O naśladowcach, epigonach i plagiatorach z sekty klimatystów.
Wpisał: Marcin Adamczyk   
17.10.2019.

O naśladowcach, epigonach i plagiatorach z sekty klimatystów.



Z książki MITY GLOBALNEGO OCIEPLENIA Marcin Adamczyk Wyd. 3S Media, 2019 str. 53 i nn.

Jak w każdej podobnej sytuacji, sukces medialny jakiejś inicjatywy zachęcił wielu naśladowców, epigonów i plagiatorów. Masowo pojawiały się w przestrzeni kulturowej klony czarodzieja Harryego Pottera, wiedźmina Geralta z Rivii czy wojownika Conana z Cymerii. Nie należy się zatem dziwić, że pojawiły się też klony Grety Thunberg.

W przypadku polskim to jawne i bezwstydne żerowanie na wizerunku przekroczyło już wszelkie granice śmieszności i żenady. Polski klon Grety upodobnił się do oryginału nie tylko głoszonymi poglądami, ale i noszonym strojem czy ułożeniem fryzury. Nawet użyty w „strajku klimatycznym” transparent głosił dokładnie to samo, co kiedyś napisała na swoim Greta i to dokładnie tą samą czcionką. Ostatnią barierą, przed którą przekroczeniem jednak się zawahano, było użycie języka szwedzkiego oryginału. Polska wersja pozostała jednak po polsku. Po raz kolejny bo nie jest to żaden przypadek ani wyjątek polscy klimatyści okazali się nieodrodnymi dziećmi swojego kraju i pokazali swój głęboki prowincjonalizm. Gdyby mieli oni chociaż odrobinę wiedzy i wyobraźni, to zamiast kopiować w każdym calu Gretę, powinni podjąć próbę wykreowania jakiegoś oryginalnego jej odpowiednika. Analogu, a nie klonu. Greta, pochodząc z odpowiedniego, naznaczonego do klimatystycznej wielkości rodu, personifikuje przecież w teologii klimatystycznej Naród Wybrany. Czystą i najbardziej wolną od wpływów węglowego demona Szwecję.

Polska odpowiedniczka Grety powinna zatem być personalnym symbolem Polski. Kraju będącego w klimatystycznej mitologii przeciwieństwem Szwecji. Kraju na wskroś pogańskiego, domagającego się Węglowej Ewangelizacji od samych podstaw. Kraju, w którym węglowe demony szaleją zupełnie bezkarnie. Trudno co prawda znaleźć jakąś popkulturową żeńską postać powszechnie na świecie kojarzoną z Polską i upodobnić się do niej, ale próbować trzeba.

Odwrotnie też niż szwedzka Greta, powinna być polska Inga potomkiem jakiegoś znanego i złowrogiego denialisty kogoś kto kiedyś znacząco przyczynił się do spalania paliw kopalnych, na przykład pioniera przemysłu naftowego Ignacego Łukasiewicza. I żałując publicznie za grzechy przodka, odbywałaby tym samym Inga Węglową Pokutę. Z kolei podobnie jak u Grety, wskazany byłby jakiś stopień niepełnosprawności, rodzaj piętna węglowego demona najlepiej dla odmiany, fizycznej. Po spełnieniu tych warunków polska odpowiedniczka Grety Thunberg byłaby tak samo jak szwedzki oryginał postacią w każdym, rzeczywistym czy symbolicznym, wymiarze głęboko tragiczną. Tymczasem polski klon szwedzkiej nastolatki stał się, wbrew intencjom i interesom klimatystów, figurą par excellence komiczną, a w dodatku na wskroś prowincjonalną. Swoistym białym misiem, z którym każdy chętnie sobie cyknie fotkę, ale nikogo przy tym nie zainteresuje, co ten miś ma do przekazania i czy coś w ogóle. Taki miś na skalę naszych możliwości. Ty wiesz, co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie mówimy to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo jak głosi wiecznie żywa klasyka.

Podróbka, i to tak oczywista, nigdy żadnej porównywalnej do oryginału siły oddziaływania mieć nie będzie. Propaganda klimatystów jest zatem nie tylko kłamliwa, nierzetelna i wewnętrznie sprzeczna. Jest także skrajnie nieuczciwa, a jej twórcy posługują się kłamstwem z pełną świadomością tego stanu rzeczy i z jawną premedytacją.



Zmieniony ( 17.10.2019. )