Od oszołamiającej wolności do zniewolenia.
Wpisał: Mirosław Dakowski   
28.07.2019.

 

 

Od oszołamiającej wolności do zniewolenia.

 

Mirosław Dakowski

Wtręt czyli na marginesie.

Czy jest paradoksem, że brutalne uderzenie Jaruzela i jego kliki 13 grudnia, część z nas, Polaków, odczuła jako powiew wolności??

Jak to? -spytasz.

- Już nie trzeba było cieszyć się z czynów [słownych… ] „ułanów Rakowskiego”, czyli półprawd w Polityce, jak to było na przełomie lat 60-70, ani z niektórych aluzyjnych artykułów, jakie pojawiały się [rzadko] w Tygodniku Powszechnym, a które przepuściła czy przegapiła nie tylko cenzura na Mysiej 5 [GUKPPiW czyli Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk], ale też szczelna pseudo-katolicka cenzura naczelnego – Turowicza i jego bliskich. O wiele później okazało się, że sporo mych znajomych redaktorów TP było kapusiami.

W powstającym nagle podziemiu początków stanu wojennego i potem lat 80-tych pojawiło się wiele odważnych, czy wariackich inicjatyw, wielu samotnych wilków. Był sobie samotny pan, który w mieszkaniu na Poznańskiej przez kilka lat wydrukował na sitku cały Archipelag GUŁAG, w wielu setkach egzemplarzy. Rozprowadzałem to, a dopiero po latach, gdy zakończył pracę i usunął wszelkie ślady materialne, zostałem, po zaprzysiężeniu mnie, dopuszczony do jego tajemnicy. Przedtem byłem bardzo blisko, ale zupełnie nie domyśliłem się. Ciężkie paki tych książek przynosiła mi na odległość 100 metrów do samochodu słaba kobieta, a bym nie zorientował się, skąd ona idzie, musiałem czekać odwrócony. Oczywiście zupełnie sobie ufaliśmy. Wobec takich akcji Kiszczak był bezsilny. Technikę mieli kiszczakowcy słabowatą.



Penetracja ze strony lewicy, zwykle masońskiej, czy ludzi szkolonych w resorcie Kiszczaka, była utrudniona i późniejsza. Korzystała głównie z niefrasobliwości, chęci błyszczenia i głupoty niektórych, niedojrzałych.

Ale atak brutalnego, już rozpaczliwego zamordyzmu w ‘81 był tak mocny, że zerwał nasze więzy i zahamowania psychiczne. Czuliśmy się wolni i swobodni!

 W podobnym świecie wolności intelektualnej i duchowej żyłem w sowietach w latach 1968-73 w Dubnej i Moskwie. Znalazłem tam, już wyzwolonych z kajdan bierności i auto-cenzury, wspaniałych ludzi. Poznałem Nadieżdę Mandelstam, żonę – wdowę po proroku, Warłaama Szałamowa [tego z Kołymy, którą genialnie opisał] , czy Walentina Turczina [od Sacharowa]. Kpiliśmy z braci Miedwiediewów- dysydentów, ale ciągle jeszcze marksistów, że „Но никто не залезат на вашу платформу”, gdy opublikowali, oczywiście w samizdacie, swe propozycje programowe. To były dyskusje wolne – i twórcze.

Z perspektywy pół wieku jakoś nie przeszkadza mi, że rudy, odważny Misza Agurskij został po latach głównym historykiem – propagandzistą w Izraelu [miałeś dobre wzory w „związuniu”, Misza!!] , ani, że Szczaranskij był potem [prawie na pewno] ministrem spraw wewnętrznych Izraela. Wtedy byliśmy razem i naprawdę wolni. A jakie więzy czy kajdany ktoś sobie później nałożył – to już inna sprawa, a może folklor i anegdota?

A może – prawidłowość??

Bo poniższe – przeszkadza i uwiera: Z Walą Turczinem opublikowaliśmy wtedy [lata 70-te] parę prac z pogranicza fizyki rozszczepienia pierwiastków trans-ermowych i oszałamiającej dla mnie matematyki. Zapoznałem się z jego wielkim dziełem „Fenomen Nauki”, będącym odpowiedzią czy rezonansem na popularną wtedy w intelektualnej Rosji książkę Teilharda de Chardin Le Phénomène humain. Próbowałem Fenomen Nauki wydać w PIW-ie . Cenzura była czujna – nie pozwolili.

Wtedy powstawały pomysły Turczina na Globalny Mózg, odrobinę później Global Mind. Zaowocowały one dopiero w USA, dokąd pojechał z rodziną po wyrzuceniu go z Sowietów. W USA przyjęto go z otwartymi ramionami, dano możliwości rozwoju wielkich pomysłów na uniwersytetach, i potem użyto w CIA w „Project Global Mind”. Cóż, to straszne, ale zrobił to świadomie... Jego syn, znany nam w latach 70-tych jako mały Pietia, kontynuuje w USA i NATO te, moim zdaniem potworne czy piekielne projekty, nurty.

Teraz widzą, że wszyscy wspominani powyżej ludzie wtedy, gdy żyliśmy i zachłystywali się swobodą i wolnością, nie byli w więzach żadnej ideologii. Ale stąd już jedynie krok do poczucia mocy, do pychy.

Tak chyba, swobodnie właśnie, wygląda „praca” w lożach, nawet tych wysoko wtajemniczonych braci. Trwa to tak długo, dopóki „Moja Wolność” nie stanie się moim bożkiem, a Moje JA stanie się wreszcie [w mniemaniu tak opętanego] Bogiem. Tak przecież oświadczał o sobie na piśmie Soros, tak mówił też Geremek. Zgodnie z takimi wierzeniami, według swego mniemania „rządzą światem”.

Ci ludzie, którzy oddali się pokusie Wszechmocy, te dusze są już na ostatnich stopniach Pychy, wg klasyfikacji św. Bernarda z Clairvaux, na stopniu dziesiątym i do dwunastego. Wtedy żadne egzorcyzmy już nie mogą im pomóc, w nich już niepodzielnie rządzi Szatan.

Zmieniony ( 28.07.2019. )