Czy kogoś, kto przegonił swoją duszę, można nazwać "bezdusznym" ? | |
Wpisał: Br. Tadeusz Ruciński FSC | |
26.01.2020. | |
Czy kogoś, kto przegonił swoją duszę, można nazwać "bezdusznym" ?Br. Tadeusz Ruciński FSC Kiedyś, jakiś rolnik, odpoczywając w południe w czas żniw, ujrzał galopującego na koniu jeźdźca. Zaraz potem znowu tego samego, tylko w inną stronę… – Dokąd tak pędzisz? – zawołał. Jeździec nawet nie przystanął, tylko przez ramię krzyknął: „Mnie pytasz? Zapytaj o to mojego konia!”. I pogalopował jakby wiatr go gonił. *** Opowiadał pewien ksiądz, który przyleciał z Polski do Kenii, by zastąpić tam zmarłego nagle misjonarza w odległej murzyńskiej wiosce. Miał ze sobą sporo tobołów, więc wyszło po niego z wioski kilku tragarzy katechumenów. Wyruszyli ścieżką w górę. Przybysz, jak typowy człowiek Zachodu, chciał dotrzeć do celu jak najprędzej, więc spoglądał na zegarek i wyraźnie przyspieszał. Szli już dość długo forsownym marszem. W pewnym momencie tragarze zatrzymali się, zrzucili toboły, usiedli na nich i ani myśleli iść dalej. Ksiądz pomyślał, że chodzi o zapłatę, ale nie… Siedzieli nieruchomo, jak głazy. Na pytanie księdza najstarszy z nich odpowiedział: „Ojcze, za szybko pędzimy. Przegoniliśmy nasze dusze. Będziemy więc tyle tu siedzieli, aż one nas dogonią”. – Jak to? – zapytał ksiądz. – A teraz to co w sobie macie? Bez duszy jesteście? – dodał. – Ojcze – powiedział tamten – jak dusza nie nadąża za człowiekiem, to wchodzą tam: duch wiatru, duch pustki i duch śpiączki, I człowiek już nie jest swój – tłumaczył. I siedzieli tam z godzinę, aż nagle tamci zerwali się i ruszyli ze zdwojoną siłą i ze śpiewem. Opowiadający ksiądz rzekł: „Wciąż wracają do mnie te duchy pustki, wiatru i śpiączki, gdy odkrywam, że mnie w sobie brak”. *** Coraz bardziej „wiatr nami miota, nie możemy sobie znaleźć miejsca i nie mamy korzeni” (jak powiedział kwiat na pustyni do Małego Księcia). I tak jest, że pożeramy przestrzeń i czas, pędzimy, by zobaczyć, gdzie nas jeszcze nie ma. A nasze dusze w tym biegu już nas dopędzić nie mogą… Stąd potem pustka i hulanie demonów po naszych pustych przestrzeniach, jak po nie zamieszkałych zamkach... Człowiek to ponoć „homo viator” - ale to nie pielgrzym, tylko pospieszny włóczęga, który siebie samego szuka tam, gdzie siebie nie zgubił. Przebywa w końcu... wszędzie i nigdzie. Taki kochać nie potrafi i nie może, bo miłość to zakorzenianie się w sobie, w siebie wzajemnie, w miejsce, w czas... Na to trzeba dać czasowi czas! *** – A co to jest czas? – zapytała mnie jedna mała. – To upływające krople życia – odpowiedziałem. Na to mała: „To dlaczego ludzie zabijają czas? Może nie chcą żyć? Szkoda mi ich…” *** – Gdzie więc jesteś, gdy ciebie w tobie nie ma? Kiedy było ci naprawdę dobrze ze sobą samym, przez dłuższy czas, w zupełnej ciszy, bez uciekania dokądkolwiek i w cokolwiek? – zapytałem kogoś niezmiernie ruchliwego i aktywnego, kto co i raz stwierdzał: nie wiem, co się ze mną dzieje... Popatrzył trochę nieprzytomnie i mruknął: „Kiedyś, gdy skończę to wszystko, co zacząłem, to osiądę gdzieś spokojnie i poszukam siebie, a teraz, wybacz, muszę pędzić, bo powinienem być jeszcze tam, tam i jeszcze tam...”. *** Nie wiem jednak, kto tam popędził naprawdę – on sam, czy duch pośpiechu, niepokoju, pustki… w nim. Śmiem wątpić w to, że on kiedykolwiek i gdziekolwiek osiądzie i naprawdę odnajdzie siebie w sobie. Czy kogoś, kto przegonił swoją duszę, można nazwać „bezdusznym”? Nie wiem, ale może bardziej: „bezmyślnym” czy „bezwolnym”. Bo jest coś w tym, że spotykając się w pośpiechu – odchodzimy, jakbyśmy się nie spotkali; rozmawiając ze sobą – jakbyśmy nie rozmawiali; żyjąc tak szybko i gwałtownie – jakbyśmy nie żyli. Szkoda mi nas… |
|
Zmieniony ( 26.01.2020. ) |