Liberalizm czy Naród
Wpisał: Przemysław Załuska   
02.12.2019.

Liberalizm czy Naród



Przemysław Załuska 30.11.2019


W swoich ostatnich wystąpieniach przedstawiciele Konfederacji, a w szczególności Ruchu Narodowego, zajmują jednoznaczne stanowisko sprzeciwu wobec polityki masowej imigracji de facto prowadzonej przez rząd PIS. Co więcej, krytykują też manierę myślową – zaczerpniętą ze skarbnicy dogmatyzmu liberalnego – stawiania interesu lobbystów gospodarczych ponad długotrwałe i żywotne interesy narodu. Szczególnie mocno zostało to wyartykułowane w ostatnim wywiadzie posła Krzysztofa Bosaka (RZECZoPOLITYCE 27.11.2019).

Napięcie i konflikt pomiędzy myśleniem o państwie i narodzie w kategoriach chrześcijańskich czy narodowych z jednej strony, a liberalnych z drugiej, są jak najbardziej rzeczywiste. Trudno wręcz pojąć, że jak dotąd te fundamentalne sprzeczności liderom Konfederacji udawało się w ogóle godzić. Może dobrze się stało, że różnice te w końcu stają się widoczne, może czas, by się nad nimi pochylić. Szczególnie odnosi się to właśnie do Konfederacji, która łącząc dogmatyków liberalizmu z narodowcami czy osobami przywiązanymi do wartości chrześcijańskich także w życiu społecznym, w istocie stara się połączyć ogień i wodę.

Redaktor Stanisław Michalkiewicz, stojąc na nieubłaganym gruncie dogmatów liberalnych, zwykł mawiać, iż mamy w Polsce do czynienia z socjalistami bezbożnymi i socjalistami pobożnymi. W ten sposób, przyklejając im łatkę „socjalistów”, stara się zdyskredytować wszystkich nie uznających bezwzględnego prymatu interesu ekonomicznego w życiu społecznym i narodowym.

Wydaj się, że bardziej trafna jest jednak inna diagnoza: mamy w Polsce na scenie politycznej wyznawców Mamony lewicujących i tych prawicowych. Jedni i drudzy operują zachwianym systemem wartości i prowadzą naród na manowce. Idea narodowa oraz chrześcijańska wizja społeczeństwa nie dają się pogodzić z liberalnym, dogmatycznie wolnorynkowym podejściem. Jest to mariaż nienaturalny i bezpłodny.

Jednym z pól, gdzie w sposób najjaskrawszy występują sprzeczność pomiędzy myśleniem o narodzie w kategoriach chrześcijańskich jako o wspólnocie, a podejściem liberalnym, postrzegającym w życiu społecznym jedynie jednostki kierowane interesem ekonomicznym, jest debata o imigracji.

Do niedawna wydawało się, że zagadnienie masowej migracji dotyczy innych krajów, dziś to Polska bije światowe rekordy w ilości przyjmowanych imigrantów. Analiza ekonomicznych skutków imigracji pokazuje, że nie jest ona pomocna dla faktycznego zwiększenia poziomu życia rdzennych mieszkańców, nie jest też żadnym panaceum na „problemy rynku pracy”. (Szczegółowa analiza w książce „21 milionów. Dwie drogi dla Polski”). Z drugiej strony, problemy związane z masową imigracją, dzięki doświadczeniom krajów które otworzyły się na nią dekady temu, są jaskrawo widoczne.

Załóżmy jednak hipotetycznie, że istnieją obok kosztów także namacalne ekonomiczne korzyści z masowej imigracji. Czemu jednak argumenty o wzroście PKB o pojedyncze punkty procentowe, o marginalnym zwiększeniu bieżących wpływów do ZUS, itp. miałyby być decydujące i ważniejsze niż kwestie tak fundamentalne dla narodu i państwa jak nieodwracalna w swej istocie zmiana samej tkanki narodowej i kulturowej kraju?

W naszym osobistym czy rodzinnym życiu wartości ekonomiczne, choć zajmują nas, pochłaniają uwagę i czas, wiele razy ustępują wartościom od nich ważniejszym takim jak kwestie naszego życia i zdrowia czy poczucia bezpieczeństwa. Podobnie, z pewnością, dzieje się także w wypadku nawet najbardziej zatwardziałych wyznawców dogmatów wolnego rynku. Czemu zatem w życiu społecznym mamy tracić tę perspektywę, wyczucie właściwej hierarchii tego co ważne, a co jeszcze ważniejsze? Jaka racja przemawia za tym, by jakaś (iluzoryczna zresztą) marginalna korzyść ekonomiczna, miała być stawiana ponad wartości takie jak chociażby ochrona tożsamości narodowej czy sprawy bezpieczeństwa publicznego, bezpieczeństwa osobistego każdego z nas? Czemu, w końcu, zachowanie dogmatu o nieingerowaniu państwa w sprawy rynku miałoby przeszkodzić w ratowaniu narodu gdyby masowa, niekontrolowana imigracja zagrażała samemu jego istnieniu? Niegdyś wicepremier Goryszewski stwierdził, iż dla Polski ważniejsze od dobrobytu jest to by pozostała katolicka. Jakże z niego szydzono; oto fanatyk! Dziś liberałowie mówią nam: jeśli ludzie przyjeżdżają tu za pracą to tylko to się liczy: wpuszczać ich bez ograniczeń bo najgorsze zło to ingerencja państwa.

Oto dopiero dogmatyzm: niech przyjedzie do nas 10, 20, 50 milionów ludzi innych kultur, wyznań, narodowości, niech naród zginie, byleby zachować dogmat liberalny! Oto fanatyczna i niebezpieczna wiara, oto dogmatyzm.

Argumenty za masową imigracją; ekonomiczne, fiskalne, odwołujące się do ubogacenia kulturowego są puste, fałszywe. Należy je demaskować i zbijać. Trzeba tę wielką debatę wygrać, bo oto prowadzi się miliony myślących zdroworozsądkowo, widzących zagrożenia płynące z masowej imigracji Polaków na intelektualne manowce, tworząc opary w których mają zagubić najpierw siebie, a potem zgubić swoją ojczyznę. Firmy czerpiące korzyści ze sprowadzania zagranicznych pracowników, najemnicy mających podejrzane uwikłania fundacji, mainstreamowi eksperci, którzy jak dotąd nie kierowali się narodowym interesem – oni wszyscy mydlić nam będą oczy, rozmiękczać nasz opór, przekonywać, że tylko nam się wydaje, że istnieją ujemne strony imigracji, że otwarcie granic to pomysł na ziemski raj.

Tym niemniej, demaskując owe fałszywe teorie o rzekomych korzyściach z masowy transferów ludności, należy też pójść krok dalej i odrzucić także fałszywe dogmaty liberalizmu, które są ich ideową podbudową. Prowadzą one bowiem w życiu społecznym nie tylko na manowce, ale po prostu do katastrofy. Nie można bowiem dwóm panom służyć: oddawać hołdu Mamonie i jednocześnie patrzeć na sprawy Narodu i Ojczyzny z miłością.

Przemysław Załuska
ekonomista, autor książki „21 milionów. Dwie drogi dla Polski”
Strona książki: www.21milionow.pl

==============================

mail: 

 rozmawiałem z czołowym specjalistą od demogafii.  Skorygował co do Ukraińców: "Ten Pan się myli, że milion czy trzy miliony to problem. I pól miliona to za dużo i będą z tego wielkie problemy biorąc pod uwagę ich antypolonizm!"  


Zmieniony ( 11.12.2019. )