ANIELSKIE POSZUKIWANIA, wolne od wszelkich barier czasu, przestrzeni czy prawdopodobieństwa.
Wpisał: Vladimir Volkoff   
20.02.2020.

 

 

ANIELSKIE POSZUKIWANIA, wolne od wszelkich barier czasu, przestrzeni czy prawdopodobieństwa.


[z książki Vladimira Volkoff, „Kroniki anielskie”, Wyd. KKK, 2006 Dębogóra]

================

Został obarczony misją. Nie było ważniejszej od stworzenia świata. A właściwie już przed jego stworzeniem. Do dyspozycji miał nieograniczony czas i nieskończoną przestrzeń - wszystkie planety, gwiazdy, światy rzeczywiste i potencjalne, wszystkie historie, które się wydarzyły i które mogły się były potoczyć zupełnie inaczej .

Jego poszukiwania miały być wolne od wszelkich barier czasu przestrzeni czy prawdopodobieństwa. Był tylko jeden warunek: nie wolno mu było pogwałcić wolności zainteresowanej.

====================

Lady Megan była odkryciem sezonu. Pod jej lśniącą skórą płynęła najczystsza błękitna krew, odziedziczona po normandzkim ojcu, a spięte w koronę złociste loki zawdzięczały swój miedziany blask irlandzkiej matce. Lady Megan była szczupła i wiotka, doskonale śpiewała i tańczyła, grała na harfie i malowała. Ani jej ojciec, ani matka, ani guwernantka, ani pokojówka, ani przyjaciółki z pensji, ani nauczyciele nigdy nie mieli najmniejszego powodu, by się na nią skarżyć, a kapłan, odprawiający raz w tygodniu uroczyste nabożeństwo przed kosmicznym drzewem Yggdrasil [Yggdrasil święte drzewo w mitologii nordyckiej], w którym porządne rodziny uczestniczyły przez szacunek dla tradycji, nie mógł nic zarzucić młodej parafiance, może oprócz nadmiernie poważnego podejścia do religii.

      Lady Megan miała jeszcze jedną zaletę, którą jednak ukrywała w obawie, by nie uchodzić za sawantkę a mianowicie, niezwykłą inteligencję, wykarmioną na wykształceniu, którego mogłoby jej pozazdrościć wielu mężczyzn, w tym na studiach medycznych, odbywanych, rzecz jasna, z należytą dyskrecją. Od chwili, gdy Lady Megan została przedstawiona na dworze, cały Londyn był u jej stóp, a ponieważ w tamtych czasach Londyn był stolicą Imperium, które rozpościerało się na pięciu kontynentach, to można powiedzieć, że Lady Megan była przez chwilę najbardziej podziwianą panną na świecie.

Jak powszechnie wiadomo, komety nie pozostają na nieboskłonie zbyt długo, ale dobiegł końca już drugi sezon Lady Megan, a jej blask ani trochę nie przygasał. Nie mogły się odbyć bez niej żaden bal, żadne polowanie, żadna premiera w operze. Gazety rozpisywały się o niej od Londynu po Paryż i od Nowego Jorku po Petersburg - i to zawsze dobrze. Wokół niej kręciły się najlepsze partie Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, w żaden sposób jej nie kompromitując. Z jej gładkiego czoła, czystych oczu, smukłej szyi i długich, cnotliwych rękawów w kolorze białym lub błękitnym, spod których wychylały się dłonie, emanowało coś wyjątkowego i nieskalanie czystego, co powstrzymywało wszelkie nieprzystojne spojrzenia i zapierało dech w piersi.

Nazywano ją Damą Bez Skazy. Spędzała lato nad Kanałem, gdzie przedstawiono jej pewnego osobnika, znanego jako kapitan Dubbs. Wysoki i w nieokreślonym wieku, był dżentelmenem w każdym calu, choć jego upodobanie do noszenia się wyłącznie na biało mogło się niektórym wydawać nieco ekscentryczne. Jeszcze bardziej miano mu za złe fakt, że nie raczył wyjawić, z których to Dubbsów pochodzi, z jakich stron pochodzi jego rodzina, którą z prywatnych szkół ukończył, i W którym regimencie służył. Jednakże jego widoczna zamożność i nieskalane maniery pozwalały wybaczyć nietypowe zachowanie. I choć krążyły plotki, że urodził się na Dalekim Wschodzie jako nieślubny syn pewnego pułkownika i córki maharadży, wszędzie był przyjmowany, mimo że wszyscy już zapomnieli kto pierwszy go przedstawił i komu. Widując go nie tylko u swoich rodziców, ale i we wszystkich najlepszych domach W okolicy, Dama Bez Skazy mogła się z nim spotykać zupełnie swobodnie, a jako Angielka mogła to czynić nawet bez przyzwoitki.

Codziennie spacerowali po plaży, z której wycofało się morze, pozostawiwszy wilgotny piasek, pachnący krabami i girlandami ciemnozielonych, ozdobionych koronką piany wodorostów. Zdarzało im się nawet wspinać na bazaltowe skały, piętrzące się ku opuszczonej latarni morskiej, którą ciągle obiecywali sobie kiedyś zwiedzić, nieustannie odkładając tę wycieczkę „na jutro”, jakby odczuwali przed nią zabobonny lęk.

     We wzajemnych relacjach tej dostojnej dziewicy i tajemniczego kapitana nigdy nie było cienia dwuznaczności lub flirtu. Często milczeli. Kiedy zaś rozmawiali, to głównie o literaturze, a ponieważ Dama Bez Skazy czytała przede wszystkim filozofów lub historyków religii, których to kapitan Dubbs zdawał się znać na pamięć, ich dyskusje toczyły się najczęściej wokół Gilgamesza, Laozi, Konfucjusza, Ozyrysa, Baala i Buddy.

Ogólnie rzecz biorąc, usta otwierali tylko wtedy, gdy mieli coś ważnego do powiedzenia. W przeciwnym razie milczeli. Ulubione tematy poruszali z pewnym dystansem, uważając, by nie postawić siebie lub rozmówcy w niezręcznej sytuacji. Właśnie dlatego Dama Bez Skazy była głęboko dotknięta, gdy kapitan Dubbs pozwolił sobie zadać wyjątkowo niestosowne pytanie. Tego dnia postanowili w końcu (a może raczej, niczego nie postanawiając, zrobili to równocześnie i bezwiednie) udać się do latarni. Metalowe drzwi ustąpiły pod naporem ramienia kapitana Dubbsa. Szczęknęły na zardzewiałych zawiasach, wydając głęboki dźwięk przypominający odgłos grzmotu. Uwięzione pod ich skrzydłem kamyki zazgrzytały, rysując płyty podłogi. W środku znajdowały się kręte schody, przystrojone masą pajęczyn, które kapitan rozdarł z galanterią za pomocą swojej laski. Niektóre jednak zawisły uczepione jego panamskiego kapelusza, a nawet (naturalnie, on szedł pierwszy, by nie być posądzonym o to, że przygląda się dolnej części pleców Lady Megan) koronkowego czepka jego towarzyszki. Wspinali się długo w półmroku podziurawionym w równych odstępach okienkami, umieszczonymi tam bardziej ze względu na dostęp powietrza niż światła. Pokonując kolejne stopnie z nieco pokruszonej cegły, myśleli o tym, że gdy już znajdą się na górze, ich relacja najprawdopodobniej istotnie się zmieni, że powiedzą tam sobie rzeczy, które do tej pory trzymali w tajemnicy, i zastanawiali się, czy nie lepiej by było natychmiast zejść na dół. Ponieważ jednak nie doszli do tego wniosku jednocześnie wspinali się nadal aż na szczyt.

Jesteśmy rzekł niepotrzebnie kapitan Dubbs, co było dowodem jego skrajnego zdenerwowania. Mechanizm optyczny latarni i. szklane ścianki obudowy były rozmontowane. Na szczycie latarni znajdował się już tylko taras bez dachu i balustrady, na którym człowiek czuł się wydany na pastwę burz i zawrotów głowy. Niebo było tego dnia jednolicie szare, ledwie muśnięte bielą tam, gdzie na horyzoncie wzbierał już przypływ. Dubbs i Lady Megan, zmuszeni trzymać się środka tarasu w obawie przed upadkiem, widzieli wokół siebie jedynie ów odległy horyzont. I właśnie wtedy to się stało.

- Czy wierzy pani w Boga? - spytał kapitan Dubbs.

    Pytanie to zaparło Lady Megan dech w piersi bardziej, niż gdyby kapitan spytał, czy nosi pod suknią halkę. Jednak choć była zszokowana takim brakiem manier, była wciąż intelektualistką, a co za tym idzie, umiała przejść nad formami do porządku dziennego.

- Oczywiście - odparła. - Dziecinada byłoby sadzić, że to człowiek jest ukoronowaniem wszechświata.

- Ale czy wierzy pani, że Bóg jest osobą mającą wolę, mającą jakiś plan, czy też może wyobraża Go sobie pani jako całkowicie oderwanego od świata, niczym jeden z tych epifenomenów bez żadnych konsekwencji? Jak pani myśli, Lady Megan, czy ludzkość jest jedynie brodawka na ciele Boga, czy też może w jakiś sposób jesteśmy dla niego ważni?

Lady Megan zastanowiła się przez chwilę. - Jestem wierną czytelniczka Żyda o imieniu Mojżesz - rzekła w końcu - i skłaniam się ku wierze, iż Bóg mógł faktycznie powiedzieć: Jestem-który-Jestem. Jednak kim jest Bóg z naszego punktu widzenia? Jest Stworzycielem. I byłby to zaiste bardzo lekkomyślny Stworzyciel, gdyby stworzył nas, a potem przestał się nami interesować.

- Cieszy mnie niezmiernie, że wspomina pani o tak mało znanej księdze, jaka jest Tora - rzekł kapitan Dubbs. Trzeba przyznać, że niektóre omawiane przez nas kwestie są tam opisane z niezwykłą przenikliwością, nie sadzi pani?

      Lady Megan nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc milczała. Od krwawej Tory wolała Bhagawadgitę, a jeszcze bardziej egipską Księgą Umarłych, która wprost emanowała łagodnością i dobrocią. Wpatrywała się w morze zbierające siły na horyzoncie.

Wobec tego Dubbs spytał: Czy nie sądzi pani na przykład, że mit upadku, który miał źródło w człowieczej wolności, jest jednym z najbardziej satysfakcjonujących wyjaśnień stanu, w jakim znajduje się dziś ludzkość - chora i śmiertelna oraz, co znacznie gorsze, degenerująca się na skutek coraz bardziej pożałowania godnych obyczajów? Nie ma pani dojmującego uczucia, że człowiek nie jest tym, czym mógłby, czym powinien być? I nie przyszło pani do głowy, że ta fundamentalna skaza mogłaby - powinna zostać w końcu wyleczona?

- Zdegenerowana ludzkość to nie pończocha, w której poleciało oczko - rzekła Lady Megan, która czasem pozwalała sobie na taką swobodę, jak aluzja do nader osobistej części garderoby.

Być może nie ma sensu, żeby takie pytania zadawała sobie osoba taka jak pani, która wszak jesteś istotą wyjątkową, całkowicie wymykającą się powszechnym prawom i w tak niewielkim stopniu dotkniętą ową skazą upadku.

- Proszę mnie źle nie zrozumieć, Lady Megan, ale sama myśl, że mogłaby pani. .. czy ja wiem. .. na przykład umrzeć lub choćby tylko kichnąć, wydaje mi się dziwaczna. A jednak rachunek prawdopodobieństwa każe mi przypuszczać, że pewnego dnia jedno i drugie może się pani przydarzyć.

Niemniej, śmiesznym przecież byłoby sądzić, że Bóg stworzył człowieka po to, by. .. kichać -ucięła Lady Megan, dbając o to, by konwersacja prowadzona była na odpowiednim poziomie, czyli lekko, co wyklucza śmierć z listy potencjalnych tematów. Lady Megan i kapitan nie patrzyli na siebie, jakby przeczuwaj ąc, że wypowiedzą słowa prorocze i nie chcąc ich przypieczętowywać spojrzeniem.

- Przyjmijmy - rzekł Dubbs że jest pani najbliższą doskonałości istotą, jaką nosi ziemia. Nie jest to takie nieprawdopodobne, bo przecież taka istota musi istnieć, a wiele wskazuje na to, że jest nią właśnie pani.

- Przyjmijmy - zgodziła się Dama Bez Skazy, nazbyt autentycznie skromna, by bawić się w udawanie skromności.

- A zatem, jeśli taka istota miałaby cierpieć identyczny los, jak reszta ludzkości, to czy nie sądzi pani, że jakby to ująć że Bóg powinien coś w tej sprawie zrobić? W końcu Bóg nie jest dzieckiem, które próbuje coś zrobić, a gdy mu się nie udaje, to rezygnuje.

Tym razem Lady Megan milczała nieco dłużej. Myślała o swoim małym braciszku, który po prostu zalewał się łzami, kiedy morze zburzyło jego zamek z piasku. Nie było to z pewnością zachowanie godne Boga. W końcu wyznała: Czcigodny Hines nigdy nic na ten temat nie mówił, a moje własne badania runów drzewa Yggdrasil. ..

- Usiądźmy - zaproponował Dubbs. Rozłożył śnieżnobiałą chusteczkę na kamiennym postumencie u szczytu schodów i posadziwszy na nim Lady Megan, sam przysiadł u jej stóp, na pierwszym stopniu. Siedząc tak na różnej wysokości, zwróceni byli ku sobie w trzech czwartych, a podłużna, wychudła twarz kapitana znajdowała się na poziomie okrytych błękitną suknią kolan Lady Megan.

Załóżmy - rzekł kapitan, a Lady Megan wydało się, że głos mu zadrżał - że Bóg stwarza świat, który raczej go zadowala oraz człowieka na swój obraz i podobieństwo człowieka którego następnie posyła, by panował nad światem, ale człowiek czyni zły użytek ze swej wolności, nie wykonuje zadania, degeneruje się, a świat razem z nim.

Lady Megan milczała, chwytając uchem daleki szum morza, które szykowało się do ataku na ląd, i zbędną tego dnia parasolką trącała leżące wokół kamyczki. Przypuśćmy - ciągnął Dubbs po chwili przerwy - że nasz Bóg, pragnąc naprawić swój błąd lub też realizując plan zbyt głęboki, abyśmy mogli go pojąć, postanawia sięgnąć po środki nadzwyczajne, to znaczy samemu stać się częścią własnego Stworzenia i w ten sposób przywrócić w nim porządek. Inaczej mówiąc, postanawia stać się człowiekiem, żeby osobiście pokazać ludziom, jak powinni kierować swoim życiem.

Ale jest w tym aspekt nie tylko dydaktyczny zauważyła rezolutnie Lady Megan. - Chcąc zrealizować taki plan, Bóg nie zadowoliłby się tylko pouczaniem ludzi, gdyż wiedziałby, że niektórzy nie będą chcieli go słuchać. Posunąłby się dalej. Stałby się nie tyle człowiekiem, ile Człowiekiem, w jakimś sensie go zastępując, tak jak mój profesor rysunku, który wykańcza oczy postaci na moich portretach, kiedy nie udaje mi się w nie tchnąć duszy.

- Otóż to - rzekł Dubbs. Trafiła pani w sedno. Bo przecież mimo pomocy profesora, rysunki nadal są pani autorstwa, nieprawdaż?

- Tylko pycha mogłaby mnie skłonić do zaprzeczenia.

- A zatem, gdyby nasz hipotetyczny Bóg, który stworzył człowieka i dał mu wolną wolę, z której ten skorzystał na swoją zgubę, postanowił go zbawić, to czy sądzi pani, że uczyniłby to w sposób autorytarny, wykonując zadanie niejako za niego, czy też może, przeciwnie, sprawiłby, że człowiek, a może raczej Człowiek, miałby udział w tym zbawieniu? Sądzę że tak właśnie by uczynił.

- Tak, czyli jak? Pozwoliłby Człowiekowi uczestniczyć w zbawieniu.

Dubbs zamilkł na dłużej. Fale przetaczały się już po plaży, a ponad nimi przelatywały krzykliwe eskadry mew, których wrzask tłumiony był przez urywane pomruki morza. Wkrótce linia, oddzielająca ziemię od wody zaczęła umykać sprzed oczu siedzącej na szczycie latarni pary. Mieli wrażenie, że znajdują się na pełnym morzu.

- A jak pani sądzi, w jakiż to sposób mógłby Bóg włączyć Człowieka w dzieło zbawienia? spytał kapitan obojętnym tonem. Tak naprawdę wcale nie oczekiwał odpowiedzi. Wstał, nie otrzepując spodni w obawie, że w ten sposób zwróci uwagę na fakt ich istnienia, wyciągnął do Lady Megan końce palców, aby pomóc jej się podnieść. Jeszcze przez chwilę stali tak, wdychając zapach napływającej wody. Potem zeszli po schodach tym razem to kapitan szedł z tyłu, by czasem przez przypadek nie dojrzeć kostki Lady Megan. Bez pośpiechu wrócili akurat na herbatę, nie bardziej rozmowni niż trzcinowa laska kapitana i koronkowa parasolka lady, które smukłe, przyodziane w rękawiczki dłonie zgodnie odstawiły do mosiężnego pojemnika na parasole.

***

Minęło kilka tygodni. Lady Megan i kapitan Dubbs wciąż spacerowali po plaży, głównie milcząc, świadomi, Ż

że zrodziło się między nimi coś zasługującego na najwyższy szacunek. Ich przyjaciele bardzo uważali, by nie zakłócać im tej samotności we dwoje, jakby domyślając się jej wielkiej wagi. Lady Megan nigdy nie była piękniejsza i bardziej poważna, zapatrzona w swój wewnętrzny świat, w którym rozkwitało coś tajemniczego. Kapitan był taki jak zawsze, pod flegmatycznym zachowaniem skrywał niecierpliwość swego oczekiwania. Ani razu nie wrócili do latarni, zgodnie omijając szerokim łukiem bazaltowe skały.

Na okolicę spadła przedwczesna jesień. Całe towarzystwo wciąż jeszcze pozostawało nad morzem, ale rozmawiano już głównie o przedstawieniach na Drury Lane i innych atrakcjach Covent Garden. Niektórzy pytali kapitana, czy wraca do londyńskiego hotelu Ateneum, czy do armii. Odpowiadał wymijająco. Coraz częściej żartowano sobie na temat jego białych garniturów w białe prążki, którym nie najlepiej robiły codzienne mżawki.

Na dwa dni przed wyjazdem Dubbs, jak zwykle, zabrał Lady Megan na przechadzkę. („Ależ Megan, chyba nie wyjdziesz w taką pogodę!” - rzekła jej matka. „Przeciwnie, mamo, wyjdę” - odparła Megan).

Oddalili się w opary mgły, biała suknia i biały garnitur okryte białymi pelerynami, podobni do siebie tym bardziej, że tym razem laskę i przeciwsłoneczna parasolkę zastąpiły dwa spore parasole przeciwdeszczowe. Plaża była różowa od mżawki. Morze silnie pachniało homarami. Tego dnia, idąc ku przeciwnemu krańcowi plaży, Lady Megan milczała. Wierzchołek latarni ukryty był pod kożuchem mgły. Mimo to, odrzucając pomocną dłoń kapitana, Lady Megan wspięła się po śliskich, bazaltowych skałach i sama pchnęła metalowe drzwi, które wydały taki sam dźwięk jak poprzednio. Weszli na górę. Tam nie było widać już zupełnie nie ani lądu, ani morza, ani nieba. Wszystko wyglądało jak słynny londyński smog, ale jakby nieco lżejszy, złożony z drobniutkich kropelek, nie zanieczyszczonych miejską sadzą. Nie mieli odwagi postąpić ani kroku dalej, w obawie, że spadną w otchłań. - - Zakładając że Boska logika przypomina naszą - zaczęła Megan - co nie jest wszak niemożliwe, jeśli przyjmiemy Mojżeszową hipotezę, zgodnie z którą zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga (to jest, chciałam powiedzieć, naszego hipotetycznego Boga), to jeśli chciałby on całkowicie przyjąć człowieczeństwo nie mógłby się ograniczyć jedynie do przyjęcia ludzkiej postaci, jak to często czynili bogowie starożytni. Musiałby uczestniczyć w ludzkiej kondycji od samego początku, od momentu przyjścia na świat. Czyli, musiałby się przede wszystkim narodzić. Inaczej byłoby to raczej dziwne.

Kapitan Dubbs milcząco skinął głową. Po chwili zastanowienia spytał, czy może zapalić, a otrzymawszy zgodę, nabił i zapalił fajkę.

- Istota ludzka rodzi się z mężczyzny i kobiety - podjęła Dama Bez Skazy tak spokojnie, jakby temat, który właśnie poruszała, wcale nie był nader delikatny - Trzeba zatem przyjąć, że Bóg - Człowiek musiałby się narodzić z Boga i człowieka, aby odziedziczyć obie natury. To prawda, że mężczyzna i kobieta, wzięci z osobna, nie posiadają wszystkich atrybutów natury ludzkiej gdyż przynależą one jedynie kobiecie i mężczyźnie razem, tak czy inaczej jednak, natura ludzka jest ich udziałem, gdyż zarówno o Adamie, jak i o Ewie mówi się, że są ludźmi. Możemy więc przyjąć, że wystarczyłoby, gdyby Bóg miał tylko ludzką matkę lub tylko ludzkiego ojca, aby w pełni stać się człowiekiem jednej albo drugiej płci. A ponieważ w naszej hipotezie nie przypisujemy Bogu żadnej płci, musimy zatem zdecydować, czy Bóg-Człowiek urodziłby się z Boga i mężczyzny, czy też z Boga i kobiety.

Dubbs słuchał, ćmiąc fajkę.

- Natomiast biorąc pod uwagę, iż Bóg nie zamieszkuje wśród nas w sposób widzialny, a rozwój człowieka w łonie matki trwa około dziewięciu miesięcy, wydaje się zatem logiczne, że Bóg nie ma właściwie wyboru i jeśli chce, żeby ludzkość uczestniczyła w procesie własnego zbawienia, będzie musiał odwołać się do kobiety i dzięki niej przyoblec się w ludzkie ciało. Zresztą o wiele łatwiej to sobie wyobrazić, niż mężczyznę składającego kroplę spermy na boskim łonie. (Tak, tak, Dama Bez Skazy używała takich określeń, nawet się nie czerwieniąc). Ale są i inne przyczyny. Z jednej strony, wszyscy odczuwamy akt stwórczy jako bardziej męski niż kobiecy, co pozwala przypuszczać, że tak jest w istocie. Z drugiej strony, trudno sobie wyobrazić, żeby Bóg, pragnący naprawdę być człowiekiem, mógł pozbawić się tych dziewięciu ważnych dla ludzkiego rozwoju miesięcy, Czy człowiek, który nie narodziłby się z kobiety (jak u Szekspira), byłby jeszcze w ogóle człowiekiem?

- Dodałbym do tego - rzekł kapitan Dubbs - że kobieta jest istotą bardziej wyrafinowaną od mężczyzny, bardziej wspaniałomyślną i zdolną do zapominania o sobie samej, a zatem bliższą Bogu. Pozostaje kwestia złożenia…. Zaszczepienia…

Zapłodnienia – powiedziała spokojnie Dama bez Skazy. -Gdybyśmy chcieli sobie wyobrazić jakiś rodzaj kopulacji między bóstwem a istotą ludzką, po raz kolejny wpadlibyśmy w krąg mitologii grecko-rzymskiej. Jowisz i Alkmena, Diana i Endymion i tym podobni... Miłosne igraszki. Nie, trzeba na tę rzecz spojrzeć zupełnie inaczej. Taki akt musi się odbyć bez tej całej groteskowej gimnastyki. Od strony technicznej, znajdzie się jakiś sposób... iskra elektryczna lub coś w tym rodzaju. Bóg, który wyciągnął wszechświat z nicości, nie będzie miał problemu z taką drobnostką.

Dubbs był zachwycony. Nie pomylił się co do tej mądrej dziewicy. Z pewnością nie przeszłyby jej przez usta takie wulgarne słowa jak „majtki” czy „szelki”, natomiast słowa „kopulacja” i „sperma” zupełnie ich nie kalały, zapewne dlatego, że nauczyła się ich na kursach medycyny, a poza tym jej błękitna krew stawiała ją ponad mieszczańskim konwenansem. Jeśli, jak się powiada, dżentelmen może zrobić wszystko, to dama może wszystko powiedzieć. Dubbs czekał na ciąg dalszy.

Krótko mówiąc - podjęła Dama Bez Skazy - odpowiadając na pytanie, które pan niegdyś zadał, należy stwierdzić, że jeśli Bóg chciałby, żeby ludzkość uczestniczyła w procesie własnego zbawienia, to poprosiłby o pomoc kobietę.

Dubbs palił przez chwilę w milczeniu. W końcu rzekł: - A ta kobieta. .. Jak ją pani sobie wyobraża? Jako zupełnie zwyczajną kobietę, jedną z wielu, skoro chodzi jedynie o przekazanie ludzkiej natury? Czy pierwsza lepsza pijaczka załatwiłaby sprawę? Czy Bóg, wybierając dla siebie matkę, zdałby się na przypadek?

- Zastanawiałam się nad tym.

Wciąż stali na środku tarasu, udając, że patrzą w dal, w obawie, żeby nie spojrzeć sobie w oczy, otuleni pasmami mgły, która zakrywała przed nimi przepaść u ich stóp. Na pierwszy rzut oka, może się to wydawać bez znaczenia, ale mimo wszystko, nie sądzę, żeby nasz hipotetyczny Bóg chciał, a nawet mógł narodzić się z pierwszej lepszej kobiety. Już wystarczająco trudno sobie wyobrazić, że sfera boska i ludzka mogą znaleźć jakiś punkt styczny. Bóg nie może igrać z prawami własnego stworzenia. Jeśli ustanowił dziedziczenie, to nie przyjdzie chyba na świat z byle jakimi genami. (Proszę mi wybaczyć to nowe i dosyć barbarzyńskie słowo). Jako Bóg musi zejść jak najniżej, by przyciągnąć do siebie wszystkich ludzi. Jednak jako człowiek musi się wznieść na wyżyny człowieczeństwa. W przeciwnym razie te sfery się nie zetkną. Jego rodzicielka z konieczności więc musi być jak najbliższa owego Boskiego obrazu, na jaki Bóg stworzył człowieka u zarania dziejów.

- Jeśli o to chodzi rzekł Dubbs - Bóg mógłby trochę sprawie dopomóc. Na przykład wybrać na matkę kobietę, którą pozbawiłby dziedzictwa pierworodnego błędu, o którym mówiliśmy.

- O nie! To byłoby oszustwo uniosła się nieco Lady Megan. Bóg chce, żeby ludzkość uczestniczyła w procesie swojego zbawienia taka, jaka jest, a nie taka, jaką była w czasie, gdy jeszcze nie potrzebowała zbawienia. Rzecz jasna, mówię o naszym hipotetycznym Bogu.

Niech i tak będzie - rzekł Dubbs. A zatem jaką osobowością obdarzyłaby pani tę, która. .. Przede wszystkim przerwała mu Lady Megan - na pewno ta kobieta nie znałaby i nigdy nie poznała mężczyzny w sposób przewidziany w prawie Mojżeszowym.

Po kilku pyknięciach fajką Dubbs spytał: - Dlaczego?

- Dlatego, że urodzić Boga może jedynie kobieta absolutnie wolna, a ponieważ Bogu obcy jest czas, musi być ona wolna przed, podczas i po tym fakcie. Kobieta, która kocha mężczyznę, kapitanie, lub taka, która może go zaspokoić, nie wejdzie już nigdy na ten szczyt, na którym zgodnie z naszą hipotezą od bywa się komunia między Bóstwem i człowieczeństwem. Czy może pan sobie wyobrazić, że Bóg ma rywala?

Nie, oczywiście że nie – rzekł Dubbs wytrząsając popiół z fajki i zapalając ją ponownie.

- Czy ma pani jeszcze inne sugestie odnośnie do tej kobiety?

- Tak. Myślę, że musiałaby mieć bardzo silny instynkt macierzyński. Jest sporo racji w tym, co się mówi. Niektóre z nas są bardziej matkami niż żonami, inne przeciwnie. Nasza kandydatka powinna znaleźć się w tej pierwszej kategorii i powiedziałabym kapitanie Dubbs, że archetyp dziewicy-matki, tak często powracający w religiach Wschodu, jest paradoksem tylko na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości to wcale nie rola matki, ale żony lub powiedzmy otwarcie - kochanki (mówiąc to, Lady Megan wyraźnie poczerwieniała), zasadniczo kłóci się z ideą dziewictwa. Naturalnie, współczesna rodzina anglosaska pozwala godzić wszystkie trzy role.

Przez dłuższą chwilę słychać było jedynie morze, a ponieważ nie było go widać, to dźwięk ten miał w sobie coś przerażającego. Morze zbliżało się, podnosiło. Sprawiało wrażenie, jakby za chwilę miało pogrążyć w swoich odmętach bazaltowe skały, uderzyć w mury latarni, wedrzeć się po schodach i pochłonąć ją całą. Megan i kapitan zwrócili się ku sobie na krótką chwilę, żeby sprawdzić, czy nadal dobrze się rozumieją i wciąż mówią o tym samym. A jak pani sądzi, jaki los czekałby ową dziewicę-matkę?

- Straszny, rzecz jasna - odparła Dama Bez Skazy z głębokim przekonaniem. - Bez życia prywatnego, bez męża, bez dzieci (takich zwyczajnych), a do tego wszystkiego znoszenie nieszczęścia swego syna. Bo przecież trudno sobie wyobrazić, że Bóg stanie się człowiekiem, żeby przyprowadzić ludzi z powrotem do Boga siłą - to mógłby uczynić, pozostając Bogiem. Nie, Bóg, który zgodzi się być człowiekiem, będzie ostatnim z ostatnich, wypije człowieczeństwo aż do ostatniej kropli goryczy. Widzę go jako trędowatego, zadżumionego, głuchoniemego lub zamęczonego na śmierć. Musi zostać pokonany w ten czy inny sposób. Pokonany. Człowiek może odzyskać swoją pierwotną chwałę jedynie poprzez upodlenie Boga. A matka, która będzie na to patrzyła. ..

- To właśnie ta matka zbawiłaby ludzkość - rzekł kapitan Dubbs, ssąc fajkę. Bez niej, bez jej przyzwolenia, Bóg nic by nie zdziałał! Prawda? Cóż za wniosły los! - - Wzniosły -westchnęła Lady Megan, a mleczne pasma otulały ich z wszystkich stron. Z trudem już widzieli się nawzajem, gdyż ich białe ubrania wtapiały się w biel mgły. Dubbs zbliżył się do Damy Bez Skazy, żeby lepiej j a widzieć. Czy to naprawdę była Ona? Z pewnością, nie było na świecie nie piękniejszego od tego czystego i łagodnego profilu, tego mądrego i gładkiego czoła, spokoju tej nieskalanie pięknej twarzy, nieustraszonego spojrzenia tych jasnych, zapatrzonych w dal oczu. „Nie ma na świecie niczego równie szlachetnego i czystego” - pomyślał.

- Wzniosły powtórzyła Lady Megan, odwracając się nagle ku niemu. Tak wzniosły. Na jej twarzy pojawił się dziwny uśmiech. Nie było w nim ironii ani tym bardziej radości, ale jakieś paradoksalne połączenie goryczy zwycięstwa ze spokojną rezygnacją. Nie zdejmując z kapitana spojrzenia swych świetlistych oczu, rzekła: Wzniosły .. Pod warunkiem, że się w to wierzy.

- Co ma pani na myśli? spytał w nagłym paroksyzmie strachu.

- To, że ja w to nie wierzę.

- Nie wierzy pani w Boga?

- W Yggdrasil? Ależ tak, jak najbardziej.

Jak najbardziej?

- Czyż Bóg nie jest z definicji Niepojęty i Jednorodzony? Jednorodzony w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jakże pan sobie wyobraża, że ludzkość mogłaby go zrodzić ponownie? O ile jednak moglibyśmy przyjąć, że to możliwe (choć przecież absurdalne) w czasie sprzed upadku ludzkości, o tyle zupełnie groteskowym a nawet rzekłabym - obraźliwym dla boskiej godności wydaje sie wyobrażanie sobie, iż ludzie, tacy jacy są obecnie - mierni, nędzni, cierpiący, przychodzący na świat w tak poniżający i brudny sposób, skazani na nieczystość jeszcze za życia oraz skalani śmiercią - mogliby wydać na świat Boga! Pomijam już nawet fakt, że uczeni uznają za zupełnie nieprawdopodobne dziewicze macierzyństwo. Naukowcy bywają rozbrajająco ograniczeni i pewnie dałoby się to jakoś rozwiązać w końcu natura zna pojęcie partenogenezy w odniesieniu do owadów czy roślin. Tak czy inaczej to znacznie bardziej prawdopodobne niż stworzenie wydające na świat swego Stwórcę. Jeśli Bóg poprzedza człowieka, to jakże człowiek mógłby poprzedzić Boga? Wiem, powie mi pan, że człowiek zdolny jest do wielu niesamowitych rzeczy, jak wynalezienie elektryczności czy oddanie życia za królową i ojczyznę.

- To prawda. Człowiek potrafi wznieść się ponad swoją kondycję. Ale, kapitanie, bądźmy poważni nie ponad swoją naturę. Sformułowaliśmy hipotezę, która, przyznaję, jest bardzo kusząca, ale przekształcić ją w doświadczenie mogłaby tylko wiara, do której ja jestem zupełnie niezdolna. *)

   Proszę mi mówić o rozszerzeniu Imperium poza granice Rosji lub Francji, o odkrywaniu nowych planet, o tak potrzebnym rozwoju medycyny, o potrojeniu obrotów naszego handlu zagranicznego, o obniżeniu liczby umierających z głodu w Londynie. .. Oto projekty, w które ktoś taki jak ja może uwierzyć, a nawet w nich uczestniczyć, drogi kapitanie Dubbs. Jednak jeśli chodzi o. ..

Dama Bez Skazy nie dokończyła. Kapitana już nie było obok niej. Przez chwilę wydawało jej się, że widzi jego długą, białą pelerynę falującą wśród pasm mgły, z którą się stapiała w jedno. A potem kapitan rozpłynął się w powietrzu razem ze swoją fajką. Panna nie okazała najlżejszych emocji. Spokojnie zeszła po krętych schodach i wróciła do domu, gdzie w świetle zielonych abażurów podawano parującą herbatę i kanapeczki z ogórkiem.

- A Dubbs nie chciał przyjść na herbatę? zdziwił się admirał unosząc okulary znad „Timesa”.

- Nie papo. Odniosłam wrażenie, że bardzo się spieszył odrzekła Dama Bez Skazy.

==========================

Przeleciał przez atmosferę i stratosferę, przeciął Mleczną Drogę, mgławice i galaktyki i dotarł do nieba, w którym nic już nie błyszczało, do miejsc, gdzie nieskończona przestrzeń łączy się z nieskończonością wieczności. Był niemal na samym dnie najczarniejszej rozpaczy aniołów.

=============================

 *)

MD, wariant:

     - A gdybym Ci, Pani, powiedział, że jestem Jego sługą i wysłannikiem? Oczywiście nie mogę wpłynąć na wolę stworzenia, bo w niepojętym dla nas akcje decyzji On obdarzył was pełną wolną wolą, ale pozbawił was cudu ukazywania Swego oblicza. Bo myśmy zobaczyli - i uwierzyli. Na twoją wolę nie wpływam, ale tę cząstkę wiedzy mogę chyba przekazać?? jęknął udręczony kapitan Dubbs.

      I zamknął oczy; po chwili, gdy otworzył, zobaczył klęczącą Lady, która mówiła: Oto ja, służebnica Pańska.

 


Zmieniony ( 21.02.2020. )