Smoleńsk retorycznie rozgrywany
Wpisał: Marek Kochan   
22.11.2010.

Smoleńsk retorycznie rozgrywany

Marek Kochan 21-11-2010 rp

Graś, krytykując wyjazd Fotygi i Macierewicza do Ameryki, użył terminu „obce mocarstwo”. Jeśli USA są „obcym mocarstwem” to pewnie jest też inne, „nieobce”, czyli „nasze” mocarstwo. Które to? – pyta specjalista od retoryki

W debacie na temat katastrofy smoleńskiej i prowadzonego w tej sprawie śledztwa zaskakuje emocjonalna, by nie powiedzieć histeryczna, reakcja strony rządowo-prezydenckiej i sprzyjających rządowi mediów na wyjazd Anny Fotygi i Antoniego Macierewicza do Stanów Zjednoczonych.

Wizyta w USA dwójki polskich parlamentarzystów to przecież nie spotkanie na szczeblu rządowym, a tylko takie mają realne znaczenie dla stosunków międzynarodowych. Tak więc reakcja rządzących w stosunku do tego, czym w istocie jest ta wizyta, wydaje się nieadekwatna.

Jeszcze gorzej brzmią w tym kontekście słowa ministra Pawła Grasia, który w wywiadzie dla Radia Zet ocenił wyjazd Anny Fotygi i Antoniego Macierewicza jako „skandal, ocierający się wręcz o zdradę”. W swojej wypowiedzi rzecznik rządu używa też terminu „obce mocarstwo”. Jeśli USA są „obcym mocarstwem”, to najwyraźniej jest też inne, „nieobce”, czyli „nasze” mocarstwo. Pytanie, które to?

Groteskowa zdrada

Słuchając takich wypowiedzi nie sposób nie dostrzec, że są niespójne. Jeśli prośba o pomoc ociera się o zdradę, to czym jest oddanie śledztwa innemu państwu? Jak minister Graś zdefiniowałby więc to, co zrobił rząd Donalda Tuska? Aby zachować proporcje, musiałby użyć jeszcze mocniejszych słów. Niespójność, o której wspomniałem, polega też na tym, że raz się mówi, że coś jest groteskowe, a innym razem, że „ociera się o zdradę”.

Z punktu widzenia retoryki to jest balansowanie na linie. Można powiedzieć, że coś jest groźne, albo że jest niepoważne. Natomiast nie należy mówić, że coś jednocześnie jest groteskowe i ociera się o zdradę, bo taka argumentacja jest niespójna i przez to mniej wiarygodna. Trzeba wybrać jedną ze strategii retorycznych: albo bagatelizowanie, albo demonizowanie.

Opinia rządu, iż strona rosyjska właściwie prowadzi śledztwo, w zestawieniu z nowymi faktami, o których informują opinię publiczną media, wydaje się trudna do utrzymania

Równie nieadekwatna, w moim odczuciu przeskalowana, jest reakcja prof. Tomasza Nałęcza z Kancelarii Prezydenta. Słuchając jego pełnych emocji i patosu wypowiedzi na temat wizyty przedstawicieli opozycji w USA, można odnieść wrażenie, że z góry chciano zakrzyczeć możliwe jej efekty. Świadczyłoby to o jakimś strachu i niepewności ze strony rządowo-prezydenckiej. Ktoś pewny swoich racji raczej zbagatelizowałby takie działanie, niż robił z niego sensację. Tym bardziej że ta wizyta nie stanie się raczej głównym tematem w amerykańskim dyskursie publicznym. Nie byłoby tak nawet w przypadku wizyty ministra, a cóż dopiero dwójki przedstawicieli partii opozycyjnej. Tym bardziej że amerykańska administracja pod rządami Baracka Obamy stawia na ocieplenie relacji z Rosją. Tak więc prawdopodobieństwo, że Stany Zjednoczone odpowiedzą konkretnym działaniem na apel polskich parlamentarzystów, jest stosunkowo niewielkie. Jedynie nacisk ze strony polskiego rządu mógłby skłonić administrację prezydencką do podjęcia jakichś realnych działań.

Pragmatyka czy wartości

W moim przekonaniu wizyta dwojga polityków opozycji w Stanach Zjednoczonych była więc działaniem obliczonym raczej na efekty w polityce krajowej. Chodziło prawdopodobnie o to, by po raz kolejny zaakcentować w debacie społecznej kwestię katastrofy smoleńskiej i prowadzonego w jej sprawie śledztwa. Politykom Prawa i Sprawiedliwości to się zresztą udało.

Wyjazd Fotygi i Macierewicza wpisuje się w dotychczasową retorykę PiS odnośnie do wydarzeń z 10 kwietnia. Prawo i Sprawiedliwość od dawna mówi o błędach popełnionych w trakcie śledztwa, o tym, że nie jest ono dobrze prowadzone, a co za tym idzie, nie pozwoli poznać prawdziwych przyczyn katastrofy. Dla PiS ta sprawa jest fundamentalna, ponieważ według Jarosława Kaczyńskiego obnaża nieudolność rządu Donalda Tuska. Chodzi tu po pierwsze o katastrofę smoleńską, a po drugie o sposób prowadzenia śledztwa i rolę strony polskiej w tym śledztwie.

Tego rodzaju retoryka Prawa i Sprawiedliwości moim zdaniem zawęża obecnie przekaz tej partii przede wszystkim do jej twardego elektoratu. Jest w tym pewna logika, jeśli pomyślimy o wyborach samorządowych. Charakteryzuje je niska frekwencja wyborcza, co oznacza, że wygrywa ten, kto skutecznie zmobilizuje twardy elektorat, a nie ten, kto sięgnie po głosy wyborców z centrum. To zresztą dotyczy wszystkich wyborów, w których mamy do czynienia z niską frekwencją wyborczą.

W perspektywie lokalnej, krótkoterminowej takie działanie PiS jest zrozumiałe, natomiast długofalowo zawężenie przekazu jedynie do twardego elektoratu odpycha wyborców centrowych, a tym samym znacznie zmniejsza szanse na przejęcie władzy. Jednym słowem doraźnie PiS może liczyć na pewne korzyści, ale w dłuższej perspektywie takie postępowanie przyniesie tej partii więcej strat. Chyba że nie chodzi tu o polityczną pragmatykę, a o wartości – w takim wypadku podobne kalkulacje nie mają sensu. Być może ta sprawa jest po prostu ważna i trzeba o niej mówić niezależnie od tego, jaki to będzie miało wpływ na poparcie i wyniki wyborów?

Osłabiona wiarygodność

Retoryka PiS jak nietrudno się domyślić odbiega od tej, którą w sprawie katastrofy smoleńskiej prezentuje Platforma Obywatelska. Politycy tej partii, a w szczególności członkowie rządu, prezentują opinię, że śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej zmierza w dobrym kierunku i należy spokojnie czekać na jego rezultaty. Strona rządowa uważa, wręcz, że kroki, jakie podjęła strona polska, były optymalne i zgodne z interesem naszego państwa. Dlatego starają się przekonać opinię publiczną, że należy zajmować się teraz czymś innym. W interesie rządu jest więc skupiać się na takich obszarach jak modernizacja, budowa dróg czy mostów. Jednym słowem uznać sprawę katastrofy smoleńskiej za załatwioną.

Problem w tym, że opinia rządu, iż strona rosyjska właściwie prowadzi śledztwo w zestawieniu z nowymi faktami, o których informują opinię publiczną media, wydaje się trudna do utrzymania. Doniesienia o tym, że w kilka miesięcy 10 kwietnia znajdowano na terenie katastrofy szczątki ludzkich ciał, że Rosjanie zniszczyli wrak, osłabiają wiarygodność rządowej wersji przebiegu śledztwa. Takie fakty stara się wykorzystać opozycja, której zależy na eksponowaniu tematu katastrofy.

Jak widać, spór o ocenę wydarzeń po 10 kwietnia skutecznie dzieli PiS i PO. W moim odczuciu w polskiej debacie politycznej funkcjonują trzy warstwy sporne na temat katastrofy smoleńskiej. Pierwsza dotyczy tego, czy po 10 kwietnia państwo polskie wywiązało się ze swoich obowiązków i zrobiło wszystko, co mogło w sprawie śledztwa.

Drugi element sporu dotyczy tego, jak prowadzone jest śledztwo i czy dotychczasowe działania prognozują, że uda się coś wyjaśnić, czy też nie.

Wreszcie trzeci element sporny dotyczy tego, czy temat katastrofy smoleńskiej i prowadzone śledztwa powinien być w centrum debaty publicznej w Polsce.

Wypowiadając się na ten temat politycy powinni wziąć pod uwagę, jak prezentowaną przez nich w tej sprawie argumentację odbiera opinia publiczna. Jednym słowem, czy Polacy uznają tę kwestię za priorytetową, czy też nie. W moim odczuciu Polacy oczekują teraz raczej postępów w modernizacji kraju, niż dyskusji na temat wydarzeń po 10 kwietnia. Obecnie dla większości ważniejsze są chyba drogi i stadiony na Euro 2012, niż skupianie się na kwestii smoleńskiej. Tak można wnioskować z badań opinii publicznej, z poparcia dla głównych partii.

Przeczą oficjalnej wersji

Nie zmienia to faktu, że są Polacy, dla których ta sprawa ma podstawowe znaczenie i powinna znaleźć się w centrum debaty. Jest też część, dla której wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej jest ważne, ale nie tak, by odwracało uwagę od rozwiązywania poważniejszych problemów w państwie.

Być może opinia publiczna bardziej krytycznie oceniałaby skuteczność rządu w sprawie prowadzonego śledztwa, gdyby rodziny ofiar mówiły jednym głosem. Tymczasem podziały w tym środowisku powodują, że z tej strony płynie niejednolity przekaz. Pokazała to pielgrzymka do Smoleńska pod patronatem pani prezydentowej. Podziały wśród rodzin ofiar powodują, że wśród różnych głosów, które płyną z tej strony, każdy słyszy to, co chce usłyszeć.

Niejednolity głos rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej powoduje, że na ocenę wydarzeń z 10 kwietnia wpływają przede wszystkim ujawniane stale fakty. Znalezienie szczątków ofiar, zniszczenie dowodów w postaci piłowania wraku, istnienie kilku wersji kopii czarnych skrzynek, wreszcie zawłaszczenie przez Rosjan przedmiotów należących do polskiego państwa (pistolety BOR-owców, telefony, sama czarna skrzynka), ograniczanie Polakom dostępu do akt – to koronne argumenty, które przeczą rozpowszechnionej oficjalnie wersji i osłabiają argumentację strony rządowej, wzmacniając tym samym krytyczną ocenę śledztwa prezentowaną przez PiS.

—not.

Dr Marek Kochan jest wykładowcą retoryki i erystyki w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, autorem książek "Slogany w reklamie i w polityce" oraz "Pojedynek na słowa. Techniki erystyczne w publicznych sporach"

Rzeczpospolita