Brońmy się - klasyfikując duszpasterzy -proboszczów ! - I Biskupów.
Wpisał: Marcin Drewicz   
10.05.2020.

Brońmy się - klasyfikując duszpasterzy-proboszczów !

Marcin Drewicz

     "Oliwa na wierzch wyliwa” – mawiano ongiś. Jedna zaś z modlitw „na czas koronawirusa” brzmi: „Aby ten czas przyniósł więcej pożytku niż szkody, więcej dobra niż zła”.

       „Przed koronawirusem” działalność duszpasterzy parafialnych jawiła się nam dosyć jednolicie; jeśli pominąć oczywiste różnice pomiędzy dzisiejszym polskim ogółem a tymi miejscami, gdzie odprawia się już Mszę Tradycyjną. Lecz gdyby porównać treść i formę kaznodziejstwa tego „ogólnego” z niejednym „tradycyjnym”, to niekiedy trudno by się doszukiwać różnic. Czyżby obydwa były w naszych czasach podobnie... miałkie? Lecz przecież w Piśmie jest mowa o tym, aby nie być letnim, czyli nijakim, beztreściowym...

Niemniej, „kryteria oceny pracy duchowieństwa przez wiernych” – że się tu tak niezgrabnie wyrazimy – rzeczywiście były w naszej epoce niejasne, nieostre. Tak samo i kryteria oceny religijności samych wiernych świeckich. Owszem, zawsze pomoże... statystyka (o czym też dalej). Ogłaszane są, acz z rocznym opóźnieniem, wskaźniki „dominicantes” i „comunicantes” dla całej Polski oraz w rozbiciu na diecezje. Przydałoby się atoli, wewnątrz diecezji w jakiej znajduje się duże miasto, podać wskaźniki osobno dla tego miasta (zwłaszcza Warszawy) i osobno dla reszty diecezji; a najlepiej w ogóle parafiami i dekanatami (i tu się powoli zbliżamy do myśli przewodniej niniejszego artykułu).

Brakuje nam atoli danych statystycznych o katolickich Chrztach, o Pierwszych Spowiedziach i Komuniach, o Bierzmowaniach (to straszne, ale nazywanych już w XXI wieku „sakramentem pożegnania z Kościołem”), o katolickich Zaślubinach Małżeńskich (tzw. ślub kościelny, lecz już nie interesujący tych, co się byli wraz z Bierzmowaniem z Kościołem „pożegnali”), czy wreszcie i danych liczbowych o katolickich pogrzebach (z podziałem na kremację i bez kremacji, sic!); brak także statystyki – ale jak ją zbudować? – obejmującej przystępowanie ogółu wiernych do Spowiedzi Świętej.

Pewien katolik mieszkający w jednym ze zlaicyzowanych krajów Zachodu wzdychał nad swoimi dorastającymi dziećmi: „Aby one przez całe życie potrafiły się spowiadać i aby to czyniły”. Owszem, lecz skoro z katolickich nominalnie świątyń gdzieniegdzie pousuwano już... konfesjonały. Nie uczynili tego wszakże wierni świeccy, ani nie z ich inicjatywy się to odbyło (i tu mamy coraz bliżej do sedna naszego tematu).

Taki ciąg statystyczny dopiero ilustruje i mierzy, w każdym razie „jakoś policzalnie” ilustruje stan religijności w narodzie i zarazem skuteczność pracy duchowieństwa lub tejże skuteczności brak.

Tak więc powyższymi systematycznymi obliczeniami dotyczącymi życia sakramentalnego można i trzeba było zająć się już dawno temu – nadal czekamy. Natomiast „koronawirus” przydał nam nowe nieoczekiwane możliwości... zdemaskowania księży-modernistów-liberałów, właśnie w wymiarze... statystycznym (i innym przecież też). To pozwala się nam przed nimi bronić, gdyż bodaj czy nie pierwszym warunkiem obrony jest określenie przeciwnika i jego metod. Kto, skąd i czym do nas strzela?

Oto niektóre spośród nowych miar „pracy duszpasterskiej” w Polsce:

1) Zamykanie kościołów. Teraz (gdy to piszemy – maj 2020) już pewnie nie, lecz mamy tu na myśli zwłaszcza ten jakże newralgiczny (dlaczego? ach, dlaczego?) tegoroczny podokres wielkopostno-wielkanocny, pomiędzy 24 marca (wigilia Zwiastowania Pańskiego i zarazem wprowadzenie ograniczenia do pięciu osób naraz z świątyni; także i dzień pewnego nowego świeckiego „święta”, sic!), a 19 kwietnia (dzisiaj nosząca inną nazwę niedziela Oktawy Wielkiejnocy, Biała, Przewodnia; w bieżącym roku trzy dni po narzuceniu obowiązku chodzenia w maseczkach [chodzi o namordniki, kagańce. M. DEakowski] ).

Słyszymy, że są w Polsce diecezje, w jakich w ogóle pozamykano kościoły, także i przed tymi zrazu 50., a nawet i przed 5. dzielnymi wiernymi, jacy, jakby nigdy nic, na Mszę Świętą się tam wybierali. Niemniej i my także, w diecezji w jakiej tego nie uczyniono, w owym 26-dniowym wyżej wyszczególnionym okresie kilka razy skazani zostaliśmy przez duchowieństwo (i to w kilku różnych miejscach), by nieoczekiwanie tryknąć głową w zamknięte na cztery spusty drzwi świątyni – właśnie w Zwiastowanie Pańskie (w tym roku środa), czy w Wielkim Tygodniu – w Triduum Paschalne. Czy już na tym etapie naszych rozważań „czegoś” Wam to wszystko nie mówi?

Bo były i odmiany tego „zamykania kościołów”: Oto przychodzimy, niejako „rutynowo”, do świątyni otwartej (drzwi otwarte), w piątek 27 marca, trzy dni po wprowadzeniu limitu 5. osób, na Nabożeństwo Drogi Krzyżowej... już tylko my, nikogo więcej. No, i ksiądz, który gdzieś tam mignął nam w drzwiach zakrystii. Jak ta nasza czcigodna ukochana świątynia, tak znienacka, wygląda? Pusta! Bez ludzi. Wierzymy, że nadal z Bogiem. Po pewnym czasie przybyło – spóźnionych – dwoje młodych ludzi, i jeszcze pani starsza. Czy to nabożeństwo się tam i wtedy odbyło? Bo na pierwszym Nabożeństwie Drogi Krzyżowej w tym roku – w dniu 28 lutego – frekwencja była może nawet więcej niż dobra. Jak sami widzicie – z kalendarzem w ręku – przez równy miesiąc, koniec lutego do końca marca, została ona brutalnie zniesiona, stopniowo – można było liczyć obecnych – do zera (!); już na dwa tygodnie przed tegorocznym Wielkim Piątkiem AD 2020, aby go już w ogóle nie celebrowano! I tak się stało! Bo „oni” – jak wiadomo – chcą, aby tu zapanowało zero powszechne.

A jeszcze w dniu 20 marca br., więc na tydzień przed tym feralnym piątkiem 27 marca było na Drodze Krzyżowej obecnych, mało jak na tę parafię, bo osób tylko 17., w tym 5. dzieci (sic!); i to w warunkach reżimu jeszcze „do 50. osób”, gdy zwykle Droga Krzyżowa – w piątki – gromadzi tam może nawet około 100 (sto) osób.

Bo w te właśnie dni, po 24 marca br., więc począwszy od tego jakże z założenia radosnego Święta Zwiastowania Pańskiego – Archanioł Boży Gabryjel posłan do Panny Maryjej; Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według Słowa Twego – w polskich kościołach „drzwi były zamknięte z obawy przed... gojami”. Czy ktoś zaprzeczy? Temu nie przeczył nawet ksiądz, jakiemu to zdanie wprost w twarz wypowiedzieliśmy.

W ogóle w ostatnich dwóch miesiącach, od połowy marca, nagadaliśmy się do tych księży, w kilku parafiach, co niemiara – czego dotąd nie mieliśmy w zwyczaju. Ich zaś reakcja na to, co my do nich mówiliśmy, nadaje się chyba na osobną prezentację.

Także w Niedzielę Oktawy Wielkanocnej (w tym roku 19 kwietnia), gdy czyta się tę właśnie frazę z Ewangelii Świętej o „drzwiach zamkniętych”, musieliśmy, o tak!, dosłownie dobijać się w czasie Mszy z kruchty do nawy kościoła, aby nas wpuszczono – gojów do Wieczernika. Bo ksiądz się boi, że ci goje „zrobią frekwencję”, a on za to będzie musiał... mandat płacić, i wymówek biskupa słuchać; a na zewnątrz pilnuje tego wszystkiego tajniak, czasem zmotoryzowany patrol mundurowy – a nawet coraz to inni tajniacy, niektórzy dosyć nawet malowniczy (ma się to oko – wczesna młodość w „stanie wojennym i powojennym”, co by nie mówić; a ostatnio pojawiła się nawet... dziewczyna na motocyklu, sic!).

Lecz oczywiście, wszystko to ma o wiele głębsze „dno”, o czym już nie tutaj.

Więc można policzyć, który to proboszcz, gdzie i kiedy zamknął kościół na czas – jak długi? ile takich przypadków? ile „godzin mszalnych” łącznie? – w jakim według z dawna ustalonego przecież „porządku nabożeństw” miała by się odbyć Msza Św. lub inna właściwa dla danego okresu celebracja; i choćby tylko na tej podstawie można ustalić „ranking proboszczów”.

Zmieniony ( 10.05.2020. )