Polski Kościół "już cuchnie"
Wpisał: Stanisław Krajski   
20.04.2020.

    Polski Kościół "już cuchnie"

Stanisław Krajski

      Ewangelia na niedzielę 29 marca 2020 r. dotyczyła wskrzeszenia Łazarza. Kościół polski przypomina dziś Łazarza, w tym momencie, w którym Marta powiedziała do Chrystusa: „już cuchnie”. Chrystus spowodował jednak zmartwychwstanie Łazarza i spowoduje, wierzę to głęboko, zmartwychwstanie polskiego Kościoła, nie pozwoli mu zginąć, bo w tej polskiej Sodomie są jeszcze sprawiedliwi.


Co by było, gdyby polski Kościół nie „cuchnął”?

Polscy biskupi i kapłani potrafiliby, nie tylko doprowadzić do tego, żeby wszyscy wierni, którzy 29 marca chcieli być obecni na Mszy Św. bez problemu weszli do kościołów, ale również do tego, by w kościołach znalazło się wielu z tych wiernych, którzy jeszcze w lutym uczęszczali co niedziela na Mszę Świętą.

W marcu 2020 r. odbywałyby się w Polsce Wielkie Narodowe Rekolekcje, które spowodowały, że na Mszach Świętych znaleźliby się ci Polacy, którzy dawno, bardzo dawno w kościele nie byli.

Wielki Post 2020 r. byłby pierwszym w Polsce od dziesiątków lat Wielkim Postem z prawdziwego zdarzenia.

Gorzki Żale, Drogi Krzyżowe, pokutne i przebłagalne procesje zdominowałyby życie Polski.

Ks. abp Jan Paweł Lenga bardzo mocno krytykował polskich biskupów i kapłanów w swoich książkach i w prowadzonych przeze mnie programach z cyklu „Brzytwa, czyli ostro na każdy temat” w telewizji internetowej „Wrealu24” w okresie od września 2019 do stycznia 2020 roku.

Reakcja na te jego wypowiedzi nastąpiła jednak w dużych mediach dopiero po 21 stycznia, gdy wypowiedział się dla ponad pół miliona widzów w programie Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać”.

Wtedy różni modernistyczni kapłani i „katoliccy” dziennikarze zarzucali mu, że krzywdzi biskupów i kapłanów polskich, że jego zarzuty są bezpodstawne. Czas koronawirusa pokazał, że rzeczywistość polskiego Kościoła należałoby chyba malować jeszcze bardziej czarnymi barwami niż zrobił to Ksiądz Arcybiskup.

Przypomnijmy choćby jedną wypowiedź ks. abp. Lengi z książki jego autorstwa pt. „Przerywam zmowę milczenia”:

„Wszyscy się bronią, biskupi się bronią, mają dobre pałace, dwory mają dobre, ale Chrystus jest bezbronny dzisiaj. A my Go powinniśmy bronić. Kardynałowie, nie daje się im tego biretu kardynalskiego dla ozdoby, a daje się dlatego purpurowy, że powinni walczyć za Chrystusa, aż do przelewu krwi i nie bać się tego. A oni cicho siedzą. (…) Jeszcze niedawno mieliśmy takiego kardynała Wyszyńskiego, który potrafił powiedzieć Non possumus. Dlaczego dzisiaj ani jeden biskup w Polsce nie może tak powiedzieć: Non possumus? (…) Najpierw muszą naśladować Chrystusa, później tych świętych, którzy naprawdę Go naśladowali na ten sposób i możliwości, jakie były w ich czasach. Dlaczego nie robią tego dzisiaj? Dlatego to jest zmowa milczenia, a kiedy jest zmowa milczenia, to biedni ludzie nie wiedzą co robić. Kiedy pasterz nie czuwa nad trzodą, to trzodę porywa wilk, diabeł”.

W obliczu paniki i „epidemii” biskupi i kapłani nie zachowywali się w bardzo wielu wypadkach jak biskupi i kapłani, jak ci, którzy mają myśleć Chrystusem, a nie koronawirusem, mają myśleć o zbawieniu i dla niego działać, a nie o zdrowiu i dla niego działać.

Gdzie są polscy prawdziwi katolicy, polscy prawdziwi biskupi, polscy prawdziwi kapłani?

Prawdziwi katolicy owładnięci strachem przed ciężką chorobą, strachem przed śmiercią natychmiast skierowaliby swoje kroki do kościoła, by się spowiadać, prosić o zdrowie i życie, trwać w tych ciężkich momentach przy Chrystusie, szukać Jego opieki, zrobić wszystko by być gotowym na śmierć będącą bramą do zbawienia.

Prawdziwi biskupi przygotowywaliby i wzywali swoich kapłanów do posługi tak nastawionym katolikom, a swoich wiernych umacniali w takiej postawie, wzywali do spowiedzi, do modlitwy, do postu.

Prawdziwi kapłani otoczyliby wiernych, szczególnie starych i chorych, troskliwą duszpasterską nieprzerwaną opieką otwierając kościoły, prowadząc publiczne modlitwy, spędzając godziny w konfesjonałach, nawiedzając chorych (również na koronawirusa), samotnych i przerażonych.

Jakie zaś są dziś wskazania polskich biskupów?

Oto np. wskazania Metropolity Przemyskiego: „Posługę sakramentalną wobec osób chorych i w podeszłym wieku ograniczam do wypadków niebezpieczeństwa śmierci. Ich samych proszę, by przyjmowali Komunię świętą duchową, a swoje choroby, cierpienia i modlitwy ofiarowali w intencji personelu medycznego i służb państwowych. Zalecenia te dotyczą także kapelanów szpitali i zakładów zamkniętych.

A jak jest z opieka duszpasterską w szpitalach, w których nie ma pacjentów zarażonych koronawirusem?

Zapewne różnie. Przejrzałem wiele stron internetowych szpitali. Są tam tylko informacje ogólne sprzed „epidemii”.

Przejrzałem też portale lokalnych mediów.

Znalazłem tylko jedną informację: „W szpitalu im. Babińskiego w Kobierzynie wstrzymano odwiedziny i odwołano cotygodniowe wizyty duszpasterskie na oddziałach.


Czy zarażeni zostali otoczeni opieką duszpasterską?


W Polsce w dniu 30 marca 2020 r. było objętych kwarantanną 100 215 osób, głównie katolików, ludzi przerażonych, często w panice.

Czy są objęci opieką duszpasterską przez kapłanów z parafii, na terenie której się znajdują?

Nie znalazłem na ten temat żadnych informacji i na tej podstawie powątpiewam w to, że są spowiadani i otrzymują Komunie Święta, choć pojedynczych wypadków oczywiście nie wykluczam.

W wielu polskich domach zamknięci są zarażeni koronawirusem, którzy nie mają objawów i wielu z nich nie może spać z obawy, że choroba się zaostrzy, że dopadną ich duszności.

Czy duszpasterze do nich docierają?

Nie ma danych na ten temat i na tej podstawie sądzę, że jednak raczej nie.

W szpitalach przebywa duża liczba zarażonych, którzy podzieleni są na tych, którzy przechodzą chorobę w miarę łagodnie i na ciężkie wypadki.

Podstawowym obowiązkiem kapłanów jest nieść takim ludziom pociechę i nadzieję, Komunię świętą, być z nimi, modlić się z nimi, ofiarowywać im Boże błogosławieństwo i sakrament chorych.

Czy są w sposób wystarczający otoczeni opieka duszpasterską?

Na to pytanie nie sposób dziś (początek kwietnia 2020) odpowiedzieć. W mediach i internecie informacje na ten temat są szczątkowe. Kościół o tym nie informuje.

Oto jedyna informacja na ten temat, która znalazłem na portalu Krajowego Duszpasterstwa Służby Zdrowia. Znajdujemy tam materiał pt. „Jak kapelani rozgrzeszają chorych na oddziale zakaźnym?”. Czytamy w nim: „Kapelani z Radomskiego Szpitala Specjalistycznego zapewniają, że zakażeni koronawirusem nie pozostają bez opieki duchowej. Mimo tego, że nie mogą wejść na oddział zakaźny. (…) W dobie pandemii kapelani szpitalni znaleźli się w nowej sytuacji. Posługa wygląda, co prawda tak samo, ale jest ograniczona w stosunku do osób zakażonych lub podejrzanych o zakażenie. – Nie możemy wchodzić na oddział zakaźny i OIOM – mówi ks. Mirosław Bandos. Dodaje, że pacjenci nie są pozostawieni bez opieki duchowej. – Staramy się ogarniać ich codzienną modlitwą. Jeśli chodzi o sakramenty, staramy się komunikować przez personel. Wykonujemy telefon i pytamy, czy ktoś nowy przybył. Jeśli nie, to prosimy, żeby poinformowali obecnych pacjentów, żeby wzbudzili sobie żal za grzechy. Wtedy ja staję przed drzwiami tego oddziału czy na jego wysokości i proszę, żeby mieli tę świadomość, że my im udzielamy rozgrzeszenia, zgodnie ze wskazaniami Penitencjarii Apostolskiej – wyjaśnia kapelan radomskiego szpitala.

Pacjenci oddziałów zakaźnych mogą skorzystać też z możliwości komunii św. duchowej. Ks. Mirosław Bandos zachęca także do uczestnictwa we Mszy Św. za pośrednictwem internetu w telefonach komórkowych. Mówi, że trzeba być w stanie łaski uświęcającej, wyzbyć się przywiązania do grzechu. Jest wtedy też możliwość uzyskania odpustu zupełnego.

Duża trudność jest w przypadku sakramentu namaszczenia chorych w obliczu śmierci zakażonego. – Inspiruję się tu obrazem z Wielkiego Piątku kiedy obok Pana Jezusa jest dwóch łotrów. Skoro pacjent wzbudził w sobie żal doskonały, to tak jak ten Dobry Łotr on nie prosi o zbawienie, ale tylko o wspomnienie. Zatem sakrament namaszczenie fizycznie nie jest udzielony, ale na pewno zostałby duchowo przyjęty przez tego chorego – mówi gość Radia Plus Radom.

Dlaczego nie ma tam spowiedzi usznych? Dlaczego nie walczą o to, by ciężko chorym udzielić faktycznej Komunii Świętej, odprawić dla nich Mszę Św., udzielić im sakramentu chorych?

Dzwoniłem też do wielu kapelanów szpitali posiadających oddziały zakaźne. Niestety z nikim nie udało mi się połączyć. Zdobyłem jednak informacje na temat jednego z nich. Kapłan posługuje sam w całym wielkim szpitalu i obejmuje opieką duszpasterską nie tylko pacjentów, ale i personel (np. odprawia oddzielne Msze Św. dla personelu oddziału zakaźnego, na którym znajdują się zarażeni koronawirusem). Trudno mu zatem odwiedzać i oddział zakaźny (znajdują się na nim tylko lekkie wypadki) i inne oddziały (personel z oddziału zakaźnego nie wychodzi poza swój oddział). Mówi, że pacjenci zarażeni koronawirusem są poinformowani, że może ich wyspowiadać i udzielić im Komunii Świętej i jest gotowy w każdej chwili wkroczyć na ten oddział (jest dla niego przygotowany specjalny kombinezon). Nikt jednak z pacjentów o to do 2 kwietnia 2020 r. nie poprosił.

Ten kapłan był wyświęcony w 2017 r. Jest redemptorystą. Nazywa się o. Łukasz Baran. Byłem ciekawy jakim jest kałanem, jaką ma formację, co myśli. Znalazłem na jednej ze stron internetowych jego „Zamyślenia niedzielne”. Oto ich fragment: Sługa Boży arcybiskup Fulton Sheen powiedział kiedyś takie słowa: Gdybym nie był katolikiem i chciałbym znaleźć prawdziwy kościół w dzisiejszym świecie, szukałbym takiego kościoła, który nie żyje w zgodzie ze światem: innymi słowami szukałbym kościoła, którego świat nienawidzi. Bądźmy wierni Kościołowi, którego świat nienawidzi.Mo że wydawać się to heroizmem, ale takie jest nasze chrześcijańskie powołanie, aby nie zmieniać się ze światem, ale aby zmieniać świat.

Czy przykład radomski jest reprezentatywny?

Czy można powiedzieć, że w katolickiej Polsce jest właściwa i pełna opieka duszpasterska osób dotkniętych koronawirusem?

Co się stało z wieloma kapłanami?

Czy wielu z nich nie wie już kim jest i jakie są ich obowiązki?


Kapłani powinni być gotowi na śmierć


W 2016 r. ukazał się w periodyku „Zapisku Historyczne” artykuł autorstwa Andrea Mariani pt. Jezuici Prowincji Litewskiej wobec epidemii dżumy z lat 1708–1711”. Artykuł może być pouczający dla nas wszystkich, szczególnie dla kapłanów (a najbardziej dla jezuitów).

W wymienionym okresie w efekcie zarazy zmarło 131 jezuitów (było ich wszystkich 680). W samym Wilnie zaraza zabiła 33 tys. osób (liczna mieszkańców wynosiła ok. 70 tys.)

Jezuici podeszli, można powiedzieć, profesjonalnie do zarazy. Zastosowali wszystkie środki zapobiegawcze takie jak w Polsce w 2020 r., zamknęli swoje szkoły. Wyznaczyli kapłanów do posługi duszpasterskiej i braci do opieki nad mieszkańcami (zaopatrzenie w żywność biednych, opieka pielęgniarska nad chorymi, prowadzenie pogrzebów) i ich odseparowali. Pozostałych zakonników przeniesiono na wieś. Gdy umierali ci pierwsi uzupełniano ich stany. W pewnym momencie jezuici zamknęli też część kościołów, ale Msze Św. odprawiali na świeżym powietrzu i w mieszkaniach przy otwartych oknach. Chrzcili też i udzielali ślubów. Jezuici organizowali adoracje Najświętszego Sakramentu i procesje pokutne, spowiadali, nieśli pocieszenie. Głosili na placach słowo Boże.

Przytoczmy kilka fragmentów tego artykułu.

Czytamy w nim:

Jezuici ze szczególną troską podchodzili do kwestii udzielania sakramentów. Zgodnie z topiką laudacyjną kronik domowych ich liczba była niekiedy notowana przez kronikarzy. Podstawę ku tego typu obliczeniom dawały spisy sporządzane przez samych zakonników, które odzwierciedlają zamiłowanie jezuitów do gromadzenia danych statystycznych. Stanisław Lipski z wileńskiego domu profesów wysłuchał np. 1500 spowiedzi. Gdy zachorował, nie mogąc już chodzić, kazał wozić się lektyką (…). Oprócz głoszenia kazań w Krożach Wojciech Hryszkiewicz w okresie 50 dni wysłuchał 250 spowiedzi, czyli średnio pięć dziennie. Nawet w złym stanie zdrowotnym ojcowie Towarzystwa nie przerywali pracy. Chociażby w Warszawie Marcin Eliaszewicz udzielał (...) otaczającym go ludziom błogosławieństwa. Starania jezuitów prowadziły niekiedy do konwersji. Do takich przykładów należała Anna z Łapickich, żona wójta nieświeskiego Michała Nieczaja, która z siostrą przeszła z prawosławia na katolicyzm. Działalność charytatywna i duszpasterska często skutkowała zarażaniem się śmiertelną chorobą. (...) Wielkie ryzyko wiązało się ze słuchaniem spowiedzi usznej oraz z karmieniem chorych. Chociażby w Nieświeżu zakrystian kościoła Bożego Ciała Stanisław Lisowski zaraził się, podając jedzenie pachołkowi (...). Jakub Bartsch, profesor filozofii akademii wileńskiej, zachorował na dżumę, odwiedzając mieszczanina Goriusa, niedawno pozyskanego na łono Kościoła katolickiego.

Czytamy w nim również: Oczywiste ryzyko wiązało się z kontaktem fizycznym z chorymi zakonnikami lub z ich zwłokami. Z tego powodu śmiertelnie zachorował koadiutor Jerzy Hertl, który przyjął na siebie zadanie obmywania i ubierania ciał zmarłych współbrac. Superior misji królewieckiej Herman Holtz nabawił się choroby, udzielając ostatnich sakramentów współbratu Wawrzyńcowi Gostowskiemu. W Dyneburgu Jan Burski zaraził się, nosząc scholastyka Jedlińskiego do swojej celi. W podobny sposób zachorował w Krożach rektor Aleksander Kasztela, biorąc udział w pochówku swego przyjaciela archidiakona żmudzkiego.Gdy jezuici odczuwali pierwsze symptomy choroby, pozostawali na posłudze zarażonym i rozpoczynali odpowiednie przygotowania do śmierci. Wzruszające opisy tych indywidualnych zachowań znajdują się w nekrologach. Przede wszystkim przystępowano do generalnej spowiedzi i do komunii, które powtarzano w przypadku przedłużania się agonii. Jakub Bartsch i Józef Sierkuczewski rozgrzeszali siebie nawzajem. Następnie chorzy udawali się dobrowolnie do folwarku podmiejskiego, aby tam oczekiwać śmierci. Tak postąpili np. Baltazar Jaworski z wileńskiego domu profesów oraz wspomniani Bartsch i Sierkuczewski z kolegium akademickiego. Proszono także współbraci o wybaczenie. Umierający jezuici wystosowywali w tym celu listy, tak jak to uczynił Kazimierz Szczytt, lub zwracali się do wspólnoty za pośrednictwem spowiednika, jak w przypadku Aleksandra Kaszteli. Rzadko znajdujemy natomiast wzmianki o ostatnim namaszczeniu, które jako sakrament rozpowszechniało się dopiero w XVIII w. Otrzymał je m.in. Aleksander Kasztela. Ze względu na brak kapłana konający jezuici byli niekiedy zmuszeni do udzielenia sobie samym sakramentów. Wykorzystywali jednak tę sytuację do pobudzenia religijnych uczuć otoczenia. W ten sposób należy zinterpretować zwołanie przez Marcina Romanowskiego służby domowej, w obecności której udzielił sobie ostatniego namaszczenia.

Czy dziś w Polsce kapłani nie powinni zachowywać się jak ci jezuci? Czy ich ryzyko utraty życia nie jest tysiąc razy mniejsze?


Jest to fragment najnowszej książki Stanisława Krajskiego pt. „Masoneria polska 2020. Na rozdrożu historii”, która ukaże się w drugiej połowie kwietnia. Zamówienia można już składać: 601-519-847 lub: savoir@savoir-vivre.com.pl

Zmieniony ( 20.04.2020. )