Masońskie "elity" kontra Francuzi.
Wpisał: Stanislas Balcerac   
17.09.2019.

Masońskie "elity" kontra Francuzi.

Rząd prezydenta Macrona sponsoruje osadnictwo nielegalnych migrantów.

Francja przypomina dzisiaj swój najsłynniejszy zabytek, katedrę Notre Dame – już częściowo zniszczona, trzyma się jeszcze jakoś, podpierana przez różne tymczasowe rusztowania, ale grozi całkowitym zawaleniem.

Stanislas Balcerac https://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/20838-masonskie-elity-kontra-francuzi-rzad-prezydenta-macrona-sponsoruje-osadnictwo-nielegalnych-migrantow-na-terenie-calego-kraju



Francja tonie. Urodzona w Afryce muzułmańska rzeczniczka prasowa prezydenta Emanuela Macrona robi z kebabu danie narodowe. Rząd Macrona sponsoruje osadnictwo nielegalnych migrantów na terenie całego kraju, a sam Macron chce nazywać ulice nazwiskami afrykańskich weteranów. W tym samym czasie patrioci są ofiarami ostracyzmu politycznego i medialnego, „żółte kamizelki”, czyli niedawni protestujący są ofiarami zemsty „wymiaru sprawiedliwości”, a katedra Notre Dame grozi zawaleniem.



Mocarstwowa iluzja

Cisza przed burzą. Francja pozostaje wciąż pogrążona w letniej sjeście – sierpień jest tradycyjnym miesiącem wakacji dla Francuzów. Letnie słońce i wino pozwalają Francuzom zapomnieć na chwilę o dramatycznej sytuacji ich kraju. Słońce sprzyja pustynnym mirażom – kilka tygodni temu Francuzi dumnie zwodowali pierwszy atomowy okręt podwodny nowej generacji (klasa Barracuda) za miliard euro.

To tylko miraż bezpieczeństwa, biorąc pod uwagę niemożność francuskiego państwa zagwarantowania bezpieczeństwa swoim obywatelom, drżącym przed islamskim terrorem. Zabił on już setki cywili, w tym kobiety i dzieci (ale także żołnierzy, żandarmów i policjantów) na terenie całego kraju, od Tuluzy, poprzez Niceę i Strasburg, po Paryż.

W ten weekend w wakacyjnym kurorcie Biarritz na południowo-zachodnim krańcu Francji odbył się kolejny szczyt państw G7, który po raz kolejny da złudzenie (niektórym) Francuzom, że ich kraj jest jeszcze światowym mocarstwem. Tymczasem już od wielu lat Francja znajduje się pod butem Brukseli i Berlina, w gorsecie waluty euro. Wkrótce Francuzi wrócą z wakacji i rozpocznie się następny sezon kryzysu politycznego i napięć społecznych. Żadna dobra wiadomość na nich nie czeka. Rząd Macrona będzie dalej podnosił podatki (tzw. „globalne ocieplenie” jest do tego idealnym pretekstem), rozprowadzał nielegalnych migrantów po całym kraju, wprowadzał dalsze reformy w interesie lobby LGBT, dołował rodowitych Francuzów jako białych egoistów odpowiedzialnych za wszystkie nieszczęścia Afryki. A także prowadził bezsensowne wojny, jak ta w Afryce Subsaharyjskiej, do wybuchu której sam wcześniej się przyczynił rozwalając Libię Kaddafiego, nie patrząc na to, w jakie ręce wpadną jego arsenały.

Republika hybrydowa

Ekipa Macrona jest wciąż pełna buty. Po skandalu związanym z ujawnieniem kolacji na rachunek podatnika ministra transformacji ekologicznej i solidarnej Françoisa de Rugy wraz z małżonką, przy stole uginającym się od homarów, proces odklejania ministra od stołka trwał dłużej niż proces odklejania polskiego marszałka „lotnika” Marka Kuchcińskiego. Minister de Rugy podał się w końcu do dymisji 16 lipca 2019 r., ale jeszcze dwa dni wcześniej, 14 lipca, zasiadał jakby nigdy nic na trybunie honorowej za Macronem podczas tradycyjnej defilady z okazji francuskiego święta narodowego.

Tak jak Radek Sikorski, François de Rugy był przez rok marszałkiem francuskiego sejmu (przewodniczącym Zgromadzenia Narodowego) i tak jak Sikorski zmieniał partie polityczne wedle doraźnej koniunktury. Wielcy ludzie o podobnym profilu, którzy mają podobne pasje kulinarne do owoców morza, są szansą na zbudowanie lepszego francusko-polskiego dialogu – o ile uzgodnią wcześniej, kto będzie płacił za kolację.

Prezydent Emmanuel Macron pozostaje przy władzy pomimo zeszłorocznej afery Benalla (od nazwiska bodyguarda Macrona z przedziwnymi przywilejami), afery do dzisiaj niewyjaśnionej, której kolokwialnie mówiąc ukręcono łeb, tak by obywatele nie dowiedzieli się o patologiach na szczytach władzy. Czy Francja jest demokracją? Raczej nie. To republika hybrydowa, z dużymi narostami monarchicznych przywilejów władzy. Podczas kiedy w USA Bill Clinton o mało nie został odsunięty od prezydentury (impeachment) za aferę z Monicą Lewinsky, we Francji prezydent François Mitterrand przez lata utrzymywał swoją kochankę i wspólną córkę na koszt państwa i nasyłał służby na tych, którzy chcieli ujawnić informacje na ten temat.

Emmanuel Macron jest bezpośrednim duchowym i politycznym spadkobiercą Mitteranda, co pokazał symbolicznie podczas swojego pierwszego publicznego wystąpienia jako nowo wybrany prezydent, na tle piramidy w Luwrze (symbol-piramida-masoni), zbudowanej podczas prezydentury Mitterranda. Tak jak Mitterrand, Macron jest rodzajem republikańskiego Króla Słońce, który działa nie tyle w interesie Francji, co w interesie ponadnarodowych wtajemniczonych bractw. Macron, były pracownik banku Rothschildów, odnosi się do Francji i Francuzów z nieukrywaną pogardą. Już w czasie kampanii wyborczej twierdził, że kultura francuska nie istnieje. Ponieważ Francja nie może prowadzić samodzielnej polityki ekonomicznej będąc zakładnikiem waluty euro, Macronowi pozostaje zajmowanie się na pełen etat dalszym wprowadzaniem rewolucji społecznej, którą zaczął jego poprzednik François Hollande.

Po „małżeństwie dla wszystkich” czas teraz na przepchanie adopcji dzieci przez pary homoseksualne i na legalizację produkcji dzieci ze szklanki (in vitro). Czas też na dalsze mieszanie populacji autochtonów z nielegalnymi migrantami. Jak ci ze słynnej „dżungli” w Calais zostali rozparcelowani po całej Francji i zaparkowani w mniejszych miasteczkach, bez zgody mieszkańców, a często też bez zgody samorządów lokalnych. To bardzo kosztowna operacja – w jednym z miasteczek wylądował oddział 30 nielegalnych migrantów, tzw. „nieletnich” (nikt nie ustala ich prawdziwego wieku) wraz z 20 osobami „wychowawców”. Koszt takiej operacji dla francuskiego podatnika to 60 000 euro rocznie na każdego „nieletniego”. A przecież Francja ma już i tak olbrzymi dług publiczny. Ale to nie Macron będzie spłacał ten dług w przyszłości ani jego dzieci, bo Macron dzieci nie ma. Może mieć w nosie to co stanie się z Francją za kilka dekad, według maksymy Króla Ludwika XIV „po mnie, choćby potop” (Après moi, le déluge). Operacja przyjmowania nielegalnych migrantów trwa więc w najlepsze. Francja regularnie odbiera część nielegalnych migrantów ze statków szmuglerów na Morzu Śródziemnym. Ostatni taki desant wylądował kilka dni temu na lotnisku w Strasburgu.

Wzbudzanie poczucia winy

Aby zmusić ciemny francuski lud do akceptacji tego masowego napływu nielegalnych migrantów, Macron używa popularnej dzisiaj socjotechniki biczowania i kreowania kolektywnego poczucia winy Francuzów (znamy to na pamięć w Polsce). Nie ustaje w przeprosinach za kolonizację Afryki. Chce oddać Afrykańczykom kolekcje „dzieł sztuki” prymitywnej znajdujących się we francuskich muzeach, a ostatnio ogłosił, że będzie zmieniał nazwy ulic, by uhonorować afrykańskich żołnierzy, którzy brali udział w desancie na południe Francji w sierpniu 1944 r. Wyraźnym symbolem anty-białej polityki rasowej Macrona było mianowanie w marcu tego roku rzecznikiem prasowym Pałacu Prezydenckiego naturalizowanej kilka lat temu Sibeth Ndiaye z Senegalu. To córka afrykańskich notabli (czytaj: masonów). Jej ojciec, muzułmanin, był wiceprzewodniczącym partii prezydenta Senegalu i prezesem Canal+ Afrique (firma Canal+ została utworzona przez masońskich oligarchów z otoczenia prezydenta Mitterranda w latach 80.). Sibeth Ndiaye zapisała się do Partii Socjalistycznej w 2002 r., by „walczyć” z Frontem Narodowym Le Pen, czyli z francuskimi patriotami. Już wcześniej była w ekipie prominentnego masona Dominique Strauss-Kahna, niedoszłego prezydenta socjalisty. Jej mąż, socjalista Patrice Roques, dostał fotel prezesa organizacji zarządzającej mieszkaniami komunalnymi na północy Paryża w 2018 r., czyli już za prezydentury Macrona. Sineth Ndiaye nadała trójce swoich urodzonych we Francji dzieci imiona afrykańskie – Youmali, Ingissaly i Djimane. Jeszcze do niedawna nadawanie dzieciom imigrantów, urodzonych we Francji, francuskich imion (z chrześcijańskiego kalendarza) było symbolem woli integracji. Tak samo jak przyjmowanie francuskich imion przez chcących się asymilować imigrantów. Najsłynniejsze przykłady to aktor Yves Montand (urodzony jako Ivo Livi we Włoszech) czy Charles Aznavour (urodzony jako Szahnur Waghinak Aznawurian). Od czasu prezydencji socjalisty Miterranda w latach 80. zaczął się proces odchodzenia od integracji poprzez propagowanie różnic etnicznych i kulturowych. W wyniku abdykacji francuskiego państwa mamy dzisiaj we Francji liczne imigranckie getta, do których policja i służby ratunkowe boja się wjechać oraz coraz wyraźniejszy trend w pogardzaniu państwem i jego symbolami. Dochodzi już do incydentów zrywania francuskich flag przez urodzonych we Francji młodych Arabów.

Francja w kebabie

Rzeczniczka prasowa Macrona, Sibeth Ndiaye, wpisuje się precyzyjnie w antyfrancuską politykę Macrona: na uroczystość święta państwowego 14 lipca przyszła w T-shircie z napisem „wszyscy chłopcy i dziewczyny…” od słów piosenki z 1962 r. i wypchanym bawełnianym swetrze. Wyglądała jak baba robiąca zakupy na sobotnim bazarze. O zmarłej w 2017 r. byłej więźniarce Auschwitz i byłej przewodniczącej Parlamentu Europejskiego Simone Veil wyrażała się „laska” (meuf), a w lipcu tego roku stwierdziła publicznie, że kebab jest codziennym daniem Francuzów. Kiedy była prawicowa minister Nadine Morano skrytykowała styl i wysławianie się Ndiaye, ta z miejsca oskarżyła ja o „rasizm”. Klasyka. Publiczne starcie tych dwóch osób ukazało w pigułce napięcia istniejące we Francji – z jednej strony córka uprzywilejowanych afrykańskich notabli Sibeth Ndaye, z drugiej wnuczka imigranta z Włoch, której rodzice pracowali jako kierowca ciężarówki i telefonistka, Nadine Morano. Nowa Francuzka z afrykańskimi korzeniami otwarcie gardzi Francją, Francuzka trzeciej generacji z włoskimi korzeniami broni Francji. To wiele mówi.

Zemsta Macrona

Podczas kiedy „nowi Francuzi” Macrona rozpychają się z arogancją i pogarda dla ich nowej „ojczyzny”, przeciętni zwykli Francuzi, których rodzice i przodkowie budowali ten kraj i którzy manifestowali przeciwko podwyżkom cen w ramach protestu „żółtych kamizelek” najpierw byli bezlitośnie pałowani i gazowani przez policje w mundurach i w cywilu, a teraz niektórzy z nich są gnębieni przez wymiar sprawiedliwości. Ostatnie publiczne dane są z końca marca – to prawie 9 tys. aresztowań, ponad 2 tys. wyroków, z tego 390 to kary bezwzględnego więzienia. W odpowiedzi na falę protestu „żółtych kamizelek” rząd Macrona wprowadził w kwietniu nowa ustawę „antychuligańską”, która zwiększa sankcje i daje policji możliwość rewizji osobistych przechodniów, którzy nie biorą udziału w manifestacji, ale znajdują się w jej sąsiedztwie. To rodzaj arbitralnych kontroli państwa policyjnego, który zbliża Francję Macrona do PRL-u czasów Jaruzelskiego. Jeden z artykułów tej ustawy pozwala też służbom Macrona na zakazanie zatrzymanym osobom udziału w przyszłych manifestacjach, pod groźbą dalszych sankcji karnych, co w praktyce pozwala na szybkie „wyłączenie z obiegu” niepożądanych manifestantów. Oczywiście ta ustawa jest wymierzona w „żółte kamizelki” – wątpię, by nielegalni migranci z Afryki protestujący na ulicach Paryża, że darmowa zupa jest za słona będą pociągani do odpowiedzialności w ramach tej ustawy. Ale nie wątpię, że gdyby podobna ustawa została przegłosowana przez polski Sejm, Adam Bodnar dostałby zawału, a liberalne francuskie media dostałyby ataku antyfaszystowskiej gorączki.

Ale zapamiętajmy jeszcze raz: Macron może robić co chce, bo Francja nie jest demokracją, tylko republiką hybrydową z dużymi narostami monarchicznych przywilejów władzy. Laicka Francja co roku świętuje jedyną słuszną rewolucję, tę antyklerykalną zapoczątkowaną w 1789 r. i żadnej nowej rewolucji sobie nie życzy, poza tą obyczajowo -społeczną narzucaną przez lewicowe środowiska. Patrioci są ofiarami ostracyzmu i zaciekłego piętnowania jako nacjonaliści, populiści i faszyści, a wobec partii Zgromadzenie Narodowe Le Pen został rozciągnięty tzw. kordon sanitarny, co oznacza, że patrioci są bojkotowani przez wszystkie inne ugrupowania polityczne, zarówno w Paryżu, jak i w Brukseli. Ten sam los dotyczy dziennikarzy, pisarzy, artystów czy komentatorów myślących inaczej niż narzucony lewicowy dogmat. Czy narastający lewicowy terror medialno-polityczny zdoła utrzymać w ryzach ciemny francuski lud? Po wakacjach, zakładam w październiku, „żółte kamizelki” wyjdą na nowo na ulice.

W oczekiwaniu na dalszy ciąg wydarzeń Francja przypomina dzisiaj swój najsłynniejszy zabytek, katedrę Notre Dame – już częściowo zniszczona, trzyma się jeszcze jakoś, podpierana przez różne tymczasowe rusztowania, ale grozi całkowitym zawaleniem.

Zmieniony ( 17.09.2019. )