóc nasze serce i układ krążenia /zawierają potas w bardzo przyswajalnej formie/, warto sięgnąć po ziele żywokostu i na tej bazie zrobić wspaniały płynny nawóz. Trzeba w tym celu ściąć i posiekać żywokost a następnie zalać go wodą w pojemniku, który możemy przykryć. Może to być niewielka beczka lub inny zamykany pojemnik. I tak po tygodniu kiszenia, często przerywanego mieszaniem – czyli napowietrzeniem, powstaje znakomity biodynamiczny nawóz w płynie. Do użycia należy go rozcieńczyć, aby nie „spalić” systemu korzeniowego roślin. Najlepiej w proporcji 1-10, czyli na jeden litr kiszonki dajemy 10 litrów wody. Takie zasilanie uzupełni braki w naszych uprawach i znakomicie wypełni lukę w nawożeniu. Będzie to kolejny nawóz zrobiony w ogrodzie i poszerzający paletę nawozów naturalnych. Tak więc, dysponujemy już nawozem na bazie pokrzywy, obornika /obydwa w formie „gnojówek” czy prostej herbatki kompostowej zrobionej ze świeżo skoszonej trawy. Nawóz z żywokostu, który nie wydziela typowego dla „gnojówek” zapachu to kolejna forma wykorzystania tej wspaniałej rośliny – ale nie ostatnia. Kwiaty żywokostu uwielbiają pszczoły i inne zapylacze. Potrafią całymi godzinami zbierać z nich zarówno pyłek jak i nektar w zależności od tego, co w danym czasie i pogodzie występuje. A kto ma dłuższy języczek sięgnie głębiej i więcej uzbiera. A obfitość kiści kwiatów jest duża! Dodatkową wartością jest fakt, że żywokost kwitnie długo, od maja do lipca, co czyni go przydatną rośliną wokół pasiek.

A gdzie znajdziemy żywokost, jeśli nie mamy go w swoim ogrodzie? Przede wszystkim należy zaznaczyć, że żywokost lubi wilgoć, występuje nad strumieniami, rowami na podmokłych łąkach, dobrze znaczy przebieg cieków wodnych. Odradziłem kiedyś koledze zakup działki pod budowę domu tłumacząc tym, że jest tam mokro i raczej nie wyśpi się w takim domu położonym na ciekach. A że miał wybór, to skorzystał z niego a przy samej budowie tak umiejscowił dom, aby cieki wodne nie przechodziły przez powierzchnie zabudowy. Dzisiaj, mało kto zwraca uwagę na takie szczegóły, bo ziemi nie przybywa a bum budowlany sprawił, że nawet duże osiedla buduje się na terenach, które kiedyś zarezerwowane były na poldery a więc tereny zalewowe. Przerabiali ten temat mieszkańcy Wrocławia i innych miast podczas ostatniej powodzi!


Wracając do kondycji naszych ciał chciałbym się jeszcze zatrzymać na chwilę nad osteoporozą. Choroba ta nabiera tempa w swoim zasięgu, ponieważ jednym z powodów jest antagonista wapnia … czyli fosfor. Pierwiastek ten naturalnie występuje w naszych ciałach i jest makroelementem. Problem jak zwykle dotyczy proporcji. Związków fosforu spożywamy coraz więcej, bo większość napojów słodkich i gazowanych zawiera ten pierwiastek jako np. kwas fosforowy. Fosforany z kolei występują w przemysłowo przerobionych mięsach a więc wędlinach, konserwach i mięsach, które są nastrzykiwane. I te ilości już wystarczają do zaburzenia równowagi. A przecież fosforany występują jeszcze w całej gamie innych produktów przemysłu spożywczego!

Wapń w naszym organizmie w 99% występuje w kościach, tam też stanowi prawie połowę ich składu /ok. 40 %/ . Do 20 roku życia gromadzimy go w kościach tworząc mocny szkielet, na którym w przyszłości wesprze się nasze zdrowie! Pozostały jeden procent krąży w organizmie i czasami jest powodem zmartwień /zwapnienia/. Wapń buduje również nasze zęby i utrzymuje je w dobrej kondycji.

Ta ciągła wymiana, w której część obumarłych tkanek opuszcza organizm sprawia, że musimy dostarczać również ten pierwiastek po to, aby utrzymać kości w dobrym stanie. Coraz mniej wapnia jest w roślinach i innych środkach spożywczych, nawet, jeśli jest w formie przyswajalnej to wciąż pozostaje pytanie czy zostanie wchłonięty bo… brakuje witaminy D. To właśnie ona ułatwia wchłanianie wapnia z jelit. A potem potrzebna jest jeszcze witamina K – bo bez niej wapń nie trafi do kości…

Spadek jakości pożywienia otworzył rynek suplementów. Tam mamy do wyboru dużo i różnorodnie. Ale trzeba być zorientowanym w temacie, bo podstawowy problem to znaleźć coś, co ma dużo wapnia i ten wapń będzie się wchłaniał! A wybór jest następujący: cytrynian wapnia /dobrze się wchłania, ale samego wapnia nie za dużo/,węglan wapnia /słabo się wchłania ok. 15%, ale jest go dużo, dodatkowo powinien być przyjmowany z magnezem/.

Glukonian wapnia – zawiera mało wapnia, ale przyswaja się w 20-30 %. Oczywiście na tym nie koniec ale …. zapytajmy jak radzili sobie z tym problemem nasi przodkowie?

Oczywiście nie występował on w takiej skali jak dzisiaj, bo tamta żywność była pełnowartościowa. Wygórowane w stosunku do obecnych były normy zakładowe i krajowe – szczególnie w przemyśle spożywczym. W tamtych czasach jadło się mniej, ale głownie wartościowe pokarmy. Dzieci biegały w wakacje w majteczkach i łapały witaminę D – a dzisiaj ostrzega się przed opalaniem!

Jeśli pojawił się problem ze słabymi kościami delikwent dostawał co dzień, na końcu łyżeczki od herbaty domową miksturę. A co tam było?

Zmielone w pył skorupki jajka kurzego, czyli organiczny wapń! Skorupki tylko po jajecznicy lub omletach, czyli nie obrabiane termicznie, babcie mieszały z suszoną pokrzywą /żelazo/ a na koniec zakrapiały mini porcję kroplą z cytryny /witamina C/. I tak po miesiącu czy dwóch wapń docierał na swoje miejsce, wzmacniał i wiązał a i pewnie kury czuły się bardziej potrzebne i dowartościowane.


Żywe kości to zdrowe kości, warto o tym pamiętać, kiedy wybieramy na sklepowych półkach produkty. Głosowanie portfelem daje efekty i na szczęście świadomość ludzi rośnie nie tylko w kwestii fosforanów. Coraz więcej z nas zakłada grządki albo poszukuje uczciwych producentów. Być może będzie to gwarancja jako takiego stanu zdrowia. Dużym problemem we współczesnych czasach jest kolejne równanie, które zostało złamane. Chodzi o proporcje czasu pracy i odpoczynku. Jak nasz organizm ma się zregenerować skoro śpimy krótko, snem zazwyczaj płytkim, przerywanym, który brutalnie przerywa budzik. A przecież sen to najlepsza forma regeneracji. Zaległości sennych nie nadrobimy w noc z soboty na niedziele.

Ruch na świeżym powietrzu jest również bardzo ważny i wskazany - szczególnie pośród roślin.


Miło tak usiąść wieczorem w takim ogrodzie, gdzie rośliny tak jak kiedyś ludzie, pomagają sobie nawzajem. Jedne służą innym, chronią je, zasilają, osłaniaj od nadmiaru słońca lub natręctwa niechcianych owadów. Jeszcze milej wejść rano do takiego ogrodu z wiklinowym koszem i odebrać zapłatę za trud uprawiania i nawożenia. Zebrać na cały dzień to, co smakuje na tyle inaczej, że Ci, którzy nie mają takiego przywileju kiwają głowami i mówią: takie kiedyś były smaki: pomidorów, ogórków, kalarepy sałaty i ziół. Ale towarzysząca im młodzież krzywi się nie tylko intensywnością aromatu, ale podważa nowy porządek rynku, bo wszystko to, kupione w markecie smakuje inaczej i przede wszystkim nie wymaga trudu!

Taki ogród buduję już od wielu lat z kwiatów, ziół warzyw i owoców. Z obecnością pszczół, żab, drobnych gryzoni, ale też małych myśliwych, którzy kontrolują równowagę. Buduję ogród z Natury i jej darów, który sprawia, że mimo zmęczenia człowiek staje wieczorem i cieszy się jak dziecko, że pomimo tropikalnych klimatów kolejny raz udało się uratować zielone życie. Bo jest to ogród z fundamentem i mocnym szkieletem.

Można też budować ogrody z emocji, przeżyć i ludzi, którzy potrafią unieść się ponad podziałami i wzajemnie wspierać: uśmiechem, pomocną ręką albo zaskoczonymi oczami, kiedy po ogrodowej porażce wszyscy człowieka opuścili a jednak ktoś zapuka do drzwi i przyniesie dobre słowo a w koszyku trochę zielonego serca, bo to czerwone bolało go, że ma za dużo a z nadmiaru przecież świat się… psuje!

 

Zmieniony ( 26.07.2019. )