PRAWA FIZYKI nt. Smoleńska w NCz! | |
Wpisał: LESZEK SZYMOWSKI | |
03.12.2010. | |
PRAWA FIZYKI nt. Smoleńska w „NCz!” [dotarłem (przez zaspy, szczególnie obfite w naszej okolicy) do NCz! z dziennikarską wersją mego dokumentu złożonego w Prok. Wojskowej. Umieszczam, bo może język dziennikarski dotrze skuteczniej do niektórych czytelników niż mój do prokuratora.. MD] - Oficjalna rosyjska wersja śledztwa w sprawie katastrofy Tu-154M jest sprzeczna z prawami fizyki – zeznał w wojskowej prokuraturze profesor Mirosław Dakowski - fizyk, członek międzynarodowego zespołu wyjaśniającego przyczyny upadku prezydenckiego samolotu. "Najwyższy CZAS!" dotarł do jego zeznań.
LESZEK SZYMOWSKI - PRAWA FIZYKI I LOGIKI DZIAŁAJĄ NIEZALEŻNIE OD KWESTII POLITYCZNYCH - UWAŻA PROFESOR MIROSŁAW DAKOWSKI. JEGO OBLICZENIA [----md] OBALAJĄ WERSJĘ MAK I JEGO TEZY, ŻE SMOLEŃSKA KATASTROFA BYŁA WYNIKIEM BŁĘDU PILOTÓW Profesor Mirosław Dakowski przeanalizował dostępne w internecie zdjęcia wykonane wkrótce po katastrofie. Skorzystał też z oficjalnych danych technicznych dotyczących modelu samolotu Tu-154M. - W sytuacji, gdy szczegółowa wiedza o parametrach końca lotu Tu-154M jest zarezerwowana wyłącznie dla strony rosyjskiej, wszystkie rejestratory tych danych są zagarnięte przez stronę podejrzaną, nawet oryginał tzw. trzeciej skrzynki został im przekazany, nam pozostaje potężna broń - korzystanie z niezmiennych i nie dających się zafałszować praw logiki oraz praw natury, czyli "praw zachowania" fizyki - mówił Dakowski. - Nie wystarczą one do zrozumienia, co się tam stało. Pozwalają jednak wykluczyć wersje antyfizyczne, antylogiczne.
Dowód pierwszy: brzoza Pierwszym tropem są zdjęcia brzozy, o którą samolot miał uderzyć skrzydłem w krótką chwilę przed katastrofą. - Jeśli ta brzoza została zupełnie obcięta przez prawie poziomo lecący przedmiot, to z analizy zdjęcia wnioskujemy, iż przekaz pędu był na tyle niewielki, że korona nie odleciała na pewną odległość "w przód", lecz spadła tuż koło swego pnia w kierunku prostopadłym do hipotetycznego lotu płatowca - wyjaśniał profesor. - Przypomina to więc cięcie szablą. W takim przypadku niemożliwe jest równoczesne urwanie paru metrów skrzydła przez tak małą zmianę pędu, który miałby mieć wielkie działanie destrukcyjne. Zdaniem Dakowskiego, ważną przesłanką jest również drzazga na brzozie, która wskazywać może na późniejsze odłamanie się korony drzewa. Ten ślad wskazuje na to, że tupolew nie zahaczył o brzozę, lecz bardzo lekko i delikatnie musnął ją końcówką skrzydła. Ta wersja wyklucza uszkodzenie tak duże, aby urwało się kilka metrów skrzydła, co sugeruje MAK. Wyliczenia profesora Dakowskiego przeczą więc wersji o tym, jakoby tupolew stracił sterowność i odwrócił się na grzbiet wskutek uderzenia skrzydłem o brzozę. Co więcej: jeśli przyjąć, że w ostatnich sekundach lotu kapitan Arkadiusz Protasiuk zwiększył do maksimum ciąg silników, aby osiągnąć maksymalną moc, zaowocowało to ogromnym pędem powietrza. - Prąd powietrza o sile huraganu powinien porwać koronę ze sobą, w kierunku hipotetycznego lotu samolotu - mówi profesor Dakowski. [ja tam raczej uważam, że to gazy odrzutu z silników powinny odrzucić topolę (zwaną popularnie „brzozą”) do tyłu.. Ale na pewno nie mogła pozostać jak ta trzcina nadłamana.. MD]. Korona spadała jednak pionowo w dół, co dowodzi, że nie została porwana wiatrem wytworzonym przez ciąg. Z tego z kolei wynika, że nieprawdziwa jest wersja, jakoby w ostatnich sekundach, samolot leciał na pełnym ciągu. [ o Panie Logiki, a może go w ogóle tam nie było?? MD]
Dowód drugi: śmieci Na zdjęciu widać, że obok brzozy leżą bezładnie porozrzucane śmieci. Brakuje na nich śladów skutków pędu powietrza spowodowanego przez samolot, który wg MAK leciał na wysokości paru metrów nad ziemią. Pęd powietrza musiałby doprowadzić do tego, że worki ze śmieciami i pojedyncze odpady zostałyby porozrzucane na dużą odległość. Nic takiego się nie wydarzyło. Co więcej: - Gdyby dodatkowo uwzględnić, co niektórzy analitycy zakładają, możliwość lub nawet konieczność podnoszenia samolotu po uderzeniu o brzozę przez pełen ciąg silników, to byłyby dodatkowo widoczne ogromne efekty gorących gazów emitowanych w dół z silników na otoczenie widoczne na zdjęciu - mówił prokuratorom profesor Dakowski. Tymczasem nawet worki ze śmieciami i same śmieci są i były w spoczynku. Na zdjęciach nie ma żadnych zaburzeń spowodowanych dwoma powyższymi czynnikami.
Dowód trzeci: wybuch Kolejnym śladem jest widoczny na zdjęciach wygląd wraku tupolewa. Z praw fizyki wynika, że po uderzeniu o ziemię dochodzi do zgniecenia kadłuba. Z podobnymi sytuacjami mamy do czynienia, kiedy dochodzi do wypadku samochodowego. Wówczas część samochodu również ulega zgnieceniu. Tak samo jest w przypadku samolotu. Uderzenie o ziemię z ogromną siłą sprawia, że kadłub ulega zgnieceniu. Aby przy uderzeniu samolotu o ziemię kadłub mógł wybuchnąć, w środku musi dojść do pożaru albo wybuchu. [pożar nie wystarcza, zresztą go nie było.. MD] Dopiero w takim przypadku kadłub rozrywany jest na dziesiątki tysięcy części. Zdjęcia z katastrofy smoleńskiej stanowią zagadkę. [przepraszam, że się wtrącam, ale raczej stanowią DOWÓD! MD] . Widać na nich, że kadłub samolotu faktycznie się rozleciał, a nie uległ zgnieceniu. - Moja analiza niektórych z licznych przecież w Polsce zbiorów szczątków Tu-154M wskazuje, że części z duralu nie zostały zgniecione, lecz rozerwane - mówił Dakowski. - Konieczne jest sprawdzenie tego twierdzenia w laboratoriach specjalistycznych, np. Wydziału Mechaniki Politechniki Warszawskiej. Mam nadzieję, że Prokuratura Wojskowa takie pytania zadała i odpowiedzi uzyskała. Jeśli zostanie potwierdzone rozerwanie, to wybuch przestanie być hipotezą, stanie się oczywistością. To nie jedyny dowód w sprawie. Profesor Dakowski zwrócił również uwagę prokuratorów na zdjęcia, na których widać, że dolna część kadłuba, z włazem mniej więcej na odcinku odpowiadającym literom "EPUBLIC OF P" położona jest w kierunku przeciwnym do prawdopodobnego ruchu kadłuba. Co najważniejsze, ta część stoi pionowo. Brzegi tego fragmentu wygięte są na zewnątrz, co wskazuje na działanie siły od środka [wnętrza md] kadłuba. Ciężko znaleźć wytłumaczenie dla takiego położenia tego elementu. Prawdopodobna hipoteza jest taka, że pierwotnie równolegle do niego znajdował się cały kadłub. Następnie wybuch, który rozerwał kadłub, i siła działająca od jego wnętrza przesunęła element w stronę drzewa tak, że się o nie oparł. W tych samych okolicznościach powstały również wygięcia fragmentów w stronę zewnętrzną.
Dowód czwarty: krater Ponadto, zdaniem profesora Dakowskiego, gdyby spadający samolot uderzył w ziemię z tak ogromną prędkością, jak miało się to stać według śledczych z MAK, w ziemi musiałby powstać krater. Uderzenie musiałoby wyzwolić energię kinetyczną, która doprowadziłaby do zgniecenia kadłuba. - Takie uderzenie nie mogłoby spowodować rozerwania kadłuba na tysiące części - dowodził naukowiec w rozmowie z wojskowymi prokuratorami. Co więcej: brak krateru dowodzi również tego, że samolot nie upadł w tym miejscu, gdzie znaleziono jego wrak. Upaść musiał wcześniej. [te trzy słowa dodał dziennikarz, ja tego nie wiem...MD] Profesor zwrócił również uwagę na to, że na zdjęciach zrobionych po katastrofie widać doskonale fragmenty kadłuba, ale nie widać kabiny pilotów. A tymczasem kabina pilotów wykonana jest z twardszego materiału niż wszystkie inne części. Jak więc tłumaczyć to, że nie ma po niej śladu? Zdaniem profesora, to kolejna przesłanka przemawiająca za tym, że kabina została wysadzona w powietrze. - Fakt, iż kadłub jest rozpryśnięty na dziesiątki tysięcy drobnych ułamków i większych części, w związku ze stwierdzeniem prokuratora Andrzeja Seremeta, że "na pokładzie nie doszło do wybuchu konwencjonalnego", wskazuje na wybuch ładunku niekonwencjonalnego - zeznawał profesor Dakowski. - Narzucającą się przyczyną tak destruktywnego "rozpryśnięcia" kadłuba jest eksplozja bomby termo-wolumetrycznej w czasie zatrzymywania się kadłuba (z dokładnością 2-4 sekund). Z tej przyczyny uzasadnialiśmy konieczność ekshumacji już 2 maja. Dowód piąty: przeciążenia Profesor Dakowski obliczył też (...) przeciążenia, jakie mogły zaistnieć w momencie uderzenia samolotu o ziemię. Według niego, przy prędkości 300 km/h i długości drogi hamowania 100 metrów, średnie przeciążenie wynosiło 3,5 g (g to wartość przyciągania ziemskiego). Jeśli przyjąć, że samolot faktycznie zawadził skrzydłem o brzozę, oznacza to, że pokonał później drogę 200 metrów (taka odległość dzieli brzozę od miejsca upadku). Przeciążenie nie mogło więc być przyczyną śmierci pasażerów (śmiertelne przeciążenie to co najmniej 14 g). Według MAK, to właśnie przeciążenie o wartości 40-100 g powstałe w wyniku uderzenia samolotu o ziemię było przyczyną śmierci pasażerów. Jak zauważył profesor Dakowski, tak ogromne przeciążenie pozostawia na zwłokach człowieka wyraźne ślady: odrywają się kończyny, a oczy i mózg wypływają przez oczodoły. [...] Większość zwłok rozpoznawali krewni ofiar i nie zauważyli takich śladów. Potwierdza to również protokół sekcji zwłok prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w którym nie ma mowy o tego rodzaju uszkodzeniach ciała. - Prawa fizyki i logiki działają niezależnie od kwestii politycznych - uważa profesor Mirosław Dakowski. Jego obliczenia [---- md] obalają wersję MAK i jego tezy, że smoleńska katastrofa była wynikiem błędu pilotów. Analizy profesora Dakowskiego mogą być przełomowe dla wyjaśnienia prawdziwych okoliczności tragedii. Czy jednak polska prokuratura wykorzysta tę wiedzę?
|