O potrzebie orzekania i wykonywania kary śmierci
Wpisał: Andrzej Tatkowski   
09.11.2010.

O potrzebie orzekania i wykonywania kary śmierci

Andrzej Tatkowski, 8 listopada, 2010 http://niepoprawni.pl/blog/1315/o-potrzebie-orzekania-i-wyko

O potrzebie orzekania i wykonywania kary śmierci

Andrzej Tatkowski, 8 listopada, 2010 http://niepoprawni.pl/blog/1315/o-potrzebie-orzekania-i-wykonywania-kary-smierci

Brzemię lat, lektura dzieł Jarosława Marii Rymkiewicza oraz tzw. "serwisów informacyjnych" (do których "newsy" wybierają chyba jacyś tanato- a może nawet nekrofile!), bynajmniej mnie nie skłaniają do radowania się pogodną jesienią życia.
Jaka jest ta pogoda widać zresztą przez okno, choćby nawet zakurzone, a ja, nie chwalący się, mam prócz okna jeszcze i barometr produkcji krajowej z epoki późnego Gomułki.

Wiem, że powinienem się cieszyć, i że powodów jest wiele :
ZUS ciągle jeszcze "posiada zdolność kredytową", oglądanie telewizji nie jest obowiązkowe,
o eutanazji na razie tylko się dyskutuje, a moje (he he) narządy wewnętrzne są w takim stanie, że żaden transplantolog już się na nie nie skusi.

Niestety nie są to powody wystarczające i nawet, jakże miła, świadomość, że udało mi się jakoś przeżyć wczorajszy dzień -i to nadal jeszcze bez okolicznościowych akcentów ku czci W.I. Lenina- nie jest w stanie zagłuszyć myśli ponurych, jak noc listopadowa.

Skoro Napieralskiemu nie w głowie żadna rewolucja poza obyczajową, bo lewica woli walczyć o legalizację rzezi niewiniątek jeszcze nienarodzonych niż domagać się ludowej sprawiedliwości i rewolucyjnych trybunałów dla burżujów i wyzyskiwaczy;
- skoro rządzący liberałowie wzdragają się na razie -może dlatego że nie tacy oni znów młodzi- przed rozwiązaniem kwestii emeryckiej w pełni racjonalnym: ostatecznym,
- które minister Rostowski pięknie potrafiłby uzasadnić
- a pan prezydent, myśliwy w końcu, dopuścić bez weta;
- skoro włościanie nasi nie mają już przywódcy Leppera, który mógłby i umiał kontynuować tradycje Jakuba Szeli,
- jeno wybrali sobie łagodnego jak baranek Pawlaka, i to w dodatku Waldemara;
- skoro Kościół nie zamierza się domagać stosów ani dla heretyków, ani dla bluźnierców i świętokradców, nawet suspensy i anatemy odkładając na potem;
- skoro zmniejsza się ilość wypadków drogowych, a ofiary "zdarzeń lotniczych" zliczyć potrafi nawet przeciętny absolwent permanentnie reformowanego szkolnictwa;
- skoro morderstwa, rabunkowe i inne, zdarzają się nadal raczej sporadycznie, pomimo iż obfitość telewizyjnych wzorców pozwala każdemu zainteresowanemu wybrać sobie
optymalny modus operandi;
- skoro ta część środków Narodowego Funduszu Zdrowia, która po pozostaje opłaceniu urzędników, okazuje się przeszkodą nie pozwalającą postawić wszystkich placówek służby zdrowia w stan likwidacji i ogłosić ich upadłość
- w związku z czym zdarzają się przypadki wyleczenia niemłodego, niepracującego i nie spokrewnionego z nikim ważnym pacjenta - bywa nawet, że niezamożnego;
- skoro, jednym słowem, jest, jak jest, nawet obcięcie tzw. zasiłku pogrzebowego o połowę nie spowoduje, by śmierć przestała być sprawą indywidualną i została tak jakoś przez państwo uregulowana, jak chcą uregulować poczęcie zwolennicy zapłodnienia pozaustrojowego.
Na razie mamy, niestety, bałagan, żywioł i chaos.

W dawnych czasach, kiedy nikomu się nie śniło nie tylko o dziurze ozonowej czy jakichś hadronach, ale nawet o "sodu chlorku", którego używano, nazywając go prostacko solą (tak jak "węgla tlenek" - czadem), półdzicy nasi przodkowie płci męskiej osobiście zajmowali się śmiercią : odbierali życie, a niekiedy oddawali własne, w sposób fachowy i profesjonalnie zorganizowany.
Znali też, jak to półdzicy, rozmaite zaklęcia.
Ave, Caesar, morituri te salutant ! pozdrawiali władcę przed rozpoczęciem walki na śmierć i życie, unosząc w górę ramię, bo było to jeszcze wówczas dozwolone
Vivere non est necesse - navigare necesse est, mówili odważni żeglarze, nie znający słowa "determinacja" ani pieśni "Morze nasze morze", której się już nie śpiewa, ponieważ nie mamy marynarki.
Dulce et decorum est pro Patria mori, twierdzili hardo wojownicy, uważający za swoją -rycerską- cnotę męstwo, bo nie wymyślono jeszcze równości płci, choć armia była sprofesjonalizowana; inaczej pojmowali słowo Ojczyzna.
Niektórzy - po jednym na większe miasto - zajmowali się wykonywaniem wyroków śmierci; nie po kryjomu, jak były kapitan Piotrowski czy jego starsi koledzy, mordujący (w znacznie lepszych warunkach) np. w X Pawilonie, ale publicznie - dziś powiedziano by "transparentnie", pod pełną społeczną kontrolą, po przedstawieniu sentencji wyroku wraz z uzasadnieniem.

Czytam od czasu do czasu wpisy na rozmaitych blogach, słucham co gadają politycy i zastanawiam się, dlaczego żaden specjalista od public relations nie zaproponuje swojemu klientowi, żeby czynem potwierdził swoje słowa tak, jak to w imieniu hołoty z onet-owskich zwłaszcza blogów zrobił niejaki Ryszard C., lat 62 - wg diagnozy pana prezydenta Komorowskiego "szaleniec", który może się teraz powoływać na znacznie poważniejsze źródła inspiracji, że tak powiem, ideowej, aktu postawienia nie jednej, ale ośmiu kropek nad i.
Z powierzchownej obserwacji młodszych i starszych aktorów "sceny politycznej" wnoszę, że ekspresja werbalna nie wyczerpuje ich możliwości, nie mówiąc już o zaspokojeniu potrzeby służenia krajowi i partii.

Dyscyplina klubowa i czystość niezawisłych sądów są też rękojmią powodzenia innego, jeszcze prostszego pomysłu:
można pozbawić immunitetu i prawomocnie skazać, choćby za "szkodzenie Polsce", tych parę osób, które już i tak nie żyją, a pochowane zostały godnie, cokolwiek było w tych zaplombowanych pudłach.
Świadków, i to wysoce wiarygodnych, chyba nie braknie ?
Każdy, kto ogląda telewizję, może to potwierdzić, że teraz nasze relacje z sąsiadami układają się o wiele korzystniej, a to jest przecież najważniejsze.
Racja stanu, można powiedzieć..

Skoro głowa państwa zaplanowane morderstwo człowieka niewinnego tłumaczy niepoczytalnością sprawcy - nim zostanie ona orzeczona,
skoro w ciągu siedmiu miesięcy (bez dwóch dni) od daty bezprecedensowego "zdarzenia lotniczego" w okolicach Smoleńska nie udało się sfalsyfikować ani jednej z hipotez, kursujących w obiegu publicznym, ponieważ nie próbowano ich weryfikować, a priori kwalifikując je jako "obłąkańcze",
skoro "życzenia śmierci" pod rozmaitymi adresami słane są coraz częściej i artykułowane coraz drapieżniej w szerokim obiegu społecznym,
jest to dobry czas, żeby zastanowić się poważnie nad oczyszczającą funkcją dawnej kary głównej - i nad tym, czy publiczne spalenie na stosie Jarosława Kaczyńskiego ostatecznie uspokoi nastroje społeczne i ukoi skołatane nerwy członków "klasy politycznej" ?

Nie wykluczone, że ów zbrodniarz sam wkroczy na stos, bo tak jest perfidny, że zechce być - męczennikiem.
Takie rzeczy też się zdarzały naszym półdzikim przodkom

nywania-kary-smierci

Brzemię lat, lektura dzieł Jarosława Marii Rymkiewicza oraz tzw. "serwisów informacyjnych" (do których "newsy" wybierają chyba jacyś tanato- a może nawet nekrofile!), bynajmniej mnie nie skłaniają do radowania się pogodną jesienią życia.
Jaka jest ta pogoda widać zresztą przez okno, choćby nawet zakurzone, a ja, nie chwalący się, mam prócz okna jeszcze i barometr produkcji krajowej z epoki późnego Gomułki.

Wiem, że powinienem się cieszyć, i że powodów jest wiele :
ZUS ciągle jeszcze "posiada zdolność kredytową", oglądanie telewizji nie jest obowiązkowe,
o eutanazji na razie tylko się dyskutuje, a moje (he he) narządy wewnętrzne są w takim stanie, że żaden transplantolog już się na nie nie skusi.

Niestety nie są to powody wystarczające i nawet, jakże miła, świadomość, że udało mi się jakoś przeżyć wczorajszy dzień -i to nadal jeszcze bez okolicznościowych akcentów ku czci W.I. Lenina- nie jest w stanie zagłuszyć myśli ponurych, jak noc listopadowa.

Skoro Napieralskiemu nie w głowie żadna rewolucja poza obyczajową, bo lewica woli walczyć o legalizację rzezi niewiniątek jeszcze nienarodzonych niż domagać się ludowej sprawiedliwości i rewolucyjnych trybunałów dla burżujów i wyzyskiwaczy;
- skoro rządzący liberałowie wzdragają się na razie -może dlatego że nie tacy oni znów młodzi- przed rozwiązaniem kwestii emeryckiej w pełni racjonalnym: ostatecznym,
- które minister Rostowski pięknie potrafiłby uzasadnić
- a pan prezydent, myśliwy w końcu, dopuścić bez weta;
- skoro włościanie nasi nie mają już przywódcy Leppera, który mógłby i umiał kontynuować tradycje Jakuba Szeli,
- jeno wybrali sobie łagodnego jak baranek Pawlaka, i to w dodatku Waldemara;
- skoro Kościół nie zamierza się domagać stosów ani dla heretyków, ani dla bluźnierców i świętokradców, nawet suspensy i anatemy odkładając na potem;
- skoro zmniejsza się ilość wypadków drogowych, a ofiary "zdarzeń lotniczych" zliczyć potrafi nawet przeciętny absolwent permanentnie reformowanego szkolnictwa;
- skoro morderstwa, rabunkowe i inne, zdarzają się nadal raczej sporadycznie, pomimo iż obfitość telewizyjnych wzorców pozwala każdemu zainteresowanemu wybrać sobie
optymalny modus operandi;
- skoro ta część środków Narodowego Funduszu Zdrowia, która po pozostaje opłaceniu urzędników, okazuje się przeszkodą nie pozwalającą postawić wszystkich placówek służby zdrowia w stan likwidacji i ogłosić ich upadłość
- w związku z czym zdarzają się przypadki wyleczenia niemłodego, niepracującego i nie spokrewnionego z nikim ważnym pacjenta - bywa nawet, że niezamożnego;
- skoro, jednym słowem, jest, jak jest, nawet obcięcie tzw. zasiłku pogrzebowego o połowę nie spowoduje, by śmierć przestała być sprawą indywidualną i została tak jakoś przez państwo uregulowana, jak chcą uregulować poczęcie zwolennicy zapłodnienia pozaustrojowego.
Na razie mamy, niestety, bałagan, żywioł i chaos.

W dawnych czasach, kiedy nikomu się nie śniło nie tylko o dziurze ozonowej czy jakichś hadronach, ale nawet o "sodu chlorku", którego używano, nazywając go prostacko solą (tak jak "węgla tlenek" - czadem), półdzicy nasi przodkowie płci męskiej osobiście zajmowali się śmiercią : odbierali życie, a niekiedy oddawali własne, w sposób fachowy i profesjonalnie zorganizowany.
Znali też, jak to półdzicy, rozmaite zaklęcia.
Ave, Caesar, morituri te salutant ! pozdrawiali władcę przed rozpoczęciem walki na śmierć i życie, unosząc w górę ramię, bo było to jeszcze wówczas dozwolone
Vivere non est necesse - navigare necesse est, mówili odważni żeglarze, nie znający słowa "determinacja" ani pieśni "Morze nasze morze", której się już nie śpiewa, ponieważ nie mamy marynarki.
Dulce et decorum est pro Patria mori, twierdzili hardo wojownicy, uważający za swoją -rycerską- cnotę męstwo, bo nie wymyślono jeszcze równości płci, choć armia była sprofesjonalizowana; inaczej pojmowali słowo Ojczyzna.
Niektórzy - po jednym na większe miasto - zajmowali się wykonywaniem wyroków śmierci; nie po kryjomu, jak były kapitan Piotrowski czy jego starsi koledzy, mordujący (w znacznie lepszych warunkach) np. w X Pawilonie, ale publicznie - dziś powiedziano by "transparentnie", pod pełną społeczną kontrolą, po przedstawieniu sentencji wyroku wraz z uzasadnieniem.

Czytam od czasu do czasu wpisy na rozmaitych blogach, słucham co gadają politycy i zastanawiam się, dlaczego żaden specjalista od public relations nie zaproponuje swojemu klientowi, żeby czynem potwierdził swoje słowa tak, jak to w imieniu hołoty z onet-owskich zwłaszcza blogów zrobił niejaki Ryszard C., lat 62 - wg diagnozy pana prezydenta Komorowskiego "szaleniec", który może się teraz powoływać na znacznie poważniejsze źródła inspiracji, że tak powiem, ideowej, aktu postawienia nie jednej, ale ośmiu kropek nad i.
Z powierzchownej obserwacji młodszych i starszych aktorów "sceny politycznej" wnoszę, że ekspresja werbalna nie wyczerpuje ich możliwości, nie mówiąc już o zaspokojeniu potrzeby służenia krajowi i partii.

Dyscyplina klubowa i czystość niezawisłych sądów są też rękojmią powodzenia innego, jeszcze prostszego pomysłu:
można pozbawić immunitetu i prawomocnie skazać, choćby za "szkodzenie Polsce", tych parę osób, które już i tak nie żyją, a pochowane zostały godnie, cokolwiek było w tych zaplombowanych pudłach.
Świadków, i to wysoce wiarygodnych, chyba nie braknie ?
Każdy, kto ogląda telewizję, może to potwierdzić, że teraz nasze relacje z sąsiadami układają się o wiele korzystniej, a to jest przecież najważniejsze.
Racja stanu, można powiedzieć..

Skoro głowa państwa zaplanowane morderstwo człowieka niewinnego tłumaczy niepoczytalnością sprawcy - nim zostanie ona orzeczona,
skoro w ciągu siedmiu miesięcy (bez dwóch dni) od daty bezprecedensowego "zdarzenia lotniczego" w okolicach Smoleńska nie udało się sfalsyfikować ani jednej z hipotez, kursujących w obiegu publicznym, ponieważ nie próbowano ich weryfikować, a priori kwalifikując je jako "obłąkańcze",
skoro "życzenia śmierci" pod rozmaitymi adresami słane są coraz częściej i artykułowane coraz drapieżniej w szerokim obiegu społecznym,
jest to dobry czas, żeby zastanowić się poważnie nad oczyszczającą funkcją dawnej kary głównej - i nad tym, czy publiczne spalenie na stosie Jarosława Kaczyńskiego ostatecznie uspokoi nastroje społeczne i ukoi skołatane nerwy członków "klasy politycznej" ?

Nie wykluczone, że ów zbrodniarz sam wkroczy na stos, bo tak jest perfidny, że zechce być - męczennikiem.
Takie rzeczy też się zdarzały naszym półdzikim przodkom