Udręka karpi, czyli krótki tekst o ekologizmie
Wpisał: Marcin Halaś   
08.02.2020.

Udręka karpi, czyli krótki tekst o ekologizmie

Marcin Halaś https://warszawskagazeta.pl/felietony/kroniki-tygodniowe/item/6780-udreka-karpi-czyli-krotki-tekst-o-ekologizmie



Od kilku lat obserwujemy wzmożenie lewactwa „na odcinku walki o prawa zwierząt”. O prawo karpi do życia najgoręcej upominają się te baby, które równocześnie chcą niczym nieskrępowanej możliwości zabijania dzieci nienarodzonych, zaś „adoptują” pszczoły te kobiety, które bez najmniejszego poczucia niestosowności opowiadają w mediach o tym, jak dokonały aborcji z powodu posiadania zbyt małego mieszkania.

======================

Jednak nie o generaliach chciałbym pisać, lecz o konkretnych przypadkach, czyli o skretynieniu, do jakiego doprowadziły działania lewactwa. Od lat przed Bożym Narodzeniem nabywam karpie, preferując zakup żywych ryb. Po pierwsze – jest to gwarancja ich świeżości, po drugie do celów kulinarnych potrzebna mi jest ryba nieoczyszczona, a nie filety, gdyż aby przyrządzić kanonicznego karpia w szarym sosie lub po żydowsku należy gotować także pęcherze pławne oraz zawarty w jamie brzusznej tłuszcz. Dawno temu zrezygnowaliśmy z karpi pływających w wannie – wszak kłopotów z zaopatrzeniem już nie ma i nie trzeba kupować ryb tydzień przed świętami. Dlatego, żeby z rybami obchodzić się jak najbardziej humanitarnie, zawsze prosiłem o ich zabicie zaraz po zakupie. Ale na pobliskim targowisku, gdzie w zeszłych roku kupowałem ryby, prosząc od razu o zabicie i odcięcie głów – straganu już nie ma. Być może właściciel stoiska zrezygnował, słysząc o wyroku skazującym, jaki zapadł w sprawie sprzedawcy oskarżonego o zabijanie ryb na targu.

Chcąc nie chcąc, wybrałem się do marketu jednej z popularnych sieci. Karpie były i cieszyły oko. Przynajmniej dopóki pływały w basenie. Potem trafiały do plastikowych toreb i szamotały się w nich, leżąc w wózkach w kolejce do kas, a potem w dalszym transporcie. Jestem wędkarzem, nie lubię takiego przedłużania agonii ryb, więc poprosiłem sprzedawcę o ich zabicie. Usłyszałem, że z powodu przepisów nie może tego uczynić. Zaproponowałem, że zrobię to sam – oczywiście również nie pozwolono mi. Każda ryba została więc żywa włożona w jakąś bezsensowną plastikową kratkę („ożebrowanie”), a następnie do osobnego foliowego worka. Karpie szamotały się w kolejce do kasy. Potem szamotały się i wolno zdychały jeszcze w bagażnikach samochodów. Te, które kupiłem, nie były narażone na tak wolną śmierć – zaraz po wyjściu z marketu udałem się za pobliskie drzewa i ogłuszyłem karpie specjalnie do tego celu przywiezionym tłuczkiem.

A jeszcze kilka lat temu studenci przed świętami mogli zatrudnić się w markecie, aby dorobić na stanowisku: ogłuszacz ryb. Obok namiotu, pod którym je sprzedawano, budowano parawan, za którym na życzenie klientów ogłuszano ryby. Dopiero potem wędrowały one na wagę i do toreb.

Zakaz zabijania karpi w markecie uchwalony został pod naciskiem lewackich ekologów, tego samego sortu co ci, którzy doprowadzili do zakazu wyrębu zainfekowanych kornikiem świerków w Puszczy Białowieskiej. W rezultacie agonia ryb została wydłużona z kilkudziesięciu sekund do co najmniej kilkudziesięciu minut (w mieszkaniach i tak zostaną uśmiercone, jeśli nie uduszą się wcześniej w workach), zaś do śmieci trafiają setki ton dodatkowego plastiku, gdyż każda ryba pakowana jest w gruby foliowy worek z kratką.

Lewaku, zamiast zakazywać zabijania karpi młotkiem – walnij się tym młotkiem w głowę.

Ale nie opisałem powyższego tylko w ramach przedświątecznych wspomnień. Warto mieć świadomość, że to tylko wstęp do tego, co lewacy chcą nam zafundować. I nie chodzi tylko o to, że domagają się całkowitego zakazu sprzedaży żywych ryb. Ich zakusy idą znacznie dalej i mogą poważnie zaszkodzić polskiej gospodarce. Bredzenia Magdaleny Środy o tym, że zwierzętom domowym należy przyznać obywatelstwo albo Sylwii Spurek utrzymującej, że krowy są gwałcone, aby dawać mleko – to nie tylko groteska. To zapowiedź realnego zagrożenia.

Wspomniana euro-posłanka lewackiej Wiosny Biedronia na serio zgłasza postulat zakazu transportu żywych zwierząt rzeźnych, ponieważ w czasie transportu mają one „cierpieć”. Zastanówmy się, czym skutkowałoby wprowadzenie takiego przepisu? Największe przemysłowe (a więc najmniej ekologiczne) hodowle zapewne zainwestują w budowę własnych rzeźni (ubojni) zwierząt. Ale setek tysięcy małych gospodarstw nie będzie stać na taką inwestycję, więc będą zmuszone do zaniechania produkcji. I oto lewakom chodzi. W ramach budowy „nowego, lepszego świata” chcą człowieka pozbawić możliwości jedzenia mięsa albo drastycznie ograniczyć jego spożycie, co zresztą wspomniana euro-posłanka Spurek zadeklarowała już expressis verbis. Tak na marginesie: Stalin, Gomułka i Jaruzelski również pozbawiali ludzi możliwości spożywania mięsa. Tyle, że dawni komuniści doprowadzali do tego za sprawą niewydolności socjalistycznej gospodarki, zaś nowa euro-lewica podobny cel chce osiągnąć za pomocą ideologicznych brewerii.

W Wigilię 24 grudnia w „Gazecie Wyborczej” ukazał się tekst pt. „Czy zwierzętom w Polsce będzie lepiej? Niektórym na pewno”. Autorka wyartykułowała w nim, o co chodzi współczesnej lewicy. Zaczęła od karpi – o całkowity zakaz sprzedaży żywych ryb. Ale nie tylko. Także o – to cytat – „jajka bez klatek, szczęśliwe kurczaki”, czyli mówiąc wprost o likwidację ferm drobiu. To znów byłoby uderzenie w prężną branżę polskiej gospodarki – w produkcji mięsa drobiowego jesteśmy światowymi potentatami. Jeżeli u nas zakaże się hodowli drobiu na fermach, ten intratny biznes przejmą np. Ukraińcy.

I na koniec – powrót postulatu zakazu hodowli zwierząt futerkowych na fermach. Bo futra naturalne należy zastąpić sztucznymi, mimo iż to tak naprawdę niedegradowalny plastik. Najgorsze, że w tym akurat euro-lewacy mogą liczyć na wsparcie patriotycznych socjalistów z PiS.

– Pod koniec października zastępca rzecznika PiS Radosław Fogiel zapowiedział powrót do prac nad zakazem hodowli na futra, a w listopadzie złożenie podobnego projektu zapowiedziała przewodnicząca parlamentarnego zespołu przyjaciół zwierząt Katarzyna Piekarska – czytamy w tekście „Wyborczej”.

Jest takie stare przysłowie „od rzemyczka do kamyczka”. W tym przypadku – od karpi do futer i mięsa. Na razie działalność lewaków spowodowała wydłużenie agonii ryb, co jest i niehumanitarne, i nieekologiczne. Kolejne ich pomysły mogą być znacznie groźniejsze.

Zapewne nie bez powodu rozpętała się wściekła nagonka na arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, który stwierdził niedawno: – Ekologizm to zjawisko bardzo niebezpieczne.

Zmieniony ( 08.02.2020. )