Ormowcy - morozowcy
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
08.02.2020.

Ormowcy - morozowcy

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4632

Felieton  •  tygodnik „Najwyższy Czas!”  •  8 lutego 2020

Porucznikiem byłem pod Beliną. Gdyby się tak o tym dowiedzieli, to by pewno z posady wyleli. Et, po diabła mi grzebać w pamięci. Szczeniakami dziś rząd, jak chce, kręci. Coś usłyszy taki, zaraz leci, żeby tego... prawda... do Bezpieki. Tobie wierzę. Były, chłopcze, czasy. Pamiętają szablę wujka Żydzi i Rusini... byki, panie, krase. Milczy chłopiec... Chłopiec nienawidzi” - pisał Anrzej Bursa w wierszu o wujku Teofilu. To i tak jeszcze dobrze, że tylko „milczy”, chociaż „nienawidzi”.

Teraz nienawiść jest znienawidzona, więc prawidłowo wytresowani chłopcy i dziewczęta nie „milczą”, tylko zaraz biegną do „bezpieki”, to znaczy – do „Nigdy więcej”, albo do Stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita, do najbliższego posterunku „Gazety Wyborczej”, a w ostateczności – do uniwersyteckiego politruka, który też powinność swej służby rozumie, niczym policmajster z opowiadania Telimeny – a w ostatniej, jak to się mówi, instancji, sprawę przejmują niezawisłe sądy i sypią piękne wyroki, zabraniając wypowiadania niektórych zaklęć.

Jak tak dalej pójdzie, to kto wie, czy nie powtórzy się historia o królu Midasie i pastuszku, który przypadkowo podejrzał, że król ma ośle uszy. Ponieważ wprowadzona właśnie cenzura i surowe prawa ochrony danych osobowych zabraniały rozgłaszania takich rewelacji, zdesperowany pastuszek wygrzebał dołek w ziemi i temu dołkowi powierzył tajemnicę. I co Państwo powiecie? Nie minęła godzina, a już powtarzały to trawy, zioła, krzewy i drzewa, wobec których żadna tresura nie jest skuteczna i które nic sobie nie robią z orzeczeń niezawisłych sądów. Zresztą te całe sądy też nie są takie same. Jedne są niezawisłe, ale drugie są jeszcze niezawiślejsze. Można się o tym przekonać z publikacji poznańskiej komendy „Gazety Wyborczej”, że w sprawie kasacji wyroku zasadzającego milion złotych zadośćuczynienia od zakonu chrystusowców, zmieniony został wyznaczony poprzednio skład Sądu Najwyższego. Okazało się bowiem, że ci niezawiśli sędziowie są „związani z Kościołem”. Z kim są „związani” ci nowi, niezawiślejsi? Tajemnica to wielka, więc jesteśmy skazani na domysły, ale skoro już jesteśmy skazani, to nie żałujmy sobie i się domyślajmy. Co stoi na przeciwległym do Kościoła biegunie? Ano, przeciwległa jest partia, a jeszcze bardziej przeciwleglejsza jest bezpieka. Skoro tedy w latach 90-tych Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego przeprowadziła operację werbowania konfidentów wśród niezawisłych sędziów pod kryptonimem „Temida”, to jasne, że muszą być sędziowie niezawiślejsi od innych, podobnie jak w „Folwarku zwierzęcym” jedne zwierzęta były równiejsze od drugich.

Wróćmy jednak a nos moutons, wytresowanych na podobieństwo czworonożnych artystów cyrkowych. Oto na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu wszczęte zostało postępowanie wobec prof. Aleksandra Nalaskowskiego, który dopuścił się myślozbrodni przeciwko sodomitom, krytykując ich agresywną i nachalną retorykę. Podający się za „reporterów” z programu „Alarm” ormowcy donieśli do władz uczelni, a te od razu profesora Nalaskowskiego „zawiesiły”. Początkowo wyglądało to groźnie, ale zakończyło się wesołym oberkiem, ponieważ środowiska którym sodomici specjalnie nie imponują, stanęły w obronie zawieszonego. Toteż rektor uniwersytetu, prof. Andrzej Tretyn go „odwiesił”, doradzając jednak większą „roztropność”.

Dokładnie tak samo radziła mi przemiła Pani z australijskiej straży granicznej, kiedy już po odbytym przesłuchaniu wypuszczała mnie z pokoju, w którym nie byłem „aresztowany”, tylko tak sobie siedziałem. W tym przypadku „roztropność” polegać miała na przestrzeganiu „ostrożności” w wypowiedziach na temat „mniejszości”. Ujęty szczerością miłej Pani powiedziałem, że to może być trudne, bo o ile mi wiadomo, idioci, złodzieje, bandyci i inni szubrawcy są jednak w mniejszości.

O ile jednak przypadek pana prof. Nalaskowskiego zakończył się wesołym oberkiem – oczywiście „wesołym” jak na czas żałoby, bo „postępowanie” podobnież dalej się toczy, to przypadek pani prof. Ewa Budzyńska postanowiła odejść z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Poszło o to, ze ormowcy z legitymacjami studenckimi donieśli na nią, iż dopuściła się „homofobii” oraz „nietolerancji”, ponieważ na wykładzie z socjologii poinformowała studentów o chrześcijańskiej koncepcji rodziny. Jak można się domyślać, ormowcy z indeksami wcale nie chcą się dowiadywać o żadnych koncepcjach odmiennych od tych, w których zostali przez pana redaktora Michnika i jego trzódkę wytresowani. Nie tylko nie chcą się dowiadywać, ale pragną nie dopuścić do tego, by na uniwersytecie pojawiały się inne piosenki, niż te, które oni znają. Ormowiec pełniący na tym uniwersytecie funkcję rzecznika dyscyplinarnego zasugerował ukaranie jej „naganą”, by w ten sposób zadośćuczynić „prewencji ogólnej i szczególnej”. Nietrudno się domyślić, że pod tymi napuszonymi, pseudonaukowymi nazwami kryje się znana z czasów pierwszej komuny stara, poczciwa cenzura. Toteż pani prof. Budzyńska, w proteście przeciwko forsowaniu cenzury w społeczności akademickiej, strząsnęła pył z sandałów i opuściła Uniwersytet Śląski w Katowicach.

Jeśli takie sytuacje będą się tam powtarzały, to chyba pani minister Gowin będzie musiał złożyć w Sejmie projekt ustawy o zmianie nazwy tej uczelni, bo do nazwy „uniwersytet” cenzura pasuje niczym siodło do krowy – jak mawiał wybitny klasyk demokracji Józef Stalin. Żeby tedy zadośćuczynić demokracji, warto by ogłosić jakiś ludowy konkurs na nową nazwę uniwersytetu w Katowicach, które w swojej historii nazywane były już „Stalinogrodem”. Osobiście proponuję nazwę „Wyższa Szkoła Pedagogiczna”, która z jednej strony oddaje rangę uczelni, ale z drugiej – określa charakter przekazywanych tam mądrości etapu, w postaci logiki, ale logiki osobliwej, bo podporządkowanej jednak potrzebom sodomii i gomorii. Jestem pewien, że dyplomy wydane przez uczelnię o takiej nazwie będą cieszyły się ogromnym uznaniem w agencjach towarzyskich i podobnych im przedsiębiorstwach rozrywkowych.

Kolejnego przykładu dostarczają opinie kolportowane przez kolejne generacje ubeckich i partyjnych dynastii na temat „żołnierzy wyklętych” - że „bandyci” i „kolaboranci”. Na tym przykładzie widać, że historyczny naród polski od 1944 roku musi dzielić terytorium państwowe z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą, która nie tylko reprodukuje się w kolejnych pokoleniach wspomnianych dynastii, ale ze spermą ojców i z mlekiem matek - dziedziczy też system wartości. Warto zwrócić uwagę, że dynastie doznają potężnego wsparcia ze strony środowisk żydowskich, które w eksterminacji historycznego narodu polskiego położyły wielkie i niezapomniane zasługi, a w wielu przypadkach zdobywały również pozycję materialną, w miarę liczby zrywanych paznokci „wrogów ludu”.

Jak tedy w proroczej wizji trafnie przewidywał Andrzej Bursa, jeśli nie położony zostanie kres panoszeniu się żydokomuny, która poczyna sobie coraz zuchwalej, jeśli uda się jej zakneblować dyskurs publiczny i uczelnie, to grozi nam zerwanie ciągłości pokoleniowej, mimo rozmaitych przeciwności i sporów, utrzymywanej przez ponad tysiąc lat historycznej państwowości.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Zmieniony ( 08.02.2020. )