Demon jest przebiegły, ale nie jest mocny: Znak krzyża potrafi sprawić, że ucieknie.
Wpisał: ŚWIĘTY JAN MARIA VIANNEY   
01.05.2020.

 

Demon jest przebiegły, ale nie jest mocny: Znak krzyża potrafi

sprawić, że ucieknie.

 

Upewnił się, że to demon, ponieważ bał się, a dobry Bóg nie wzbudza strachu.

 

Z książki Święci i moce ciemności. ks. Marcello Stanzione, w Wyd. AA można kupić za.. 2.90 !! https://www.religijna.pl/swieci-i-moce-ciemnosci-marcello-stanzione-carlo-di-pietro

ŚWIĘTY JAN MARIA VIANNEY I „GRAPPIN"

Jan Maria Vianney urodził się 8 maja 1786 roku W Dardilly we Francji. Pochodził z Wiejskiej rodziny i bez wcześniejszego przygotowania, W sierpniu 1815 roku przyjął święcenia kapłańskie. Aby do tego doszło, potrzebna była wytrwałość ojca Charlesa Balleya, proboszcza z Ecully, który wysłał go do seminarium, a potem przyjął do siebie, kiedy został zawiesz0ny w studiach. Neoprezbiter Jan Maria Vianney wrócił do Ecully i pracował jako wikariusz u boku ojca Balleya. Po jego śmierci został wysłany do Ars-en-Dombes, wioski zamieszkiwanej przez mniej niż 300 mieszkańców. Jan Maria Vianney, znany jako proboszcz z Ars, poświęcił się ewangelizacji poprzez swoją dobroć i miłosierdzie. Stale czuł się niegodny tego zadania. Dlatego jego życie było wypełnione sprawowaniem Mszy świętych i służba W konfesjonale bez chwili wytchnienia. Zmarł w 1859 roku. Papież Pius XI ogłosił go świętym W 1925 roku. Został uznany za wzór i patron wszystkich proboszczów.

Proboszcz z Ars przez ogrom pracy apostolskiej, którą wykonywał dla dobra dusz, nie mógł oczywiście nie wywołać zawiści szatana. Był często dręczony przez diabły, nigdy jednak nie dawał za wygraną. Często demony wydawały przerażające wrzaski, które słychać było z jego plebanii. Czasami biły go tak, że cały był posiniaczony. Jednego z tych demonów nazwał żartobliwie Grappinem (kotwicą). Jezus, Maryja i aniołowie przybywali mu z pomocą w walce z Grappinem. Pewnego razu sierżant żandarmerii Napoly, przyszedł w nocy porozmawiać z księdzem Vianneyem, stanął przed drzwiami plebanii i usłyszał przerażające wrzaski i oszczerstwa. Proboszcz pojawił sie ze swoją latarnią: „Proszę się nie martwić”, powiedział, „to tylko Grappin”, widząc jednak, że żandarm drżał ze strachu wziął go za rękę i odprowadził do kościoła.”

Jednego wieczoru kobieta uznawana za opętana wykrzykiwała na placu w Ars winy wszystkich, którzy się do niej zbliżali. Kiedy podszedł do niej ksiądz Vianney, wrzasnęła rozzłoszczona: „To ty, o którym nie mam nic do powiedzenia”. Zaraz jednak przyznała: „A jednak mam. Raz, kiedy wracałeś ze służby wojskowej, Vianney, tego dnia kiedy było tak ciepło, przechodziłeś obok Winnicy, wszedłeś, żeby wziąć trochę winogron. Ukradłeś, Vianney”. „To prawda.” przyznał - „Byłem tak spragniony, że wziąłem kiść, ale przed opuszczeniem winnicy, dobrze pamiętam, aby wynagrodzić szkodę właścicielowi, Zostawiłem pieniądze obok wejścia”. Grappin, ukryty w ciele tej biednej kobiety, wrzasnął: „Nie powiedziałeś wszystkiego!”.

Katarzyna Lasagne, jedna z jego bliskich współpracownic napisała w swoich wspomnieniach: „W tym samym roku kiedy Proboszcz miał założyć szkołę dla dziewcząt czyli około roku 1824, byliśmy w tym czasie u sióstr od św. Józefa w Fareins z Benedetta Lardet, gdzie pobierałyśmy nauki. Kiedy wróciłam w sobotę (jak zawsze, aby spędzić niedzielę w Ars), opowiedziano mi, że Proboszcz miał wiele problemów z powodu hałasów, jakie słyszał na plebanii w nocy. Niektórzy twierdzili, że to złodzieje, lub że ktoś chce mu zrobić krzywdę. Przybyła więc do niego grupa uzbrojonych młodych ludzi, aby go obronić, część stała na straży przy dzwonnicy, część przy kościele. Jeden z chłopców, Verchere, stał na straży w pokoju nieopodal pokoju Proboszcza, kiedy nagle usłyszał w środku nocy przerażający hałas. Był tak donośny, jak gdyby ktoś roztrzaskiwał na kawałki szafę stojaca w tym samym pokoju. Przestrasz0ny pobiegł po pomoc do księdza Proboszcza”.

A tak wspomina to sam ksiadz Vianney: „Mój drogi Verchere nie pamiętał już, że ma przy sobie broń, był przekonany, że to koniec”. Jednej nocy, gdy spadł śnieg, a nie było widać żadnych śladów na ziemi. Właśnie wtedy zrozumiał, że to nie złodzieje. Odesłał swoich dzielnych strażników do domów i został sam na polu walki. Opowiadał o różnych atakach demona. Uzbroił się w żelazne widły, które stawiał obok łóżka. Często słyszał drapanie i szarpanie zasłony, był przekonany, że nazajutrz znajdzie ja rozszarpana. Na te szmery szybko łapał za widły, myśląc, że to może szczury. Im bardziej walczył tym mocniejsze było szarpanie. Następnego dnia nie było śladu po nocnych szarpaninach. Innym razem demon pukał do drzwi jego pokoju i wołał go. Ksiądz wspominał, że był to cierpki i nieprzyjemny głos. „Kiedyś Grappin walił w moje drzwi. Nie pozwoliłem mu wejść. Wszedł mimo to. Przyszedł roztrzaskać dzbanek grzejący się na kominku. Często go zrzucał”.

A jeszcze innym razem „wydawało się jakby w moim mieszkaniu znalazł się wielki koń, który tuż pod moim pokojem skakał wysoko aż do sufitu i spadał na podłogę czterema kopytami”. Kiedy indziej słyszał na swoim podwórku rozmowy wojsk austriackich czy kozackich, w języku, którego nie rozumiał. Raz powiedział: „Nie kładźcie słomy w moim łóżku, ponieważ jeśli będzie jej za dużo, demon zrzuci mnie na ziemię”. A innym razem wspominał: „Grappin przyszedł dziś w nocy. Położył się pod moją głową czuły i przyjemny. Wydawał jęki jak umierający w agonii śmiertelnie chory człowiek”.

Pewnego razu, gdy ksiądz Vianney czytał Brewiarz siedząc przy kominku, usłyszał głośne sapanie tuż obok siebie, a potem odgłos jakby ktoś wymiotował kamieniami lub żwirem. Myśląc, że to demon powiedział: „Idę do domu Opatrzności. Powiem o tym, co robisz, aby tobą wzgardzić”. A hałas natychmiast ustał. Kiedyś słyszał jakby ktoś w ciężkich butach na nogach wchodził po drewnianych schodach do jego pokoju lecz nikogo nie widział. Takie nocne wizyty były bardzo częste. Ksiadz Vianney zauważył, że te zdarzenia maja miejsce przede wszystkim wówczas, kiedy jakiś grzesznik jest bliski nawrócenia, kiedy ktoś przyjeżdża do Ars żeby się wyspowiadać i zmienić swoje życie, czyli zrobić coś, co nie podobało się demonowi.

Zdarzyło się, że kiedy zaproszono go do San Trivier na jakiś jubileusz lub misje parafialne, był tam również misjonarz, ksiadz Chevalon. (Były to czasy, kiedy do Ars nie przybywały jeszcze tłumy wiernych). Proboszcz opowiadał o wizytach Grappina, jak zwykł nazywać demona. Jednego wieczoru księża zaczęli żartować z tych opowieści o nocnych hałasach. Mówili: „Proboszcz z Ars nie je i słyszy dźwięki w swojej głowie, a potem twierdzi, że słyszy hałasy”. Biedny proboszcz przyjął upokorzenie w milczeniu. Następnej nocy słychać było przerażający trzask, jakby cały dom miał się zawalić. Tak jakby szklane drzwi, które prowadziły do pokoju księdza Vianneya, roztrzaskały się w drobny mak. Wszyscy księża zerwali się z łóżek, przybiegli zobaczyć, co się stało. Kiedy stanęli w drzwiach pokoju proboszcza z Ars zobaczyli, że ten spokojnie śpi i odtąd nie śmieli już z niego żartować. Jeden z nich powiedział: „Proboszcz z Ars to święty”.

      Nie wiadomo, co jeszcze działo się podczas tych nocnych diabelskich wizyt, ani tego, o czyn nie chciał opowiadać. Jeden z żandarmów przechodząc raz pod oknem proboszcza, usłyszał niewyobrażalne wrzaski. Zdaje się, że jakaś dusza była uparta, skoro diabeł tak bardzo się męczył, aby ją porwać! Pewnego dnia przyszła do proboszcza kobieta, która cierpiała z powodu ataków szatana. Chciała się-wyspowiadać. Uklękła, lecz zaraz demon, mówiąc jej ustami powiedział głośno (tak, że wszyscy stojący wokół dobrze słyszeli całą rozmowę): „Zgrzeszyłam. [...] No już podnieś rękę, rozgrzesz mnie! Tyle razy ja nade mną podnosisz często tu do ciebie przychodzę”. Proboszcz zapytał po łacinie: -„Kim jesteś?”. Odpowiedziała: - „Magister caput [demon]. Ty czarna kreaturo, jakże muszę przez ciebie cierpieć! [demon często tak go nazywał]. Mówiłeś, że chciałeś wyjechać, dlaczego tego nie uczyniłeś? Dlaczego nie pójdziesz tam, gdzie cię dobrze nakarmią?” „Nie mam na to czasu” odparł Proboszcz. „Inni jakoś zawsze go znajdują. Dlaczego głosisz takie proste kazania? Mają cię za nieuka. Napisał do ciebie twój purpurat. Sprawiłem że zapomniał napisać ci o jednej ważnej rzeczy”. Rzeczywiście, Proboszcz dostał list od swojego biskupa, ale nikt o tym nie mógł wiedzieć, nikomu o tym wcześniej nie mówił. Ksiądz Vianney odpowiedział: „Napiszę do biskupa, żeby cię wygnał”. Demon na to: „Sprawię, że będzie ci drżała ręka i nie dasz rady napisać. Dopadnę cię, pokonałem silniejszych od ciebie. Jeszcze nie umarłeś. Gdyby nie B., która jest na górze [mówił o Matce Bożej, nazywając ją w bluźnierczy sposób] dopadlibyśmy cię wcześniej, ale ona cię zbyt dobrze strzeże. Tak jak ten wielki smok przy drzwiach kościoła [mowa o kaplicy św. Michała Archanioła i Świętych Aniołów, znajdującej się przy wejściu]....”.

      Inna opętana, gdy przyjechała do Ars, nie mogła wytrzymać samej obecności świętego proboszcza. Poproszono aby przyszedł do domu, w którym przebywała. Ponieważ jej jeszcze nie było, ukrył się w kącie jednego z pomieszczeń. Przyprowadzono ją do domu i chociaż nikt jej nic nie mówił, zaczęła uciekać i ryczeć: „Ten głupek gdzieś tu jest”.

      Proboszcz z Ars nie negował działania szatana. Nie wątpił w jego aktywną obecność W naszym życiu. Po prostu kazał mu iść tam, gdzie jego miejsce. Przede wszystkim przedstawiał to wszystko jako walkę szatana z Bogiem. W tej walce to my jesteśmy polem bitwy i pionkiem w grze. „Nie łudźmy się, że istnieje jakieś miejsce na ziemi, gdzie możemy uciec przed tą walką. Wszędzie znajdziemy demona, wszędzie będzie próbował ukraść nam niebo. Jednak zawsze i wszędzie możemy go pokonać”. Szatan jest wszędzie, ale nie tak jak Bóg, obecny we wszystkich rzeczach, aby utrzymywać je przy życiu i istnieniu. Z szatańską obecnością jest jak z istnieniem duchów, o których mówi się, że są tam, gdzie działają. Gryzie tam, gdzie może pożreć (Zob. 1 P 5, 8).

      Walczy tam, gdzie może wygrać. „Demon jest przebiegły, ale nie jest mocny: znak krzyża potrafi sprawić, że ucieknie”. Jego obecność jest względna. Jest wiecznym przegranym ponieważ człowiek został uratowany przez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Jest przebiegły, ponieważ przygląda się, bada poruszenia serca ludzkiego, nie mogąc czynić tego, co tylko Bóg Stwórca może sprawić. „Demon jest zawsze obok nas i czyha, jak może nas skusić”. To świetny psycholog, który chce popchnąć nas w grzech. Używa naszych stanów wewnętrznych i okoliczności zewnętrznych, wykorzystując je w taki sposób, żeby doprowadzić nas do grzechu. „Działa z zewnątrz na naszą wyobraźnię i uczucia. Wciąż jednak pozostaje ograniczony przyzwoleniem Boga wszechmogącego”, pisze kardynał Cottier, emerytowany teolog Domu Papieskiego.

      Proboszcz z Ars mówił o irracjonalnym strachu, jaki wzbudza w sercach, przypisujących mu więcej mocy niż właściwie posiada. Możemy przetrwać tę próbę w pokoju odpowiadając z radością na działanie Boga w takim wydarzeniu. Charakterystyczną cechą słów świętego na ten temat jest rzeczowość. Nie otrzymujemy od niego rozbudowanych opisów piekła. Mówiąc o walce duchowej, uczył swoich parafian wiary, jakiej naucza Kościół. Mówienie o demonie, które opiera się na tradycji teologicznej i duchowej nie musi być źródłem zwątpienia i kryzysu, jak to się powszechnie twierdzi. Uważał, że jedną z broni w walce z działaniem szatana są mocne fundamenty wiary. Grappin uwielbia bowiem fałszywe idee dotyczące Boga, sam jest wielkim kłamcą. Prawdy te nie są częścią złożonych i skomplikowanych prawd wiary. Zapytany przez biskupa DeVie o to, jak rozpoznał działanie szatana, ksiądz Vianney odpowiedział „iż upewnił się, że to demon, ponieważ bał się, a dobry Bóg nie wzbudza strachu”. Oto prosta odpowiedź.

      I jeszcze jedna szczególna uwaga. Proboszcz z Ars przeżywał diabelskie ataki w duchu wiary. Ojciec Toccanier opowiadał, jak święty proboszcz „zapewniał go, że nie bał się, ponieważ pokładał swoją ufność w Bogu”. Bóg był w centrum jego życia. Był jego pewnością. Demony zderzały się z murem: z jego zaufaniem Bogu, jego ufnością zanurzoną w miłości (dlatego tak często atakowana była jego cnota nadziei!). Tym,którzy krzyczą: „Demon! Demon!”, święci odpowiadają: ,Jezus! Jezus!”

     Spojrzenie pełne wiary prowadziło świętego proboszcza do połączenia tej walki z jego działalnością duszpasterską „Przyzwyczaję się do tego. Nie może zrobić niczego bez zgody Boga”, twierdził. Boże przyzwolenie oznacza, że wydarzenia te służą Jego chwale. Pan może wyciągnąć dobro że zła, bo On zrobi wszystko dla dobra swoich przyjaciół (zob. Rz 8, 28). Ksiądz Vianney interpretował działanie demona jako Znak wskazujący na to, że obrał właściwą drogę ewangelizacji w swojej parafii.

,Jest wściekły, to dobry znak. Demon jest okrutny, ale jest dobrą bestią, ponieważ pokazuje mi całe dobro, jakie dzieje się w Ars”. Diabelskie przeciwności są zachętą! Potrafił przemienić sytuację na swoją korzyść, niszcząc w ten sposób podstępne plany szatana!

Czytając powyższe opowieści trudno podpisać się pod oskarżeniami, że proboszcz z Ars był ofiarą „swojego zmęczonego umysłu i ciała”!

Jego równowaga, zarówno duchowa jak i ludzka, jego przemyślane odczytywanie zjawisk, jego prawość, pokój oraz natchniona nauka były oznakami dobrego zdrowia i niezachwianej świętości! Przez swoje ataki demon bawił się lękami i słabościami psychiki Proboszcza. Nie pozwalając mu spać, chciał osłabić jego zapał: „Dziś w nocy Grappin nie dał mi zmrużyć oka”. Próbował doprowadzić go do szaleństwa!

=======================

Radzę wybrać tu:

https://www.religijna.pl/?utm_term=20200501&utm_campaign=majowka_z_rabatem_55p_20200501&utm_medium=email&c_id=54295191&utm_source=edrone&utm_content=email_click

 



Zmieniony ( 01.05.2020. )