Czy Aleksander Łukaszenka uratuje cywilizację łacińską?
Wpisał: Aleksander Stralcov-Karwacki   
24.12.2010.

Czy Aleksander Łukaszenka uratuje cywilizację łacińską?

[uważam sytuację naszych braci – Białorusinów za tak ważną i tak zakłamywaną, że poświęcę jej więcej uwagi i miejsca MD]

http://lm-wkl.livejournal.com/59676.html?style=mine

Aleksander Stralcov-Karwacki Do napisania tego artykułu zmotywowały mnie ostatnie teksty pana Jana Engelgarda "Drugiego Majdanu nie było i nie będzie" na stronie konserwatyzm.pl oraz pana profesora Jacka Bartyzela „Anakonda dusi Białoruś” na stronie piotrskarga.pl

Nie jestem zwolennikiem demokracji, tym niemniej uważam, że w dowolnym ustroju państwowym obowiązuje nas weryfikacja własnych zapatrywań przez prawdę obiektywną. Przy zdefiniowaniu tej prawdy oczywiście nie możemy wyjść poza naszą naturalną ułomność, tym niemniej czuję się zobowiązany podjąć głoś w dyskusji, która bezpośrednio dotyczy tego utworu państwowego, obywatelem którego jestem.

Przede wszystkim chciałbym odznaczyć w czym zgadzam się z obydwoma panami. Zgadzam się z panami, że na Białorusi panuje pokój. Tylko czy każdy pokój kontrrewolucjonista powinien uwielbiać? Raczej jest to pokój na porewolucyjnych zgliszczach. Do szczerej euforii wobec eleganckich zwycięstw Łukaszenki, którą daje się czuć w kręgach zachowawczych w Polsce chciałbym dorzucić trochę dziegciu, bo prawda zawsze boli. Otóż Łukaszenka nie jest kontrrewolucjonistą. Wybór pomiędzy Łukaszenką a opozycją jest mniej więcej jak między Hitlerem a Adenauerem. By to porównanie wyglądało bardziej rzeczowo przytoczę kilka faktów.

Na Białorusi nadal działa posowieckie ustawodawstwo odnośnie aborcji. Aborcja jest robiona na życzenie, w dowolnym miesiącu ciąży. Mam śmiałość twierdzić, że nic nie stoi na przeszkodzie, by Łukaszenka obalił tak niesprawiedliwe prawo, przecież rządzi za pomocą dekretów z mocą ustawy, a i parlament w zasadzie uchwala każdą ustawodawczą propozycję, którą podaje. Jeżeli to nie zostało do dziś zrobione, można rzec, że cała odpowiedzialność w tej sprawie spada na prowodyra. Czy miałby być lepszy od Króla Hiszpanii, poddanego ostrej krytyce, gdy nie zawetował ustawy o związkach homoseksualnych?

Druga rzecz – stosunek do własności prywatnej.
Udział przedsiębiorstw prywatnych w gospodarce białoruskiej nigdy nie przekraczał 20%, a cały czas oscyluje wokół 10-15 %. To nie jest skutek jakiejś dziwacznej białoruskiej duszy, lecz świadoma polityka postkomunistyczna Łukaszenki, który dąży do jak największej koncentracji zasobów w rękach państwa, a w zasadzie w swoich własnych rękach. Czegoś takiego Polska nie znała nawet w czasach PRL. Dodać należy, że nie żyje się tym przedsiębiorcom na Białorusi najlepiej. Rozpowszechnioną praktyką, która nie jest opisana w żadnej ustawie, jest pobieranie haraczy w wysokości tysięcy dolarów na szczeblu powiatowym, dziesiątków tysięcy na szczeblu wojewódzkim oraz setek tysięcy lub milionów na szczeblu krajowym. To jest cena, którą należy zapłacić by zaistnieć na rynku białoruskim. Częstotliwość opłat nie jest reglamentowana, może być tak, że w poszczególnych wypadkach następuje jednorazowo, lub kilkurazowo, w zależności od aktualnej sytuacji gospodarczej i politycznej. Tym, co nie zapłacą, grozi kontrola podatkowa, po której najczęściej zostaje ogłoszona upadłość, a właściciel idzie do więzienia.

Dobrobyt i świadczenia socjalne. Postaram się przytoczyć charakterystyczne przykłady, z którymi mają styczność Białorusini. Od razu trzeba zaznaczyć, że de facto na Białorusi jest system stanowy wg którego inne problemy ma zwykły plebs, a inne tzw. nowa szlachta - inteligencja - ludzie wykształceni. Dla plebsu w zasadzie Łukaszenka robi wszystko czego potrzebuje. Jest chleb i są widowiska. Może nie tak dużo chleba jak by się chciało, ale nie umierają z głodu. Dlatego zarobek robotnika z zakładu "Biełaruś" (białoruski URSUS) jest prawie dwa razy wyższy niż profesora na uniwersytecie - 2500 zł/1500 zł miesięcznie. Sytuacja młodzieży: student po ukończeniu studiów ma iść pracować przez 3 lata w ramach tzw. państwowej dystrybucji - odpracowywać koszt swoich studiów. W tym przymusowo może być wysłany do dowolnego miejsca na Białorusi. Oczywiście za łapówkę można obejść ten na pewno nieprzyjemny epizod w swojej biografii.

Trzeci wątek - stosunek do Kościoła. Od razu chciałbym stwierdzić, że Kościół katolicki na Białorusi jest jak najbardziej lojalny wobec władz państwowych. Trochę w mniejszym stopniu za czasów JE Kardynała Kazimierza Świątka i w trochę większym stopniu teraz za czasów JE Arcybiskupa, Metropolity Mińsko-Mohylewskiego Tadeusza Kondrusiewicza oraz JE Biskupa Grodzieńskiego Aleksandra Kaszkiewicza. Tym niemniej wobec Kościoła nadal są stosowane istotne ograniczenia, które wynikają z postsowieckiej mentalności trzymających władzę. Kościół nadal nie ma prawa dostępu do szkół, w związku z czym nie ma religii jako przedmiotu. Kościół nie ma dostępu do więzień, a w wojsku nie ma kapelanów. Zakony nie korzystają z pełni praw, a zakonnicy są przyrównywani do zwykłego duchowieństwa. Nie oddaje się budynków kościelnych, zabranych jeszcze w XIX wieku. Czy to jest rzeczywista wolność Kościoła? Nie, raczej to jest tak zwana „Wolność Kościoła w państwie komunistycznym”, jak to trafnie określił w swoim czasie prof. Plinio Correa de Oliveira.

Wreszcie sprawa Polaków.
Tak, na Białorusi nie prześladuje się Polaków masowo, lecz wyłącznie tych, co niby są na usługach Zachodu. Śmiem zadać pytanie. Jeżeli Łukaszenka jest taki dobry dla Polaków, to dlaczego teraz, lub w czasach prezesa ZPB T.Kruczkowskiego nie pozwolił (a mogę zaświadczyć, że wnioski rodziców na takie szkoły były) na otwarcie jeszcze dwóch-trzech szkół (nie mówię o dziesiątkach) w Nowogródku, Lidzie i Mińsku? Dlaczego dla całej 400-tysięcznej (wg danych oficjalnych) społeczności polskiej na Białorusi działa tylko dwie pełnowartościowe szkoły polskie: w Wołkowysku i Grodnie? Polska opinia publiczna ubolewa teraz nad niszczeniem szkolnictwa polskiego na Litwie, przy tym, że tam funkcjonuje kilkadziesiąt polskich szkół dla maksymalnie 150-tysięcznej społeczności polskiej. Może czas pochylić się wreszcie nad sytuacją Polaków na Białorusi, którzy mimo braku otwartych prześladowań po cichu się rusyfikują. Nie jestem pewien, kto z państwa i kiedy po raz ostatni był w Grodnie. Ale zapraszam i przy okazji proszę uważnie posłuchać w jakim języku na co dzień rozmawiają grodnianie, w 50% mający pochodzenie polskie. Daje się zaobserwować podwójne standardy nie tylko w kręgu rewolucjonistów unijnych, lecz również niestety narodowców, konserwatystów czy wolnościowców w Polsce. Oskarżacie o antypolskość posła litewskiego Gintarasa Songajłę, miotającego pioruny w pomysł Karty Polaka, lecz nic się nie mówi w stosunku do Aleksandra Łukszenki, który kilkakrotnie potępił pomysł Karty Polaka, mającej rzekomo podzielić jego obywateli na dwie kategorie. Nie do przyjęcia wydaje się być tak zwane „Centrum wypędzonych” w Berlinie, ale nie ma ani słowa, o tym, że Łukaszenka zorganizował muzeum w postaci przedwojennej „Linii Stalina”, albo o tym, że nadal we wszystkich miastach „zachodniobiałoruskich” są ulicy „17-go września”. Oskarżacie o socjalizm całą Europę, lecz najbardziej socjalistyczny przywódca europejski, którym w istocie jest Aleksander Łukaszenka, jest poza krytyką.

Śmiem twierdzić, że rząd Łukaszenki o wiele skuteczniej zlikwiduje realną polskość na Białorusi, niż każdy ultranacjonalistyczny rząd białoruski, jeżeliby taki miał możność powstać. Przy otwartej konfrontacji, ale szerokich możliwościach działania, które wtedy mogą zaistnieć, Polacy dadzą sobie rady i obronią się. Natomiast taktyka cichego stopniowego uduszenia jest nadzwyczaj niszcząca.
W związku z powyższym stwierdzam, że ideologią Łukaszenki jest narodowy socjalizm, w którym podstawową rolę odgrywa idea białoruskiego narodu sowieckiego, mówiącego językiem rosyjskim.

Rozumiem, skąd w kręgach zachowawczych w Polsce jest taki zachwyt Aleksandrem Łukaszenką. Mając przed sobą mroczną perspektywę szerzenia bluźnierstw i błędów Unii Europejskiej, nie mając oparcia we własnej elicie, rozpaczliwie rozglądają się za charyzmatycznymi przywódcami, zdolnymi wywrócić stół polityki europejskiej i zrealizować rekonkwistę. Lecz Łukaszenka nie jest konkwistadorem. Można go nazwać wschodnim barbarzyńcą, i jako taki budzie pewien respekt, w tym sensie, w którym budzi respekt prawo naturalne, przestrzegane w jakimś stopniu przez barbarzyńców. Jak inny barbarzyńca Adolf Hitler przestrzega on zasad hierarchicznych i tradycyjnych metod zarządzania. Jest w tym swój urok estetyczny, który miała również III Rzesza, ale i ona i Aleksander Łukaszenka nie wymyślili tu nic nowego, a wykorzystując, ostatecznie zdyskredytowali w dyskursie europejskim takie godne wszelkiego poparcia pojęcia, jak powagę hierarchii, honoru żołnierskiego, uczuć patriotycznych. Prawica w Europie już w ciągu prawie 70 lat nie może się otrząsnąć ze zniszczeń ideowych, których sprawcami byli i są tacy pożyteczni idioci na służbie lewicy jak Adolf Hitler i Aleksander Łukaszenka.

Opozycja. Media w Polsce realizują wizję liberalną, odpowiednio nagłaśniają tylko to co uważają za pożyteczne. Uważam, że niestety i kręgi zachowawcze w Polsce ufają tym mediom, a nie mając szerszej styczności ze społeczeństwem białoruskim nie wiedzą w zasadzie prawie nic o opozycji. I to jest oczywiste, bo te „merdia” nie napiszą o tym, że dwóch kandydatów na prezydenta w tych wyborach Wital Rymaszewski i Ryhor Kastusiou są równie przeciwko marszom i związkom homoseksualnym, a w dodatku nie żyją w konkubinacie jak Aleksander Łukaszenka i spłodzili legalne potomstwo. „Merdia” nie napiszą, że opozycyjna, niezarejestrowana, radykalnie protestancka Białoruska Chrześcijańska Demokracja (niech nazwa nie myli) stale prowadzi kampanię antyaborcyjną. „Merdia” nie napiszą, że przewodniczący Białoruskiego Frontu Narodowego Alaksiej Janukiewicz w wywiadzie, na pytanie o stosunek do związków homoseksualnych, powiedział, że „moja pozycja w tej kwestii jest zgodna z nauczaniem Kościoła katolickiego – jestem przeciwko”. I jeszcze o wielu rzeczach nie napiszą, dlatego proszę szanownych panów o wstrzemięźliwość w swoich ocenach, jeżeli nie jesteście w wystarczającym stopniu poinformowani i nie jesteście w stanie, by po takie informacje, z pierwszych rąk, sięgnąć.

W końcu chciałbym poruszyć wątek legitymizacji władzy Łukaszenki. Tu zgodzę się z profesorem J.Bartyzelem, który stwierdza, że Łukaszenka - to integralny, „russowski” demokrata. Tak, taki sam jak Adolf Hitler, który drogą referendów realizował swoje cele. Zawsze chciał spytać Ludu, który hojnie udzielał mu swego poparcia. Można posunąć się do stwierdzenia, że nawet aktualni posłowie Sejmu Rzeczypospolitej, niezależnie od opcji politycznej, są mniej demokratyczni niż Aleksander Łukaszenka. Przecież tyle razy wspominać o tym, że „przez Lud, dla Ludu i z Ludem”, jak Łukaszenka nikt w Europie już się nie ośmieli. Więc dziwi mnie ostra krytyka w stosunku do pana posła Artura Górskiego przez konserwatyzm.pl, który chyba ma poczucie wstydu i przynajmniej stara się jak najrzadziej wspominać o własnej legitymizacji od „Ludu”, a nie są stosowane podobne kryteria do Aleksandra Łukaszenki, który jest programowym demokratą i cała jego różnica z zachodnimi ideowymi pobratymcami przebiega wyłącznie w sferze procedury, którą nadużywa w imię najwyższego źródła władzy demokratycznej – Ludu.

Aleksander Stralcov-Karwacki
Mińsk-Litewski, Białoruś