Dwie drogi
Wpisał: Przemysław Załuska   
07.12.2019.
 Dwie drogi

Przemysław Załuska   www.21milionow.p

 

(fragment rozdziału z książki „21 milionów”)


Wybór, przed którym naród polski stoi, jest bardzo prosty. Opcja pierwsza, która jest nam zewsząd narzucana, to dramatyczne rozcieńczenie polskiego genotypu poprzez osłabienie więzi narodowej, wspólnoty kulturowej i rasowej poprzez masową imigrację i politykę otwartych drzwi. Opcja druga, prezentowana w niniejszej pracy, to zachowanie tożsamości etnicznej, rasowej, kulturowej kraju poprzez akceptację spadku populacji ze wszystkimi tego konsekwencjami i aktywne przeciwdziałanie masowej imigracji. A w tym samym czasie usilna praca nad przebudową społeczną, która umożliwi powrót do sytuacji, gdy następuje zastępowalność pokoleń.

W życiu narodów zdarzają się okresy świetności i upadku, są chwile tryumfu i klęski. Polacy jako naród tracili suwerenność państwową, ale zdołali zawsze przetrwać jako wspólnota narodowa. Było to możliwe tylko dlatego, że nie poddali się wymieszaniu i asymilacji z najeźdźcami, zaborcami, okupantami. Przetrwanie polskiego jądra narodowego jest jedyną gwarancją trwania Polski, gwarancją przetrwania każdego z nas, naszych rodzin i potomków, naszej kultury i tradycji.

Za czasów państwa pierwszych Piastów Polska istniała w granicach zbliżonych do obecnych (od Odry do Bugu, od Tatr do Morza Bałtyckiego) i liczyła zaledwie około jednego miliona mieszkańców. Z tej garstki praprzodków wyrosło czterdzieści pokoleń Polaków. My wszyscy się z nich wywodzimy. W czasach największej świetności w Rzeczpospolitej szlacheckiej mieszkało 4–5 milionów Polaków. Trzy pokolenia naszych pradziadków, dziadków i rodziców wychodziły z klęski II wojny światowej w 1946 roku, licząc niecałe 24 miliony. Potrafili podźwignąć Warszawę ze zgliszczy i odbudować tysiące wsi i miasteczek, stworzyli podwaliny przemysłu ciężkiego i zelektryfikowali kraj.

Może się zdarzyć tak, że spełnią się czarne prognozy i w ciągu jednego życia ludzkiego, do roku 2100, pozostanie nas tylko 21 milionów, czyli połowa obecnej liczby. Autor nie uprawia tutaj czarnowidztwa, gdyż w porównaniu z obecną sytuacją i trendami rozwojowymi jest to i tak szacunek zawyżony. Jeśli jednak te 21 milionów zachowa swą polską tożsamość i będą oni do nas fizycznie, intelektualnie i duchowo podobni, jeśli będą w zdecydowanej większości naszymi potomkami, to jako naród i wspólnota przetrwamy, a wraz z nami przetrwa też unikalny, szczególny rodzaj biologicznej, społecznej, kulturowej odmiany rodzaju ludzkiego, który można nazwać polskością. Praca, poświęcenie, przelana krew naszych przodków nie pójdą wtedy na marne. I nie zostanie zmarnowana praca naszych rodziców i nasza własna.

Jaka jest alternatywa? Jest nią śmierć narodu. Demografowie przewidują, że za 40 lat Niemcy staną się mniejszością we własnym kraju. Czterdzieści lat to długi okres w życiu jednostki, ale w skali historii i narodu jest to zaledwie chwilka. Podobnie może być z nami.

Zamiast Polski liczącej 21 milionów, możemy mieć w 2100 roku 40 albo i 60 milionów mieszkańców, gdyż chętnych do przyjazdu do naszego kraju zapewne nie zabraknie. Ale Polska nie będzie już przypominać obecnej Polski, ale obecne kraje afrykańskie, jeśli na przykład otworzymy drzwi dla imigrantów z tamtego rejonu. Będą do nas przyjeżdżać aż do momentu, gdy nie będzie to miało więcej sensu, bo przekształcimy się w drugą Afrykę. Mieliśmy już hasło „budowania drugiej Japonii”, rzucone przez wybitnego wodza, który w pojedynkę obalił komunizm, i „drugiej Irlandii”, proponowane przez „króla Europy”. Wiele wskazuje na to, że promotorzy masowej imigracji faktycznie lansują hasła budowy „drugiej Nigerii” lub „drugiej Etiopii” nad Wisłą.

Przy takim obrocie wydarzeń Polska pozostanie wprawdzie przez jakiś czas jako byt polityczny, będzie istnieć jako samodzielne państwo lub jako prowincja Unii Afro-Europejskiej czy Europejskiego Kalifatu. Może ostaną się nazwy geograficzne „Wisła” czy „Warszawa”, ale ulice wypełnią ludzie nie tylko nieczujący związku z naszą historią, ale najprawdopodobniej wrogo do nas samych i naszego dziedzictwa ustosunkowani. Kopernik, Jan III Sobieski, Kościuszko będą dla nich tak samo egzotyczni jak dla nas Tutenchamon.

A jeśli obrócimy się w państwo muzułmańskie, to przyjdzie w ogóle zapomnieć o tych „niewiernych psach”, a ich pomniki zostaną zburzone, jak ten poświęcony Janowi III Sobieskiemu, który już dzisiaj jest solą w oku muzułmańskiej społeczności Wiednia. Wyobraźmy sobie Rynek Główny w Krakowie, nad którym góruje wielki Meczet Mariacki, a zamiast hejnału mamy nawoływania muezzina, a na płycie rynku dominują kobiety, ubrane w stroje jak z laboratorium ze śmiertelnym wirusami, drepczące za swymi czarnoskórymi panami. A w samym Krakowie, podobnie jak w Afryce i krajach arabskich, przemoc, gwałty, publiczne obcinanie rąk za kradzież zgodne z prawem szarijatu. A w całym kraju bieda, zacofanie i okrutne prześladowanie chrześcijan. Czy takim kosztem chcielibyśmy kupić zachowanie 40-milionowej populacji? Książka ta powstała z przekonania, że nie jest to wizja porywająca. Wielu z nas roku 2100 zapewne nie doczeka, ale mamy przecież dzieci i wnuki. Czy moglibyśmy im aż tak źle życzyć? Czy „po nas choćby potop”? […]


Działanie trzeba podjąć natychmiast. Dokonajmy wyboru na rzecz przetrwania nas samych już dziś i twardo brońmy siebie, naszych rodzin i przyszłości naszych dzieci. Naród i „patriotyzm” to nie żadne abstrakcje ani rojenia nacjonalistów. Ocalenie naszej wspólnoty narodowej, a mogą to zrobić tylko ludzie kierujący się patriotyzmem, leży w naszym najlepiej pojętym osobistym interesie. Polska jest wielką rodziną rodzin, a w naszych burzliwych czasach, gdy zagrożone upadkiem i starciem z powierzchni ziemi są państwa potężniejsze i narody starsze od naszego – musimy trzymać się razem. Na tej naszej niewielkiej łodzi, która ma na burcie wypisane „Polska”, podawajmy dłoń tym, co wypadli za burtę, i wylewajmy wodę, gdy będzie nas zalewać kolejna fala; solidarnie wiosłujmy, dzielmy to, co mamy uczciwie wypracowane, i módlmy się o wybawienie, bo są sprawy, które zależą od człowieka, ale są też i takie, które zależą tylko od Opatrzności.

Jeśli Bóg zechce, to wyjdziemy z tej okrutnej opresji, co do której jest jasne, że nadchodzi.

Zmieniony ( 08.12.2019. )