Dobry CAR i swołocze bojarzy
Wpisał: seawolf   
08.12.2010.

Dobry CAR i swołocze bojarzy

Hosanna! Prezydent Medwiediew naobiecywał w szczerej, pełnej szacunku i miłości atmosferze Tuskowi i Komorowskiemu w zasadzie wszystko, łącznie z Niderlandami. Obaj Mężykowie Stanu promienieją, minister Sikorski podobnie- „Ja byłem przy rozmowie premiera Donalda Tuska i sprawę i odzyskania przez nas wraku i „czarnych skrzynek” i rzetelnego doprowadzenia śledztwa do końca stawialiśmy i uzyskaliśmy zapewnienia, że tak będzie” - stwierdził w Radiu Zet.

Ale, ale, chwileczkę, dlaczego ”do końca”? To zdanie jest dość zagadkowe. Jak to do końca, skoro jest taka szczera wola przełomu, szacunek, miłość, itd., itp., to powinno być ustalone na samym początku, na dzień dobry, a potem, to już tylko o pogodzie i festiwalu piosenki rosyjskiej, albo o dostawach ziemniaków, wielkim osiągnięciu tej wizyty, nie? Jak o cos trzeba prosić do samego końca, to znaczy, że Prezydent Miedwiediew również do samego końca odmawiał? A może ja się mylę, z moją logika jest cos nie tak? Zdaje się, że pan minister Sikorski bezwiednie, po freudowsku powiedział prawdę, do końca prosili i w końcu im Pan Prezydent Miedwiediew rzucił zniecierpliwiony cos w stylu, „nu, malcziki, ładno, dostaniecie te czarne skrzynki”. A w myślach zapewne dodał- „ale ja już chyba tych czasów nie dożyję”

To taka stara rosyjska tradycja, car zawsze był dobry, tylko bojarzy, swołocze nikczemnie przekręcali jego obietnice, gubili papiery obiecanej sprawy. Car, czy Generał- Gubernator w czasie uzyskanej audiencji zezwolił na to, czy owo, tylko drobiazg, naczelnik wydziału musi podpisać i nadać bieg sprawie. No i okazywało się, że naczelnik jest zajęty, potem, że nie ma papierów, bo referent, bydlę je gdzieś zagubił, potem papiery trzeba zatwierdzić w sąsiednim wydziale, którego naczelnik ma wypełniony kalendarz wizyt na pół roku do przodu… Także i teraz pan Prezydent obiecał, a co mu szkodzi, a zaraz potem pan Prokurator Generalny Rosji Jurij Czajka wylał na rozentuzjazmowane głowy kubeł wody, wyjaśniając, co to w praktyce oznacza. Jak pisze „Rzeczpospolita”, Czajka nie spodziewa się, by czarne skrzynki i wrak samolotu Tu-154 mogły być przekazane Polsce przed pierwszą rocznicą katastrofy smoleńskiej, przypadającą 10 kwietnia 2011 roku.

Jak stwierdził, kluczowe dowody rzeczowe w sprawie nie są jeszcze w dyspozycji rosyjskiej prokuratury, lecz MAK. Gdy dostaną je rosyjscy śledczy, będą musieli przeprowadzić własne badania, być może będą musiały także pozostać na czas ewentualnego procesu, dopiero później będzie można przekazać je Polsce - oświadczył Czajka.
Prokurator Czajka zapewnił jednocześnie, że „ rosyjscy prokuratorzy starają się maksymalnie szybko "wykonywać międzynarodowe polecenie kierowane przez stronę polską"”. Starają się ze wszystkich sił, zuchy, ale, jakoś, cholera, nie wychodzi, nie wiadomo dlaczego.

Prokurator generalny Andrzej Seremet zaznaczył, że rosyjskie śledztwo biegnie swoim torem i dozna zapewne przyśpieszenia, kiedy prokuratorzy wejdą w posiadanie dowodów i dokumentów, które posiada obecnie Międzypaństwowy Komitet Lotniczy. To genialna uwaga, nie sposób się nie zgodzić- z pewnością śledztwo ulegnie przyspieszeniu, gdy prokuratura dostanie dowody. Zastanawia raczej, w jaki sposób śledztwo uzyskiwało jakakolwiek prędkość BEZ dowodów.

Zatem najpierw MAK i generał Anodina będzie sobie prowadzić swoje śledztwo, które już samo w sobie jest tematem na książkę i film z gatunku fantasy długości porównywalnej z epopeją „Lawrence of Arabia” jeszcze przed skróceniem o kilka godzin. Potem rosyjska prokuratura wnikliwie pochyli się nad dowodami i najnowszą wersją zeznań świadków ( „nie brak świadków na tym świecie”, jak mawiał Rejent Milczek). Najnowszą ich wersją, bowiem rosyjskim wkładem w światową kryminalistykę i sądownictwo jest periodyczna zmienność zeznań. Jak trzeba, to sobie świadkowie przypominają, co tam akurat potrzeba na danym etapie, a stare zeznania się wrzuca do niszczarki.

Polska prokuratura ze zrozumieniem i szacunkiem dla tej lokalnej egzotyki skwapliwie również wrzuca otrzymane już kopie zeznań do niszczarki i zamienia je na nowe, jeszcze ciepłe. Tak jak w starej sowieckiej encyklopedii, gdzie prenumeratorzy mieli obowiązek robić update, czyli wycinać stare strony i wklejać przysyłane na ich adres nowe w miarę rozstrzeliwania wrogów ludu tam figurujących .

No, a potem, jak już wszystkie możliwe służby rosyjskie po kolei pozamykają swoje śledztwa i wszystkie procedury odwoławcze, potem sądy zakończą procesy we wszystkich instancjach, to oczywiście , jak najbardziej, daragije polskije druzja, z całego serca, dostaniecie wreszcie swoją własność. Bo, jakoś to umyka, te wszystkie skrzynki, ten wrak, te telefony, to wszystko jest własność polskiego państwa. Być może, jak dobrze pójdzie jeszcze nasze pokolenie odzyska to, co jest nasze i ani na sekundę nasze być nie przestało, na co Rosja nie ma żadnego tytułu własności, nawet jakiegoś głupiego niespłaconego weksla, za który można by tą własność zająć sądownie.

Premier Tusk przyznał, że słyszał, co powiedział prokurator Czajka, ale „słowa Miedwiediewa traktuje poważnie, że strona rosyjska rozumie polska potrzebę, by szczątki samolotu znalazły się w Polsce”. O, ja też myślę , nawet jestem pewien, że strona rosyjska doskonale to rozumie. I musi mieć niezły ubaw, oglądając rozpaczliwe podrygi polskich druzjej. „Sygnał z naszej strony był jednoznaczny” stwierdził Donald Tusk. Nie widziałem tego, ale jestem pewien, że zmarszczył przy tym groźnie brwi, a może nawet, kto wie, wystąpił w słynnej kryzysowej kurtce i bez krawata! Ale się musiał rozmówca przestraszyć! Ciekawe, że nie wspomniał, czy odpowiedź strony rosyjskiej była równie jednoznaczna.

Oczywiście, jak wiemy, nie ma to większego znaczenia, bowiem, jak już wiemy, bo zostało to publicznie powiedziane, nie może tak być, żeby wyniki polskiego śledztwa były inne, niż rosyjskiego, a Prezydent Polski również publicznie powiedział, że bardziej wierzy rosyjskiemu prezydentowi, niż polskiemu urzędnikowi. Jest to, oczywiście kolejny, słynny już „bronek”, czyli gafa Komorowskiego, ale bezwiednie powiedział, to, co dla wszystkich obserwatorów drogi życiowej Bronisława Komorowskiego jest jasne od lat. Wszak z obfitości serca usta mówią.

Dlaczego polska prokuratura czuje się zobowiązana do czegoś takiego, trudno zgadnąć, być może jest siła przyzwyczajenia, albo sentyment co starszych prokuratorów i sędziów, dla których idea, ze rosyjskie prawo obowiązuje również w Polsce nie brzmi wcale egzotycznie i absurdalnie, przeciwnie, zachowują się, jak stary koń wojskowy na dźwięk trąbki. Zapewne na tej samej zasadzie, jak Rosja przysłała trumny, ale zakazała je otwierać, to się nie otwiera i szlus!

Jakby zwłoki mojego ojca czy brata ktoś przysłał i powiedział, ze nie wolno mi otworzyć trumny, tylko mam pogrzebać tak, jak jest, bez sprawdzania, bo podobno prawo jakiegoś obcego państwa tak stanowi, to bym osobiście wziął przecinak i rozwalił wieko. I niech by mnie ktoś próbował powstrzymać! Właśnie dlatego, ze to mój krewny i mój kraj. A to byli Mój Prezydent, moi dowódcy, moi parlamentarzyści. I moi bohaterowie z lat młodości, jak Anna Walentynowicz. Elita mojego kraju. Zabita po raz kolejny, jak w każdym poprzednim pokoleniu.

http://seawolf.salon24.pl/