Profesora Ratzingera "WPROWADZENIE w CHRZEŚCIJAŃSTWO" ?
Wpisał: Adam Małaszewski   
14.10.2019.

Profesora Ratzingera "WPROWADZENIE w CHRZEŚCIJAŃSTWO" ?

Adam Małaszewski

[posłowie do książki B-pa Bernard Tissier de Mallerais „Portret filozoficzny Josepha Ratzingera”, str. 218 i nn. Wyd. Katolicki Instytut Apologetyczny, 2018

=========================

Bierzemy do rąk ważną książkę zatytułowaną Wprowadzenie w chrześcijaństwo Józefa kard. Ratzingera (wydane w Polsce kilkakrotnie, korzystamy z drugiego wydania, Kraków 1994). Jest to tekst wykładów wygłoszonych na Uniwersytecie w Tybindze (Wirtembergia, Niemcy) w roku 1967 przez tego słynnego teologa, zanim jeszcze został kardynałem i zanim został wybrany na papieża jako Benedykt XVI (2005).

Ciągle jednak wykłady te są wydawane drukiem w różnych krajach. Od czasu pierwszego wydania książka ukazała się w 17 wersjach językowych i nadal stanowi ważne opracowanie w dorobku tego jednego z najważniejszych ' teologów XX wieku. Polski przekład sporządziła prof. Zofia Włodkowa, wybitna znawczyni filozofii chrześcijańskiej, co gwarantuje językową i merytoryczną poprawność przekładu. Wydawcą było krakowskie wydawnictwo Znak. Wielokrotne wznawianie tego tomu w różnych krajach przez lata, aż do dziś, oznacza, że autor zgadza się ciągle z jego przesłaniem i akceptuje tytuł, który sugeruje, że mamy do czynienia z dziełem podstawowym, z wizytówką Kościoła, sporządzoną przez przyszłego papieża. Czy autor spełnił ten zamysł owocnie? Celem liczącej 350 stron książki jest ukazanie współczesnemu, wykształconemu człowiekowi, czym jest chrześcijaństwo jako religia objawiona przez Boga w Jezusie Chrystusie. Zamiar taki sam w sobie jest bardzo chwalebny: wybitny teolog tłumaczy studentom i klerykom znaczenie apostolskiego wyznania wiary, pokazuje czym żyje Kościół, jaki jest jego sens i znaczenie jest to zamiar apologetyczny. Naszym celem jest analiza realizacji tego szczytnego zamiaru w sposób jasny i bezstronny. Autorem wstępu do pierwszego i drugiego wydania książki w Polsce był ks. prof. Andrzej Zuberbier (1922-2000), wykładowca Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie [ to TW Zenon, pracujący dla SB i następców od 1968 do 1995 roku!! Mirosław Dakowski] .

Obydwa wstępy powtarzają te same tezy i są utrzymane w duchu bardzo przychylnym wobec omawianej problematyki tomu. Józef Ratzinger jest we wstępie zaprezentowany jako „jeden z najbardziej znanych teologów współczesnych” (s. 5). Autor wstępu nie wskazuje trudności stylistycznych i rzeczowych w tekście książki. Uważa, że rozwiązania teologiczne kard. Ratzingera podczas jego kariery charakteryzuje staranie, aby były „dobrze zakorzenione w Tradycji” (s. 6). Laicyzacja społeczeństw jaka dokonała się w XX wieku w Europie Zachodniej stawia przed apologetą trudne zadanie. Człowiek współczesny jest wychowany na liberała i indywidualistę: rodzina, szkoła i środki masowego przekazu uczą, że celem życia jest wygoda i spełnianie zachcianek. Papież jest daleko, a Bóg wysoko. Człowiek jest wolny, równy innym i doskonały. Nie lubi nakazów, obowiązków, autorytetu i wysiłku. Tymczasem w Europie działa nadal Kościół katolicki, którego doktryna idzie w inną stronę: Kościół naucza, że ludzkość skażona jest grzechem pierworodnym i przejawia wady, ulega pokusom, poddana jest ograniczeniom, często upada w błędy (z winy rozumu) i grzechy (z winy woli). Z nauki Kościoła wynika, że Bóg posłał na świat swojego Syna, Jezusa Chrystusa, który odkupił ludzkość na Krzyżu, ustanowił Kościół i nakazał, aby wszyscy przystąpili do tego Kościoła i przez przyjęcie chrztu otrzymali owoce męki krzyżowej Jezusa Chrystusa. Dzięki wierze Kościoła człowiek może uwolnić swój rozum od błędów religijnych, poznać Boga, a dzięki nauce moralnej Kościoła, mocą łaski udzielanej przez sakramenty święte, człowiek będzie kształtował swa wolę w walce z grzechem. Jego dusza będzie oczyszczona, uświęcona, a po śmierci zbawiona Taka jest istota chrześcijaństwa, radykalnie sprzeczna z myśleniem człowieka współczesnego.

Do walki ze złem i dla postępów w cnocie Kościół wymaga od ludzi zachowywania przykazań Bożych i kościelnych. Różne praktyki religijne pomagają wyprosić u Boga łaskę: są to modlitwy, posty, pielgrzymki, pokuta, lektura książek religijnych a przede wszystkim przyjmowanie Najświętszego Sakramentu podczas coniedzielnej Ofiary Mszy Świętej. Kościół ma dwadzieścia wieków doświadczenia w realizacji tych punktów. Wychował w tym czasie wielką liczbę świętych, którzy wbrew naturalnym tendencjom do wygodnego życia, zaparli się samych siebie, wzięli swój krzyż i poszli za Chrystusem.

Co z tej nauki i z tych doświadczeń czerpie Józef Ratzinger w swej sztandarowej książce? Czy wspomina o tych praktykach? O doktrynie? Otóż chce jak sam głosi ukazać wiarę, która może „pomóc człowiekowi w dzisiejszych czasach być naprawdę człowiekiem” (s. 26). Czytając książkę profesora Ratzingera doznajemy licznych wrażeń, które dotyczą stylu, wykładu historii, wiedzy teologicznej, przywoływanych autorów, motywów dla nowego sposobu uprawiania teologii i wyciąganych wniosków.

Dokonamy teraz krótkiej analizy tych kluczowych aspektów omawianego opracowania.


STYL JÓZEFA RATZINGERA

Styl książki jest trudny i niejasny. Zdania są rozbudowane i złożone, pełne nieprecyzyjnych określeń często po kilka w jednym zdaniu. Nie jest to język potoczny, ale fachowy wykład napisany niełatwym stylem. Książkę czyta się niezwykle trudno i mozolnie (kard. Ratzinger zamierzał pisać „bez niepotrzebnej gadaniny”, s. 26). Z jednej strony mamy podane elementarne argumenty, ukazujące najprostsze sprawy z dziejów religii niejako krok po kroku, ale z drugiej autor posługuje się fachowym i „ekskluzywnym” językiem modnych i przodujących szkół filozoficznych Zachodu (fenomenologia, personalizm, egzystencjalizm i in.). W wykładzie do studentów niemieckiej uczelni było to zrozumiałe tam rozumiano ten styl; ale w książce przeznaczonej dla szerokiego grona odbiorców tworzy to barierę nie do pokonania. Książka wydawana jest w różnych krajach, skierowana jest do różnych czytelników, stanowiąc że użyjemy słów ks. Zuberbiera - „ujęcie najbardziej zasadnicze" (s. 10). W istocie staje się więc zasadniczą barierą w poznaniu tej „nowej teologii”. Wieloznaczność, duża liczba określeń, złożone analizy, z których nie wynika żaden konkretny wniosek, a tylko opisywane jest „spotkanie” lub „wydarzenie”, wszystko to sprawia, że przeciętny . czytelnik, nie znający chrześcijaństwa, ale który z tego tomu chce zaczerpnąć wiedzy wprowadzającej (jak zachęca sam tytuł), może łatwo dojść do wniosku, że chrześcijaństwo to trudna, niejasna, specjalistyczna doktryna akademicka, pełna odwołań do fachowych książek różnych współczesnych autorów, którzy po upływie 20 wieków od jej powstania zaczęli dopiero oczyszczać tę religię balastu minionych obciążeń, dziś nie do przyjęcia.

Stosunek autora do Tradycji jest podwójnie szkodliwy: po pierwsze wiele z niej pomija, a po drugie ocenia ją krytycznie i surowo. Czytelnik może pomyśleć, że chrześcijaństwo to religia, która została założona dwukrotnie: raz W Palestynie, a drugi raz na niemieckich uniwersytetach w drugiej połowie XX wieku.


WYKŁAD HISTORII

Józef Ratzinger poświęca wiele miejsca starożytnej historii religii: pokazuje, jak praktykowali religię ludzie w starożytności, zwraca uwagę na nowość religii Izraela, gdy Bóg objawił się Mojżeszowi i innym patriarchom i prorokom, powierzył Narodowi Wybranemu depozyt wiary i Przymierze. Później wykładowca zwraca się ku Chrystusowi i przedstawia Objawienie Nowego Przymierza, początek chrześcijaństwa. Stara się przy tym pokazać czytelnikowi te strony religii chrześcijańskiej, które dla domniemanego odbiorcy będą interesujące. Oto Chrystus kard. Ratzingera to Syn Boży, człowiek świadczący swym życiem o Bogu, Wcielony Bóg, który daje świadectwo miłości i wyzwolenia z egoizmu. Misja Chrystusa ma polegać na zbudowaniu wspólnoty i zachęcie, aby człowiek zrozumiał że opierając się na Jezusie nie idzie samotny. Miłość Chrystusa doprowadza nas do pełni i daje nam szczęście.

Taka wizja chrześcijaństwa nie jest fałszywa, ale nie mówi też całej prawdy. Umniejsza się znaczenie grzechu w życiu człowieka, błąd religijny (herezja) staje się mało ważny. Oddanie Bogu należnej czci i uwielbienia, przebłaganie za grzechy, zastępowane są ideałami współpracy wolnych i odpowiedzialnych podmiotów, spotykających Boga. Łaska to wspólnota, a nie pokonanie szatana. Wykład historii nie kończy się na tym. Po omówieniu okresu apostolskiego, niemiecki teolog dużo miejsca poświęca patrystyce. Ojcowie Kościoła to wybitni pisarze, którzy dobrze rozumieją sens chrześcijaństwa i pozostawiają w swym dorobku cenne refleksje, pozwalające lepiej wniknąć w naukę Jezusa. Ostatnim takim autorem wydaje się być św. Grzegorz Wielki (zm. 604). Dotąd wszystko wygląda tradycyjnie.

Tu jednak zaczyna się nowatorstwo i tu leży istota umiarkowanego modernizmu Józefa kard. Ratzingera. Wykładowca pomija właściwie (z małymi wyjątkami, np. s. 62) cały okres scholastyczny, trydencki i potrydencki, a także neoscholastyczny, aż do połowy XX wieku („kłopotliwa scheda” wedle ks. Zuberbiera, s. 12). Jeżeli wspomina te czasy, to po to, aby je poddać krytyce za rzekomą jednostronność i formułowanie pojęć oraz interpretacji, które dziś nie są już możliwe do przyjęcia. Kościół odradza się dla niego w połowie ostatniego stulecia, gdy do głosu dochodzą tacy autorzy jak: de Lubac (ss. 289, 341), Rahner (ss. 86, 135, 169, 228, 257), Congar (s. 261), Balthasar (ss. 114, 195, 313, 336), Barth (s. 194), Bultmann

(ss. 187, 188, 190), Cullmann (s. 234), a zwłaszcza Teilhard de Chardin (cytowany chyba najczęściej z nich wszystkich, ss. 74, 229-232, 298-299, 314—318, inspiracja też na ss. 332—333).

Wybitny teolog katolicki pomija całkowitym wręcz milczeniem św. Tomasza z Akwinu, Sobór Trydencki i wszystkich teologów (poza św. Bonawenturą którzy wiążą się z tym długim okresem historii (jest Dante, ale to poeta, s. 184). W ten sposób 1300 lat zostaje de facto pominięte milczeniem godnym oświeceniowej propagandy, w której największe osiągnięcia zachodniego chrześcijaństwa kwitowane były pogardliwym i fałszywym mianem średniowiecza, a jeżeli o nich mówiono, to tylko po to, aby „zdeptać łajdactwo”, jak mawiał francuski pisarz Wolter. Być może jest parę wyjątków. Z autorów tej epoki, pojawia się Marcin Luter (ss. 59, 248), bez ostrzeżenia, że to autor niebezpieczny dla wiary, heretyk i burzyciel.

Teolog chętnie omawia poglądy protestanckie i prawosławne. Nie ostrzega, że są tam też obecne idee wrogie Kościołowi. Lubi cytować autorów żydowskich rabini mają pomagać teologom, np. Martin Buber (s. 37) i Leon Baeck (ss. 318-319). O tym, że rabini odrzucają Chrystusa nie ma mowy. Wolą spotykać się ze sobą, niż 2 Bogiem, skoro Chrystus to spotkanie.


WIEDZA TEOLOGICZNA

Teologia Ratzingera zbudowana została na nowej filozofii, w której brak realizmu tomistycznego i stałej prawdy o świecie. Argumentacja odwołuje się do dynamizmu życia, subiektywizmu jednostki i personalistycznych emocji miłości i wspólnoty. Pominięcie tomizmu zaowocowało zatrważającymi pominięciami Ww dziedzinie filozofii i teologii chrześcijańskiej: profesor Ratzinger sugeruje (o ile nie twierdzi), że nie można udowodnić metafizycznie istnienia Boga (herezja potępiona przez I Sobór Watykański), a nieśmiertelna dusza ludzka (prawda Wiary) to fałszywe greckie pojęcie filozoficzne, ze szkodą dla chrześcijaństwa przeniesione do pism autorów katolickich (ss. 344—348). Jak zatem wyjaśnić np. zmartwychwstanie ciał? Ratzinger powiada, że zmartwychwstanie cały człowiek (ss. 348-355). A czy żyje on w czasie między śmiercią a Sądem Ostatecznym? Tego nie wiemy. Z dużą łatwością teolog pomija trudności i posiłkuje się wizja panteisty Teilharda de Chardina: materia staje się w historii świata duchem, a więc zmartwychwstanie ciał to przemiana całej materii kosmosu w ducha. Ta panteistyczna koncepcja pozwala porzucić filozofię grecką, aby w jej miejsce wprowadzić do Kościoła idee heglowskie, dzieje realizacji ducha obiektywnego w historii.

Rozważając dogmaty chrystologiczne Ratzinger twierdzi, że wszystkie ich tezy były kiedyś potępione (nie wiadomo przez kogo) i że wszystkie są pozbawione sensu („nieudolne bełkotanie” s 160). To gorzej niż irracjonalizm. W dogmatyce katolickiej panuje zatem (w czasach nowej teologii) chaos. Co pomyśli o nauce soborów życzliwy czytelnik, gdy przeczyta te słowa? Czy Ratzinger broni jeszcze powagi Magisterium? Podobnie, odrzucając tradycyjny sens Krzyża, zadośćuczynienie Bożej sprawiedliwości za grzechy ludzkie („groźny mechanizm”, s. 224), Ratzinger używa nieprecyzyjnych określeń w rodzaju „działanie Boga na krzyżu” (s. 222), „Chrystus jest człowiekiem całkowicie otwartym” (s. 233). Zamiast szczegółów katolickiej mariologii, mamy informację, że pełna łaski „Maria przedstawia ludzkość, która cała jest oczekiwaniem" (s. 274). To bardzo optymistyczny obraz.


MOTYWY - KOMPLEKS NIENOWOCZESNOŚCI

Trudno zrozumieć, dlaczego teologia tomistyczna, sprawdzona przez wieki i zatwierdzona przez papieży nagle, w drugiej połowie XX wieku została wstydliwie ukryta i zastąpiona ryzykownym przedsięwzięciem uprawianiem refleksji chrześcijańskiej w sposób niejasny i oparty na subiektywistycznej myśli nowoczesnej.

W książce kard. Ratzingera Widzimy silne dążenie, aby ukazać chrześcijaństwo jako nowoczesną religię, odnowiona przez Teilharda, który nadał jej wymiary ewolucyjne, humanitarne i kosmiczne. Wbrew tomistycznemu poczuciu, że chrześcijaństwo zawsze będzie owoczesne bo jest prawdziwe, a prawda zawsze jest nowoczesna, zwolennicy nowej teologii szukają dla Kościoła nowych, atrakcyjnych środków wyrazu, ciekawych dla współczesnego człowieka.

Można dojść do wniosku, że dwieście lat ostrej walki z Kościołem, prowadzonej przez liberałów, masonerię, socjalistów i rewolucjonistów, wywołało u niektórych teologów kompleks niższości, poczucie, że chrześcijaństwo to coś gorszego, system represyjny, nienowoczesny i oderwany świata. Kompensacją takiego sposobu zachowania jest radykalne poszukiwanie nowości, dowodzenie i usiłowanie, że nowa teologia to nie tylko system nowoczesny, ale wręcz ultra-postępowy, ewolucyjny dynamiczny, zapatrzony w technikę i ekologię (my też mamy postęp!).

Podobne tendencje widać w sztuce sakralnej, gdzie kicz zastępuje wartości estetyczne, oraz w architekturze kościelnej, prześcigającej betonowe bryły wielkich miast nieregularnymi kształtami o absurdalnym sensie. Język nowej teologii też stał się nowoczesny, a więc niejasny, pokrętny, schlebiający pysze i egoizmowi człowieka przekonanego, że jest wolny od zła. Chrystusa kreuje się na bohatera wolnej ludzkości. Wydaje się, że również prace teologiczne Józefa kard. Ratzingera uległy po części tej mentalności. Uświadomił sobie bezdroża tej koncepcji, ale jej nie pokonał.

WNIOSKI

Książka Józefa kard. Ratzingera nie jest właściwie wprowadzeniem w chrześcijaństwo, mimo że dotyczy apostolskiego wyznania wiary. Jest to rozwlekły traktat pełen nawiązań do fałszywej, modernistycznej filozofii, na której opiera się jednostronna, niestała i wyjątkowo nieczytelna wizja teologiczna agresywna wobec Tradycji. Chrześcijaństwo tego tomu to religia ufundowana na „skoku w wiarę” (ss. 44, 64, 75), dość irracjonalnym podążaniu za Chrystusem, który dawał czynem świadectwo własnych przekonań (s. 69) i zachęcał ludzi do szukania z nim wspólnoty („sens jest prawdą”, s. 65, ale jak ją poznajemy?).

Religia ta żyje bez wyraźnej walki z grzechem i bez moralnego obowiązku przyjęcia chrześcijaństwa przez wszystkich (jedynie „warto być chrześcijaninem”, s. 355 wniosek z całej książki). Chrystus Ratzingera niczego nie nakazuje ludziom, on tylko zaprasza do wspólnoty miłości. Bóg Ratzingera nie wymaga czci, uwielbienia i przebłagania, on tylko otacza nas miłością. Kościół Ratzingera to koalicja przyjaznych sobie wzajemnie wspólnot, wyznań chrześcijańskich, spośród których jedno Kościół katolicki ma na czele papieża, który pełni urząd koordynatora inicjatyw humanitarnych i religijnych dla dobra ludzkości. Ratzinger „powierza się sensowi” (ss. 67, 70), ale nie zna apologetyki Jak odnaleźć sens? jak odczytać świadectwo?

Nie ma już Kościoła walczącego („cała ludzkość jest zgromadzona wokół swego Boga”, s. 100), ani prymatu jurysdykcyjnego papieża, który może definiować dogmaty wiary. Ratzinger nie zaprzecza wprost dogmatom, on o nich nie mówi, a jeżeli już mówi, to niejasno (Kościół to „istnienie z innymi”, s. 88). Wiara zamiera w tych warunkach, jak roślina pozbawiona wody i słońca.

Czy Kościół kard. Ratzingera jest zdolny odeprzeć napór agresywnego islamu? Czy może oderwać człowieka od ekranu telewizora i od monitora komputera, czy zastąpi tablet i smartfon? Wydaje się, że tak pojmowany Kościół, jako zaproszenie do miłości, jest wobec zagrożeń duchowych niemal zupełnie bezradny, bo diabeł „jak lew ryczący krąży” (1 P 5, 8), podczas gdy kard. Ratzinger zachęca do wspólnoty paschalnej w otwartych ramionach krzyża (wydarzenie, działanie, świadectwo i spotkanie), a jako ekumenista obok krzyża widzi jeszcze wiele innych symboli religijnych. Na końcu będzie Sąd Ostateczny - wedle Ratzingera: „odpowiedź na kolektywne sploty” (s. 242). Czym by one nie były, wiele takich splotów znalazło się na kartach omawianej książki. Wielkim prorokiem tej nowej wiary ratzingerowskiej jest francuski modernista Teilhard de Chardin (1881-1955), który otworzył jakoby oczy chrześcijan na kosmiczne i dynamiczne wymiary religii. Teilhard uczy (albo raczej fantazjuje), jak materia staje się duchem, a człowiek przebóstwia się mocą Chrystusa wcielonego w kosmos. W wizji Teilharda Wcielenie, Zmartwychwstanie i Paruzja to dalsze etapy rozwoju świata, skoki na drodze ewolucji wszechświata (s. 232). Religia staje się biologią, a filozofia panteizmem.

Kard. Ratzinger czerpał niezwykle chętnie z tych heretyckich wizji i nie poddawał ich krytyce („Bóg i świat się zetkną, i tak Bóg prawdziwie będzie w świecie, a świat w Bogu jako w Omega historii”, s. 235.). Odczytywał je w duchu sztucznie złagodzonym, aby wbudować te cegły w uszkodzony celowo gmach Kościoła. Zarzucał scholastykom, że oparli teologię na przemijającej filozofii Arystotelesa. Sam oparł swój wykład wiary na jeszcze bardziej nietrwałej wizji Teilharda, która już nie jest aktualna i nikt jej dziś nie wyznaje. Podobnie wygląda omawiane wprowadzenie kard. Ratzingera. „Nowej teologii” dziś już Zachód zapewne nie rozumie. Woli postmodernizm, dekonstrukcję, konsumpcję, ekologię głęboka i prawa zwierząt.

System Arystotelesa został oczyszczony przez św. Tomasza w XIII w. i stał się trwałym, realistycznym i racjonalnym fundamentem teologii, co zostało jasno ogłoszone przez papieży, a najdobitniej przypomniane przez Leona XIII i św. Piusa X. To najpewniejsze wsparcie dla Kościoła pominął Józef Ratzinger (krytyka metafizyki, s. 235.).

W Polsce jeszcze dalej poszedł inny zwolennik myśli niemieckiej Józef Tischner: on odrzucił tomizm, a jego zwolenników agresywnie zwalczał. W porównaniu z innymi modernistami lat 60. i 70. Józef kard. Ratzinger był autorem umiarkowanym jego teologia nie była jawnie heretycka, poddawał nawet krytyce niektórych modernistów. Na tym tle uchodzi za konserwatystę i „pancernego kardynała".

To tylko jednak część prawdy. Gdy zadamy sobie niewdzięczny trud przeczytania 350 stron niezwykle mało komunikatywnego wywodu, który tu omawiamy, to rychło okaże się, że różnica pomiędzy poglądami autorów „nowej teologii” i pismami kard. Ratzingera nie jest różnicą istotną. To tylko różnica stopnia. Ratzinger też jest człowiekiem z tego obozu, też buduje wiarę na nowym fundamencie (a raczej na piasku).

Książka, o której tu mowa nie prowadzi do tradycyjnego chrześcijaństwa („sensem Kościoła jest [...] przełamywać lub zmieniać kolektywną siatkę, która jest miejscem ludzkiej egzystencji”, s. 241). Szkoda, że w seminariach i na uczelniach katolickich stała się zapewne jeszcze bardziej czytana, gdy jej autor został papieżem i nie nakazał poprawienia swojego tekstu z lat 60. minionego stulecia.

Zmieniony ( 14.10.2019. )