o, już setny wariat jedzie pod prąd...
Wpisał: Izabela Falzmannowa   
27.11.2010.

o, już setny wariat jedzie pod prąd...

Izabela Falzmannowa

            Spotkałam na Hożej kolegę, dobrego fizyka, od którego chciałam się dowiedzieć, co sądzi na temat różnych, czysto fizycznych aspektów smoleńskiej katastrofy. Jak to jest możliwe, że samolot ścinając wątłe drzewko wykonał przed uderzeniem w ziemię półobrót?  Jaka jest długość skrzydła, czy czasem nie powyżej 10 metrów, które podobno dzieliło samolot od ziemi w ostatniej fazie lotu?

            Fizycy nie umykają na ogół od pytań i zajmują się rzeczami, o które nikt by ich nie podejrzewał. Krzysztof Ernst poza fizyką cząsteczkową, zajmował się na przykład teorią zabawek, sportu i skoków na linie. W Postępach Fizyki z 2004 można znaleźć popularną wersję teorii strzału ze zwykłego bata (pełny opis tego zjawiska jest dość skomplikowany matematycznie). Nie bałam się więc zarzutu, że zadaję głupie pytania. Zresztą jak powiedział Einstein- nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi.

            Kolega potraktował mnie jednak jak osobę chorą. Popatrzył na mnie z troską i powiedział: to tylko emocje, to przejdzie. Czekałam, że powie: oddychaj głęboko. Ani słowa na temat meritum sprawy.

            Inny kolega, ekspert od katastrof lotniczych, oświadczył, że bez dostępu do czarnych skrzynek poważny fachowiec nie powie ani słowa. A ponieważ skrzynek nie ma i nie będzie dla niego sprawa jest zakończona.

            Czy fakt, że nie ma tych skrzynek nie jest dowodem pośrednim?- zapytałam.

Przecież, jeżeli ojciec usiłuje dowiedzieć się od Jasia czy Jaś pali papierosy, a Jaś wygłasza przemówienie na temat niedopuszczalności kontrolowania kieszeni dzieci, sprawa jest jasna i wcale nie trzeba do tych kieszeni zaglądać.

            Kolega oświadczył z rozdrażnieniem, że zajmuje się katastrofami a nie polityką i psychologią dziecięcą i szybko zakończył rozmowę.

            Spytałam również prawnika, czy wyobraża sobie taką sytuację, że policja przesłuchuje osobno dwóch podejrzanych, aby nie mogli mataczyć, czyli uzgadniać zeznań, a po upływie pół roku nie tylko przyjmuje nowe, uzgodnione już przez nich zeznania, lecz każe wykreślić te pierwsze z protokołu i uznaje je za nieistniejące?.

            Jak jest możliwe, że unieważniono pierwszą wersję zeznań obsługi lotniska i pozwolono im uzgodnić następne zeznania, dopasowując je do wygodnej dla śledztwa hipotezy? Dlaczego prawnicy na to nie reagują?.

            Znajomy zaczął mi opowiadać o sądzie amerykańskim, w którym to sądzie procedura jest ważniejsza od nagich faktów i często trzeba zapomnieć o zdobytych nieformalnie dowodach.

            Zaczynam się czuć jak kobieta jadąca autostradą, która mówi: o już setny wariat jedzie pod prąd.