Wspominki sowieckie i przemytnicze.
Wpisał: Mirosław Dakowski   
28.07.2019.

Wspominki sowieckie i przemytnicze.

Mirosław Dakowski 2019

Lata 70-te

Młodzi rosyjscy naukowcy, prawosławni, którym czasem pozwalano pracować w Dubnej, wśród niebezpiecznych przecież dla nich inostrancow, skontaktowali mnie z Ojcem Aleksandrem. Na jego kazania zjeżdżała się cała intelektualna Moskwa włącznie z partyjnymi. Ja poznałem go już po wyrzuceniu go przez KGB, poprzez władze Cerkwi, z Moskwy na wieś, do dość odległej cerkwi [wczesne lata 70-te]. Wyprawy na jego kazania połączono więc z piknikiem na świeżym powietrzu i ze swobodnymi dyskusjami, a kapusie nie mogli nagrywać, bo magnetofony wtedy były na to za wielkie, a na łące gniazdek elektrycznych nie było. Rosjanie zaś cieszyli się, że ponieważ kapusie byli zwykle głuptakami, to ich samodzielnie pisane donosy nie miały wielkiej wartości. Pozatem, pęta strachu już zwiotczały.

Później przemycałem przez co odważniejszych kolegów jadących na konferencje do Moskwy czy do Dubnej sporo książek Ojca Aleksandra drukowanych po rosyjsku w Belgii czy Holandii. Dopiero po dziesięcioleciach dowiedziałem się od mych przyjaciół katolików w Moskwie, że on niebezpiecznie zbliżał prawosławie do .. protestantyzmu, czy też do zboczonej ekumenii a la Vaticanum Secundum. Z żalem dowiedziałem się w latach 90-tych, że zginął zarąbany toporem przez „nieznanego sprawcę”, zapewne, według plotek, KGB-sznika, kochanka jego córki.

Cytuję za viki: Aleksander Władimirowicz Mień ; ur. 22 stycznia 1935 w Moskwie, zm. 9 września 1990 w Siemchozie pod Moskwą) – rosyjski ksiądz prawosławny, filozof religijny i teolog-ekumenista. Był proboszczem parafii pod wezwaniem Ofiarowania Pańskiego w podmoskiewskiej wsi Nowaja Dieriewnia, z której uczynił centrum żywego prawosławia w ZSRR. Został zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach.

W drugiej połowie lat 80-tych zeszłego wieku, gdy trochę zelżało, wielki transport książek do Moskwy, w tym wydawanych w Belgii książek Ojca Aleksandra [Mienia] wysłałem do moich przyjaciół - prawosławnych i katolików - z orkiestrą Filharmonii Narodowej. Ktoś to u nich w FN starannie zorganizował [kontrabasista chyba] , a nie tylko w bagaże muzyków, ale i w pudła, w których przewożono harfy i fortepiany, weszło sporo. O dziwo – nic nie wpadło, nikt nie doniósł! Mój kontakt powiedział, na moje przed-wstępne wątpliwości: „Patrz, tamten to kapuś, ale tak z nim pogadaliśmy, że na pewno nie wsypie. Zresztą, bardzo nie lubi sowieta”. Tak się też stało, ku radości moich moskwian.

Technika

W latach 70-tych Rosjanie powielali swój samizdat na maszynach do pisania, więc co najwyżej w siedmiu egzemplarzach, jeśli komuś udało się kupić czy ukraść cienką bibułkę. Był też „tam-izdat”, do przemycania którego Polacy się znacznie przyczynili. W latach rozkwitu druku „podziemnego” w Polsce, czyli w latach 80-tych, byłem wśród tych, którzy przesyłali do Sowiecji instrukcje budowy ramki, na której można było uzyskać z jednej matrycy setki czytelnych egzemplarzy. Przesyłałem też instrukcje druku na sicie, co dawało imponującą ilość kopii rzędu tysiąca. Potem dosyłałem ulepszenia naszych chłopaków – drukarzy, jak gumka od majtek do szybszego podnoszenia ramki, czy przepis na komponowanie szybkoschnącej farby drukarskiej, by nie trzeba było, jak przedtem, rozkładać wydrukowanych stronic na wiele godzin do wyschnięcia. Wdzięczność ruskich była ogromna. Te instrukcje były powielane już przez nich, na ramce ich własnej konstrukcji.

Sztuka i bojkot

Przy okazji dodam, że przez Instytut Badań Jądrowych w Świerku przesyłaliśmy wielkie ilości prasy podziemnej w postaci mikrofilmów, po cztery strony na jednej klatce filmu o ogromnej, „jądrowej” rozdzielczości. Szły do Sojuza, ale głównie do Kolonii, gdzie działał Andrzej Chilecki, który posyłał to wszystko dalej, do Radia Wolna Europa i do swoich mocodawców.

Po paru latach przyznał mi się ze wstydem Andrzej, świerkowy fotograf, że ubek, por. Dziedzic, czy Szerszeń, wydusił z niego zeznania o tym mikrofilmowaniu. Ale do moich kurierów SB-cy nie dotarli. Mieliśmy wymiennie cztery identyczne paski do spodni, fabrycznie szyte. Do takiego paska wchodziło ze cztery długie taśmy mikrofilmów. Profesor W. , który był „wyjazdowy”, zawsze otrzymywał taki śliczny pasek.

A wielki i piękny sopran, Jadwiga Gadulanka Witkiewicz miała paradne koncertowe obuwie z wydrążonymi obcasami, gdzie umieszczałem podobną ilość taśm. Artystyczna warszawka była zgorszona, że Jadzia jeździ z koncertami za granicę, gdy tu… taki ucisk, terror i bojkot

Zmieniony ( 28.07.2019. )